Choć Fidelio B1 jest jednym z najmniejszych soundbarów, obiecuje potężne brzmienie. W naszym teście sprawdzamy, czy to aby nie przechwałki.
- potężne i szczegółowe brzmienie,; - sugestywne efekty przestrzenne,; - niewielkie rozmiary.
Minusy- bas mógłby być bardziej wyrafinowany,; - cena.
Soundbar B1 nosi w ofercie Philipsa dodatkową nazwę Fidelio, co oznacza, że należy do najwyższej, wyjątkowej serii urządzeń tego producenta, w której znajduje się także obecny flagowiec z Dolby Atmos, czyli model B8 (w trakcie testów).
Konstrukcja
Fidelio B1 to typowa, dwuelementowa konstrukcja składająca się jednak z dwóch nietypowych elementów: bardzo krótkiej belki i smukłego subwoofera.
Belka ma długość zaledwie 41 cm, wykonano ją z tworzywa sztucznego i pokryto z zewnątrz metalową siatką zabezpieczającą. To właśnie mała długość i niewielka wysokość (5,7 mm) sprawiają, że na pierwszy rzut oka B1 w ogóle nie wygląda jak soundbar, lecz na przykład jak dekoder czy inne urządzenie.
Nietuzinkowy wygląd oraz grafitowe wykończenie sprawiają, że belka prezentuje się niezwykle atrakcyjnie.
W środku znajduje się aż sześć przetworników. Mamy tu dwa przetworniki wysokotonowe z miękką kopułkową membraną oraz specjalną prowadnicą fali dźwiękowej zwaną falowodem. Producent tak opisuje działanie falowodów:
18 otworów na falowodzie ma rosnące średnice, by zapewnić stały poziom sygnału wyjściowego z każdego otworu. Rezultatem jest wirtualna matryca przetworników wysokotonowych, w której każdy otwór działa jak pojedynczy przetwornik, emitując wysokie częstotliwości w kierunku ścian i odbijając dźwięk w kierunku słuchacza.
Z kolei pozostałe przetworniki szerokopasmowe mają eliptyczne membrany o identycznych wymiarach i umieszczono je w parach: dwa skrajne pełnią rolę głośników efektowych, a dwa środkowe obsługują lewy, prawy i centralny kanał. Producent tak opisuje ich działanie:
Cztery przetworniki o wysokiej czułości (dwa po bokach i dwa pośrodku) umieszczone są w konfiguracji krzyżowej, dzięki czemu dźwięk może być emitowany ze sceny dźwiękowej o zakresie 180 stopni z bardzo szerokim obszarem odsłuchu. Efektem jest kompaktowy, dynamiczny głośnik kina domowego, który pozwala zanurzyć się głębiej w akcję.
Moim zdaniem testy odsłuchowe potwierdzają praktyczną skuteczność ww. założeń konstrukcyjnych.
Na przedniej ściance belki, pod metalową siatką ochronną znajduje się wyświetlacz, który podaje informacje o głośności, źródle sygnału, ustawieniu korektora (wysokie, niskie) itp. Jasność wyświetlacza można regulować (Auto, Dim1, Dim2, Dim3), co jest bardzo przydatne.
Z kolei w subwooferze pracuje pojedynczy niskotonowy głośnik z owalną membraną stożkową wspierany przez dwie wewnętrzne tuby basowe mające wspólne ujście na wąskiej ściance obudowy subwoofera.
Subwoofer jest bardzo smukły i może pracować w pionie lub poziomie.
Najlepszy, tj. najbardziej kontrolowany bas uzyskałem umieszczając suba poziomo i przyklejając doń dołączone gumowe nóżki.
