Gracze prosili, prosili i wyprosili - monumentalna reedycja Shadow of the Colossus stała się faktem. I choć ta legendarna gra zyskała w ten sposób kolejne, i to wyjątkowo piękne życie to czeka ją ciężkie starcie z obecnymi trendami.
- niezwykle klimatycznie snuta opowieść,; - monumentalne kolosy,; - olbrzymi świat do zwiedzenia,; - świetna oprawa graficzna wraz z efektami HDR.
Minusy- nie do końca przemyślane sterowanie,; - problemy z fizyką,; - koszmarna praca kamery,; - to wciąż tylko reedycja 17-letniego pierwowzoru.
Zmierzyć się z legendą nie jest łatwo. A już na pewno gdy robi się to po raz kolejny. Tymczasem Shadow of the Colossus wraca do nas po raz trzeci, tym razem na Playstation 4. I nie ważne, że to drugie było tylko remasterem, a trzecie jest pełnoprawnym remake’em – to wciąż dokładnie ta sama przygodowa gra akcji, którą od 2005 roku kochają miliony fanów.
Shadow of the Colossus - recenzja gry
Z pewnością producenci nowego Shadow of the Colossus łatwego zadania nie mieli. Ale nie tylko oni, bo przecież jak napisać recenzję tytułu, który otaczany jest takim kultem. Skrobniesz coś „źle” i rozsierdzony pochód graczy z widłami i pochodniami już rusza pod naszą redakcję.
Dlatego też uznałem, że w tym przypadku nie mogę sam podejść do recenzji. Zwarłem więc szyki z Konradem, by jak najlepiej przedstawić Wam nową odsłonę Shadow of the Colossus. W czasie naszych rozmów wyszło jednak, że mamy nieco odmienne spojrzenie na grę.
Nie pozostało nam innego, jak skrzyżować rękawice, bo jeśli jakakolwiek gra zasługuje na publiczną debatę (nawet jeśli z przymrużeniem oka) – to Shadow of the Colossus z pewnością nią jest.
Shadow of the Colossus okiem growego dinozaura
Maciej Piotrowski
Nie zaprzeczę, że Shadow of the Colossus zajmuje jedno z czołowych miejsc w panteonie największych gwiazd elektronicznej rozrywki. Mimo to jednak ja osobiście wyżej stawiam ICO. Po prostu ten tytuł Fumito Uedy znacznie bardziej mnie wkręcił. I to na tyle, że zarywałem całe noce tylko po to by poznać finał tej niezwykłej historii.
Pierwotny Shadow of the Colossus z 2005 roku, mimo podobnej aury tajemniczości i absolutnie niezwykłego klimatu, jakoś zupełnie mi nie przypasował. Pewnie dlatego od dobrych 13 lat „kisi” w mojej piętrzącej się kupce wstydu. Tyle razy obiecywałem sobie, że do niego wrócę i jakoś nie było okazji.
Teraz, gdy w końcu okazja sama mnie znalazła, bo oto pojawia się „nowy” Shadow of the Colossus, gram w niego, próbuje skończyć….i sam nie wiem co mi nie pasuje. Grafika na Playstation 4 Pro z włączonym HDR’em oszałamia, szczególnie wygląd samych kolosów.
Mimo to mam ciągłe wrażenie, że gra w której fabuła jest tak oszczędnie opowiadana, w której większości rzeczy trzeba się samemu domyślić i którą trzeba faktycznie przeżywać nie dotrze do obecnego odbiorcy.
Shadow of the Colossus okiem jej zagorzałego fana
Konrad Zabłocki
Ależ oczywiście, że dotrze! Fabuła w Shadow of the Colossus faktycznie jest na drugim planie, i będąc bardzo oszczędną w treści, doskonale spina minimalistyczną konwencję gry. Po latach, Shadow of the Colossus to wciąż głębokie, transcendentalne wręcz doświadczenie, absolutnie nie podobne do niczego innego dostępnego na rynku.
