29.07.2011r. w internetowym wydaniu Der Spiegel pojawiła się informacja, że Apple ma zachomikowane 76,2 mld dolarów w gotówce, podczas gdy Wujek Sam zaledwie 73,8 mld. Niespełna dwa tygodnie później w iCNNMoney gruchnął news, że Apple Inc. stała się na jakiś czas najbardziej wartościową firmą świata, przeskakując na moment nafciarzy z Exxon Mobil Corp. Co zrobić z taką fortuną? My wiemy.
Wiemy nawet lepiej niż świeżo upieczony szef Apple, Tim Cook. Z taką kaboną można wesprzeć od groma zacnych pomysłów. Jakich? Zobaczcie sami. Oto niektóre ciekawe projekty, na które warto wydać trochę grosza.
Projekt One Laptop Per Child, w skrócie OLPC, ujrzał światło dzienne w 2005 roku w trakcie Światowego Forum Ekonomicznego w szwajcarskim Davos. Celem głównym pomysłodawców było stworzenie niedrogiego laptopa edukacyjnego, docelowo za jedyne 100 dol. Stąd OLPC znany jest także pod nazwą 100$ Laptop. Ceny nie udało się osiągnąć, ale i tak tanie laptopy o symbolu XO-1 trafiły do Ghany, Urugwaju, Peru czy Kolumbii za około 188 dol. za sztukę. Konfiguracja? Procesor AMD Geode LX700@0.8 W + 5536, grafika zintegrowana z procesorem, 256 MB DRAM, 1 GB pamięci typu flash, LAN, Wi-Fi. Wszystko pod kontrolą okrojonego Linux Fedora 7 lub Windows za dodatkową opłatą. Obecnie projekt OLPC zmaga się z nowym wyzwaniem, tabletem za 75 dol. Tim, sypniesz groszem? Skoro Chińczycy zrobili iPed, czyli podróbę iPada za 105 dol., to musi się udać czy to pod szyldem OLPC, czy pod brandem Apple. One Apple For Child?
OK, wszyscy mamy już komputery. Zatem resztę mamony wydajmy na coś, by żyło się lepiej – wszystkim i kolegom. A żyć będzie się lepiej – bez wątpienia – kiedy przyśpieszy internet. Ku temu zbożnemu celowi zmierza wiele projektów. Przykładowo japońscy naukowcy z Narodowego Instytutu Technologii Informacyjnych i Komunikacyjnych oraz Sumitomo Electric Industries za pośrednictwem światłowodu przesłali dane na odległość niespełna 17 kilometrów z prędkością 109 terabitów! Szybko jest nawet bezprzewodowo. Ericsson wycisnął z HSPA 168 Mbps (download). Ale to mało w porównaniu z próbą uczonych z Santa Anna Scholl of Advanced Studies we Włoszech. Przy wsparciu japońskich inżynierów National Institute of Information and Communications Technology za pomocą wiązki światła udało się uzyskać 1,28 Tb/s. Brzmi doskonale. Byle przenieść te projekty na grunt komercyjny i udostępnić rzeszom spragnionych superszybkiego internetu.
Teraz skoro już każdy ma to, co w życiu najważniejsze, czyli komputer z szybkim internetem, pójdźmy o krok dalej. Wyciśnijmy ostatnie soki z jabłkowego imperium, aby wspomóc flotą Cooka całowanie przez internet. Pisaliśmy już, że członkowie Kajimoto Laboratory stworzyli, jakkolwiek niewiarygodnie to brzmi, maszynę do całowania przez internet. "Cudowny" wynalazek działa w dość prosty sposób. Jedna z osób językiem "manipulować" będzie plastikową rurką na swoim urządzeniu. Program przechowa jej ruchy na komputerze, a następnie prześle je do innego użytkownika, wprawiając rurkę na jego odbiorniku w ruch. Już trwają prace na tym, żeby odtworzyć poczucie smaku, sposób oddychania i wilgotność języka użytkowników. Komputer, internet i całowanie online. Czego chcieć więcej? ;-)
O dziwo, okazuje się, że do stworzenia świata idealnego co niektórym nie wystarczają tylko wcześniej wspomniane udogodnienia. Niektórzy kasę Apple'a wydaliby na rozwój technologii pozwalających powiększyć... siłę. Z pomocą przychodzą amerykańscy marines, którzy ponoć już testują pancerz zwiększający siłę żołnierza. Urządzenie jest wyposażone w tytanowe nogi i ma pomóc w przenoszeniu ciężkich przedmiotów. Coś jak jakiś Mech albo IronMan? Fachowa nazwa to egzoszkielet. Dzięki temu wynalazkowi można stworzyć żołnierza idealnego lub z powodzeniem przywrócić społeczeństwu osoby niepełnosprawne.
