Jeżeli samokierujące się samochody mają być godne zaufania, to sztuczna inteligencja musi być tak dobrym kierowcą, jak to tylko możliwe. Lucas di Grassi wydaje się więc doskonałym nauczycielem.
Kto może lepiej nauczyć jazdy samokierujące się samochody niż profesjonalny kierowca? A kto może nauczyć je zwracania uwagi na szczegóły dookoła, jeśli nie kierowca wyścigowy? Z takiego założenia wychodzą naukowcy z londyńskiego Imperial College, którzy zaprosili do współpracy nie byle kogo. W ich eksperymencie udział wziął mistrz Formuły E – Lucas di Grassi.
Niech autonomiczne samochody uczą się od najlepszych
W ramach tego projektu di Grassi jeździł samochodem Audi R10+ po charakterystycznym torze Top Gear, a naukowcy monitorowali, jak na wydarzenia reagują jego mózg i ciało. W tym celu kierowca nosił 1) kask z bezprzewodowym elektroencefalografem (EEG) do śledzenia aktywności mózgu, 2) okulary śledzące ruchy gałek ocznych oraz 3) specjalne jednostki pomiarowe na rękach i nogach.
Celem badania było lepsze zrozumienie tego, dlaczego kierowca jest tak wydajny podczas jazdy. To z kolei ma pozwolić na opracowanie lepszej technologii sztucznej inteligencji, mającej stanowić bazę dla systemu jazdy autonomicznej. Naukowcom udało się na przykład odnaleźć wyraźne różnice w tym, na czym koncentruje się wzrok i skupienie kierowcy podczas jazdy na prostej oraz skręcania.
Jeżeli mamy oddać kontrolę nad samochodem maszynie, to musi ona być tak dobrym kierowcą jak to tylko możliwe. Najlepiej więc, gdy jej trenerem będzie wyścigowy mistrz. To ma sens – oby więcej takich projektów!
Źródło: Imperial College London, Interesting Engineering
Czytaj dalej o samokierujących się samochodach:
- Volvo wyznacza datę dla autonomicznej rewolucji na drogach
- Tesle same zatrzymają się na czerwonym świetle
- Dostrzega pieszych pół kilometra przed sobą. Taki samochód autonomiczny ma sens
Komentarze
2