Wojna Krwi: Wiedźmińskie Opowieści to spin-off, a zarazem historia królowej Meve - władczyni Lyrii i Rivii, która dzielnie stara się skopać nilgaardzkie tyłki za pomocą talii Gwinta.
Fani wiedźmina zacierają ręce bo dostali równocześnie Wojnę Krwi, jak i pełną wersję Gwinta. Grać, czy czekać na serial Netflixa? Nie będę wam mydlił oczu - jeszcze taka gra nie powstała, która utrafiłaby w gusta wszystkich. Wojna Krwi nie do końca utrafiła w moje. Nie zrozumcie mnie źle - to dobra gra, której akcja dzieje się w uwielbianym przez nas uniwersum. Jest tu mocna fabuła, trudne wybory moralne, dużo Gwinta i oczywiście trochę przaśnego humoru.
"Wiwernę, która grasowała na polach Przedproża, pierwszy zoczył Miłko, miejscowy głupek. Rzezał akurat kozikiem nieprzystojne wyrazy na pniu rosnącej wedle drogi brzozy, kiedy bestia sfrunęła spomiędzy chmur. Oczyściwszy zbrukane pludry liściem paproci, Miłko czym prędzej pognał do wsi, aby ostrzec resztę..." - Wojna Krwi
Tak się jednak składa, że dla mnie to za mało, by zachwycić się Wiedźmińskimi Opowieściami. Tak, tak - widzę zachodnie recenzje i te peany. Pozwólcie jednak, że będę miał własne zdanie.
Przypomnijmy, że Wojna Krwi początkowo miała być dodatkiem do Gwinta: Wiedźmińskiej Gry Karcianej, ale z czasem przeobraziła się w samodzielną produkcję. Gwint wciąż jednak stanowi jeden z głównych filarów tej gry. Wiedźmińska Gra Karciana awansowała również do pełnej wersji, a aktualizacja Homecoming przynosi nowe karty (około 30), nowe plansze (unikalne dla każdej frakcji), odświeżone mechaniki, dowódców w postaci trójwymiarowych modeli na polu bitwy, a każda z frakcji posiada teraz swoje drzewko nagród. Gwint: Wiedźmińska Gra Karciana pozostaje darmowy. Ale wracajmy do Wiedźmińskich Opowieści.
Nad mechaniką Wojny Krwi specjalnie rozwodzić się nie będę. Przemierzamy zróżnicowane tereny armią Meve, zbierając po drodze stosy drewna, złoto i rekrutując wojaków. Od czasu do czasu napotkamy też przydrożne kapliczki, dzięki którym możemy podnieść morale armi. Na morale mają wpływ wybory po drodze, a odbija się to na mocy posiadanych przez nas kart (dodatnie lub ujemne modyfikatory). Trzeba więc zadbać o dobre samopoczucie żołdaków, a jeśli nie ma pod ręką kapliczek, to warto przy okazji pozwolić im się ożłopać piwska do woli. Albo chociaż utopić samotnego nilfgaardzkiego żołnierza. No cóż, nikt nie powiedział, że rozrywki żołnierzy należą do wyszukanych. Od czasu do czasu napotkamy tablice ogłoszeniowe, które pozwolą nam zaznaczyć na mapie kolejne wyzwania. Są tu i skrzynie skarbów w których zwykle kryją się fragmenty kart czy też nagrody do wykorzystania w Gwincie: Wiedźmińskiej Grze Karcianej.
"Jak powiedział król Dezmod, kiedy popuścił w nogawice: tego pod dywan już nie zamieciemy." - Wojna Krwi
Po drodze możemy napotkać zagadki (Gwint), walki (Gwint) oraz ciekawe miejsca, gdzie możemy wejść w interakcję z innymi postaciami oraz dokonać ważnych wyborów, które będą miały wpływ na dalszą część rozgrywki. Wybory... jak to wybory w wiedźminie. Zwykle musimy się zastanawiać co będzie mniejszym złem i która opcja sprawi, że sytuacja stanie się tylko trochę bardziej beznadziejna. Czasy są ciężkie. Czarni u bram, a zaprawdę - z ich wizyty cieszą się jedynie handlarze niewolników i konfidenci. A tych królowa Meve będzie mogła odkryć nawet we własnych szeregach.
