Pokazy, prezentacje, zamknięte testy - wszystko krzyczało, że Sea of Thieves będzie najlepszą jak dotąd piracką przygodą. Niestety, premiera, obok zachwytów, przyniosła też głosy zdziwienia tym co tak naprawdę trafiło w ręce graczy. Gdzie więc leży prawda?
- absolutnie fantastycznie odwzorowane morze,; - rewelacyjna mechanika żeglowania statkiem,; - unikalna, a jednocześnie wyjątkowo czarowna, humorystyczna stylistyka,; - powodujące opad szczęki wykorzystanie efektów HDR,; - bitwy morskie i niesamowite możliwości wpływu graczy na ich przebieg,; - spora frajda ze wspólnej zabawy ze znajomymi,; - ciekawe zagadki przestrzenne polegające na poszukiwaniu skarbów...
Minusy…które niestety szybko mogą się znudzić, podobnie jak dwa pozostałe typy misji,; - trochę mało zawartości jak na grę w tej cenie,; - brak jakiejkolwiek progresji,; - mało przedmiotów do kupienia,; - rozczarowujący Kraken,; - na pewnym poziomie reputacji frakcji, gra robi się zbyt trudna dla pojedynczego gracza.
Rare to studio-legenda. Dość powiedzieć, że ich tytuły pokroju GoldenEye 007 czy Killer Instinct do teraz wspominane są jako te, które odmieniły branże gier. Niestety, dobra passa skończyła się dla nich wraz z erą Nintendo 64. Nie pomogło nawet wykupienie firmy przez Microsoft. Bo choć, Rare tworzyło nadal ciekawe produkcje, to jakoś nie mogły one przebić się do szerszego grona odbiorców.
Wszystko miało się zmienić za sprawą ogłoszonego w 2015 Sea of Thieves. No bo kto nie marzył wówczas o pirackich przygodach w ogromnym, otwartym świecie, i to jeszcze przeżywanymi wspólnie z innymi graczami? Korsarski żywot w strukturze MMO – to było niczym gwiazdka z nieba.
Sea of Thieves – recenzja gry
Trzy lata później, gdy w końcu Sea of Thieves zawinął do portów Xboxa One i Windows 10, jego zrecenzowanie okazało się większym wyzwaniem niż można byłoby początkowo sądzić. Bo skoro to gra sieciowa, a okręt piracki wymaga załogi to nie sposób było zdać się wyłącznie na jedno spojrzenie.
A już na pewno nie w sytuacji, gdy Sea of Thieves zamiast jednomyślnego, super entuzjastycznego przyjęcia tak mocno podzieliło graczy. Nawet w naszej redakcyjnej załodze czuć było rosnący rozdźwięk w jej odbiorze.
Dlatego postanowiłem sięgnąć po sprawdzone już rozwiązanie, i na podobieństwo recenzji Shadow of the Colossus, skrzyżować rękawice z Konradem, którzy uczestniczył w kilku moich przygodach, ale też dzielnie stawiał czoła grze samemu, żeglując sloopem po jej wzburzonych wodach. Co z naszej wymiany zdań wyszło – przekonajcie się sami.
Ahoj kamraci, żagle na maszt
Sea of Thieves okiem growego dinozaura
Maciej Piotrowski
Co tu dużo mówić, ja też dałem się ponieść fantazji i doskonale budowanemu hype’owi. Sea of Thieves jawił mi się jako przepiękne rozwinięcie idei Assassin’s Creed: Black Flag, coś co wreszcie ma szansę dostarczyć i pirackiego klimatu, i niezwykłych, szalonych przygód, o których będziemy opowiadać naszym wnukom.Niestety, rzeczywistość okazała się znacznie mniej kolorowa.
Owszem, od pierwszych minut z Sea of Thieves czuć, że w tym niezwykłym świecie złożonym z małych i dużych wysepek czai się niesamowity wręcz potencjał. Kilka godzin później dociera do nas jednak smutna prawda – nie znajdziemy tu ani prawdziwie pirackich wyzwań ani pięcia się po szczeblach korsarskiej legendy. O tym po prostu nikt nie pomyślał.