Skoro był już szkielet, to pozostańmy przy ciele. Depertament Obrony USA wspierał finansowo badania nad sztucznymi kończynami i protezami. Z tej pomocy wyszło jednak coś nieoczekiwanego. Badaczom z uniwersytetów Berkley i Stanford udało się opracować sztuczną skórę – powiedzmy – przemysłową.
Naukowcy z Berkley użyli germanowo-krzemowych nanodrucików. Ich koledzy ze Stanford postawili na pary elektrod połączone w formie piramid, które komunikują się pomiędzy sobą przez warstwę gumy. Pod gumą znajdują się układy elektroniczne ułożone w mikrościeżki. Co ciekawe, rozwiązanie badaczy ze Stanford odbiera bodźce ze środowiska tysiąckrotnie czulej niż ludzka skóra! Niebawem więc możemy spodziewać się niesamowicie czułych klawiatur czy też doskonalszych robotów.
Robot może czuć dzięki sztucznej skórze? Fantastycznie. Pójdźmy jednak o krok dalej. Na Uniwersytecie Teksańskim zbudowano sieć neuronową DISCERN, która potrafi symulować wspomnienia i rozumowanie narracyjne. Mamy do czynienia z komputerowym odwzorowaniem działania ludzkiego mózgu. Wydaje się więc, że prędzej czy później człowiek stworzy inteligentne maszyny. Póki co sieć neuronowa DISCERN pomaga w badaniach nad schizofrenią. Do tej pory udało się przeprowadzić eksperyment, który zobrazował działanie mózgu schizofrenika. Przyczyną schorzenia ma być – według naukowców – natłok informacji. Pozornie zwykłe badanie. A może Sarah Connor już działa?
Póki co maszyny nie są w stu procentach samodzielne. Dlatego musimy je wspomagać myszą, klawiaturą, gamepadem, joystickiem i... A gdyby tak robić to bez. Mówiąc wprost: Sterowanie myślą, to jest myśl – jakkolwiek to brzmi. Badania w tej materii prowadzone są od dłuższego czasu. Od czasu do czasu media donoszą o kolejnych sukcesach naukowców. Już kilka lat temu na targach CeBIT prezentowany był system o nazwie Brain-Computer Interface. Z jego pomocą da się sterować komputerem impulsami elektrycznymi wytwarzanymi przez mózg ludzki. Wystarczy, że użytkownik systemu założy odpowiednią czapeczkę z elektrodami, a resztę załatwi EEG. To działa, lecz wykorzystanie EEG wiąże się z utratą dużej ilości danych z sygnałów o wysokiej częstotliwości. Dlatego w chwili obecnej nie ma mowy o szybkim, precyzyjnym zarządzaniu komputerem prosto z głowy. Sytuację nieco poprawia wszczepianie elektrod prosto do mózgu, ale nadal jest bardzo dużo do zrobienia. Niemniej jednak po raz kolejny wydaje się, że prędzej czy później ludzkość wyrzuci myszy i klawiatury do najbliższego kosza na śmieci.
Myśl myślą, ale w zdrowym ciele zdrowy duch. Dlatego Tim mógłby zasilić swą flotą jakiś Kinectopodobny projekt, bo sam Kinect jest raczej w bogatych rękach – Bill Gates do najbiedniejszych nie należy. Już teraz dzieci i rodzice żwawo podskakują naprzeciw czujnika ruchu, który śledzi wszelkie wygibasy. I to jest fantastyczne, bo w końcu złe konsole, które hodowały piwne brzuchy, pozwolą je zrzucić. ;-)
Gry oparte na sensorach ruchu dają dużo radości, co widać na filmie o Kinect w Disneylandzie. Marzy się jednak coś więcej, zdecydowanie więcej. FIFA albo PES w kombinezonie odczytującym każdy ruch gracza? To dopiero byłoby coś.
