Polscy twórcy Realpolitiks celują w lukę nie wypełnioną dotąd przez Paradox Interactive. Robią to z wdziękiem, ale fanom szwedzkich strategii nie zaimponują.
Realpolitiks to nie Europa Universalis
W roku 2003 na polski rynek zawitało pierwsze Hearts of Iron, a wraz z nim udostępniony przez Paradox Interactive edytor map. Pamiętam, że siedziałem nad nim godzinami, próbując przerobić drugowojenną strategię na symulator współczesnych geopolitycznych szachów. Z jakim skutkiem? Mniej więcej takim, jak gdyby konia przemalować na zebrę.
Najwyraźniej panowie z polskiego studia Jujubee mieli podobne marzenia, tyle że zabrali się do ich realizacji z większym rozmachem. Efektem jest Realpolitiks, czyli, mówiąc najdelikatniej, pastisz tych wszystkich gier, które wrzuca się do jednego worka oznaczonego etykietą „Europa Universalis”.
Samego pomysłu trzeba pogratulować. Wprawdzie jedni krzykną, że to zwykły plagiat, ale drudzy z pewnością zauważą, że adaptacja szwedzkiej formuły do dzisiejszych realiów politycznych to nie lada wyzwanie.
Niestety, zabierając się za nie twórcy Realpolitiks tu i tam poszli na skróty, co nieco tylko zamarkowali i choć koniec końców zgrabnie wywiązali się z zadania, to jednak uzyskali coś znacznie mniej złożonego, niż wielka strategia, której pragnęliby fani tego gatunku.
Słupca od morza do morza
Pamiętam, jak przy okazji Hearts of Iron III twórcy tego tytułu chwalili się astronomiczną liczbą prowincji, na jakie podzielono naszą planetę. Przechwałki przechwałkami, ale rzeczywiście to szczegółowość, z jaką odwzorowywano mapę, była przez pewien czas wyznacznikiem rozwoju kolejnych strategii od Paradox Interactive.
Przyzwyczajony więc do tej kartograficznej drobiazgowości ze sporym zdumieniem powitałem planszę, na której Polska to zaledwie pięć regionów, a całe zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych spięto w jedną olbrzymią prowincję. Zaraz, zaraz – pomyślałem, - jak to tak? W Hearts of Iron III Słupca ma własne granice, a tutaj Poznań dzieli jedno terytorium z Warszawą?
Zaraz jednak sam siebie zbeształem za ciągłe porównywanie Realpolitiks do szwedzkich strategii. Jasna sprawa, i tu, i tu stajemy na czele dowolnie wybranego państwa, dbamy o jego gospodarkę i toczymy wojnę z innym krajami.
Podobieństwa aż nadto rzucają się w oczy, ale jeśli znajdzie się już gdzieś jakaś różnica, to trzeba ją docenić, bo może to właśnie przejaw oryginalności ze strony polskich twórców.
Niestety, w tym przypadku to też symptom ogólnego trendu Realpolitiks, który polega raczej na pobieżnym szkicowaniu wszystkiego, a nie odmalowywaniu tego w najmniejszych detalach. W związku z tym rzeczywiście można obciąć liczbę prowincji, bo ani za dużo w nich nie pobudujemy, ani nie posiadają one złożonych statystyk, ani nawet nie wykorzystamy ich w działaniach wojennych. Co najwyżej podzielimy się nimi z wrogiem przy podpisywaniu pokoju.
Pół żartem, pół serio (bo w takim tonie utrzymana jest cała ta produkcja) dorzucono jeszcze opcję budowy podwodnych miast i kolonizacji kosmosu, ale to raczej kwestie marginalne, które nie są w stanie poszerzyć ciasnego świata Realpolitiks.
Atak niewidzialnych żołnierzy
Jak napisałem, prowincji nie wykorzystamy w działaniach wojennych… Doprawdy? Tak, tak właśnie jest. Wszystko dlatego, że naszych wojsk nie ma zaznaczonych na mapie i nie dowodzimy nimi w taki sposób, w jaki ma to miejsce chociażby w (wybaczcie, ale od tego porównania chyba już nie uciekniemy) tytułach Paradox Interactive.
Może i słusznie, bo przecież współcześnie prowadzona wojna wygląda inaczej, niż konflikty sprzed siedemdziesięciu lat, a już na pewno diametralnie różni się od tych dawniejszych. Miałem więc nadzieję, że Realpolitiks, odrzucając dawną mechanikę, wstawi w jej miejsce coś równie ciekawego.
Cóż, co tu dużo mówić – przeliczyłem się. Prowadzenie działań wojennych polega na przydzieleniu określonej liczby żołnierzy z jednej, istniejącej poza jakąkolwiek geograficzną przestrzenią, puli, a następnie wybieraniu operacji, które z większym lub mniejszym prawdopodobieństwem będą realizowane przez ogół naszych wojsk.
Całe szczęście, że twórcy pozwalają przekazać tę żmudną czynność komputerowi i nie musimy samodzielnie bawić się w wydawanie pojedynczych rozkazów. Jedynym zagraniem, które przynosi trochę więcej satysfakcji jest naciśnięcie atomowego guzika, ale i to prędko powszednieje, bo odpalanie głowic nuklearnych jest w Realpolitiks na porządku dziennym.