Pilot zdalnego sterowania jest bardzo wygodny i ma następujący wygląd:
Krótkie zestawienie parametrów testowanego urządzenia przedstawia tabela poniżej:
Philips Fidelio B1 | |
przetworniki w belce | 2 x wysokotonowy (śred. 25 mm) 4 x eliptyczny szerokopasmowy (94x35mm) |
przetworniki w subwooferze | 1 z membr. o wym. 202x69 mm |
basrefleks | tak |
odstęp sygnału od szumu | >65 dB (CCIR) |
całkowita moc wyjściowa | 320W RMS (10%THD) |
szerokość belki | 41 cm |
głębokość belki | 12 cm |
wysokość belki | 5,7 cm |
wymiary subwoofera (WxSxG) | 54 x 43 x 8,6 cm |
Gniazda
Philips Fidelio B1 posiada następujące złącza:
- 2 x HDMI
- 1 x USB
- 1 x optyczne
- 1 x wejście 3,5 mm.
Łączność bezprzewodowa
Fidelio B1 może łączyć się z urządzeniami mobilnymi za pomocą Bluetooth 4.1 (aptX).
Multiroom
Philips Fidelio B1 nie pracuje w systemie wielogłośnikowym.
Instalacja
Instalacja, w tym parowanie subwoofera, przebiegło automatycznie, szybko i bezproblemowo: tak po prostu powinno być.
Jakość dźwięku
Na początku dwie uwagi. Po pierwsze muszę przyznać, że testowałem dwa egzemplarze B1. Pierwszy przyjechał do mnie jesienią 2016 r. i tylko na 3 dni. Brzmiał obiecująco, ale ponieważ był jednym z pierwszych egzemplarzy produkcyjnych, miał też pewne mankamenty. Na moją prośbę dystrybutor udostępnił mi parę miesięcy później drugi egzemplarz z innej partii produkcyjnej i ten właśnie przetestowałem.
Po drugie, Philips Fidelio B1 należy do tych urządzeń, które wymagają dłuższego okresu docierania. Zaskoczeni? Ja też jestem zaskoczony, bo chwili gdy piszę te słowa, a więc miesiąc od rozpoczęcia testów, B1 gra sobie obok mnie i brzmi zupełnie inaczej niż po wyjęciu z pudełka. Gdy B1 jest świeży i niedotarty wysokie tony są zbyt ostre i odstają od reszty pasma. Niedotarty bas jest niemal buczący i prawie „jednonutowy”. Jednakże po dwóch, trzech tygodniach odsłuchu sprzęt przechodzi całkowitą transformację: wysokie łagodnieją, szlachetnieją i lepiej scalają się ze środkiem pasma. Największa jednak zmiana zachodzi na basie: staje się bardziej miękki, zwinny i sprężysty i jeszcze lepiej podkreśla to co dzieje się w średnicy i na górze pasma. Przemiana jest tak duża, że gdyby dystrybutor zabrał mi egzemplarz testowy po dwóch tygodniach, niniejsza recenzja byłaby dużo mniej pozytywna niż jest (tak więc, kochani dystrybutorzy, zostawiajcie nam sprzęt na jak najdłużej).
No to jak w końcu brzmi wygrzany i dotarty B1? Krótko mówiąc: co najmniej dobrze. Jakość średnicy i wysokich oceniam na solidną czwórkę, może nawet z plusem, natomiast bas to zakres dostateczny-dobry, zależnie od stopnia skomplikowania materiału muzycznego.
Na szczególną uwagę zasługują w B1 efekty przestrzenne. Dzięki falowodom oraz ustawieniu głośników pod kątem brzmienie nie jest związane z belką, lecz swobodnie szybuje wokół niej. Ba, dopiero na specjalnych materiałach testowych Dolby i DTS Fidelio B1 pokazuje co potrafi. Otóż jest on w stanie „rzucić” dźwięk (przelatujący helikopter, latająca mucha, czy jadący traktor) nawet na 2-3 metry w bok, co sprawia, że mimowolnie przekręcamy głowę. Miałem okazję porównać B1 ze znakomitymi Samsungami K551 i K650 i muszę przyznać, że to właśnie efekty przestrzenne najbardziej różnią B1 od tych dwóch koreańskich rywali. B1 potrafi to, czego oni nie są w stanie zrobić: zaprezentować dźwięk oderwany od płaszczyzny belki, szybujący gdzieś w pomieszczeniu, czy rzucony w kierunku bocznej ściany pomieszczenia. Z całym szacunkiem dla Alana Devantiera, którego kalifornijski zespół zaprojektował oba znakomite soundbary Samsunga, pod względem efektów przestrzennych Fidelio B1 gra w zupełnie innej, wyższej lidze i właśnie za to warto dopłacić do B1 te 500-600 złotych.
