Ocenianie gier często wywołuje skrajne odczucia u czytelników, bowiem na koniec dnia każdy ma swoje zdanie, które wcale nie musi być zgodne z opinią recenzenta.
Na wstępie warto się zastanowić jak zdefiniować pojęcie dobrej gry. Wiele osób w tym miejscu wskazałoby, że najistotniejszym elementem jest tutaj tzw. grywalność, a na dalszych miejscach znalazłaby się oprawa audiowizualna, brak rażących błędów czy w końcu cena tytułu. Jest w tym sporo racji, ale już przy pierwszym aspekcie pojawia się pewien problem. No bo to czy dana produkcja jest dla kogoś „miodna” jest pojęciem dość subiektywnym. Idąc dalej tym tokiem rozumowania dochodzimy do pierwszej istotnej kwestii – żadna z recenzji nie jest obiektywna, bo zwyczajnie jest to niemożliwie. Autor ocenia grę przez pryzmat swoich oczekiwań, doświadczeń w trakcie zabawy oraz tego jak dany tytuł wypada na tle konkurencji. Nie ma uniwersalnych szablonów, które z góry definiowałyby wymagania względem poszczególnych aspektów produkcji. Oczywiście są jakieś ogólnie przyjęte standardy, ale stanowią one jedynie swego rodzaju umowne wytyczne, a nie twardy regulamin, którego recenzent musi się trzymać przy tworzeniu swoich publikacji.
Nie, wydawcy nie płacą nam za dobre oceny swoich gier
To jeden z najczęstszych zarzutów pod recenzjami, szczególnie tych większych – bardziej znanych produkcji. Jeśli autorowi podoba się jakaś głośna produkcja dużego studia to przecież automatycznie oznacza to, że dostał „w łapę” od wydawcy i będzie się nią zachwycał. Jest to bardzo błędny i krzywdzący tok rozumowania dla recenzenta. Takie sytuacje, jeśli w ogóle mają miejsce są niezwykle rzadkie i wie to każdy, kto kiedykolwiek pracował w jakiejkolwiek redakcji. Łatwo to zresztą udowodnić - wystarczy się zastanowić jak wygląda praca recenzenta. Większość z nas bezpośrednio kontaktuje się z osobami odpowiedzialnymi za rozmowy z prasą u danego wydawcy w celu pozyskania danej gry. To nie jest tak, że redaktor naczelny portalu X spotyka się prezesem dystrybutora i przy partyjce golfa ustalają między sobą wszystko, a następnego dnia redaktor Y dostaje określony tytuł z nakazem wystawienia mu dobrej oceny w publikacji. Zazwyczaj sami wybieramy tytuły do recenzji, kryteria są różne, ale prawie zawsze nie mają one nic wspólnego z pieniędzmi. Swego czasu była głośna afera dotycząca tego procederu w odniesieniu do jednego z większych, zachodnich portali.
Nie, reklama gry na portalu nie oznacza zaprzedanie duszy wydawcy
Warto w tym miejscu wspomnieć również o aspekcie reklam, bo przecież jak u nas promuje się daną produkcje to logiczne, że recenzja nie będzie rzetelna. Skoro w grę wchodzą (zazwyczaj dość duże) pieniądze to „nie może być inaczej”. Nic bardziej mylnego. Wszystkie większe redakcje, tak samo jak i wydawcy mają swoje działy marketingu, w których pracują ludzie niemający nic wspólnego z redaktorami odpowiedzialnymi za recenzje gier. Osoby te zdobywają reklamodawców oferując im konkretne propozycje. Nigdy na stole nie wyląduje jednak karta pokroju „kupimy sobie dobrą ocenę”. Dlaczego? To proste - wiarygodność jest wartością raczej nie do przecenienia dla danego portalu czy gazety. Trudno byłoby raczej obronić bardzo pozytywną recenzję danego tytułu, który na łamach innych mediów dostał niską ocenę. W dobie powszechnego i szybkiego dostępu do sieci taki artykuł, recenzent oraz portal zostałby praktycznie natychmiastowo publicznie zlinczowany w komentarzach przez użytkowników, o czym zresztą przekonał się już niejeden serwis. Jak to potocznie się mówi – gra niewarta świeczki.
