Astronauci z Adrianem Chmielarzem na czele atakują swoją nową produkcją. Niedługą, ale niezwykle klimatyczną.
świetna fabuła osadzona w klimatach grozy zbliżonymi do H. P. Lovecrafta, znakomita oprawa audiowizualna,
Minusyniedługa, momentami męcząca rozgrywka, mało wymagająca od gracza
Wlazł kotek na płotek i mruga,
piękna to piosneczka niedługa.
O Zaginięciu Ethana Cartera, nowej grze polskiej firmy The Astronauts, było głośno od dłuższego czasu. Astronauci z panem Adrianem Chmielarzem na czele zadbali o odpowiednią reklamę swojej produkcji i wzięli na warsztat temat wdzięczny, acz ostatnio mało popularny, a konkretnie gatunek grozy z silnym wskazaniem na twórczość Samotnika z Providence, czyli H. P. Lovecrafta. Zadbano również o odpowiedni rozgłos po premierze - pan Chmielarz beształ publicznie tych recenzentów, którzy ośmielili się napisać, że gra jest zbyt krótka - bowiem od dawna zapowiadał, że chce stworzyć grę krótką. Aby wilk był syty, a owca cała, nie będziemy używać w tej recenzji słowa "za krótka", a zastąpimy je zwrotem "niedługa".
Wlazł kurek na murek i pieje;
niech się nikt z tych piosnek nie śmieje.
Niech piękne, klimatyczne krajobrazy was nie zwiodą. W "Zaginięciu Ethana Cartera" z ekranu sączy się Groza - przez duże "G". Już po krótkim spacerze natkniemy się na pierwsze zwłoki, których stan może przyprawić o mdłości. Gra nie będzie nas jednak straszyć trupami z szafy, a fabułą, w której miłośnicy grozy znajdą wiele nawiązań do twórczości Derletha i Lovecrafta.
Oprawa audiowizualna gry zasługuje na krótkie "wow!". Zaginięcie Ethana Cartera została oparta o silnik Unreal Engine 3 i polska ekipa pokazała, że świetnie potrafi go wykorzystać. Gra jest piękna, pełna detali i tekstur wysokiej rozdzielczości. Do rozgrywki śmiało można dodać godzinę, w której po prostu będziemy podziwiać ten techniczny majstersztyk. Nie jest to może grafika, którą nazwalibyśmy przełomową, jednak Astronauci sprawili się świetnie. Podobnie rzecz ma się z oprawą audio - jest doskonale dostosowana do gry i klimatyczna. Angielski dubbing stoi na równie wysokim poziomie, jednak polską wersję językową ocenilbyśmy oczko niżej. Warto zaznaczyć, że w grze znajdziemy wiele lokacji, które istnieją w rzeczywistości - np. Zaporę Pilchowice czy też ewangelicki kościół w Karkonoszach, zwany Świątynią Wang. Z różnych względów, twórcy gry zdecydowali się jednak na umieszczenia akcji gry gdzieś w stanie Wisconsin, w miejcu zwanym Red Creek Valley.
W grze wcielamy się w postać Paula Prospero - detektywa i specjalistę od spraw paranormalnych. Od jakiegoś czasu koresponduje on z chłopcem - tytułowym Ethanem Carterem - którego wiedza na temat pewnych spraw jest wyjątkowo obszerna i przerażająca. Paul przybywa do Red Creek Valley by spotkać się z Ethanem i odkrywa, że sprawy wymknęły się spod kontroli. Musi rozwikłać zagadkę tego miejsca oraz (korzystając ze swoich niepospolitych zdolności) odnaleźć chłopca. Brzmi interesująco prawda?
A żaden niezgadnie, niezoczy,
Co sobie powiemy przez oczy:
Świat w grze widzimy z perspektywy pierwszej osoby, a więc naszego bohatera. Nie jest to gra z otwartym światem i pomimo pozornej swobody, szybko odkryjemy, że możemy się poruszać jedynie po wybranych ścieżkach. Niezbyt przeszkadza to jednak w rozgrywce i ogranicza błądzenie po malowniczych lokacjach. Dodajmy do tego brak interfejsu, inwentarza, czy mapy. Radź pan sobie sam, panie detektyw. A będzie on co jakiś czas odkrywał ślady oraz miejsce zbrodni. W tym momencie musi dokładnie przyjrzeć się otoczeniu i umieścić dane przedmioty na miejscach w których były podczas dramatycznych wypadków. Następnie uruchamia swoje paranormalne moce - jego oczom ukazują się poszczególne sceny z wydarzeń, które musi ustawić w porządku chronologicznym. Gdy mu się tu powiedzie, poznaje część historii i może podążać dalej. Rozwiazanie fajne, ale zanadto uproszczone. Dodajmy do tego, że nasz bohater za pomocą swoich paranormalnych zmysłów może dostrzec lokalizację poszukiwanych przedmiotów, to rozgrywka staje się zbyt prosta, a aktywność gracza (i jego szarych komórek) ograniczona do minimum.