Mozolne wklepywanie słów mówcy do komputera powinno odejść do lamusa dzięki wynalazkowi z Poznania. Wkrótce studenci będą mieli jeszcze mniej do roboty, przesłuchanie na komendzie nie pochłonie pół dnia, a polskie sądy będą działać w tempie błyskawicy. Oto bowiem w mieście Lecha, pyr i naszej redakcji powstał prototypowy system transkrypcji mowy. Zapisuje on w formie tekstowej wypowiedziane słowa. W momencie uruchomienia projektu transkrypcja była skuteczna w 80%. W tym roku ma być jeszcze lepiej, bo aż 95%. Pozostaje więc jeszcze udoskonalenie produktu i upowszechnienie go. I będziemy mieć jeszcze jeden problem z głowy.
Zapominasz karty płatniczej? Nie pamiętasz PIN-u? Nie martw się. Jest całkiem realne, że doczekasz czasów, kiedy za zakupiony towar zapłacisz uśmiechem do kamery, bo na rynku są już systemy rozpoznawania twarzy. A może lepszy byłby odcisk palca? W końcu w wielu laptopach montuje się czytniki linii papilarnych. To nie jest science-fiction, bo w zeszłym roku Focus informował, że przy ul. Płockiej w Warszawie stoi pierwszy w Europie bankomat, który bada układ naczyń krwionośnych w palcu w celu identyfikacji klienta. Rewolucja jest blisko. Forma nie jest ważna. Czy będziemy rozpoznawani po twarzy, oku, dłoni czy palcu - to nie ma większego znaczenia. Najważniejszy jest postęp – dla naszego bezpieczeństwa i dla naszej wygody.
Chyba wszyscy słyszeli o magicznym grafenie, który ma zagwarantować skok technologiczny, o jakim nie śnili najwięksi filozofowie. Ów grafen to jedna z form węgla. Jego fenomen wynika z wielu czynników. Jest 100 twardszy niż stal. Mimo to pozostaje bardzo elastyczny – można go rozciągnąć aż o 20%. Do tego przewodzi lepiej niż krzem. Nie dziwne więc, że temat podchwycił gigant świata IT, IBM.
W kwietniu bieżącego roku IBM poinformował o uzyskaniu grafenowego tranzystora pracującego z częstotliwością 155 GHz. Prace nad grafenem prowadzą także Polacy – i to z sukcesami. Niedawno w prasie było głośno o wyczynie Instytutu Technologii Materiałów Elektronicznych oraz Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Naukowcom z tych instytucji udało się opracować autorską metodę wytwarzania grafenu na skalę przemysłową. Wkrótce ma zostać ona opatentowana. Polscy uczeni są optymistami. Liczą, że w ciągu 10 lat grafen będzie masowo wykorzystywany, a my dostaniemy w ręce procesory nawet 500 razy szybsze niż dotąd.
Nawet najszybszy procesor nie zadziała bez odpowiedniej dawki energii. Teraz mamy paliwa kopalne. Co będzie kiedy się skończą? Skąd weźmiemy power dla całej planety? Perpetuum mobile póki co nie istnieje, więc rozsądek nakazuje szereg inwestycji w odnawialne źródła energii. Ujarzmienie żywiołów, takich jak wiatr, woda oraz wykorzystanie energii słonecznej powinno zaprzątać głowy naukowców myślących o przyszłości. Na uwagę zasługuje projekt DESERTEC, który zakłada zbudowanie tysięcy elektrowni słonecznych na Saharze i przesył energii elektrycznej do Europy liniami wysokiego napięcia. Trzeba przyznać, że przedsięwzięcia na taką skalę jeszcze nie mieliśmy. A do tego mają dojść jeszcze elektrownie wiatrowe nad Morzem Czerwonym.
Na okoliczność wywodów o energii, koniecznie trzeba wspomnieć o projekcie Instytutu Chemii Fizycznej Polskiej Akademii Nauk. Dzięki naszym naukowcom być może rynek przenośnej elektroniki zostanie zrewolucjonizowany przez tak zwane ogniwa paliwowe – konwertują one energię chemiczną w elektryczną i są skuteczniejsze niż tradycyjne baterie. Dotychczasowe próby na bazie wodoru napotykały poważne problemy. Nasze orły jednak opracowały katalizator, który umożliwi pracę ogniw paliwowych na kwasie mrówkowym. W ciągu najbliższych lat spodziewane są pierwsze baterie działające w nowej technologii. Co ważne, paliwo do ogniw można wyprodukować z biomasy, a więc tanio i ekologicznie. Same plusy – super projekt!
