Gburowaty goblin ponownie próbuje skraść serca graczy. W Styx: Shards of Darkness robi to z jeszcze większym wdziękiem i rozmachem, niż poprzednio.
- świetna postać głównego bohatera,; - wciągająca opowieść,; - ciekawie zaprojektowane mapy,; - świetny klimat,; - sporo zadań pobocznych i różnych dróg prowadzących do celu,; - przydatny w podchodach wachlarz gadżetów i umiejętności Styxa,; - system rozwoju postaci,; - możliwość gry w kooperacji.
Minusy- sterowanie Styxem czasami irytuje,; - sporo zapożyczeń z innych gier tego samego gatunku,; - choć lokacje prezentują się nieźle, oprawa wizualna miejscami kuleje,; - polskie tłumaczenie czasami nie nadąża za ciętym językiem Styxa,; - sporadyczne błędy techniczne.
Styx: Shards of Darkness bierze, co do niego należy
Bezczelny gobliński złodziej Styx po raz pierwszy pojawił się jako postać drugoplanowa w tytule Of Orcs and Men. Prędko jednak dostrzeżono ogromny potencjał tego zielonego stworka i specjalnie pod niego skrojono skradankę Styx: Master of Shadows.
Niestety, odbiór tej produkcji nie był tak entuzjastyczny, jak oczekiwano, mimo że po latach gracze wspominają ją ze sporym sentymentem. Wielu z nich twierdzi też, że to jedna z bardziej niedocenianych gier ostatnich czasów. Ta chłodna reakcja mediów i środowiska graczy nie zniechęciła jednak twórców z Cyanide Studio.
W 2017 roku gburowaty goblin powraca w Styx: Shards of Darkness, żeby wreszcie zabrać to, co zdaniem niektórych już i tak od dawna mu się należy. I, prawdę mówiąc, robi to z niespotykanym wprost zacięciem.
Zbluzgam cię, tak jak lubisz
Zacznijmy od tytułowego Styxa. Zasługuje on na szczególną uwagę, bo to postać wymyślona z nie lada polotem. Niby to tylko bezideowy pokurcz, który między jednym a drugim sztachem magicznej żywicy potrafi zwyzywać gracza za to, że po raz kolejny przyszło mu zginąć. Ale pod tą grubą skórą kryje się coś, co potrafi wzbudzić naszą szczerą sympatię.
Aż chce się śledzić perypetie tego zwinnego, choć czasem nieporadnego, bohatera. Trochę przypomina on zminiaturyzowaną, przemalowaną na zielono i mniej świadomą własnej higieny wersję Kenwaya z Assassin's Creed IV: Black Flag.
Co się liczy? Korzyści materialne. Co jeszcze? W zasadzie nic, chyba, że ktoś zajdzie Styxowi za skórę. Wtedy złość lub chęć zemsty zajmuje miejsce podstawowej motywacji naszego goblina-kanciarza.
Co bardziej cyniczni gracze z pewnością znajdą w nim bratnią duszę, ale i reszta nie raz parsknie śmiechem słysząc jeden z onelinerów Styxa. Jasne, to humor dosyć sztubacki, albo i koszarowy, ale też idealnie pasujący do tego bohatera i dodający Styx: Shards of Darkness rubasznych rumieńców.
Z perspektywy pionka
Styxa trudno nie polubić, ale większości mieszkańców jego świata jakoś się to udaje. Dlatego też powołano do życia specjalną jednostkę do utylizacji zielonych stworków, której akronim przetłumaczono na polski jako M.A.S.A.G.R.A.
Ech, jak gdyby życie goblińskich złodziejaszków nie było już dostatecznie trudne... Na szczęście Styx ma łeb na karku i dlatego dorabia na życie w wybudowanych na mokradłach slumsach, gdzie nie tacy jak on znaleźli już azyl.
Niestety, podjęta przez Styxa próba ustatkowania się prędko zostaje przerwana. Ani się obejrzy, a zostanie wtłoczony w tryby gigantycznej intrygi z mrocznymi elfami w roli głównej. Chociaż „wtłoczony” to może nie najlepsze słowo, bo nasz goblin nie pozostaje biernym pionkiem w tych przepychankach. Nawet jeśli wzrostem przypomina właśnie tę, a nie inną figurę szachową.
Styx zna swoje miejsce i wie dobrze, że pozostając w cieniu lepiej zadba o swój własny interes. Dlatego knuje, dogaduje się, kradnie i szpieguje nie bacząc na żadną większą sprawę, a w każdym razie otwarcie nie wciągając jej na maszt.
