Niełatwo jest zapobiec serii morderstw, nawet przeżywając w kółko ten sam dzień. The Sexy Brutale pokazuje, że prosto być nie musi. Ważne żeby było ciekawie!
- świetny klimat przy akompaniamencie jazzu,; - intrygująca historia,; - ciekawy pomysł na powiązanie zagadek z pętlą czasu,; - niezły patent z mapą, pomagającą w planowaniu działań,; - wciągająca i dająca satysfakcję rozgrywka,; - humor.
Minusy- miejscami troszkę zbyt prosta,; - w pewnym momencie, poprzez powtarzalność działań, do gry może wkraść się nuda.
Odnoszę wrażenie, że formuła staroszkolnych przygodówek point’n’click to na chwilę obecną już za mało, żeby porwać gracza. Co prawda ze wzruszeniem wspominam cudowne przygody April Ryan w The Longest Journey, ale już taka Syberia 3 to dla mnie dowód na to, że ten gatunek potrzebuje odświeżenia i pomysłowych rozwiązań.
Tym sposobem twórcy dwoją się i troją, żeby do zabaw logicznych dodać coś ekstra – a to wplotą poważną i ciężką fabułę jak w przypadku The Novelist, a to innym razem wyśrubują poziom trudności zagadek, jak w The Witness.
W przypadku The Sexy Brutale developerzy pokusili się natomiast o pętlę czasową, dzięki czemu jest to wciąż niby-przygodówka, ale też i nowatorskie doświadczenie, jakiego próżno szukać w innych produkcjach.
Witajcie w The Sexy Brutale
Muszę przyznać, że nie spodziewałem się tak pozytywnego wejścia, jakie przygotowali dla mnie twórcy z Cavalier Game Studio wespół z Tequila Works. Na starcie pojawiłem się bowiem w rezydencji zalatującej nieco gotycką architekturą, gdzie goście i obsługa byli skryci za tajemniczymi maskami.
W tle przygrywał sympatyczny skoczny jazz, a już po paru chwilach udałem się do tytułowego kasyna „The Sexy Brutale”, w którym krupierem jest… śmierć. Niezły początek, nie?
Pamiętacie scenę z Nowej Nadziei, kiedy Luke z Obi Wanem idą szukać statku i trafiają do baru z orkiestrą występującą na żywo? To dla mnie jeden z lepszych momentów w całych Gwiezdnych Wojnach. Tym razem poczułem się podobnie, ale ten klimat nie był jedynie przerywnikiem, a trwającym stale nastrojem, dzięki któremu aż chce się człowiekowi rozeprzeć w fotelu, słuchać ścieżki dźwiękowej i przemierzać kolejne lokacje.
Ale żeby nie było zbyt kolorowo – mroczna lokalizacja sprzyja tajemnicy, intrydze i zdolnościom ponadnaturalnym. Dlatego szybko okazuje się, że w ciągu dwunastu godzin naszego pobytu w tej niezwykłej willi, wszyscy zaproszeni goście zostają zamordowani przez obsługę. Co, jak i dlaczego? Zanim się tego dowiemy, będziemy musieli zapobiec już popełnionym zbrodniom, jedna po drugiej.
Zbrodnie czasu
Zapętlenie pewnego fragmentu doby to motyw znany i lubiany w kulturze masowej. Jeśli na myśl przyszedł Wam z miejsca familijny „Dzień Świstaka”, to jesteście na dobrym tropie. Musicie jednak nadrobić braki w nieco poważniejszych filmach science-fiction*.
Jeśli jednak nie chcecie zasiadać przed telewizorem, wystarczy że zagracie w The Sexy Brutale. To właśnie w tej produkcji efekt „ekstremalnego deja vu” jest ujęty tak umiejętnie, że każda kolejna pętla czasu nie nuży, a zachęca do pełniejszego poznawania całej historii.
Ogólny koncept jest raczej okraszony magią i demonami, niż twardymi prawami fantastyki naukowej. Na samym starcie otrzymujemy zegarek, dzięki któremu możemy powtarzać wydarzenia od południa, aż do północy jednego, feralnego dnia. Korzystając z tego daru i ratując kolejnych nieszczęśników od śmierci, otrzymujemy ich maski, z którymi wiążą się kolejne moce specjalne.
W chwili, gdy nasz bohater zyskuje nowe sztuczki w wachlarzu tajemnych umiejętności, z miejsca zyskujemy dostęp do nowych pomieszczeń rezydencji. W ten sposób twórcy na sztywno wytyczyli nam ścieżkę od jednego morderstwa do drugiego, ale prawdę mówiąc, ta „tunelowość” w ogóle nie przeszkadza.
I choć otwartość świata jest tu tylko pozorna, to czułem że tylko ode mnie zależy w której szafie się schowam i który pokój podejrzę przez dziurkę od klucza, żeby śledzić kolejne wydarzenia.