Oczywiście nie znaczy to, że B1 jest idealny – co to to nie. Włączenie droższego modelu Fidelio B8 (Dolby Atmos) pokazuje, że dwa razy droższy brat ma bardziej zwinny, silniejszy i lepiej rozciągnięty bas. W B1 przydałaby się też lekka korekta parametrów filtra dolnoprzepustowego w subwooferze, bowiem jeśli nastawimy wymagający utwór wokalny (jak np. „That’s Christmas to Me” znakomitej amerykańskiej kapeli Pentatonix), to okaże się, że niski głos Aviego (bas), dochodzi nie tylko z belki, lecz także z suba. Dlatego też zalecam, aby ustawić go jak najbliżej belki.
A propos korekt, B1 pozwala na szybką korekcję tonów wysokich i niskich bezpośrednio z pilota, a po miesiącu użytkowania w moim 17 metrowym pokoju złapałem się na tym, że najczęściej ustawiam wysokie na „-1”, a bas na „-2”. Niekiedy słucham też w ustawieniach fabrycznych, tj. bez korekty, ale to wszystko zależy od rodzaju materiału muzycznego.
Podsumowując, B1 jest jak dobre wino: jest tym lepszy, im dłużej go smakujesz. Muszę przyznać, że naprawdę trudno będzie mi się z nim rozstać.
Zalety
- dobra jakość brzmienia po dotarciu,
- bardzo sugestywne efekty przestrzenne (swobodna i realistyczna „chmura dźwiękowa” oderwana od płaszczyzny belki),
- wysoka szczegółowość tonów wysokich,
- dobrze oddany środek pasma,
- dobra klarowność dialogów filmowych,
- potężny bas,
- dobre oddanie głębi, w tym aury pogłosowej,
- bezproblemowy Bluetooth,
- znakomita jakość wykonania belki,
- niska i krótka belka nie blokuje czujnika podczerwieni w telewizorze i sprawdzi się wszędzie tam, gdzie naprawdę brakuje miejsca,
- subwoofer mogący pracować w pionie lub poziomie (w tej drugiej pozycji mieści się pod meblami),
- wygodny pilot zdalnego sterowania z bezpośrednim dostępem do korekty tonów wysokich i niskich (tego często brakuje rywalom),
- przydatny wyświetlacz z trójstopniową regulacją jasności, który pełni też funkcję zegara,
- nowoczesny i zarazem oryginalny wygląd,
- dobry stosunek jakości do ceny.
Wady
- bas mógłby być bardziej zwinny i rozciągnięty oraz lepiej zgrany ze środkiem pasma,
- wysokie tony mogłyby być nieco łagodniejsze (ale pomaga korekta),
- ograniczone dynamika i pasmo przenoszenia (typowe dla tego typu produktów),
- brak audiofilskich smaczków i muzycznego planktonu (norma w tej klasie),
- nie zastąpi prawdziwych systemów 5.1,
- umieszczony pomiędzy przyciskami regulacji głośności przycisk wyciszania („mute”) bardzo łatwo włączyć przypadkowo – powinien zostać wydzielony,
- soundbar mógłby włączać się szybciej po wykryciu sygnału przez HDMI,
- nieco zbyt wysoka cena.
Werdykt
Producent reklamuje Fidelio B1 jako „tiny, but mighty”, co oznacza „mały, ale mocny”. Po miesiącu odsłuchu muszę przyznać, że hasło reklamowe w 100% pokrywa się z rzeczywistością. Polecam B1 wszystkim tym, którzy chcą mieć przy telewizorze małe pudełko z mocnym dźwiękiem i ciekawymi efektami przestrzennymi, lecz mają zbyt mało miejsca na typowego soundbara o metrowej długości. W takich zastosowaniach Philips Fidelio B1 nie zawiedzie. Polecam!
Komentarze
2chyba centymetrów miało być.