Pioneer SE-E33-X1 vs. Koss UR-20 - pojedynek wagi koguciej wśród słuchawek
Potrafisz wyobrazić sobie świat bez muzyki? Ja też nie. W recenzji, która ma zatrzeć kiepskie wrażenie po opisie Logitecha G25, mam zamiar przedstawić i porównać ze sobą 2 modele słuchawek: Koss UR-20 i Pioneer SE-E33-X1. Są to 2 zgoła różne modele - pierwszy to potężne słuchawki nagłowne, z którymi większość z Was wstydziłaby się wyjść na miasto, natomiast drugi to małe słuchawki nauszne, czyli takie, które można dosłownie na uchu zawiesić, przy pomocy przystosowanego do tego celu 'pałąka'. Urządzenia te mają przynajmniej jedną wspólną cechę, a jest to cena. Ceneo podpowiada mi, że produkt firmy Koss można nabyć za 77 złotych (na znanym portalu aukcyjnym 70), nabycie 'Pionków' także wiąże się z wydatkiem 70 PLN. Cieszę się, że mogę porównać słuchawki o zupełnie innej budowie, w niskiej cenie, a o zadowalającej dla przeciętnego człowieka jakości. Zachęcam do lektury, mam nadzieję, że moja recenzja okaże się dla kogoś przydatna. Zaczynajmy.
Och, jak to dumnie brzmi :) W tym opisie opierałem się na odczuciach słuchowych uzyskanych dzięki:
- odtwarzaczowi Creative Zen Stone Plus 2 GB (popularny 'kamyczek');
- komputerowi z kartą dźwiękową Asus Xonar D1;
- telewizorowi Sharp AQUOS + dekoder telewizji N + Xbox360.
Trochę suchych danych technicznych:
Pioneer SE-E33-X1
- Dynamiczne słuchawki typu otwartego
- Pasmo przenoszenia: 15 - 24.000 Hz
- Impedancja: 16 Ω
- Maks. moc wejściowa: 50 mW
- Skuteczność: 104 dB/mW
- Wymiary przetwornika: 16 mm
- Wtyk 3.5 mm L-Type 3P miniwtyk (pozłacany)
- Długość przewodu: 1.2 m
- Waga netto (bez przewodu): 20 g
Koss UR-20
- Pasmo przenoszenia: 30 - 20.000 Hz.
- Elastyczny rozsuwany trwały kabłąk.
- Impedancja: 32 Ohm.
- Skuteczność: 97 dB SPL/1mV.
- Zniekształcenia:<0,3%.
- Konektor stereo 6,3 mm i 3,5 mm do użytku w sprzęcie domowym i przenośnym.
- Kabel prosty
- Kabel połączeniowy o długości 2,5 m.
- Masa: 310 g.
W przypadku zwykłych słuchawek klasy bardziej low-end niż chociaż klasy średniej brzmi to raczej abstrakcyjnie, jednak w obu przypadkach w pudełku znajdziemy coś więcej, niż tylko same słuchawki + sterta świstków różnej maści. Opakowanie Pioneera zawiera 2 komplety zaślepek do mechanizmu zmiany długości pałąka (które w rzeczywistości są samą obudową słuchawek), jedna para jest srebrna, druga zaś czarna. Nie brakuje na nich oczywiście nadruku z nazwą firmy. Od firmy Koss dostajemy przejściówkę mini jack-jack. Sprawia ona dobre wrażenie i nie powoduje utraty jakości dźwięku, jak to bywa w prawie wszystkich dostępnych w sklepach przejściówkach. Przepraszam za brak zdjęć samych opakowań - w momencie zakupu nie miałem pojęcia, że będę kiedyś pisał tą recenzję, toteż przy otwieraniu nie przejmowałem się zbytnio ich estetyką. Nic straconego - zwykłe, niczym niewyróżniające się, zgrzane kawałki plastiku.