Niezależna produkcja może być lepsza od kolejnego blockbustera
Kolejnym często pojawiającym się zarzutem pod adresem portali recenzujących gry jest fakt pomijania produkcji niezależnych na rzecz dużych, dobrze znanych marek. W rzeczywistości trend obecnie jest zupełnie odwrotny. Z niekrytą przyjemnością „wyławiamy” perełki indie, bo zazwyczaj twórcy takowych zdecydowanie bardziej przykładają się do ich wykonania. Nie mogąc konkurować pod względem oprawy, z uwagi na ograniczenia budżetowe producenci takich produkcji zazwyczaj skupiają się na grywalności. Zupełnie słusznie. Dla przykładu w tym roku świetnie bawiłem się przy Banished czy drugiej odsłonie Van Helsinga. Żadna z nich nie osiągnęła sukcesu na miarę powiedzmy kolejnej odsłony Battlefielda, ale to nie zmienia faktu, że w ogólnym rozrachunku to po prostu dobre gry. Warto w tym miejscu wyjaśnić, co rozumiem pod pojęciem wspomnianego sukcesu. Takowy mierzy się oczywiście w ilości sprzedanych kopii danego tytułu. Z drugiej strony to wcale nie musi być równoznaczne ze stwierdzeniem „dobra gra”. Wiele niezłych produkcji przeszło bez echa z uwagi na zbyt małą lub praktycznie żadną promocję (małe studia rzadko posiadają większe środki, które mogą przeznaczyć na reklamę) bądź też tytuł był kierowany do bardzo wąskiego kręgu odbiorców.
Nie odkryje Ameryki, jeśli napiszę, że najlepiej samemu zagrać i ocenić daną grę. Z tym jest jednak problem, bo twórcy coraz rzadziej wypuszczają wersji demonstracyjnych swoich produkcji. Pozostają więc dwie opcje: kupić w ciemno lub ją „wypożyczyć”. Na temat tego ostatniego nie ma sensu dyskutować, bo w moim rozumieniu, na wielu płaszczyznach jest to zła praktyka. Z drugiej jednak strony producenci są po części sami sobie winni. Tyle już było gier, które nie spełniły oczekiwań, że trudno być całkowicie oburzonym procederem „wypożyczania” przed kupieniem. Żeby mnie ktoś nie zrozumiał opacznie – nie popieram piractwa. Zdecydowanie uważam, że wszystkie studia powinny wydawać dema swoich produkcji przed oficjalną premierą finalnej wersji, bo to by zdecydowanie ułatwiło podjęcie decyzji o ewentualnym zakupie.
Nie szastajmy piątkami na prawo i lewo
Na koniec jeszcze kilka słów odnośnie naszego systemu oceniania gier. Często widuje komentarze, że oceniliśmy dany tytuł zbyt nisko. Część z Was uważa, że szkolna trójka to mało. W mojej opinii zdecydowanie zbyt często media zajmujące się recenzjami gier przyznają wysokie lub prawie maksymalne oceny. Ideałów na tym świecie nie ma, tak też nie wyobrażam sobie przyznać piątki jakiejkolwiek produkcji. Dokładnie w połowie skali mamy 2,5, a więc tytuł średni / przeciętny. Wspomniana 3 to już gra niezła, warta uwagi, ale której czegoś zabrakło przez co nie otrzymała wyższej oceny. Idąc dalej 3,5 – 4 to dobry tytuł, jeden z lepszych w swojej kategorii. Nie można mu wiele zarzucić i zdecydowanie zapada w pamięć na dłuższy czas. Tym sposobem dochodzimy do najwyższej, w mojej skali oceny, jaką dana gra może otrzymać, a więc od 4,5 do 4,9. Tutaj już nie ma żadnych wymówek, produkcja bliska ideału, absolutnie najlepsza w swojej kategorii, którą nawet za 10 czy 15 lat nadal będę wspominał i stawiał jako wzór do naśladowania.