Kraken jak na razie rozczarowuje
Zamiast fantastycznej przygody, która zdołałaby wciągnąć gracza na dłuuugie godziny mamy tylko morze (absolutnie doskonałe za co twórcom należą się głębokie pokłony), wiatr i niekończącą się zabawę w kuriera.
Jak dla mnie Rare zbyt dosłownie potraktował tytuł gry podporządkowując wszystko „morzu złodziei”. Bo po co mamy szukać skarbów dla jednej frakcji, dla drugiej – zdobywać czaszki legendarnych piratów, a trzeciej dostarczać kury i prosiaki? Ano tylko po to by można je było ukraść podczas podróży do domu.
Sea of Thieves okiem sternika morskiego
Konrad Zabłocki
Rzeczywiście, pomysł na Sea of Thieves jest być może zbyt naiwny, by mógł "chwycić" całe rzesze graczy, ale wierzę, że okaże się wystarczający dla wiernej i silnej liczebnie niszy. Rare osadził swoją najnowszą grę na interakcjach z innymi graczami - zarówno z przyjaciółmi, z którymi wychodzimy na morze, jak i przeciwnikami, którzy po drodze do portu zechcą nas ograbić. Jasne, same zadania są proste i powtarzalne, ale scenariusze pisane na morzu bywają bardziej fascynujące, niż jakiekolwiek rozbudowane questy w tradycyjnych grach RPG!
W Sea of Thieves mamy tyle scenariuszy, ile załóg napotykamy podczas rejsów. Prócz kurtuazyjnej wymiany salw z dział na "dzień dobry" możemy się przecież sprzymierzać i wspólnie "rajdować" forty (zdecydowanie największe wyzwanie w grze)!
Podczas tygodnia od premiery zdołałem w Sea of Thieves łupić, zdradzić, wdać się w bitwę z dwoma statkami na raz, mścić wbijając sztylet w plecy przeciwnikowi tuż przed tym, jak ten zdołał spieniężyć swój skarb, uprowadzić wrogi statek samotnie pozostawiony na kotwicy, a nawet przespać niezauważony jedną noc na kapitańskiej koi obcego Galeonu. Czy to naprawdę mało?
Sama zresztą prostota zadań ma swój cel - statek stojący na kotwicy jest w zasadzie w stałym niebezpieczeństwie. Załodze zależy, by na wyspie uwinąć się tak sprawnie, jak tylko się da. Stąd między innymi mechanika wystrzeliwania z armaty samego siebie. Te elementy naprawdę są skrojone "by design" i nie można zakładać, że twórcy o czymkolwiek tutaj zapomnieli.
Zgadzam się natomiast, że nie jest to jednak gra dla ludzi, szukających ciągłego rozwoju bohatera czy pogoni za przedmiotami dającymi przewagę nad przeciwnikami. Celowym zabiegiem twórców było zaproponowanie jedynie wizualnego rozwoju postaci. Za ciężko uciułane monety, gracz może kupić nowe ciuszki, lunety, instrumenty muzyczne - ale prócz kolorków, przedmioty te nie różnią się ani odrobinę od tych, które dostajemy na start.
Ale czy jest to zabieg chybiony? Według mnie nie. Czy naprawdę jako gracze zapomnieliśmy już jak to jest grać... dla zabawy? Czy bez ciągłej marchewy na kiju przestajemy widzieć sens w tym, by chwycić za pada i razem z kumplami czerpać radochę z growej piaskownicy? Jeżeli faktycznie tak jest - to świadczy to tylko o tym, jak sprytnie omotała nas branża gier wideo najprostszymi, psychologicznymi sztuczkami.
Sea of Thieves okiem growego dinozaura
Maciej Piotrowski
OK, zgadzam się że pomysł z piaskownicą, w której gracze sami muszą zadbać o zapewnienie sobie rozrywki jest niezły. Takie przywrócenie dawno zapomnianej frajdy. Sam ją odczułem przez te kilka godzin, w czasie których Sea of Thieves sprytnie mnie omotało.
