Zderzenie marzeń z realnością bywa trudne. Na 20-lecie Benchmarka wspominamy wymarłe gadżety świata gier, które sprawdziły się tylko w fantazjach ich twórców.
Wymarłe gadżety świata gier wstają z grobów
Na kartach historii nie brakuje wspaniałych wynalazków. Choć roi się na nich także od tych, które słusznie przepadły w otchłani niepamięci. Wymarłe gadżety świata gier z pewnością zaliczają się do tych ostatnich jako nieudane próby zrewolucjonizowania rozgrywki.
Wygrzebujemy na światło dzienne te niefortunne innowacje, które nierzadko rodziły się w najtęższych głowach przemysłu wirtualnej rozrywki - od Nintendo, po firmy takie jak SEGA czy Toshiba.
Vectrex 3D imager
Marzenia o wirtualnej rzeczywistości narodziły się na długo przed znanymi dzisiaj goglami VR. W połowie lat ‘80 powstał ich antyczny odpowiednik, czyli okulary 3D do konsoli Vectrex. Prędko jednak okazało się, że kreski i kropki w trzech wymiarach wyglądają równie (nie)atrakcyjnie, jak na „płaskim ekranie”, i mało kto był skłonny opłacić tę frajdę zawrotami głowy czy przechodzącymi przez nos wibracjami dwóch barwnych dysków, jakie wirowały we wnętrzu rozklekotanego urządzenia.
Sega Nomad
W 1995 roku Gameboy musiał stanąć w szranki z pewnym konkurentem – przenośną konsolą Segi. Zagrożenie było poważne, bo ta ostatnia cechowała się świetną grafiką i obsługą najpopularniejszych tytułów z Sega Genesis. Na szczęście dla Nintendo jego rywal kosztował krocie, spalał paczkę baterii w godzinę z hakiem i wieszał się przy każdym ruchu. To miał być pojedynek kieszonkowych mistrzów, ale jeden z nich obalił się na ringu pod ciężarem własnych muskułów.
The Steel Battalion Controller
Kierowanie gigantycznymi machinami przyszłości w grach wideo jest proste, prawda? Nie zawsze! Na potrzeby Steel Batallion zaprojektowano cały panel sterowania, który razem z pedałami, dwoma drążkami i tablicą rozdzielczą ledwie mieścił się w średnich rozmiarów M2. Dodatkowo kosztował niewiele mniej od prawdziwego mecha i na dobrą sprawę nadawał się do grania tylko w jeden tytuł. No, ale jak już się bawić w futurystycznego pilota, to na poważnie!
Power Glove do Nintendo Entertainment System
Czemu podłączona do konsoli rękawica jest lepsza od zwykłego pada? Ponieważ… Nie, tak naprawdę nie jest. Nintendo wraz z firmą Mattel dotkliwie się o tym przekonały, kiedy próbowały nakłonić graczy do sterowania Linkiem i wieloma innymi bohaterami poprzez zaciskanie pięści i machanie dłonią. Okazało się to mniej więcej tak intuicyjne, jak otwieranie konserwy obcinaczem do paznokci.
Tony Hawk Skateboard
Każdy człowiek nieobeznany z nowoczesnymi technologiami powiedziałby, że deskorolka bez kółek to słaby pomysł. Jednak twórcy Tony Hawka wiedzieli dobrze, że tak naprawdę to strzał w dziesiątkę. A raczej nie tyle wiedzieli, co gorąco w to wierzyli. Ich seria zręcznościówek o szorowaniu poręczy dechą wymagała odświeżenia – to było pewne. Tylko, że nowatorski w zamyśle kontroler nie wywiązał się z tej roli i zawiódł oczekiwania graczy, którzy pozostali wierni wygodniejszym padom i klawiaturom.
Rez Trance Vibrator
O zamiłowaniu Japończyków do gier wideo i różnorodnych praktyk seksualnych krążą już legendy, więc nikogo chyba nie dziwi, że inżynierowie kraju kwitnącej wiśni co rusz próbują połączyć w całość oba te obszary zainteresowań. Najlepszym przykładem na to jest Rez Trance Vibrator, czyli przystawka do konsoli, która w założeniu miała zwiększać doznania wibracjami w okolicach krocza. Na tym może poprzestańmy i spuśćmy na ten rytmicznie pulsujący gadżet zasłonę milczenia.
Sega Activator
Połączenie wirtualnej zabawy z fizyczną aktywnością od zawsze pozostawało w sferze zainteresowań twórców gier. Próby scalenia ze sobą obu tych obszarów miały miejsce już na długo przed microsoftowym Kinectem czy PlayStation Move od Sony. Sega Activator miał kształt ośmiokąta, w obrębie którego można było wykonywać ruchy sterujące postacią na ekranie.
Jakkolwiek wynalazek ten znalazł grono swoich fanów, ówczesna mechanika gier wyraźnie za nim nie nadążała. Pikselowate postaci na ekranie wyglądały niemal tak komicznie, jak gracze starający się nimi kierować za pomocą pokracznych wygibasów.
Atari Mindlink
Na czym polega czytanie w myślach? Na bacznym śledzeniu ruchów brwi. W każdym razie tak rozumieli to zjawisko twórcy Atari Mindlink. Ich urządzenie wyglądało jak czytnik fal mózgowych rodem z wizjonerskich filmów science-fiction, jednak w rzeczywistości ograniczało się do rejestrowania mimiki górnej części twarzy.
Sam pomysł był na pewno ciekawy, ale nie wiedzieć czemu, mało kto miał ochotę gimnastykować mięśnie czoła przed ekranem. A przecież wydaje się, że to taki intuicyjny systemem sterowania!
Konami LaserScope
Konami na spółę z Nintendo zrodziło wiele genialnych koncepcji, choć wydało na świat również mnóstwo zupełnie nieudanych innowacji. Jedną z nich był LaserScope, czyli hełmofon z doczepionym celownikiem. Z grubsza rzecz ujmując, pozwalał on wypalać z wirtualnej broni komendą głosową „Fire!”.
A w każdym razie takie było założenie, bo w rzeczywistości urządzenie aktywowało się przy każdym okrzyku lub jakimkolwiek innym odgłosie, bądź odwrotnie – nie reagowało wcale. Morał z tej historii jest jeden: kiedy chcemy, żeby coś rozpoznawało wymawiane przez nas słowa, to warto zainwestować w moduł rozpoznawania mowy.