Dla mnie to przede wszystkim gra traktująca o nadziei – Wander przemierzając przerażająco pustą krainę zmaga się z szesnastoma Kolosami - które wydając się żywymi reliktami budzą głównie współczucie - by spróbować przywrócić do życia swą ukochaną Mono. Robi to, nie znając ceny, którą będzie musiał zapłacić.
Nie bez powodu Shadow of the Colossus zapoczątkował dyskusję o grach jako sztuce. Produkcja ta jest arcymistrzowsko skrojona – intymność tej opowieści przeplata się z przyprawiającym o ciarki na plecach, wszechobecnym ogromem.
Ten kontrast rysowany jest na początku gry, podczas pamiętnej wędrówki na monumentalnym moście i piętrzy aż do samego jej końca. Czym w zasadzie jest rzecz, o którą przyszło Ci walczyć, gdy spojrzysz na nią z szerszej perspektywy?
Puste spojrzenia zabijanych kolosów (animacja sztyletu wbijanego w czaszkę boli mnie fizycznie do dzisiaj) wydają się tylko te wątpliwości potęgować.
Nie mam więc podstaw by sądzić, że ten konwencji współczesny gracz „nie kupi”. Myślący gracz kupi ją tak samo, jak zrobiłby to niemal dziesięć lat temu. Powiem więcej – obserwowałem nie tak dawno jedenastolatka, który we wspomniany remake grał z ogromnym podziwem. Szkoda jedynie, że równie zaciekle jak z kolosem, walczyć musiał również… z kamerą.
Zdjęcia pochodzą z Playstation 4 Pro. Kliknij by powiększyć
Shadow of the Colossus okiem growego dinozaura
Maciej Piotrowski
No i właśnie tak dotarliśmy do kolejnej rzeczy, która mnie od „nowego” Shadow of the Colossus odrzuca. Zresztą nie tylko mnie, bo mój 15-letni syn już rzucał przez to gamepadem po pokoju. Chodzi o archaizmy.
Oczywiście, należało się tego spodziewać, bo przecież mamy tu do czynienia z grą, która tak naprawdę swoje lata już ma. W remake’u poprawiono bowiem przede wszystkim oprawę wizualną, za to twórcom należą się ogromne brawa.
Z drugiej strony jednak za absolutnie nieintuicyjne sterowanie, irytującą mechanikę wspinania połączoną z mocno przesadzoną fizyką, dziwaczne prowadzenie konia Agro oraz tak złośliwą kamerę jak to tylko możliwe, najchętniej postawiłbym ich wszystkich pod pręgierzem na środku miasta i smagał batem.
Te wszystkie elementy po prostu nie przystają do perfekcyjnego odświeżenia legendy jakimi miała być ta odsłona Shadow of the Colossus. Skoro produkcja ta powstała po to by sięgnęli po nią ci, którzy dotąd nie grali, to chyba lepiej było to jeszcze dopracować.
Zastanawiające jest, że sterowanie zmieniono (alternatywa w postaci schematu znanego z pierwowzoru też jest), a mimo to czuć, że wciąż trzeba z nim walczyć, bo inne tytuły przyzwyczaiły nas do czegoś innego.
Można mieć też nieco żalu do twórców, że nie zdecydowali się rozbudować bestiariusza o kolejne kolosy. Wszak były one niegdyś w artbooku, jako szkice koncepcyjne. Owszem, dodanie kilku easter eggów jest miłe, ale chciałoby się więcej
Shadow of the Colossus okiem jej zagorzałego fana
Konrad Zabłocki
Mówiąc szczerze, nawet szesnaście Kolosów uważam za liczbę zbyt dużą, ale jestem raczej zwolennikiem skompresowanych historii, więc biorę na siebie poprawkę.
Z przykrością muszę się natomiast zgodzić z Twoim głównym zarzutem – o ile bardzo się cieszę, że żadne ekhm, „nowoczesne” rozwiązania nie zagrzały miejsca w tym remake’u (już widzę tę mapę usianą znajdźkami…), tak nie do końca rozumiem dlaczego nie pokuszono się o delikatny retusz sterowania bohaterem i kamerą.
