Premiera Yakuza 6: The Song of Life została może odłożona o parę tygodni, mieliśmy już jednak okazję spróbować swoich sił w grze na pokazie dla prasy. Choć zobaczyliśmy tylko parę pierwszych godzin, „szóstka” zapowiada się obiecująco.
Zapowiadana jako finałowa odsłona historii Kazumy Kiryu gra akcji zdaje się odhaczać wszystko, czego nauczyliśmy się oczekiwać od serii – ma rozbudowaną fabułę, widowiskowe walki i masę zajęć pobocznych. Korzystająca z nowego silnika, przygotowanego pod Sony Playstation 4, produkcja prezentuje się bardzo solidnie.
Yakuza 6: The Song of Life – smaczki dla weteranów, przejrzystość dla świeżych graczy
Z miejsca zanurzeni jesteśmy w opowieści, która zaczyna się dosłownie chwilę po zakończeniu „piątki” – Kazuma odpoczywa właśnie w szpitalu po wydarzeniach z ostatniej przygody. Świeżych graczy czeka parę nie do końca jasnych dialogów i nawiązań, twórcy dołożyli jednak sporo starań, by wytłumaczyć, kim są najważniejsze postaci i co robiły wcześniej podczas trwającego kilkadziesiąt minut wprowadzenia. Kiedy przejdziemy przez otwierające grę przerywniki filmowe, powinniśmy mieć już jakieś pojęcie, co się dzieje i dokąd zmierza fabuła.
Akcja, która czeka nas po przebiciu się przez wstępniaki prezentujące Kazumę i jego bliskich wypada bardzo dobrze. Silnik Dragon, który napędza świat Yakuzy 6 nie oferuje może takich fajerwerków świetlnych jak GTA V czy Uncharted 4, a modele, jakie przyjdzie nam oglądać bywają czasem zauważalnie kanciaste, jednak w najważniejszych momentach – w scenach akcji i sekwencjach filmowych, gra wygląda bardzo dobrze.
Sztuka klepania
Znaczną część zabawy spędzimy tłukąc ulicznych oprychów i członków triad, a Sega dołożyła wiele starań, by bijatyki były jak najbardziej satysfakcjonujące. W mocno chaotycznych starciach użyjemy nie tylko pięści ładowanych ataków i kombosów, ale też… wszystkiego, co nam podejdzie pod ręce.
Kazuma nie ma problemu z okładaniem przeciwników znakami drogowymi, śmietnikami czy rowerami, a solidna praca kamery sprawia, że tego typu improwizowane ataki są całkiem satysfakcjonujące.
Ta swoboda i fakt, że podczas walki możemy na przykład wpaść z grupą wrogów do lokalnego fast-foodu, bijąc się przy stolikach, gdzie przed chwilą wcinaliśmy burgery sprawiają, że ta skupiona na akcji część rozgrywki powinna starczyć na długie godziny.
Już podczas pokazu Yakuza 6: The Song of Life mieliśmy okazję powalczyć u boku starych znajomych Kazumy, należy się więc spodziewać, że takich „team-upów” czeka nas w pełnej grze więcej. O ile walka z bossem, podczas której spotkaliśmy dawnego towarzysza nie należała do przesadnie ciekawych, filmowe wstawki, gdzie bohaterowie razem atakowali wielkiego Chińczyka, cieszyły oko i dość zgrabnie wpasowywały się w dynamikę starcia.
A w przerwach…
Równie ważne co walki są w The Song of Life zajęcia, których możemy się podjąć między kolejnymi fragmentami fabuły. Na ulicach Kamurucho znajdziemy salon karaoke, boisko do baseballu i szereg klasycznych gier SEGI do ogrania.
Te mini-atrakcje, od których najnowsza część zdaje się pękać w szwach stanowią serce rozgrywki – miłośnicy gier muzycznych będą mogli pobawić się jak w Guitar Hero, a fani hazardu mogą spróbować sił grając w mahjonga (którego zasady rozpisano na ponad dwudziestu ekranach pomocy).
Co najlepsze, gra nie narzuca, co z tego musimy zrobić, każda aktywność poboczna daje nam jednak punkty doświadczenia którymi podniesiemy statystyki Kazumy albo odblokujemy nowe ataki. Znaczenie ma nawet napój kupiony w automacie – każda puszka lub butelka oferuje tymczasowy bonus, a jest w czym wybierać.
Zadania poboczne, przynajmniej te dostępne w demonstracyjnej wersji gry, nie należały do skomplikowanych – były to zazwyczaj zlecenia wymagające zebrania określonych przedmiotów. Patrząc jednak na ilość osiągnięć do odblokowania, także tych banalnie prostych, jak zjedzenie określonej liczby posiłków, warto rozglądać się za tymi wyzwaniami, bo punkty doświadczenia dosłownie leżą na ulicy.
Pożegnanie Kazumy w dobrym stylu
Yakuza 6: The Song of Life nie kończy co prawda serii, ale ma być pożegnaniem z głównym bohaterem. Pierwsze godziny zabawy dają nadzieję, że jest to całkiem solidnie wykonany epilog, który da nam solidną dawkę akcji, mnóstwo zajęć pobocznych i czasami głupkowate zabawy, takie jak potrząsanie niemowlakiem przy pomocy pada.
Słuchając rozwleczonych momentami dialogów trudno było nie wywracać oczami – bohaterowie gadają ze sobą w charakterystyczny dla japońskich tytułów sposób, podkreślając ważne informacje po kilka razy. Chociaż niektóre rozmowy trochę się dłużyły, w żadnym momencie nie miałem ochoty odłożyć pada – wiedziałem, że za chwilę znowu zanurzę się w akcji, a jeśli chwilowo znudzi mi się bicie oprychów, na każdym rogu czeka zajęcie lub gra (pogramy między innymi w Virtua Fightera V). The Song of Life może nie mieć zbyt wielu konkurentów, jednak mimo tego czuć, że Sega robi wszystko co może, by była najlepsza w swojej niszy.
Ocena wstępna gry Yakuza 6: The Song of Life:
- dynamiczny system walki
- sporo zajęć dodatkowych
- widowiskowość
- pierwsza otwarta lokacja wydaje się dość "ciasna"
- nieco przydługie dialogi
Komentarze
4