Nie zdradzając szczegółów tej opowieści, powiem tylko, że potrafi ona przykuć do ekranu. Nie tylko ze względu na budowany w niej suspens, ale też pomysłowe wplecenie w nią pojedynczych misji oraz zadań. Nie sposób odłożyć pada, kiedy Styx dobija targów z oficerami M.A.S.A.G.R.Y., gra na nosie sekciarskim fanatykom albo szykuje się do abordażu powietrznego statku.
Z zapartym tchem podążamy tropem zielonego złodzieja przez uliczki szemranej dzielnicy, pokłady latających okrętów, szyby kopalni czy ekskluzywne komnaty elfiego Korangaru. Zwłaszcza, że każde z tych miejsc to nie tylko uczta dla oczu, ale też ciekawie zaprojektowana piaskownica.
Frontem i od zaplecza
Nikt za rączkę nie prowadzi, nikt nie mówi, która droga słuszna, a która słuszniejsza. Twórcy Styx: Shards of Darkness dają nam sporą swobodę w wyborze podejścia, a nawet kolejności, w jakiej będziemy wykonywać cele misji. Pomagają w tym naprawdę pomysłowe lokacje.
Sięgnijmy po przykład. Na pozór nie ma nic prostszego, niż przejście przez drzwi. Starczy nacisnąć klamkę... No, dobrze, nie do końca, bo są też strażnicy, którzy wyprują nam flaki, zanim zdążymy to zrobić. W obliczu tej niedogodności otwiera się przed nami pole do swobodnego główkowania.
Można rzucić butelką, żeby odwrócić uwagę żołnierzy albo przemknąć się między nimi korzystając z niewidzialności, wskoczyć na gzyms i prześlizgnąć się do pomieszczenia przez szparę nad drzwiami, zatruć wodę...
Zaraz, zaraz, a może wcale nie chodzi o te drzwi? Starczy przeskoczyć przez parę barierek, z jednego balkonu na drugi, rozhuśtać się na linie i dać susa do olbrzymiej rury wentylacyjnej, która też zaprowadzi nas tam, gdzie chcemy.
Innymi słowy – wszystkie drogi prowadzą do celu. I to nie zależnie od tego, czy przedzieramy się przez pełne skaraluchów (paskudne stwory o niezwykle czułym słuchu) jaskinie, czy przemykamy po linach rozciągniętych wysoko nad blankami wykutej w skale twierdzy elfów.
Podczas tych wielkich podchodów czasami wydaje nam się, że niebezpiecznie zbliżamy się do granicy, którą pozwolę sobie nazwać mało wyrafinowanie twórcy-nie-przewidzieli-że-tędy-też-można, ale właśnie te chwile najbardziej obfitują w emocje.
Dajmy na to, w czasie jednej z misji moim zadaniem było dostarczyć przepustkę na okręt mojej sojuszniczki. Wszystko poszło zgodnie z planem, ale nagle zorientowałem się, że wspomniany statek już wlatuje przez otwierające się wrota doków, a przepustka wciąż jest w mojej goblińskiej sakwie.
Jasne, taka była założona przez twórców kolejność wydarzeń, ale w niczym nie poprawiło mi to humoru. Strażnicy biegli co sił w nogach, żeby skorzystać z mojej opłakanej sytuacji, okręt szykował się do cumowania, a elficcy celnicy lada moment mieli wejść na jego pokład.
Raz kozie śmierć! Rzuciłem się z położonego na skarpie punktu obserwacyjnego, a Styx uratował się przed upadkiem w otchłań zahaczając koniuszkami palców o gigantyczne wrota. Wspiąłem się na nie i wyczekałem aż statek znajdzie się tuż pode mną. Wykonałem jeszcze jeden szaleńczy skok, żeby wylądować na olbrzymim balonie stanowiącym powietrzny napęd okrętu.
Chwyciłem się jednej z lin zwisających ze sterczącego z doków żurawia i po niej zsunąłem się na pokład statku. Wierzę, że twórcy Styx: Shards of Darkness akurat w tym przypadku przewidzieli, że gracz może ruszyć tą drogą, ale i tak odnalezienie jej na własną rękę, w dodatku pod presją czasu, dało mi olbrzymią satysfakcję.