Oglądaliście kultowy Powrót do przyszłości? Nakręcony w 1985 roku film uwidaczniał jak ówcześni ludzie wyobrażali sobie przyszłość. To, co kiedyś wydawało się straszną fikcją, powoli staje się piękną prawdą. Na rynku mamy już pierwsze pomruki latających samochodów. Terrafugia Transition to pierwszy model w seryjnej sprzedaży. Jako samochód pali 8 litrów na 100 km i rozpędza się do 105 km/h. W powietrzu jest szybszy o 80 km/h. Do prowadzenia tego cudeńka potrzebne są dwa dokumenty, prawo jazdy i licencja pilota. Gdyby ktoś bał się upadku, uspokajamy. Latający samochód wyposażony jest w spadochron, który bezpiecznie sprowadzi go na ziemię w przypadku awarii w locie.
W kontekście ostatnich upałów Apple powinien zdecydowanie wesprzeć Solid State Fan. Jest to system chłodzenia działający bez udziału wentylatora, opierając się na zjawisku, które jest znane jako wyładowanie koronowe. Jak to wygląda w praktyce? Na powierzchni płytki wentylatora umieszczono specjalne przewodzące blaszki, przez które przechodzą niewielkie kable. Są one umieszczone w stosunku do siebie w taki sposób, że wytwarzają silne pole elektryczne, tworzące plazmę, która wprawia znajdujące się nad nią powietrze w ruch. Solid State Fan w wersji końcowej mógłby znaleźć zastosowanie w komputerach małego formatu, ponieważ wzrusza 35 razy więcej powietrza niż tradycyjny wiatrak o identycznych wymiarach.
Nie będzie niczego – padło kiedyś z ust znakomitego jegomościa. Prorocza wizja miała się ziścić za sprawą asteroidy Apophis zmierzającej w kierunku ziemi. Dziś wiemy, że to kosmiczne ustrojstwo raczej w nas nie uderzy. Ale tylko kwestią czasu pozostaje, aż na horyzoncie pojawi się kolejne złowieszcze ciało niebieskie. W przypadku kolizji wszystkie wcześniej opisane inwestycje pójdą na marne. Dlatego znaczą część pieniążków wypadałoby spożytkować na projekty związane z usuwaniem problemu asteroid. Przykładowo badania nad zagrożeniem ze strony ciał niebieskich prowadzone są na Uniwersytecie w Tel Awiwie. Izraelscy naukowcy starają się znaleźć sposób na zbadanie wnętrza asteroid, by móc dokonywać na nich skutecznych eksplozji, czyli takich, które zlikwidują zagrożenie dla naszej planety. Wskazują przy tym, że nieumiejętne rozbicie asteroidy na mniejsze fragmenty może dać równie zgubne skutki co brak reakcji. Problem asteroid zauważa także Amerykańska Agencja Kosmiczna, która chciałaby uruchomić projekt pozwalający opracować standardy i technologię niszczenia zagrażających nam obiektów kosmicznych. W planach jest badawczy lot do asteroidy. A być może i próba zmiany jej kursu lub jej rozbicie.
A wy, Drodzy Czytelnicy, jakie ciekawe pomysły wsparlibyście pieniędzmi Apple? Podzielcie się z nami w komentarzach. Szczegółowe opisy mile widziane!
Komentarze
42Poprawcie to.
Liczyłbym raczej na wydajnie tych pieniędzy na walkę z nędzą, inwestycjami w ekologiczne źródła energii, naprawę szkód w środowisku czy choćby załatanie polskich dróg... a tu takie bzdury :P
i wlasnie dlatego nie Wy szefujecie Apple a Tim Cook ;)
Wojuje ze wszystkimi zauważcie. Ze wszystkimi i wszystko co inni zrobili to Apple podobno zrobiło pierwsze. Tak jak kształt prostokąta z zaokrąglonymi krawędziami - ten sam co wasz Paint potrafił narysować dziesiątki lat temu ;)
Hm...
Zawsze mogą zbudować gigantyczny statek kosmiczny, który będzie posiadał opatentowany kształt, orginalną nazwę iShip oraz zostanie złożony w Chinach z tanich materiałów przez ludzi pracujących za głodowe wynagrodzenie. Pomieszczą się tam absolutnie wszyscy użytkownicy produktów Apple i rozpoczną podróż ku firmowej planecie o nazwie iPlanet. Myslę, że wtedy absolutnie wszyscy będą szczęśliwi ;)