Choć The Witness to gra logiczna, daleko jej do innych tego typu tytułów. To produkcja ciężko definiowalna, ale z pewnością niesamowicie wciągająca.
Rozwiązanie zagadek to ogromna satysfakcja; Niemal wszystko jest zasadne i logiczne; Ciekawa wizja artystyczna i łączenie stylów
MinusyTo tylko wariacje jednej zagadki; Szczątkowa fabuła; Ograniczone możliwości poruszania się
Mój stosunek do gier przygodowych i logicznych jest mocno ambiwalentny. Zdecydowanie częściej, szukając na Playstation 4 czy pececie chwili relaksu, sięgam po jakąś ciekawą zręcznościówkę bądź strzelaninę. Zdarza się jednak, tak jak przy Najdłuższej Podróży czy pierwszej Syberii, że wymagająca produkcja, przy której wytężam szare komórki, jest tak rewelacyjnie zrobiona, że stanowi dla mnie więcej, niż tylko grę – to często ogromne przeżycie, porównywalne do najlepszych książek.
Wiedząc jednak jak ogromny wpływ ma na to fabuła, tym bardziej zagadkowe dla mnie samego są uczucia, którymi darzę The Witness. To w końcu gra, która absolutnie mnie porwała, choć nie ma w niej prawie żadnej historii, a całość to „jedynie” kilkaset połączonych ze sobą miniaturowych labiryntów.
Witajcie na wyspie tajemnic
Pierwsze co rzuca się w oczy po uruchomieniu The Witness i pokonaniu samouczka, to zróżnicowanie krainy, do której zaprasza nas ten tytuł. To bajecznie kolorowa wyspa, która choć nie jest zbyt duża, to każdy z jej fragmentów jest niezwykle zróżnicowany. Mamy więc jaskinie, zniszczone miasteczko, pustynne piramidy, futurystyczne bunkry, jesienne parki i wiele, wiele innych miejsc. Każde stworzone jest z estetyką i smakiem. Choć grafika nie wyciśnie ósmych potów z procesorów, to zdecydowanie ma swój urok, tkwiący w prostocie i pastelowych barwach.
Stawiając pierwsze kroki na licznych ścieżkach, możemy też poczuć specyficzny klimat wszechogarniającej pustki i ciszy. Nie ma tu bowiem żadnych mieszkańców, mimo licznych budowli i śladów obecności człowieka. Są za to kamienne rzeźby, przedstawiające ludzi jak gdyby zastygłych przy najróżniejszych czynnościach. To do nas będzie należeć częściowe rozwiązanie zagadki tego miejsca. Częściowe, bowiem fabuła jest tu tak oszczędna, że nawet zakończenie rodzi więcej pytań, niż odpowiedzi. Choć brak tu dialogów czy barwnych postaci, to i tak The Witness potrafi przyciągać do siebie niepowtarzalną atmosferą opuszczonej wyspy, zapraszając przy okazji do poznania jej tajemnic.
Zasady są po to, by je poznawać
Eksploracja świata i snucie domysłów na jego temat, to zdecydowanie zajęcie na parę dobrych chwil. W większości, lokacje i nieliczne fabularne wskazówki są dostępne dopiero wtedy gdy otworzymy zamki zabezpieczone zagadkami logicznymi. Wszystkie łamigłówki opierają się na jednym, prostym schemacie. Gdy dochodzimy do elektronicznego, prostokątnego panelu, naszym celem jest poprowadzenie linii od początku labiryntu, do jego końca. Ta pozornie prosta zabawa szybko nabiera tylu odmian, że każda następna próba stanowi całkowicie unikatowe wyzwanie.
Bardzo szybko uczymy się, że w The Witness nie chodzi tylko o rysowanie ścieżek na poszczególnych planszach. Owszem, jest to esencja rozgrywki, ale w praktyce to bardzo często tylko formalność, kończąca cały wysiłek umysłowy. Największym problemem jest zazwyczaj poznanie zasad innych dla większości etapów.
Na napotykanych panelach co rusz pojawiają się nowe symbole, o których znaczeniu nie mamy pojęcia. Niestety, bez wiedzy o tym jak działa dana kropka, gwiazdka czy inny symbol nie uda nam się przejść labiryntu tak, żeby został on uznany za zaliczony.