Jak łatwo się domyślić, będzie to recenzja dość subiektywna, choć postaram się obydwa modele słuchawek ocenić tą samą miarą. Aby uczynić tą recenzję bardziej wiarygodną, napiszę kilka słów o sobie w kwestii umuzykalnienia: słuch kształcę od ósmego roku życia, pobierając nauki gry na pianinie i keyboardzie. Niejednokrotnie realizowałem dźwięk na dużych imprezach (dla dociekliwych i złośliwych: nie, nie były to tylko dyskoteki szkolne :] ). Muzyki słucham codzinennie na w/w słuchawkach i znam je bardzo dobrze. Tak więc, do dzieła.
Pierwsza z subiektywnych ocen. Ciężko porównywać wygląd słuchawek, które tak bardzo różnią się budową, jednak napiszę, co mi się podoba, a co nie, w obydwu modelach.
Koss UR-20
Konstrukcja słuchawek przypadła mi do gustu. Nie są one całe zabudowane plastikiem - na górze, poza połączeniem z materiału, są także 2 gumowe 'rurki', które utrzymują sztywność całej konstrukcji. Niewątpliwie wpływa to pozytywnie na wagę słuchawek. Dodatkowo dla mnie stanowi atut wizualny - nie jest to często spotykane rozwiązanie w niedrogich słuchawkach. Na minus: obudowa mogłaby być wykonania z lepszej jakości plastiku - mimo, że ten jest pomalowany matowym lakierem, nie przypadł mi szczególnie do gustu. Całą resztę widać na zdjęciach, więc nie będę opisywał tego, o czym każdy może mieć inne zdanie.
Pioneer SE-E33-X1
Tutaj jest jeszcze bardziej egzotycznie. Nikogo już nie dziwią zwyczajne 'muszki' w czyichś uszach, natomiast słuchawki takie jak te Pionki są raczej rzadkością. Całość prezentuje się dość atrakcyjnie, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że w parzyste dni możemy mieć słuchawki czarne, a w nieparzyste - srebrne :) A na poważnie: pałąk może psuć ogólne dobre wrażenie, ale tak jak powyżej: co kto lubi, wodotrysków nie ma. Poniżej zamieszczam zdjęcia, aby każdy mógł ocenić, czy słuchawki będą mu pasować do butów.
Bardzo ważnym czynnikiem przy użytkowaniu słuchawek jest ich wygoda. To ona decyduje, czy mamy ochotę słuchać ulubionego wykonawcy kilka godzin, czy mamy dość po 15 minutach (tak było np. w bardzo budżetowych słuchawkach Numark HF-125). Szczerze mówiąc, w obu przypadkach nie mam się do czego przyczepić. Pałąki Pioneer'ów mają regulowaną długość i będą odpowiednie zarówno dla kogoś o bardzo małych uszach, jak i dla tych, które mają zewnętrzną część narządu odpowiedzialnego za słyszenie bardzo okazałą. Zmiana długości nie sprawia problemu, a pałąk nie ma możliwości przesunięcia się bez naszej doraźnej ingerencji. Są jednak tylko 3 'poziomy', na jakich można ustalić długość pałąka i to może stanowić jedyny problem, chociaż skoki są stosunkowo niewielkie. Ale niech będzie - odnotujmy, że niektórzy mogą mieć problemy z uwierającym pałąkiem. Dla 'okularników' mam dobrą wiadomość: patrzałki w ogóle nie przeszkadzają w noszeniu słuchawek, sam jestem zmuszony do noszenia tego dość niewygodnego dodatku, więc wiem, co mó... piszę. Nieco inaczej sprawa ma się w modelu UR-20 - słuchawki mają odpowiedni rozmiar, wygodnie zmieści się tam każdy 'model' ucha ;) Spora część materiału, która ciągle opiera się o górną część naszej czaszki w niczym nie przeszkadza, a włosy pod nią nie mają tendencji do robienia się momentalnie tłustymi, a po zdjęciu słuchawek nie wyglądają jakby miały ochotę powiedzieć 'lubię placki'. Niestety, regulacja 'wielkości' słuchawek bywa kłopotliwa (wymaga pewnej wprawy), a mechanizm jest skonstruowany tak, że przy ściąganiu słuchawek zdarza się przypadkiem przywrócić je do pozycji najmniejszej.