Nie przeczę też, że możliwości okradania innych graczy jest tu całe tony. Zapewne nawet sami twórcy nie przewidzieli inwencji co poniektórych śmiałków. Chyle czoła przed tymi wirtualnymi korsarzami, którzy wymyślają coraz to nowe, bardziej spektakularne akcje podprowadzania skrzyń prosto z pokładu bez większej wymiany ognia. Sam fakt, że ktoś wpadł na pomysł skrytej kradzieży desek przeciwnikowi podczas walki, uniemożliwiając mu tym samym naprawę statku, to dla mnie prawdziwy taktyczny majstersztyk.
To jednak wciąż nie zmienia faktu, że Sea of Thieves daje tylko tyle zabawy ile sam potrafisz z niej wyciągnąć, i to przy wykorzystaniu dość skromnego zestawu narzędzi. No bo pomyślmy – ile można pływać i atakować innych tylko po to by kupić sobie ładniejszą łopatę, bardziej odpicowaną harmonię, bajeranckie żagle albo fantastycznie wyglądający galion?
A co jak zabraknie tych drobnych ciułaczy, leszczyków, którzy chcą tylko popływać po, powiedzmy to głośno raz jeszcze, rewelacyjnie oddanym morzu i poszukać skarbów? A skądś kasa musi przecież płynąć wszak „ okrętowe ulepszacze” mają iście zaporowe ceny.
Patrząc na to ile tak naprawdę tej grze brakuje zawartości coś czuje, że te kosmiczne stawki miały dać czas twórcom na przygotowanie endgame’u dla najbardziej zapalonych, wirtualnych korsarzy. Mam spore obawy, że pozostali dość szybko odpuszczą sobie dalszą zabawę. Szczególnie, że prędzej czy później będą musieli stawić czoła morskim wiarusom, a przy braku doświadczenia wynik takiego starcia będzie raczej przesądzony.
Sea of Thieves – czy warto?
Sea of Thieves okiem sternika morskiego
Konrad Zabłocki
No niestety, naprawdę ciężko jest zaprzeczyć temu, że Sea of Thieves w obecnym kształcie faktycznie wydaje się być... pustawe. Jeżeli twórcy zechcieli oprzeć rozwój na aspektach kosmetycznych... dlaczego u licha ciężkiego mamy możliwość zakupu zaledwie kilku zestawów żagli, malowania kadłuba i figury galionowej?!
W dodatku połowa z nich bramkowana jest osiągnięciem absurdalnie wysokiego poziomu i jednej z frakcji. Mamy więc niemal zerowe możliwości personalizacji swojego statku. W grze O PŁYWANIU STATKAMI PO MORZU, to się w głowie nie mieści.
Gdzie jest, pytam się, możliwość odpicowania kajuty kapitańskiej "po swojemu"?! Gdzie są obite kością słoniową koła sterowe? Gdzie są armaty, których sam wygląd mógłby wzbudzać przerażanie? Gdzie, do czorta, możliwości doboru kolorków elementów takielunku? Dlaczego wnętrza absolutnie wszystkich statków na serwerze są identyczne? Nie potrafię tego zrozumieć i byłbym nawet w stanie wylać na tę grę całkiem zasłużone wiadro pomyj, gdyby nie... eh, pływanie.
Moment, w którym galeon sunie pod pełnymi żaglami podczas zachodu słońca jest niezapomniany. Gdy załoga robi swoje - sternik pilnuje kursu wyznaczonego przez załoganta, który pod pokładem ślęczy przy stoliku nawigacyjnym. Gdy szotmistrz czujnym okiem pilnuje pracy foka, grota i bezana. Gdy oko wdrapuje się na grotmaszt, by wypatrywać zatopionych statków, których bukszpryt z morskiej toni wychyla się ku niebu.
A kiedy podczas bitki brakuje rąk do pracy, gdy skończywszy refowanie, kolega pędzi pod pokład z wiaderkiem, by wylać sączącą się przez zmęczone sztormem wręgi słoną wodę, a sam kapitan blokując wcześniej ster, chwyta się za armaty... to jest absolutna poezja, w której każdy, kto miał okazję zmierzyć się z morzem w rzeczywistości, zakocha się bez pamięci.