Ale to wszystko? No... nie. Praktycznie w każdym momencie możemy rozbić obóz, a tam w Kantynie porozmawiać z ważnymi postaciami które zaciągnęły się do naszej armi (pojawiają się w talii jako karty do Gwinta), spożytkować zasoby w Warsztacie ulepszając nasze obozowisko, oraz przejrzeć raporty, listy czy znalezione fragmenty kart w Namiocie Królewskim.
"Z prac komisji wynika, iż obrzydliwy odór, który unosi się w kopalni złota Beszong, to wcale nie bździny Vaszka, ale opary metanu." - Wojna Krwi
Dodatkowo w Sztabie możemy się zająć edycją armii Meve, czyli naszej talii Gwinta (również tworzyć nowe karty, co także wymaga wspomnianych zasobów), a na Placu Ćwiczebnym rozegrać partyjkę z SI.
Już chodzenie po lokacjach i zbieranie stosów drewna, czy złota nie jest szczególnie fascynujące. Nie mamy jakiejś szczególnej swobody i poruszamy się tylko po wytyczonych ścieżkach.
Gwint w Wojnie Krwi
Ale i Gwint (którego uwielbiam) ma tu swoje mankamenty. Zaznaczyć tu należy, że przechodząc Wiedźmina 3 zdarzało mi się włączać grę tylko na parogodzinne sesje w Gwinta. Potem grałem w betę Gwinta: Wiedźmińskiej Gry Karcianej, która jest 10 razy bardziej skomplikowana i 10 razy lepsza. Nie, żebym wbił tam na poziom arcymistrzowski, ale przegrałem w becie ponad 120 godzin, więc może ekspertem nie jestem, ale generalnie wiem "o co kaman".
W skrócie - talia Gwinta w Wojnie Krwi to twoja armia. Wszystkie walki, jak i inne zagadki rozwiązujemy za pomocą kart. Jeśli ktoś dołączy do twojej armii zyskujesz jego kartę, a jeśli się odłączy to ją tracisz. ALE. Możliwości budowania własnej talii są mocno ograniczone i po Wiedźmińskiej Grze Karcianej wyglądają po prostu biednie. Wiele potyczek (zagadki) i tak toczy się za pomocą z góry zdefiniowanej talii, której nie mamy możliwości zmienić. Kluczem do sukcesu jest odkrycie jednej, jedynie słusznej strategii i jej zastosowanie.
Na uwagę zasługują całkiem nowe plansze do Gwinta, które znalazły się również w Wiedźmińskiej Grze Karcianej po aktualizacji Homecoming. Zawsze to wygląda ciekawiej, niż płaskie stoły znane z bety Gwinta.
Walki za pomocą podstawowej talii nie są przesadnie trudne. Można spokojnie wrzucić najwyższy poziom trudności, bo i tak gra zbytnio nas nie sponiewiera. Czasami bitwy sa fabularyzowane - kluczowe postacie reagują na sytuację i wygłaszają kwestie, pojawiają się również nagłe zwroty akcji. Co innego zagadki, gdzie otrzymujemy z góry określoną talię. Ich poziom jest różny i czasem przeskoczymy je z miejsca, a za innym będziemy się zastanawiać, o co tu do cholery chodzi. To fajne zagadki karciane. Problem w tym, że najzwyczajniej na świecie Gwint w multi jest lepszy - rozbudowany, ciekawszy i bardziej wciągający.
No i... jakoś się żyje na tej Północy. Wyrywamy się z ogarniętej pożogą Lyrii, zahaczymy o Aedirn, zwiedzimy Mahakam, Angern (w tym Ysgith) czy Rivię. Są one zróżnicowane pod względem graficznym, a twórcy nie pozwolą nam nam się nudzić również jeśli chodzi o zróżnicowanie zadań. Wszystko fajnie, momentami nieco sennie i generalnie szału nie ma. Gra nie potrafiła mnie porwać, tak abym z niecierpliwością zastanawiał się co znajdę za kolejnym zakrętem.
Oprawa audiowizualna i wymagania sprzętowe
Oprawa graficzna jest przyjemna i wykonana z dbałością o detale. Są tu efekty pogodowe, a tafla wody będzie falować po naszym przejściu. Na bagnach latają owady, a w lasach w których czają się elfy, słychać ich szepty spomiędzy drzew. Z drugiej strony grafika jest ładna, ale produkcja wygląda jak gra indie małego wydawcy, a nie światowej sławy dewelopera. No ale cóż, REDzi zdecydowali się na taką estetykę i trzeba to uszanować.