Warto wspomnieć jeszcze jeden istotny fakt – zmieniając bieg historii i tworząc swojego rodzaju efekt motyla, mamy poważne ograniczenie – nie możemy spotykać się z innymi postaciami. Jest to dość oczywiste, bo wtedy jedynym zadaniem byłoby powiedzieć nieszczęśnikowi: „na parkingu zastrzelą cię Libijczycy , ubierz kamizelkę kuloodporną”.
Zamiast tego, przyjdzie nam – i tu przykład z samouczka, aby nikomu nie psuć zabawy – podmienić ostrą amunicję w strzelbie użytej do morderstwa na „ślepaki”.
W ten sposób przy każdym zabójstwie-zagadce pierwsze dwa, trzy dni spędzimy na badaniu okoliczności zbrodni, śledzeniu ofiary i ustalaniu jej ścieżki. Z pomocą przychodzi tu niezwykle zmyślna mapa, która pokazuje nam gdzie i o której godzinie będą te postacie, które już podpatrzyliśmy. W międzyczasie uzyskamy też kody do zamków i zbierzemy rozmaite, pomocne przedmioty by – jak w rasowym point’n’clicku – łączyć je z innymi interaktywnymi obiektami.
Jednak uwaga, bo gdy zegar wybije północ, a my znajdziemy się na skraju jutra, znalezione obiekty wyparują. Przejście każdego etapu zakłada więc „pobudkę” w odpowiednim miejscu, zgranie wszystkich akcji z trasami gości i taką manipulację elementami otoczenia, żeby przeznaczenie nie było takie znowu nieuniknione.
Krwawo, brutalnie, ale jak sympatycznie!
Grafika w The Sexy Brutale wyróżnia się specyficznym stylem, mającym w sobie „to coś”. Elementem dopełniającym rewelacyjny klimat jest genialna ścieżka dźwiękowa (póki co dostępna poza grą tylko w fizycznym wydaniu na PS4). To właśnie oprawa audiowizualna i ciekawe lokacje, zaraz obok intrygującej mechaniki, sprawiły, że przeżywanie przez około osiem godzin tego samego dnia ani na moment mnie nie znudziło.
Gracze szukający porządnego wyzwania dla szarych komórek lub rozrywki w stylu staroszkolnej przygodówki mogą się nieco zawieść. Tutaj zbieranie i używanie przedmiotów jest dość oczywiste i intuicyjne.
I choć czasem trzeba pokombinować, to jednak The Sexy Brutale nieco bliżej jest interaktywnym filmom niż rasowym, wymagającym przygodówkom. Czasem, zwłaszcza w obszernych przerywnikach fabularnych, miałem wrażenie bycia jedynie widzem w dobrze wyreżyserowanym, ale jednak żyjącym swoim życiem spektaklu.
Twórcy gry mieli świetny pomysł na ciekawy, nowy typ rozgrywki. Dzięki temu wytworzyli sobie własne ramy i założenia, w realizowaniu których są niemal bezbłędni. Jedynym problemem jest tu chyba tylko schematyczność, którą można odczuć przy kolejnych morderstwach.
Bo tak jak zapętla się w kółko ten sam dzień, tak my stale powtarzamy podobny schemat – być w każdym pokoju o każdej godzinie, odkryć motyw i narzędzia zbrodni, zmodyfikować ich działanie i cieszyć się ze zwycięstwa.
Uważam, że jak na grę przygodowo-logiczną, przy The Sexy Brutale można się wyjątkowo dobrze zrelaksować, zamiast narzekać na skomplikowane i absurdalne zagadki. A fakt, że czułem niewymuszoną chęć odkrycia nieobowiązkowych szczegółów opowieści sprawił, że jeszcze lepiej mogłem wczuć się w klimat. I choćby dlatego warto dać temu tytułowi szansę. On zaś w rewanżu da Wam dwa-trzy wieczory naprawdę wciągającej i pełnej humoru rozgrywki.
*Dla wzbogacenia wiedzy mniej zorientowanych kinomanów, w środkowej sekcji recenzji wplotłem tytuły i nawiązania do siedmiu filmów opowiadających o pętli czasowej. Jeśli uda się Wam je odnaleźć, gorąco je polecam na wieczorne seanse.
Ocena końcowa:
- świetny klimat przy akompaniamencie jazzu
- intrygująca historia
- ciekawy pomysł na powiązanie zagadek z pętlą czasu
- niezły patent z mapą pomagającą w planowaniu działań
- wciągająca i dająca satysfakcję rozgrywka
- humor
- miejscami troszkę zbyt prosta
- w pewnym momencie, poprzez powtarzalność działań, do gry może wkraść się nuda
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
dobry plus - Grywalność:
dobry
Ocena ogólna:
Komentarze
1