Na razie nie ma powodów do paniki, bo to tylko jednorazowa sytuacja. Można mieć jednak poważne wątpliwości co do tego, czy to się nie powtórzy.
Reklamy są wszędzie? Jeszcze nie, ale wkrótce będą. Nawet tam, gdzie byśmy się ich nie spodziewali i tam, gdzie nie da się ich w tak prosty sposób ominąć. Firma Google poprowadzi nas do takiej rzeczywistości i nie ma jej co winić – nie ona by to rozpoczęła, to zrobiłby to kto inny.
Domowi asystenci często opisywani są jako „the next big thing”. Mają zmienić sposób, w jaki komunikujemy się z urządzeniami w naszych mieszkaniach, pomóc w planowaniu spotkań, a także odpowiadać na nurtujące nas pytania. Po sukcesie Amazon Echo gigant z Mountain View zaprezentował własne urządzenie – Google Home. I to z nim wiąże się ta opowieść.
Google Home jest już w pierwszych amerykańskich domach i jeden z użytkowników takiego gadżetu poprosił go o przedstawienie planu na „dzisiaj”. W odpowiedzi usłyszał o tym, co miał w zapisane w kalendarzu (to mogły być zbliżające się spotkania, nowy odcinek serialu czy projektowy deadline) oraz – jak miło! – propozycję wyjścia do kina, bo dziś premiera Pięknej i Bestii z Emmą Watson w roli głównej, „w tej wersji historii [bla, bla, bla], jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, zapytaj mnie o Bellę”.
Gigant skomentował sprawę. Stwierdził, że „to nie miała być reklama, chcieliśmy przekazać pomocne informacje użytkownikowi”. Następnie dodał: „będziemy kontynuowali eksperymenty, które pozwolą odkryć nowe sposoby na dostarczanie użytkownikom unikalnych treści i będziemy robić to coraz lepiej”. Trudno powiedzieć, czy jest to bardziej obietnica czy groźba.
Mniej ważne jednak od tego, czy nazwiemy to „reklamą” czy „pomocną informacją”, jest to, że w ogóle takie treści są przedstawiane użytkownikowi, którego kompletnie one nie interesują. Domowi asystenci mieli być pomocnikami, a nie kolejnymi tubami, które zalewają nas informacjami, których nie spodziewaliśmy się słyszeć, płacąc 130 dolarów za urządzenie.
Na razie jest to 15-sekundowa reklama wygłaszana raz na ruski rok i to po przekazaniu konkretnej wiadomości. Wiemy jednak też, że apetyt rośnie w miarę jedzenia (przecież kiedyś wyniki Google nie zaczynały się od czterech reklam). I tego właśnie można obawiać się najbardziej.
Źródło: Engadget. Foto: Google
Komentarze
6