Nowe areny do Gwinta są bardzo fajne i pozwalają nam obserwować zachowania dowódców. Karty znamy już z samego Gwinta - mają świetne obrazki i niektóre są animowane (w Gwincie każdą kartę możemy zamienić na animowaną). Oprawa audio nie daje żadnych powodów do narzekań - świetna muzyka Marcina Przybyłowicza, znakomite efekty dźwiękowe i urozmaicone teksty oraz zawołania postaci z kart to robota fachowców.
Słów kilka na temat wymagań sprzętowych - uruchomiłem grę w Full HD na najwyższych ustawieniach jakości na zintegrowanej grafice Intel UHD 620 (zarówno w opcji na Core i3 i Core i7 - w obu przypadkach na Coffee Lake). Otrzymałem od 20 do 30 klatek na sekundę i spowolnienia animacji kart premium, ale generalnie spokojnie można było grać. Nie jest to gra wymagająca dużej liczby klatek na sekundę - jak od czasu do czasu coś "chrupnie" w żaden sposób nie wpłynie to na rozgrywkę. Podobnie jak w przypadku Gwinta, otrzymujemy również darmowy DLC w postaci tekstur w rozdzielczości 4K.
"Kto nie ściąga kozery, ten jest cztery litery"
Reasumując - jeśli Wojna Krwi miała przekonać więcej ludzi do Gwinta: Wiedźmińskiej Gry Karcianej, to nie jestem pewien czy spełniła swoje cele. Moim zdaniem, bardziej skuteczne byłoby stworzenie Gwinta na smartfony i inne urządzenia mobilne. A może po prostu gra bardziej sposoba się tym, którzy nie mieli jeszcze styczności z Gwintem: Wiedźmińską Grą Karcianą, a ja po prostu nie jestem już "targetem".
Umówmy się, że miłośnicy wiedźmińskiego uniwersum i tak pewnie kupią Wojnę Krwi, bo będą znów chcieli zanurzyć się tym świecie, chociaż przez chwilę spotkać ze znanymi i lubianymi postaciami, no i oczywiście poznać historię Królowej Meve. To naprawdę solidna i porządnie zrobiona gra, ale jak dla mnie, zabrakło w niej iskry bożej, bym się nią zachwycił.
Wojna Krwi to eksperyment - udany, ale nie porywający. Mogą po niego sięgnąć nawet osoby mające awersję do Gwinta, bowiem na najniższym poziomie trudności można po prostu pomijać karciane walki (po przegranej/spasowaniu) - można w ten sposób poznać historię Meve, ale traci się dużą część gry.
Natomiast śmiało i w stu procentach mogę wam polecić Gwinta - który wraz z premierą Wojny Krwi w końcu wyszedł z bety (tak, wciąż jest darmowy), a dzięki aktualizacji Homecoming stał się jeszcze nieco lepszy. Wiedźmińska Gra Karciana przyniesie ci swobodę budowania talii i mnóstwo radochy z potyczek, czego Wojna Krwi niestety mi nie dała. Zarówno Wojna Krwi, jak i aktualizacja Homecoming do Gwinta wylądują na konsolach 4 grudnia.
P.S. Tak, w Wojnie Krwi weźmiemy udział w bitwie o most na Jarudze. Jakżeby inaczej.
Ocena końcowa Wojna Krwi: Wiedźmińskie Opowieści:
- dojrzała historia o licznych wyborach moralnych posypana szczyptą humoru
- 20 różnych zakończeń
- możliwość ponownego zanurzenia się w wiedźmińskim uniwersum
- sporo zabawy (około 30 godzin)
- przyjemna oprawa audiowizualna
- można poznać podstawy Gwinta i sięgnąć po darmową Wiedźmińską Grę Karcianą
- niskie wymagania sprzętowe
- przez pierwsze godziny mało ekscytująca...
- ... a potem tylko trochę bardziej
- ograniczone możliwości Gwinta
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
bardzo dobry - Grywalność:
dostateczny plus
Ocena ogólna:
Komentarze
4Ale jaka widownia taki content - wszyscy woleliby "szybsze ukończenie Cyberpunka", mimo że nim i Gwintem zajmują się dwa osobne oddziały z których jeden nie ma jak pomóc drugiemu.