W nasze (czyt. moje) ręce wpadł niewielki projektor Sony MP-CD1. To nowe urządzenie w ofercie tego producenta, które można uznać za projektorowego walkmana. Oczywiście, nie dosłownie, choć przy odrobinie pomysłowości można go używać w ruchu.
- możliwość zasilania akcesoriów,; - bardzo dobry obraz jak na rozdzielczość WVGA,; - dobrze odwzorowane kolory,; - wyjątkowo przenośny,; - zasilany przez USB,; - złącze statywowe,; - cicha praca,; - możliwość pracy w dowolnej pozycji,; - nie wymaga serwisowania,; - natychmiastowe uruchomienie/wyłączenie.
Minusy- zasilanie wymaga złącza USB typu C,; - problemy z kolorami w trybie dynamicznym,; - praktycznie zerowe możliwości korygowania ustawień obrazu,; - brak wbudowanej łączności bezprzewodowej,; - korekta Keystone tylko w jednej osi,; - użyteczne przekątne tylko poniżej 80 cali,; - w jaśniejszym otoczeniu to tylko gadżet.
Sony MP-CD1 to pikoprojektor, który przypomina rozmiarami nieco pomniejszoną wersję kasety VHS lub testowany niedawno telefon Cat S61. Sony zastosowało technologię RGB LED w połączeniu z DLP, która pozwala uzyskać obraz o rozdzielczości 854 x 480 pikseli (FWVGA, proporcje 16:9). Zrazu należy ocenić go jako gadżet, efektownie wykonany przez Sony, ale jednak gadżet, bo przecież pikoprojektory tak należy traktować. Te wbudowane w tablety, w akcesoria do smartfonów czy aparaty nie zachwycają rewelacyjnymi parametrami roboczymi.
Są też pikoprojektory wyższych lotów, które kosztują tyle co dobry smartfon, ale aspirują do miana praktycznych urządzeń. Czy Sony MP-CD1 jest takim pikoprojektorem, czy zasługuje na waszą uwagę w cenie około 1700 złotych? Spróbuję udzielić odpowiedzi na to pytanie, a w dalszej części tekstu posłużę się określeniem projektor.
Podstawa psycho-techniczna
Nie będę ukrywał, że jestem miłośnikiem projekcji obrazu na ekranie. Być może to konsekwencja dziecięcych zabaw z rzutnikiem slajdów, które czasem okazywały się nie tylko zdjęciami, ale zgrabnie opowiedzianymi bajkami. A być może to podobieństwo doświadczeń z projektorem, które przypominają wizytę w kinie. Jak by nie było, myśląc o projektorze trzeba myśleć o tym jak jasno jest w otoczeniu, w którym będziemy go używać. Telewizor czy to 32 calowy czy 132 calowy będzie raczej sprzętem, który zawsze wyświetli nam dość jasny obraz.
W przypadku projektora to się zmienia. Mniejsza przekątna w przypadku danego projektora to jaśniejszy obraz (choć jasność sprzętu nie ulega zmianie). W ten sposób możemy każdy projektor uczynić wystarczająco jasnym zmniejszając rozmiar wyświetlanego obrazu, o ile pozwalają na to jego parametry techniczne. Przy takim założeniu nawet pikoprojektory w pewnych warunkach będą przydatne. Jak bardzo jednak przydadzą się w nie tylko skrajnych warunkach?
Rozmiar pudełka z projektorem już wywołuje odpowiedni efekt
Dotychczas byłem dość sceptycznie nastawiony do miniaturowych urządzeń projekcyjnych. I pewnie też spora część z czytelników tej recenzji, gdy zobaczy że Sony MP-CD1 ma deklarowaną jasność 105 ANSI lumenów, machnie ręką. A nie powinna, bo w idealnych dla projekcji warunkach (zgadnijcie sami jakie to warunki) Sony MP-CD1 pokazuje pazur, choć nie czyni to oczywiście z niego realnego konkurenta dla standardowych multimedialnych projektorów.