I takich skradankowo-zręcznościowych sekwencji, które skutecznie podnoszą adrenalinę, nie brakuje. Każda z map to plac zabaw, który zachęca do główkowania. Zresztą, nie tylko o mapy tu chodzi, bo zestaw umiejętności i gadżetów Styxa też dorzuca swoje parę groszy.
Każdy sposób jest dobry
W zasadzie całe Styx: Shards of Darkness możemy przejść zabijając jedynie kilku przeciwników. Całą resztę można skutecznie wyminąć w drodze do celu. A ten ostatni, jak mawia stare przysłowie, uświęca środki.
Nasz mały goblin chowa niejednego asa w rękawie i każdy z nich otwiera dla nas zupełnie nowe sposoby na kontynuację rozgrywki. Chyba najciekawszym pomysłem (choć znanym już ze Styx: Master of Shadows) jest stworzenie goblińskiego klona, który może wykonać za nas niejedną brudną robotę.
Oprócz tego, znajdą się tu też między innymi kwasowe pułapki, zatrute strzałki i preparat do rozpuszczania zwłok. Wszystkie te umiejętności możemy rozwijać za zdobyte w czasie misji punkty, a znajdowane po drodze stoły majsterkowicza pozwolą nam sklecić na poczekaniu czy to jeden z gadżetów, czy też magiczny eliksir odnawiający zdrowie lub poziom żywicy w organizmie.
Niestety, nie wszystkie z wprowadzonych przez twórców elementów cechują się równie dużą oryginalnością. Elementy znane z innych tytułów też się zdarzają. I to może nawet nazbyt często.
Gdzieś już widziałem tego goblina
Skradanek na rynku nie brakuje. Hitman bije rekordy popularności, Dishonored 2 też cieszy się należytym szacunkiem. Można więc sądzić, że ta formuła okrzepła i obrosła w reguły, które przenoszone są z jednego tytułu na drugi.
Styx: Shards of Darkness do fundamentalnych zasad rozgrywki nie wnosi od siebie zbyt wiele. Znajdziemy tu więc mozaikę elementów zapożyczonych z wielu innych produkcji. Jest i żywiczny wzrok, który oznacza przeciwników na czerwono, i skakanie po gzymsach, i zbieractwo, i niewidzialność jak z Deus Ex, i gaszenie pochodni rodem z Thief, i chowanie siebie samego lub zwłok w skrzyniach.
Tego wprawdzie można było się spodziewać, ale, niestety, uczucie deja vu jest tutaj trochę zbyt częste i wyraźne. Można więc powiedzieć, że w ostatecznym rozrachunku Styx: Shards of Darkness to solidnie wykonana skradanka, która jednak nie rości sobie praw do zrewolucjonizowania tego gatunku. Czy to dobrze, czy źle? Każdy musi osądzić własną miarą i gustem.
Jeszcze w zielone gramy
Co to było? Gra cieni, nic więcej! Dobra, dobra, do takich wniosków mogą dochodzić półinteligentni strażnicy. My wiemy dobrze, że to Styx, który tym razem za wszelką cenę chce być zauważony. Na jego korzyść działają ciekawie zaprojektowane mapy, które otwierają przed nami cały labirynt różnych ścieżek.
Do nich dołącza mnóstwo zadań pobocznych, wciągająca fabuła, możliwość grania w sieciowej kooperacji, rzemiosło i drzewka rozwoju naszego bohatera. Parę wad też się znajdzie, jak na przykład niedoskonała mechanika skoków. Do tego dochodzi też powtarzalność względem innych tytułów tego samego gatunku.
Tym niemniej małego zielonego złodzieja w jego nowej odsłonie da się pokochać. Zwłaszcza, jeśli najlepiej czujemy się pod osłoną mroku, a przyprawione cynizmem fantasy zawsze spotyka się z szelmowskim uśmieszkiem na naszej twarzy.
Ocena końcowa:
- świetna postać głównego bohatera
- wciągająca opowieść
- ciekawie zaprojektowane mapy
- świetny klimat
- sporo zadań pobocznych i różnych dróg prowadzących do celu
- przydatny w podchodach wachlarz gadżetów i umiejętności Styxa
- system rozwoju postaci
- możliwość gry w kooperacji
- sterowanie Styxem czasami irytuje
- sporo zapożyczeń z innych gier tego samego gatunku
- choć lokacje prezentują się nieźle, oprawa wizualna miejscami kuleje
- polskie tłumaczenie czasami nie nadąża za ciętym językiem Styxa
- sporadyczne błędy techniczne
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
dobry plus - Grywalność:
super
Komentarze
1