Z oponą przez czas
Czego tu nie znajdziemy! Rozpływanie się w powietrzu, bombardowanie rakietami, autonaprawę, zamianę w działko, alpinistyczne wygibasy, akrobatyczne przewroty, granaty oślepiające... Każdy z zabijaków Overwatch posiada unikalne dla siebie zdolności zwykłe, jak również jedną umiejętność specjalną. Ta ostatnia – z grubsza rzecz ujmując, odpowiada mobowym „ultimate'om”. Zestawy tych talentów dzielą bohaterów na cztery klasy.
Pierwsza z nich zrzesza speców od mokrej roboty, których zadaniem jest przebicie się na tyły wroga, zlikwidowanie celu i szybka ucieczka. Obrońcy, czyli druga z klas, to żołnierze, którzy zajmują przyczółki wokół przejmowanych punktów, a następnie strzegą ich, czy to działkami stacjonarnymi, czy też ogniem snajperskim.
Do trzeciej kategorii zaliczamy twardych mięśniaków, których celem jest ściąganie na siebie ognia przeciwników (tak zwane tanki). Zostaje jeszcze wsparcie. W dużym uproszczeniu są to medycy podatni na ataki wroga, ale też niezwykle przydatni w ariergardzie.
Muszę przyznać, że kilka z umiejętności bohaterów Overwatch zrobiło na mnie spore wrażenie. I nie mówię jedynie o spektakularnych zdolnościach specjalnych.
Zachwyciła mnie między innymi możliwość cofania czasu, jaką dysponuje Smuga. Oczywiście, ten fenomen dotyczy tylko tej jednej bohaterki, ale i tak robi niezwykłe wrażenie. Kiedy znajdziemy się w szponach przeciwnika, starczy nacisnąć przycisk, żeby przywrócić utracone zdrowie i wrócić na poprzednią pozycję. Jak widać, Quantum Brake nie ma monopolu na igranie z czasem.
Druga z umiejętności, która przyciągnęła moją uwagę, jest interesująca może nie tyle ze względu na oryginalność samego pomysłu, co na jego zabawne wcielenie w życie. Pokraczny Złomiarz, który z powodzeniem mógłby się podawać za krewnego Jokera, tacha ze sobą na plecach olbrzymią oponę naszpikowaną kolcami.
Jego zdolność specjalna pozwala na zdalne sterowanie tym gadżetem oraz jego detonację przy dowolnie wybranej grupie wrogów. Zdalnie sterowana eksplodująca opona od tira naszpikowana kolcami? To musi zasługiwać na ogromnego plusa!
Jednak dystrybucja zdolności wśród bohaterów nie jest warunkowana jedynie rolą, jaka została im przypisana na polu walki. Każda postać jest wyrazista, spójna i potrafi już po pierwszym kontakcie głęboko zapaść w pamięć.
Możemy się identyfikować z bohaterami, którymi kierujemy, poznajemy ich słabe i mocne strony, uczymy się ich sposobów walki. Co więcej, wierzymy, że każdy z nich nie tylko świetnie sobie radzi na polu bitwy, ale też, że dźwiga na swoich barkach fascynującą historię. I konia z rzędem temu, kto oprze się pokusie, żeby ją poznać.
Przeżuwając korzenie
Blizzard musi być zdrowo szurnięty. Bo chyba tylko szaleniec po zbudowaniu od podstaw lochów Sanktuarium, galaktyk Starcrafta i barwnych krain Warcrafta porwałby się na wznoszenie od zera zupełnie nowego uniwersum. Heroes of the Storm było w pełni racjonalnym posunięciem. Mamy setki świetnych postaci i kilka olbrzymich światów, więc dlaczego by nie połączyć wszystkiego w jedną całość na arenach Nexusa? Bardzo rozsądny pomysł!
Ale Overwatch? Po tym wszystkim, czego już dokonaliśmy, stwórzmy zupełnie nowych bohaterów, którzy porwą za sobą tłumy. Wymyślmy im też futurystyczny świat zachwycający swoim pięknem.
Szaleństwo? Inaczej nie da się tego nazwać. Ale jest to ten rodzaj obłędu, jaki uwielbiamy! Trzeba nagrodzić twórców spod znaku zamieci gromkimi brawami za ich niezwykłą odwagę.
Jeszcze przed premierą mamy okazję podziwiać misternie wykonane animacje, które przybliżają nam historie poszczególnych członków zespołu Overwatch oraz ich przeciwników, jak też toczącą się w przyszłości batalię o równość między ludźmi i cyborgami.
Pierwszy z dostępnych filmików pokazuje kulisy reaktywacji oddziału pod komendą Winstona, natomiast drugi z nich to opowieść o pojedynku Trupiej Wdowy ze Smugą na tle politycznej przepychanki o lepsze jutro. Tylko czekać na kolejne elementy układanki, które pozwolą nam w pełni zrozumieć świat Overwatch.
Jak na mój gust, fabularna otoczka strzelaniny bywa momentami zbyt infantylna, ale przyznam też, że na swój sposób chwyta za serce. To prosta historia o świecie pełnym niesprawiedliwości, którego jedyną nadzieją jest ekipa zmęczonych życiem agentów. A wszystko to zostało okraszone urokliwą i niezwykle komiksową grafiką, która świetnie współgra z innymi tytułami Blizzarda.
Overwatch pociąga za spust
Zamieć chce nas porwać raz jeszcze. Tym razem w zupełnie nowej dla siebie konwencji sieciowego FPS-a. Na tę chwilę wszystko wydaje się być na jak najlepszej drodze do realizacji tego celu.
Overwatch nie zasługuje na miano nowej gry Blizzarda. To coś znacznie więcej. Na naszych oczach rodzi się uniwersum, które ma nas pochłonąć bez reszty. Taki w każdym razie jest zamysł twórców i już teraz widać, z jakim namaszczeniem jest on wcielany w życie.
Z ostatecznym werdyktem zaczekam, oczywiście, do premiery Overwatch, a na razie ograniczę się do krótkiej prognozy. Panie i panowie, radzę uważać, bo zamieć rośnie w siłę. Po 24 maja wyjście z domów może być znacznie utrudnione.
Ocena wstępna:
- drużynowa rozgrywka w pełnym tego słowa znaczeniu
- niezwykłe umiejętności bohaterów
- futurystyczne lokacje
- stylowa, komiksowa grafika
- intrygująca otoczka fabularna
- syndrom "jeszcze jednego meczu"
- dopracowane spolszczenie
- infantylne motywy fabularne mogą odstraszyć dojrzalszych graczy
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
bardzo dobry - Grywalność:
super
Komentarze
7Dziwne, na początku byłem nakręcony na ta gierkę a teraz już jestem na 99% pewny, że po becie sprzedam mego preorder'a którego zamówiłem. Gra nie ma nic co by na dłuższą metę mogło zatrzymać graczy. Żadnego systemu rozwoju, czy buildów, ale największy zawód to brak picków i banów postaci oraz nuda.