Myślę, że wyczerpałem temat wygody, zresztą mamy ciekawsze rzeczy do omówienia.
Uwaga techniczna: na zdjęciach na elementach gumowych widać całkiem sporo drobinek... i nie jest to kurz. Guma ta ma tendencję do zawijania się w bardzo małe ruloniki, które odkładają sięna powierzchnii słuchawek i walka z nimi przypomina mi don Kichota i wiatraki...
Brzmienie - czy to słuchawki dla mnie?
Obydwa modele mają zdecydowanie inną charakterystykę brzmienia. Jak to sprawdzić? Bardzo prosto. Equalizer karty dźwiękowej i odtwarzacza muzyki 'zerujemy', tj. wszystkie potencjometry przesuwamy na pozycję neutralną. Następnie włączamy ulubiona piosenkę i zwyczajnie słuchamy. Już po kilku nutach wyraźnie słychać, których tonów jest najwięcej: niskich, średnich czy wysokich. Test ten dla pewności można powtórzyć na innym urządzeniu. Nie polecam MP3playerów, ponieważ one same w sobie często nadają dźwiękowi konkretną wysokość, nawet, gdy EQ jest wyzerowane. Po kilku miesiącach używania obydwu modeli jestem pewny, że Kossy to słuchawki, które mają bardzo dużo bassu, gorzej jest z tonami średnimi, a znowu nieźle z wysokimi. W Pionkach sprawa ma się inaczej: im wyżej, tym lepiej. Są to słuchawki tzn. 'bezbasowe'. Nie dosłownie, ale trzeba się trochę nagimnastykować, aby otrzymać zadowalające brzmienie tonów niskich, natomiast tony średnie i wysokie są świetne. Wielu z Was pewnie już pomyślało: 'Eee, nie ma basu, do bani'. No i niestety tutaj tą część Czytelników rozczaruję: zależy, czego słuchacie. Jeśli jesteś fanem muzyki elektronicznej, trancje, house itp. to nie jest to wcale wada, gdyż najczęściej jest tak, że wszystkie uderzenia i przeszkadzajki to tony średnie i średnio-wysokie. Sam spędziłem bardzo dużo czasu słuchając tego rodzaju muzyki, więc wiem, co mówię. Jednak jeśli jesteś fanem np. Muse, to fakt, kiepska sprawa, gdyż w tym zespole bardzo dużą rolę odgrywa gitara basowa. Ma się to zresztą do większości zespołów popowych, rockowych i metalowych (chociaż w tym ostatnim wypadku też różnie bywa). Mój wniosek: słuchawki te dobrze nadają się dla fanów muzyki elektronicznej i dla osób, które lubią zagrać w Counter-Strike'a bądź w inne gry, w których istotna jest kwiestia dobrego słyszenia pozycji przeciwnika (tony niskie delikatnie przekłamują - zagłuszają resztę pasma, która jest w wypadku kroków człowieka bardziej istotna).
Czas na produkt marki Koss. Jak już wcześniej wspomniałem, słuchawki te dobrze radzą sobie z tonami niskimi i wysokimi. Osobiście jestem fanem grupy Metallica i muzyki słucha mi się w UR-20 dobrze. Odpowiednio ustawiony środek w EQ odtwarzacza pozwala zniwelować braki membrany na tym polu i brzmienie gitar jest całkiem przyzwoite. Solówki grane na najwyższych dźwiękach są bardzo dobrze słyszalne, szczególnie gdy słuchawki grają głośno (gdy osiągają swoje spektrum). O trzaskach i buczeniu nie ma mowy, a całość dobrze wytrzymuje dość spartańskie traktowanie. Spróbuję teraz opisać wrażenia po kilku miesiącach używania obydwu modeli słuchawek w warunkach bojowych.