Dla takich momentów, Sea of Thieves sprawdzić zwyczajnie trzeba. Być może nie spodoba się na tyle, by przy grze zostać na dłużej... ale jeden miesiąc z usługą Game Pass, w której gra zawitała w dniu premiery? To więcej, niż dobry układ.
Sea of Thieves okiem growego dinozaura
Maciej Piotrowski
Oj ciężko mi odpowiedzieć na pytanie czy warto w tej chwili łakomie rzucać się na Sea of Thieves. Początkowo gra zachwyca – nie da się temu zaprzeczyć. Żeglowanie jest absolutnie fenomenalne. Do tego jeszcze charakterystyczna, nieco komiksowa oprawa wizualna potrafi zrobić piorunujące wrażenie, szczególnie z włączonymi efektami HDR. W tym przypadku różnica pomiędzy SDR a HDR jest naprawdę KOLOSALNA.
Ale gdy już przestaniemy chłonąć oczami wspaniałe widoczki i zaczniemy „zwyczajną” rozgrywkę cała magia w kilka godzin wyparowuje przez niekończące powtarzanie się tego samego schematu – odbierz mapę, płyn na wyspę, znajdź skarb, złap kurczaki bądź pokonaj szkielety legendarnych piratów, po czym wróć do najbliżej pirackiej miejscówki by sprzedać łup. W takim przypadku faktycznie ciśnienie podnosi jedynie spotkanie z innym okrętem. No ewentualnie jeszcze znalezienie zadania w butelce.
Oczywiście, znajdą się i tacy, dla których obecna zawartość Sea of Thieves jest w zupełności wystarczająca. Pal licho te wszystkie kosmetyczne przedmioty, dla nich liczy się czysta frajda ze wspólnej zabawy w zgranej paczce znajomych. Mnie jednak osobiście strasznie irytuje brak jakiejkolwiek progresji – czy naprawdę nie można było dać graczom możliwości zakupu choćby lepszej łopaty, która zamiast na 6 wykopuje skrzynki na 3 machnięcia?
Ale choć tak narzekam i narzekam, nie mogę całkowicie skreślić Sea of Thieves. Owszem, wygląda jakby brakowało jej sporej części zawartości, ale przecież na tym nie koniec. Przy takiej ilości graczy nasze głosy żądające ulepszeń muszą zostać usłyszane i tylko czekać na pierwsze, widoczne zmiany.
Dlatego zgadzam się z Konradem, Xbox Game Pass to doskonałe wyjście. Ba, wrzucenie Sea of Thieves do tego programu z miejsca daje grze druga szansę, bo każdy powracający gracz będzie mógł sam sprawdzić czy coś się w niej zmieniło. Potencjał jest tu bowiem ogromny.
Ocena końcowa Sea of Thieves:
- absolutnie fantastycznie odwzorowane morze
- rewelacyjna mechanika żeglowania statkiem
- unikalna, a jednocześnie wyjątkowo czarowna, humorystyczna stylistyka
- powodujące opad szczęki wykorzystanie efektów HDR
- bitwy morskie i niesamowite możliwości wpływu graczy na ich przebieg
- spora frajda ze wspólnej zabawy ze znajomymi
- ciekawe zagadki przestrzenne polegające na poszukiwaniu skarbów...
- ...które, niestety, szybko mogą się znudzić, podobnie jak dwa pozostałe typy misji
- brak jakiejkolwiek progresji
- mało przedmiotów do kupienia
- rozczarowujący Kraken
- na pewnym poziomie reputacji frakcji gra robi się zbyt trudna dla pojedynczego gracza
- Grafika:
bardzo dobry - Dźwięk:
dobry - Grywalność:
dostateczny plus
Ocena ogólna:
Komentarze
31Grałe mmoze z 3h i w sumie po tym czasie jakbym widział i znał już wszystko.
Miałem kupić ale odpuszczę na chwilę obecną.
Można powiedzieć że Rare powtarza błędy twórców Elite Dangerous które posiadam. Gra robi dobre wrażenie na początku, a potem odkrywasz że jest pusta i nie warta zachodu.