Sam nigdy nie miałem problemów z fizyką gry – szczerze uważam, że siłowanie się z próbującym ostatkami sił walczyć o przeżycie Kolosem, kurczowo trzymając się jego futra, była przed laty zrealizowana perfekcyjnie.
Obawiam się, że twórcy remake’a mieli tego świadomość i wizja zachwiania delikatnych fundamentów podstawowej mechaniki gry z pewnością nie zachęcała do eksperymentów…
Walka z Kolosami wciąż smakuje tak samo – i nie mam z tym problemu. Niestety wszelkie interakcje z elementami architektury czy manewry na grzbiecie konia były i są wykonane koszmarnie.
Szkoda, że chcąc przedstawić tego klasyka współczesnym graczom nie zrobiono nic, by tę przygodę mechanicznie uwspółcześnić. Zwłaszcza, że ogrom pracy włożono w to, by fajerwerki wizualne nie odarły gry ze swej surowej, ascetycznej formy.
Ostatecznie, ocena Shadow of the Colossus zależy do tego, jak podejdziemy do oceny odświeżonej klasycznych, nieco już podstarzałych gier. Bardzo wysoka średnia not nowego Kolosa świadczy o jednym – recenzenci raczej wychodzą z założenia, że „pierwowzór wielkim dziełem był, dycha na wejściu” i oceniamy w zasadzie to, co ewentualnie zdołano w nim zepsuć.
Sam nie jestem zwolennikiem tego typu podejścia, ale Shadow of the Colossus to gra jedyna w swoim rodzaju. Nie odebrałbym szansy zagrania w nią młodszemu pokoleniu, wiedząc nawet, że większość z nich szuka w grach elementów, których tutaj zwyczajnie brakuje.
Po niemal dekadzie na rynku nie pojawiło się nic chociaż trochę podobnego, przez co Shadow of the Colossus jest wciąż doświadczeniem unikalnym. Fumito Ueda z dumą może powiedzieć „Exegi Monumentum!”.
Shadow of the Colossus okiem growego dinozaura
Maciej Piotrowski
I tu się zgadzamy – nie ma niczego podobnego do Shadow of the Colossus. Ale właśnie dlatego mam mieszane uczucia co do samej jego reedycji. W moim odczuciu nie powinno się ruszać legend, bo to robi im krzywdę.
Przez lata rosną wyobrażenia o dawno ukończonym tytule, który pozostawił w nas tak głębokie wspomnienia. Niestety, remake potrafi obedrzeć je całunu tej kultowości. Wystarczą właśnie takie drobne potknięcia jak irytujące sterowanie czy wariująca kamera. Pytanie więc – czy warto wracać do własnych legend?
Oczywiście, można powiedzieć, że ta odsłona Shadow of the Colossus powstała z myślą o nowych graczach. Ale czy młode pokolenie w ogóle po nią sięgnie? To nie tytuł, któremu towarzyszy olbrzymia kampania promocyjna, którego widok atakuje nas z każdego bilbordu na mieście. To raczej kameralna opowieść, coś co faktycznie ociera się o sztukę.
Dlatego właśnie uważam, że prawdziwym odbiorcą Shadow of the Colossus jesteśmy my, stare pierniki, pamiętające jeszcze pierwowzór i zachwycające się wówczas jej oprawą graficzną. Teraz, ta obecna, mocno udoskonalona, faktycznie powala i nie da się ukryć, że stanowi największy magnes tej produkcji. Dla niej można nieco się przemęczyć, o ile tylko potrafisz zmierzyć się z własnymi wspomnieniami.
Ocena końcowa Shadow of the Colossus:
- niezwykle klimatycznie snuta opowieść
- monumentalne kolosy
- olbrzymi świat do zwiedzenia
- świetna oprawa graficzna wraz z efektami HDR
- nie do końca przemyślane sterowanie
- problemy z fizyką
- koszmarna praca kamery
- to wciąż tylko reedycja 17-letniego pierwowzoru
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
dobry plus - Grywalność:
dobry
Ocena ogólna:
Komentarze
10"Grafika na Playstation 4 Pro z włączonym HDR’em oszałamia, szczególnie kolosy."
Czyżby grafika oszałamiała kolosy?