Z racji, że Pioneery posiadam dłużej, zacznę od nich. Zakupiłem je, gdy miałem dość tandetnych słuchawek Creative dołączonych do odtwarzacza MP3. Tak się złożyło, że miałem do wykorzystania bony jednego ze sklepów ze sprzętem RTV i poszedłem na zakupy bez rozeznania w rynku. Nastawiony byłem na coś do 80-90 złotych, byle było to wygodne i miało dobrą jakość dźwięku. Nie chciałem słuchawek dokanalowych, bo:
- nie lubię, gdy coś wbija mi się w uchu;
- gdy chcę wyczyścić kanał słuchowy, robię to patyczkiem, a nie gumką od słuchawki.
SE-E33 od razu rzuciły mi się w oczy, ponieważ spełniały wszystkie moje wymagania, a na opakowaniu widniał dumny napis PIONEER, który zawsze przyciąga moją uwagę ze względu na pozytywne odczucia z używania innych urządzeń tej marki. Nic lepszego na półce nie znalazłem, więc zadowolony zrobiłem hyc hyc do kasy. Zaraz po zapłaceniu (tudzież przekazaniu bonów) opakowanie poszło w strzępy, a słuchawki (jeden panel czarny, a drugi srebrny, ale o tym później), podłączone do Zen'a, zawisły na moich uszach. No i pierwszy szok: dlaczego to gra tak beznadziejnie? Uspokoiła mnie dopiero zabawa equalizerem odtwarzacza w autobusie - uzyskałem brzmienie całkiem przyjemne w całym zakresie pasma. Od tamtego czasu Pionki służą mi praktycznie tylko w podobnym środowisku: w autobusach i innych środkach transportu, krótko mówiąc podczas przemieszczania się. Mogę powiedzieć szczerze: sprawdzają się w tej roli bardzo dobrze. 'Mocowanie' do ucha sprawia, że słuchawki nie mają prawa spaść, jeśli użytkownik sam ich nie ściągnie. Jest to dla mnie bardzo istotne, gdyż często mam konieczność szybkiego przemieszczenia się np. ze szkoły na przystanek, a są to pierwsze słuchawki, w których bez obaw o wypadnięcie z ucha biegam. SE-E33 używam także wtedy, gdy przebywam sam w domu, a spodziewam się gości bądź telefonu, a mam ochotę pograć lub posłuchać muzyki. Nie wygłuszają one tak, jak UR-20, więc spełniają swoją rolę idealnie. O awaryjności nic nie powiem, bo uważam, że prawdziwe chwile prawdy zaczynają się z chwilą zakończenia gwarancji, a kilkumiesięczne, raczej szanowane słuchawki, wręcz nie mają prawa się zepsuć.
Powracamy do Koss'ów UR-20. O ich zakupie zdecydowałem, gdy rozsypały się wysłużone Numarki HF-125, używane zresztą sporadycznie. Słuchawek tych używam (z małymi wyjątkami) tylko w domu, głównie do gry w Counter-Strike'a, słuchania muzyki wieczorową porą i do gry na Xboxie, gdy rodziciele już śpią (albo udają) i budzenie ich jest co najmniej niewskazane. No i znowu się powtórzę: Kossy spełniają swoje zadania bardzo dobrze. Wygłuszają całkiem przyzwoicie, ale nie najlepiej, jednak nie są to słuchawki nawet klasy średniej, aby móc oczekiwać od nich absolutnej ciszy. Moją przychylność zdobyły sobie szczególnie dzięki dobremu oddawaniu dźwięku w przestrzeni, co jest bardzo istotne w grach FPS. Oczywiście wymaga to odpowiedniego ustawienia karty dźwiękowej, a to już kwestia bardzo osobista - każdy lubi co innego. Sprawdziłem do także przy okazji Mundialu, który na TVP HD jest nadawany w technologii Dolby Digital 5.1 i muszę przyznać, że gdyby nie te afrykańskie wuwuzele, to byłoby zacnie. Dobrych wrażeń słuchowych dostarczają także w grach wyścigowych - bulgotanie silnika Mustanga z taką ilością niskich tonów robi niesamowite wrażenie. Słuchawki te nie męczą głowy nawet przy wielogodzinnym przesiadywaniu przed monitorem w sobotnią noc, po całotygodniowym tyraniu w szkole/pracy. Jeśli mam się doszukiwać jakichś wad, to jedną z nich będzie brak potencjometru głośności na kablu - przestawianie głośności w sterowniku karty dźwiękowej lub w opcjach gry nie jest najwygodniejsze.