Ostatecznie należy zawsze pamiętać o najistotniejszym aspekcie recenzji. I to nie tylko tych dotyczących gier. Ocena końcowa jest zawsze subiektywna i nie oznacza, że dany produkt będzie się podobał każdemu lub nie podobał nikomu. Ile ludzi na świecie, tyle gustów i guścików. I dobrze, bo inaczej co roku dostawalibyśmy te same gry z kolejnym numerkiem przy tytule. Oczywiście taki mechanizm również ma rację bytu i swoich oddanych fanów. W końcu mamy na rynku wiele serii, które co roku dostają nową odsłonę i nadal cieszą się sporą popularnością. Dyskusja o ich jakości… to już temat na oddzielny felieton.:)
Komentarze
88Czytając ten pseudo artykuł, uśmiałem się co niemiara. W ogóle pomysł pisania tych bzdur już jest częściowym przyznaniem się do winy. Weźcie się do roboty, przestańcie pisać tytuły artykułów rodem z Super ekspresu czy WP i zacznijcie porządnie oceniać gry a nie marginalizując problemy jakie gry mają. Tracicie na wiarygodności, bo człowiek czyta, kupuje i dostaje szału. Pomijam już fakt, że wiele artykułów ma poślizg i to spory i tarci status news's
Z grami mam duże doświadczenie i potrafię mniej więcej ocenić czy dany tytuł mi się spodoba czy nie (chociaż nigdy ostatecznie. Mimo doświadczenia zdarzają się tytuły które wydają się być głupie a po zagraniu (bo promocja a ja akurat chce ale nie mam w co zagrać, bo za free, bo znajomy namówił etc.) okazuje się wciągać jak cholera i na odwrót)
Najbardziej fundamentalną rzeczą jest zdefiniowanie jakie gatunki gier lubimy a jakie omijamy z daleka. Niestety wielu tego nie potrafi..... Często ludzie zawodzą się na grach które w ogólnej opini są uważane za b. dobre a powodem zawodu jest to że dana osoba w ogóle nie trawi danego gatunku. Np. ktoś kto nie lubi gier sandoboxowyh w jakiejkolwiek formie to raczej mało prawdopodobne jest że np. skyrim mu się spodoba. I odwrotnie, ludzie którzy nie lubią małych ograniczonych światów nie polubią wiedźmina.
Masa leci na złamanie karku bo tytuł ponoć dobry, znajomy polecił, wysokie oceny etc. a tu zonk. I zaczyna się bełkotliwa wojna z cyklu: "co lepsze? Samochód terenowy czy wyścigowy?" między np. fanami otwartego świata a zwolennikami dobrej fabuły którzy nie potrafią zdefiniować gatunku gry w którą grają (jedni i drudzy) i rzucają totalnie nielogicznymi argumentami.
Diablo III:
- Gracze 2.5/5
- Portal 4.5/5
Diablo III RoS:
- Gracze 2/5
- Portal 4/5
Wiecej chyba mowic nie trzeba :) Oceny powinni inaczej zrobic bo oceniaja je tez casualowi gracze moze tlyko tacy sa na tych portalach oceniajacych nie mowie ze to jest zle ze ktpos gra casualowo ale mnie to nie interesuje np wiec takiemu Diablo 3 sie podoba niesamowicie a dla mnie to kupa gowna.
co do artykułów sponsorowanych to proszę oczu nie mydlić bo wszyscy tu wiedzą że reklamujecie WoT, czy jakieś tam antywirusowe śmieci. tyle że nie widzę pod tym nigdzie informacji, że jest to artykuł sponsorowany.
Normalnie za politykę się weźcie - widzę duży potencjał...
Możecie sobie zaklinać rzeczywistość, ale temat sponsorowanych recenzji i to wszystkiego, gier, sprzętu rtv, samochodów, itd. Był dziesiątki razy omawiany.
Także darujcie sobie, rozumiem sezon ogórkowy, ale może UFO poszukacie ?
Albo coś z pudelka ??? (chociaż pudelka to i tak tu bardzo dużo)
Skasowaliście ocenę artykułów - skasujcie jeszcze komentarze i juz będziecie mogli być happy - megalol
Po prostu tego nie czytam, nie biorę pod uwagę - branże chyba osiągnęły punkt krytyczny - wszyscy wiedzą że kłamią, nikt tego nie czyta. Bieda będzie jak ta prawda dotrze do sponsorów w/w recenzji.