Wowa gada o ziemniakach
Zdaję sobie sprawę, że na razie ten opis Realpolitiks wskazuje na to, że nawet gdyby małpę posadzić przy tym tytule, to i tak klepiąc na oślep w klawisze podbiłaby cały świat. To trzeba zrównoważyć, bo aż tak źle nie jest.
Gracz w roli dowódcy danego kraju musi zadbać o rozwój intelektualny jego obywateli, pozyskiwać nowe technologie dla szkolenia armii, udzielać się w radzie bezpieczeństwa ONZ (czy to proponując nowe rezolucje, czy biorąc udział w głosowaniach), a także zarządzać otwartą przez siebie giełdą.
Tych opcji trochę się znajdzie, ale znowuż nie tak dużo. Problem polega też na tym, że wszystko to jest dziurawe, niedograne, zakreślone pobieżnymi ruchami… Trochę tak, jak gdybyśmy słuchali rozmowy dwóch chłopów z zapadłej dziury na Syberii, którzy przy wykopkach omawiają politykę zagraniczną Putina. Być może prowodyrami tego zabiegu są wersje na iOS i Androida, które mają się w przyszłości ukazać, a wymuszają spore uproszczenia.
Nie znajdziemy w Realpolitiks złożonego systemu walut – zastępują je uniwersalne „pieniądze”. Brakuje podziału surowców, które symbolizuje pojedynczy zielony kryształek (jak gdyby wojna ekonomiczna niedalekiej przyszłości kręciła się wokół kryptonitu). Irytują też mechanizmy zapożyczone z tytułów Paradox Interactive, które były jednak tworzone z myślą o zupełnie innej epoce.
Okazuje się, na przykład, że otwierając giełdę w Waszyngtonie lepiej nie zapraszać do niej Indii, bo ta rozwijająca się potęga słabo sobie poradzi w świecie amerykańskich maklerów ze względu na różnice cywilizacyjne. O ile taki mechanizm pasował jak ulał do średniowiecznej Hanzy, o tyle słabo wypada na Wall Street.
Naprawdę chciałbym przedstawić Realpolitiks w jak najlepszym świetle, bo wreszcie doczekałem się gry, o której marzyłem od lat, ale na każdą zaletę tego tytułu przypada co najmniej jedna wada. Z drugiej strony – może problemem nie jest sama gra, ale moje nastawienie do niej. Da się na nią spojrzeć też pod innym kątem. A raczej – z przymrużeniem oka.
Viva San Escobar!
Realpolitiks mocno zyskuje, kiedy potraktować ją nie tyle jako naśladowcę gier Paradox Interactive, co żartobliwą wariację na ich temat. Przychodzi to zresztą dosyć łatwo, bo w produkcji Jujubee humoru nie brakuje.
W jednym z futurystycznych scenariuszy (który już sam w sobie jest mocno pokręcony) w okolicach kanału panamskiego znajdziemy republikę San Escobar. Znowuż innym razem zaskoczy nas dowcipne wydarzenie, w którym pojawi się samozwańczy superbohater z ambicjami filmowej gwiazdy.
Być może warto więc spojrzeć na Realpolitiks jak na utrzymany w lekkiej konwencji dowcip. Owszem, dosyć ponury, bo przecież traktujący o militarystycznych zapędach czy nawet atomowej zagładzie świata, ale w związku z tym utrzymany też w dobrej tradycji czarnego humoru.
Co za tym idzie, trudno polecić Realpolitiks wytrawnym strategom, bo dla nich okaże się ona zbyt prosta i mało wymagająca. Ale już gracze, którzy chcieliby dopiero zacząć przygodę z tym gatunkiem lub po prostu zawsze marzyli o przejęciu władzy nad światem, znajdą tu przyjemną zabawę, która z powodzeniem pozwoli odstresować się po pracy, bądź miło spędzić niedzielne popołudnie.
W końcu nie każda strategia musi wyciskać z naszych szarych komórek siódme poty, czynić z nas domorosłych Napoleonów i za wszelką cenę trzymać się historycznego realizmu. Może czasem warto po prostu bez szczególnej powagi odpalić parę atomówek i przy tej beztroskiej przepychance o wirtualny świat zapomnieć, że w tym realnym też istnieją czerwone guziki i panowie, którzy palą się do tego, żeby położyć na nich swoje paluchy.
Ocena końcowa:
- możliwość przejęcia kontroli nad dowolnie wybranym współczesnym państwem
- strategiczna piaskownica w sam raz do kreatywnej zabawy
- spora dawka (również czarnego) humoru
- niemal beztroskie żonglowanie atomówkami daje sporo satysfakcji
- może posłużyć za niezłe wprowadzenie do gatunku
- śmiała próba odtworzenia obecnie panującej na świecie sytuacji geopolitycznej...
- ...która jednak znacznie upraszcza rzeczywistość i miejscami daleko od niej odbiega
- trochę za dużo tu pomysłów zaczerpniętych od Paradox Interactive
- dla fanów strategii zdecydowanie za prosta (w obu znaczeniach słowa)
- Grafika:
dostateczny plus - Dźwięk:
dobry - Grywalność:
dostateczny plus
Komentarze
5