Jak widać, słuchawki Pioneer SE-E33-X1 i Koss UR-20 to produkty zgoła inne, nawet, jeśli cena jest podobna. Wniosków wprost nie będzie. Dlaczego? Ponieważ uważam, że w recenzji tej dobrze przedstawiłem, do czego poszczególne modele nadają się najlepiej, a że ich charakterystyka i możliwości są inne. Po co więc napisałem ten tekst? Bo wiem, że najwięcej ludzi kupuje słuchawki właśnie z tej półki cenowej, co akurat jest bardzo logiczne - przeciętnemu zjadaczowi chleba nic więcej nie jest potrzebne i to właśnie takim osobom chciałem pomóc w dokonaniu wyboru - każdy używa słuchawek w innych warunkach, słucha innej muzyki bądź ogląda filmy. Przedstawiłem każdy z tych aspektów, a moja ostateczna ocena ograniczy się jedynie do benchmarkowych tabelek:
KOSS UR-20: | |
Budowa: | dobra |
Wygoda i ergonomia: | bardzo dobre |
Jakość dźwięku: | bardzo dobra |
Dźwięk przestrzenny: | bardzo dobry |
Uniwersalność: | dobra |
Zawartość opakowania: | dobra |
Stosunek cena/jakość: | bardzo dobry |
Ogólna ocena: | |
Cena: 70,00 zł |
Pioneer SE-E33-X1: | |
Budowa: | bardzo dobra |
Wygoda i ergonomia: | dobre |
Jakość dźwięku: | bardzo dobra |
Dźwięk przestrzenny: | dostateczny |
Uniwersalność: | dobra |
Zawartość opakowania: | bardzo dobra |
Stosunek cena/jakość: | bardzo dobry |
Ogólna ocena: | |
Cena: 70,00 zł |
Hmmm... Chyba czas kończyć. Dzięki za czas, który poświęciłeś na przeczytanie tej recenzji. Przepraszam z góry za zdjęcia: brat kupił sobie nowy apart i chyba nie potrafię go jeszcze obsługiwać :) Mam nadzieję, że ta recenzja zostanie przyjęta bardziej entuzjastycznie, niż mój poprzedni tekst. Jednak i tym razem proszę o komentarze - wszelie uwagi mile widziane.
Komentarze
13Normalnie sypie palami (sam tez jestem pala), wiec masz farta. :]
Ale zapowiadanego w tytule pojedynku tu nie znajduję...
Sluchawki raczej się dopełniają, tzn. jeśli ktoś lubi słuchać muzyki, to kupi i te i te. Albo inne, które akurat w podobnej cenie w sklepie będą.
Moim zdaniem jedynymi ważnymi - obok pasma - parametrami takich słuchawek jest skuteczność podawana w dB/mW oraz ich oporność pozorna. Słuchawki o małej skuteczności i większej oporności z playerkiem mp3 zasilanym akumulatorkiem 1.5v zwykle dobrze działały nie będa.
Pozatym gra rolę zaufanie do marki. Akurat osobiście preferuję produkty Sennheiser, unikam natomiast marek Pioneer i Creative :)
Kwestia gustu...
Porownanie z dupy za przeproszeniem...