Komu wierzyć ? Sobie !!! Można też będąc na jakimś forum spytać zwykłych kowalskich - ale tu też trzeba być ostrożnym, bo pewnie Macieju nie uwierzysz i zarzucisz mi kłam, ale jest całkiem duża grupa ludzi świadomie kłamiąca i za pieniądze firmy x piszą posty zachwalające x - i ponoć nawet z tego da się żyć...
Serdeczności dla tych co sponsorują, sa sponsorowani, tych co czytają, nie czytają, itd.............
Ciezko jest uwierzyc WAM na słowo po tym jak przegladamy artykuly ktore pojawiaja sie na BMK.
Za pomocą słowa klucza , potrafie bez wchodzenia w artykul okreslic jak odniesie sie do tematu autor, a to chyba swiadczy zle o calej redakcji.
W dupie mam opinie ze stron internetowych
Pytania na nie skomentował świetnie moorell - 3 post od góry.
Maciej Słaboszewski - pytasz co to znaczy poziom onetu.
Taki wybór odpowiedzi na nie - to właśnie w/w poziom.
Jedyny nagłówek, który powinien się tutaj znaleźć to "Nie, wydawcy nie płacą nam za dobre oceny swoich gier" - jednak przytoczona argumentacja jest po prostu głupia... I tak każdy doskonale sobie zdaje sprawę z tego, że wydawcy płacą portalom za dobre recenzje ich produkcji (nie mówię, że płaca akurat Benchmarkowi, bo nikt tego nikomu nie udowodni).
Nie wiem w jaki sposób autor chciał "obalać mity" tym tekstem, bo jedyny "mit" który pasuje do tytułu nie został obalony w żaden sposób, a jego potwierdzeń daleko szukać nie trzeba.
ps. w Temacie gier to (bez urazy) Benchmark jest raczej niszową redakcją w kwestii opinio twórczości świata gier na polskim rynku. Tam gdzie recenzje gier są odbierane naprawdę serio tam jest dużo różnych układów (znamy to z życia). Przykładem niech będzie IGN, gdzie było dużo przepychanek.
Już na samym BMK można zauważyć częste sponsorowane teksty, które nawet nie posiadają odpowiedniego oznaczenia. Nie twierdzę, że takie sponsorowane teksty od razu muszą kłamać i oszukiwać. Wystarczy, tylko odpowiednio przygotować test (czegokolwiek), a resztę odpowiednio ubrać w słowa - cała magia dzieje się w głowie czytelnika, a serwis kasuje szmal ;)
Kolejnym stopniem jest kupowanie łapek np. na FB, czy liczby wyświetleń na YT - zapewne znajdzie się grono osób, którym taka forma oceny wystarczy...
Opłacanie dużych kanałów na YT, aby odpowiednio zareklamować dany tytuł, a czasami również kupić pozytywną, przychylna ocenę. Widzowie, to w główniej mierze dzieci - można nimi w łatwy sposób sterować i wmówić im, dosłownie wszystko (doskonale widać to na polskich kanałach).
Ocenę powinniśmy wydawać SAMI, a nie szukać jej na jakiś tam wortalach. Zresztą to co jednemu się nie podoba, drugiemu może przypaść do gustu - wiec jaki jest sens kierować się czyimś widzi mi się - dla mnie żaden :)
Wystarczy cierpliwie poczekać na materiały z gry - żeby SAMEMU na oko ocenić czy nam się podoba - najlepiej, jak grający trzyma buzie na kłódkę. Ludzie często nielegalnie pobierają grę, aby sprawdzić czy jest warta zakupu - jednak różnie to z tym bywa... No tak, nie powinniśmy łamać prawa itd. - jednak kupione oceny i nierzetelne recenzje są już jak najbardziej fair, prawda? ;)
Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem, jest demo gotowego produktu, udostępnione przez wydawcę - nie zawsze dają taką mozliwość, szkoda.
Pozostaje jeszcze obejrzeć lub zagrać u znajomego ;)
Osobiście, raczej nie ufam i nie wierzę żadnym wortalom, blogerom, tuberom, a już na pewno deweloperom :] Ocenę zawsze należy wystawiać SAMEMU ;)