Gdzie zaparkowałem mojego X-Winga?
Pobiegać z bronią w ręku zawsze przyjemnie, ale nikt chyba nie ma złudzeń, że większość z nas prędzej czy później musi zasiąść za sterami X-Winga. Jeżeli tylko twórcy pozostawiają taką możliwość, fani Gwiezdnych Wojen zaraz ją wykorzystają. Ja zachowałem się podobnie, toteż po krótkiej wymianie ognia z zimowo odzianymi szturmowcami na planecie Hoth postanowiłem zostać panem przestworzy i chwycić za stery legendarnego rebelianckiego myśliwca.
Ponieważ jestem człowiekiem prostym o dosyć przyziemnym sposobie rozumowania, skierowałem swoje kroki do najbliższego hangaru, stanąłem przy X-Wingu i nacisnąłem uniwersalny przycisk interakcji, czyli znaną i lubianą literkę „E”. Ku mojemu zdumieniu dzielny żołnierz, którym kierowałem, nie wskoczył do kabiny pojazdu, ani nawet nie ruszył się z miejsca. Pomyślałem, że może akurat trafiłem na wadliwą maszynę, więc postanowiłem poszukać innego modelu. Po długiej wędrówce udało mi się wreszcie znaleźć coś, co dawało możliwość pokierowania X-Wingiem, ale bynajmniej nie był to zaparkowany w hangarze pojazd. Zamiast tego, udało mi się zebrać kręcący się nad ziemią znaczek z podobizną myśliwca. Następnie mój bohater wyciągnął krótkofalówkę i wezwał wsparcie lotnicze.
Stało się – mogłem wreszcie pokierować podniebnym cudeńkiem rebelianckiej eskadry. Sęk w tym, że sposób, w jaki to się stało, skutecznie zabił klimat bitewnej zawieruchy, a ponadto cały czas kazał mi się zastanawiać, kto siedzi za sterami maszyny. Bo przecież żołnierz, w którego wcieliłem się wcześniej, jedynie wezwał wsparcie, a sam został na powierzchni planety. Jakby tego było mało, X-Winga nie sposób „zebrać” z pola bitwy, jeżeli mamy przy sobie akurat ładunki wybuchowe, jako że zarówno jedna, jak i druga funkcja jest przypisana temu samemu klawiszowi z cyferką „4” (bądź kombinacji przycisków w przypadku konsoli).
Jak można to uzasadnić odwołując się do prawideł rządzących światem gry? Czyżby implodujące miny zajmowały tyle przestrzeni w plecaku naszego szeregowca, że nie ma w nim już miejsca na statek kosmiczny? To rozwiązanie ze zbieraniem błękitnych żetonów, które pozwalają wzbić się w przestworza X-Wingiem, jak również skorzystać z innych statków (w tym czasowo przejąć kontrolę nad AT-AT), skutecznie zniechęciło mnie do lotniczych wojaży, a także sprawiło, że pasjonująca rozgrywka przestała już być tak płynna i wciągająca.
Nie bez przyczyny wspomniałem o tym, że zdarzało mi się błąkać po lodowej pustyni przez dłuższy czas, zanim odnalazłem poszukiwane miejsce. Tak jak przypuszczałem tuż po zapoznaniu się z fragmentem rozgrywki prezentowanym na targach E3, kompas (czy też minimapa – nie sposób stwierdzić), który zostaje oddany do naszej dyspozycji jest zupełnie bezużyteczny i w bardzo niewielkim stopniu pozwala na skuteczną orientację. Być może nie miałoby to aż tak dużego znaczenia, gdyby możliwy był łatwy i szybki dostęp do pełnowymiarowej mapy, ale niestety, tego ostatniego nie odnajdziemy w wersji beta Star Wars: Battlefront i trudno powiedzieć, czy znajdzie się on w ostatecznej wersji gry. To drobne, ale znaczące niedopatrzenie sprawia, że strategiczne planowanie batalii zamienia się momentami w chaotyczną nawalankę. O ile ten mankament nie uwiera tak bardzo w przypadku trybu Survival czy też Drop Zone, o tyle skutecznie psuje zabawę na olbrzymiej mapie Walker Assault.
Star Wars: Battlefront czy obie strony Mocy
Nowy Star Wars: Battlefront wymaga, żeby oddać mu sprawiedliwość i podkreślić jeszcze raz, że jego wersja beta zrobiła na mnie spektakularne wrażenie. Owszem, nie mamy tu do czynienia z takim poziomem złożoności, do jakiego przyzwyczaił nas Battlefield, ale z drugiej strony zostaje to zrekompensowane dużą przystępnością rozgrywki. Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że wprost wzorowo oddano klimat starej trylogii Gwiezdnych Wojen. Jest on tak sugestywny, że kiedy w najgorętszych chwilach kosmicznego boju rozbrzmiewał imperialny marsz, po moich plecach przechodziły ciarki. Muszę też wspomnieć o tym, że nigdy chyba nie zapomnę momentu, w którym ostrzeliwując się z zaśnieżonego okopu, dostrzegłem na polu bitwy czarną sylwetkę Dartha Vadera. A już z pewnością nie zapomnę tej sekundy, w której on zauważył mnie.
Moc jest silna w Star Wars: Battlefront i choć na tę chwilę nie pozostaje on bez wad, można stwierdzić ze stuprocentową pewnością, że jego premiera będzie nie lada wydarzeniem – nie tylko w świecie fanów Gwiezdnych Wojen, ale też w całej społeczności graczy.
Wstępna ocena:
- świetna oprawa graficzna;
- doskonała optymalizacja;
- klimat "starej trylogii";
- nastrojowe lokacje;
- dynamiczna rozgrywka;
- olbrzymia i złożona konfrontacja w trybie Walker Assault;
- wprowadzenie na pole bitwy unikalnych bohaterów kontrolowanych przez graczy (w wersji beta - Luke'a Skywalkera i Dartha Vadera);
- niezbyt ciekawy wygląd niektórych elementów graficznych;
- praktycznie bezużyteczny kompas i brak map poszczególnych lokacji;
- psujący zabawę system wprowadzania pojazdów na pole bitwy
Okiem starego zgREDa Barona |
Komentarze
37[ posiadam win 10 , core i5 4670k@4,5ghz , radeon 7870xt @1230mhz, 6800mhz ,8gb ram 1866mhz na ustawieniach ultra w 1080p przez 70% gry trzyma 60 fps nigdy nie spada poniżej 50 ] Ja jakoś wolę BF3,4 gra jest trochę nudna i chaotyczna
Tryb dla jednej osoby (+ znajomy) trochę przypomina multiplayera z Mass Effect 3, ale w okrojonej wersji. A szkoda, bo multi w ME3 było wciągające.
Gram na ultra (fullHD), grafa to Asus GTX 970
Też mam stałe 60 fps podczas rozgrywki :)
CPU natomiast się nudzi, bo średnio pokazuje mi zużycie procka na poziomie 40% (i7 2600k @ 4,5 Ghz)
W BF4 była wyrazna roznica przy najlepszych ustawieniach na PC a tym co oferuje PS4.
Tutaj na PS4 jest stale 60fps bez spadkow.
Ja rozumiem ze ogolnie gra nie jest wymagajaca bo niby teren i troche obiektow ale mimo wszystko az prosi sie o to by to jakos dopiescic
Niestety grze bliżej do Call Of Duty.
Oczywiście jakikolwiek tryb gry w SW:BF pozbawiony pojazdów, dla mnie jest pozbawiony sensu więc ciekawy jestem jak będą wyglądały pozostałe rozgrywki (bo taki Drop Zone niczym nie zachwyca).