Z pomocą przychodzi bardzo często otwarty świat gry. Jeśli po ukończeniu samouczka skręcimy w złą alejkę, szybko trafimy na tablicę pełną dziwnych znaczków. Gdy jednak zdecydujemy się na zwiedzenie sporej części wyspy, znajdziemy z pewnością jedną z wielu sekcji swoistego samouczka.
Są to stosunkowo proste łamigłówki, które wprowadzają do gry pojedynczy symbol. W takim ćwiczeniowym etapie możemy metodą prób i błędów dojść do tego, jak korzystać z danego rodzaju oznaczenia. Gdy już opanujemy poszczególne typy łamigłówek, możemy wrócić na tą felerną ścieżkę i stawić czoła lokacji, która łączy kilka zasad w jednej zagadce.
Przy tej grze z niemal równą częstotliwością uciekałem się i do wyzwisk, w obliczu własnej niemocy, i do kartki, ołówka i… aparatu fotograficznego w komórce. Jak w klasycznej przygodówce, tak i tu część wskazówek zapisywałem by wykorzystać je w znajdującej się kawałek dalej łamigłówce.
Te wszystkie karkołomne momentami wysiłki sprowadzały się do jednego celu. Nie było to jednak odkrycie fabuły, uwolnienie wyspiarskiego ludu czy ocalenie równowagi światów przed zagładą. Tym, co tak naprawdę prowadziło mnie dalej, była ogromna satysfakcja i chęć pokonania kolejnych, początkowo pozornie niemożliwych do przejścia barier.
The Witness – wielka tajemnica, której trzeba spróbować
Niesamowicie ciężko jest omawiać The Witness tak, żeby nie zepsuć zabawy, czy nie poddać jednego z rozwiązań poszczególnych, zróżnicowanych łamigłówek. Bo choć głównym zarzutem stawianym grze jest powtarzalność, to w rzeczywistości wariacje na temat jednego, prostego labiryntu, są tak diametralnie różne, że każda lokacja to w zasadzie nowe zagadki. Tego po prostu trzeba spróbować samemu, by w pełni zrozumieć czym ta gra jest.
Jeśli tylko mamy smykałkę do różnego rodzaju zadań logicznych, ta gra zapewni zajęcie na długie wieczory. Wyczerpie, ale też da ogromną satysfakcję. Choć momentami poczucie niemocy każe nam chwilę odpocząć, to i tak prędzej czy później wrócimy do starcia z The Witness, gdy tylko wymyślimy nowy sposób podejścia do zadania.
Osobiście, nie przeszkadza mi ta pozorna wtórność rozgrywki – wręcz przeciwnie, uważam że zróżnicowanie jest tu mimo wszystko dość spore. Mam jednak do The Witness całkiem inną uwagę. Gdyby nie fakt, że gra umożliwia poruszanie się po całkiem sporej wyspie i miejscami konieczne jest przeskakiwanie między konkretnymi zagadkami, miałbym wrażenie, że gram w darmową produkcję na smartfony.
Na platformy mobilne jest cała masa bezpłatnych tytułów, w których rozwiązujemy podobne do siebie zadania. Owszem, nie ma tam trójwymiarowego środowiska, zróżnicowanego i przedstawionego w kolorowych barwach. Brakuje też otwartego świata i szczątków fabuły. Jednak każdy gracz musi sobie zadać pytanie, czy takie elementy są mu potrzebne.
Ja przy The Witness bawiłem się świetnie. Zagadki są przemyślane i tylko przy jednej z nich, rozwiązanie musiałem podawać „strzelając” - tak, że do dziś nie wiem o co tam tak naprawdę chodziło. Z pewnością nie jest to jednak gra dla każdego. Nie zapewni ona chwili relaksu i luzu. Wręcz przeciwnie, wyciśnie z naszych szarych komórek siódme poty. Nie nagrodzi nas przy tym prawie niczym, poza własną satysfakcją. Każdy, kto ceni sobie stworzone w przemyślany sposób łamigłówki, będzie jednak zachwycony.
Ocena końcowa:
- unikalna rozgrywka
- ogromna satysfakcja z samodzielnie rozwiązanych zagadek
- niemal wszystko jest tu zasadne i logiczne
- ciekawa wicja artystyczna i łączenie stylów
- to tylko wariacje jednej zagadki
- szczątkowa fabuła
- ograniczone możliwości poruszania się
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
dostateczny plus - Grywalność:
dobry
Komentarze
3