"Zaginięcie Ethana Cartera" jest w zasadzie interaktywną powieścią, gdzie gracz nie jest zmuszany do przesadnej ilości zadań. Ot, parę zagadek tu i tam oraz jedna zręcznościowa przebieżka. Przez większą część rozgrywki będziemy po prostu przemierzać piękne lokacje i słuchać komentarzy bohatera. Z początku zastanawiałem się, dlaczego w grze zaimplementowano opcję biegu, podczas którego nasz bohater się nie męczy (a biegnie z szybkością olimpijskiego rekordzisty). Bieganie jest istotną cześcią rozgrywki - będziemy biegać po terenie nie wiedząc co dalej zrobić, bądź z konieczności powrotu do danej lokacji. Gdybyśmy to mieli zrobić spacerowym chodem, gra szybko wylądowałaby w katalogu rzeczy do zrobienia "na później".
Niedługa, niekrótka, a w sam raz.
Zaśpiewaj koteczku jeszcze raz.
Zaginięcie Ethana Cartera to ciekawy i pod wieloma względami udany eksperyment. Jako debiut Astronautów można go wręcz uznać za świetny, ale nie obyło się bez pewnych zgrzytów. Z początku umówiliśmy się, że nie będziemy używać słowa "krótka", więc pozwolę sobie przypomnieć, że nie jest to produkcja na długie jesienne wieczory. Można ją skończyć w 4 godziny, a przypomnijmy, że kosztuje 80 zł (79,99 zł u oficjalnego dystrybutora). Rozumiem, że Astronauci chcieli stworzyć grę niespecjalnie długą i że ilość to nie jakość, jednak wydaje mi się, że te rzeczy można pogodzić tak, aby odbiorcy byli bardziej usatysfakcjonowani. Być może lepszym torem byłoby tworzenie gry w odcinkach, jak choćby The Walking Dead.
"Zaginięcie Ethana Cartera" to dobra (a nawet bardzo dobra) produkcja, chociaż jest to bardziej interaktywna powieść, a nie gra. Wiele scen z Ethana pozostanie nam długo w pamięci, jednak fabuła i oprawa audiowizualna to nie wszystko. Gameplay niestety nie jest spójny i potrafi nużyć, z pewnością możnaby to zrobić lepiej. Pomimo tego, właśnie w tym momencie składam ukłon i generuję kilkanaście klaśnięć w kierunku ekipy The Astronauts. Mam nadzieję, że "Zaginięcie Ethana Cartera" sprzeda się dobrze, a wy będziecie mogli nadal podążać w tym kierunku, zwłaszcza jeśli będzie się on obracał wokół weird fiction.
Na zakończenie przypomijmy jeszcze, że gra ukaże się również w wersji na PS4.
Moja ocena: | |
Grafika: | dobry plus |
Dźwięk: | dobry plus |
Grywalność: | zadowalająca plus |
Ogólna ocena: | |
Okiem starego zgREDa Barona |
Okiem growego maniaka |
Komentarze
14A o jej długości nic na razie nie mogę powiedzieć.
Gra dziwna - powiedziałbym że głupia.
Dlaczego ?
Ano dlatego że bezsensowne zagadki (? zagadki ? ) i ciągłe chodzenie i oglądanie terenu w poszukiwaniu śladów poprostu nudzą.
Dobrze że ten stary człowiek może biegać bo gra byłaby długa na 10 godzin ...gdyby tak powolnie facio chodził...
Dlaczego bezsensowne zagadki ?
Przykład - dom na tamą - znalezione na zewnątrz nożyczki trzeba położyć na biurku...w celu ? Co daje tam odniesienie nożyczek skoro dom jest splądrowany opuszczony i zaniedbany ?
To samo z toporkiem - dom to ruina ale trzeba powiesić toporek w gablocie...no i korba do drezyny...potrzebna by przejechać no góra 120 metrów...albo lampa olejowa znaleziona w kościele - trzeba ją postawić obok olejarki by naprawić...ale napis naprawiono a lampa taka sama...
A już szczyt głupoty - by dostać się na dół do domu nad tamą trzeba zjechać windą ale...nie da się bo nie działają klawisze przywołania...więc wykonujemy skok w szyb windy ( wysokość około 4-5 pięter) - bohater to starszy mezczyzna skacze i...totalnie nic mu nie jest ! Superman ?
Graficznie gra wygląda całkiem niezle ale Alan Wake jednak był troche lepszy w grafice i w optymalizacji.
Tu czasami gdy cały czas biegniemy to przytnie ( mowa o grze na 3 giga ramu)
Niestety - nudne chodzenie dobija tą grę do poziomu średnich gier , nie wybijających się.
Na bardzo wielki plus zasługuje dzwięk i muzyka.
To jest akurat zrobione rewelacyjnie.