Sony MP-CD1 – specyfikacja
Zawartość pudełka z projektorem
- jasność: 105 ANSI lumenów
- rozdzielczość: 854 x 480 pikseli (obraz 16:9)
- źródło światła: RGB LED (wydajność 50000 godzin)
- głośnik: 1W
- sugerowany rozmiar obrazu: 40-120 cali
- korekta zniekształceń: Keystone w pionie
- akumulator: wbudowany, 5000 mAh
- pozycja pracy: dowolna o ile nie zakryta jest wentylacja
- złącza: USB typu C (zasilanie), USB typu A (z funkcją zasilania 5V/1,5A i powerbanku), wyjście audio (minijack), HDMI (z MHL)
- wymiary i waga: 83 x 16 x 150 mm i 280 g
Sony MP-CD1 - pierwsze wrażenie na sucho
Nie oczekujmy tu wysokiej jasności obrazu, szybko zauważycie też, że wewnątrz opakowania jakim jest jego metalowa obudowa nie udało się pomieścić kilku istotnych elementów. Boli brak wbudowanego modułu do komunikacji bezprzewodowej zmusza nas do podłączenia czegoś, by obraz mógł być wyświetlony. Brak Bluetooth nie pozwoli nam podłączyć bezprzewodowych słuchawek lub głośników, co jest idealnym w przypadku miniaturowego mobilnego sprzętu rozwiązaniem. Nie oczekujmy też menu użytkownika, projektor ten należy włączyć i po prostu używać, ale to może nawet okazać się zaletą.
A co jest? Oprócz modułu wyświetlającego, który chłodzony jest przez niewielki wiatraczek umieszczony od spodu obudowy, oraz malutkiego głośniczka? Mamy wbudowany akumulator, o którego zaletach wspomnę nieco później, złącze HDMI ze wsparciem MHL oraz USB z funkcją zasilania i słuchawkowe wyjście audio (możemy w ten sposób podłączyć również głośniczki). Zasilanie zapewnimy przez port USB typu C (pozwala to zmniejszyć liczbę koniecznych kabelków w naszej wypadowej wyprawce o ile mamy też podobnie wyposażony smartfon). W razie czego, w zestawie mamy przejściówkę na microUSB.
Projektor transportować (i przechowywać) będziemy w dopasowanej do jego rozmiaru skórzanej wsuwce. Przyda się jeszcze zasilacz - musimy zadbać o własny, bo w zestawie dostajemy tylko przewody.
Sony MP-CD1 - drugie wrażenie już w praktyce
Włączam projektor i po kilku sekundach już słyszę znajomy szum wentylatora. Na ścianie (optymalnym rozwiązaniem będzie ekran projekcyjny, choć trochę to godzi w ideę supermobilnego projektora) pojawia się niebieski ekran i… Jest całkiem jasny, a za oknem świeci mocne letnie słońce, które trochę osłabiają okienne rolety. Ale ile można cieszyć się niebieskim ekranem?
Chyba tylko chwilę, by za pomocą umieszczonego po lewej stronie obudowy suwaka ustawić ostrość obrazu (napis kontrolny w tym pomoże). Ostrzenie jest dość kłopotliwe, bo sam projektor jest leciutki, dlatego trzeba użyć dwóch dłoni - jedną przytrzymać obudowę, a drugą poruszać suwakiem.
Sony MP-CD1 ma od spodu cztery gumowe nóżki, które dystansują wylot wentylatora od każdej płaskiej powierzchni. Projektor możemy też ustawić pod katem, opierając go na książce lub pudełku na chusteczki, oczywiście tak by nie przesłonić wentylatora. Sony MP-CD1 w pionie automatycznie skoryguje zniekształcenia trapezowe i zawsze będziemy mieć prostokątne pole projekcyjne. Przy rzutowaniu pod innym kątem już takiej wygody nie uświadczymy.
Bohater naszej recenzji może rzutować obraz nie tylko na ścianę. Może to być jakakolwiek płaska powierzchnia (nawet najdrobniejsze jej wygięcie będzie niestety zauważalne na obrazie), nawet kartonowa karta papieru, ale też coś czego wszyscy oczekują z upragnieniem w przypadku takich sprzętów - powierzchnia sufitu. Zmiana projekcji z na wprost na do góry nie wpływa na głośność chłodzenia. Jedyną niedogodnością może być brak podstawki, która pozwoliłaby ustawić projektor w pionie - przydałoby się coś takiego w zestawie.
OK, pora poszukać jakiegoś źródła obrazu.