W niedzielę, 21 lipca, doszło do koronalnego wyrzutu masy (CME), który porusza się w stronę Ziemi i według przewidywań dotrze do niej rankiem 24 lipca. Służby obserwacyjne NOAA prognozują wystąpienie burzy geomagnetycznej kategorii G2.
Możemy powiedzieć, że Słońce jest w trakcie maksimum swojego kilkunastoletniego cyklu zmian aktywności. Taki cykl trwa średni 11 lat, ale może czasem ulec skróceniu, z czym właśnie mamy do czynienia. Naukowcy wiedzę, o tym na jakim etapie jest dany cykl biorą między innymi z porównywania obecnego zachowania Słońca do wydarzeń sprzed lat. I zauważyli coś zaskakującego, oznaki kolejnego cyklu, choć ten obecny potrwa jeszcze kilka lat.
Tak wyglądało Słońce 23 lipca 2024 r. około godziny 14. (fot: SDO)
Mimo takiego zaskakującego zachowania Słońce nie chce wcale się uspokajać, a dowodem jest kolejny silny koronalny wyrzut masy (CME). Te zjawiska odpowiadają za powstawanie burz geomagnetycznych i to właśnie czeka nas w trakcie najbliższych kilkunastu godzin.
Zorze polarne, przyjemna dla oka konsekwencja burzy geomagnetycznej
Każde doniesienie o burzy geomagnetycznej wiąże się z nadzieją na pokazy zórz polarnych, które będą widoczne znacznie dalej na południe niż ma to miejsce zazwyczaj. Zorze bowiem nie pojawiają się tylko w konkretnych momentach, one występują zawsze, jednak czasem są rozleglejsze niż zwykle. Musi to jednak wiązać się z CME, a nie ze zwykłym rozbłyskiem, który również wywołuje zorze.
Dlatego obserwatorzy nieba, którzy polują na zorze polarne, otrzymali sygnał, by w najbliższych dniach być w stanie gotowości. Materia wypluta ze Słońca w trakcie CME ma dotrzeć ma do Ziemi rankiem 24 lipca 2024 r. Możemy wiec kolejnego wieczoru liczyć na widoczność zórz polarnych.
Moment dotarcia CME do Ziemi według jednego z modeli zachowania Słońca. (fot: NOAA)
Jednak nawet jeśli prognozy się sprawdzą, tym razem nie będzie łatwym zadaniem dostrzeżenie zorzy. Przede wszystkim wciąż mamy letnie niebo, które jest dość jasne, na dodatek zaświetlone Księżycem, który niedawno był w pełni. Dostrzeżenie zorzy może być więc trudne dla gołego oka, łatwiej będzie ją uchwycić na zdjęciu, co zresztą jest rekomendowanym działaniem dla miłośników obserwacji nieba.
Burza geomagnetyczna klasy G2. Co to oznacza?
Wraz z prognozą burzy geomagnetycznej pojawiły się informacje o jej sile, która ma kategorię G2. Oznacza to, że będzie to burza o średnim natężeniu (umiarkowana). Takich burz w trakcie cyklu słonecznego zdarza się nawet 600. Nie jest to więc wydarzenie stwarzające bardzo duże zagrożenie dla ziemskiej infrastruktury i tego co znajduje się na orbicie, ale pewne zakłócenia mogą wystąpić.
Zgodnie z definicją jaką podaje NOAA (amerykańska Narodowa Służba Oceaniczna i Atmosferyczna), burza geomagnetyczna G2 może:
- wpłynąć funkcjonowanie sieci energetycznych, a przy dłuższym utrzymywaniu się doprowadzić nawet do uszkodzenia transformatorów,
- wymusić niewielkie korekty pozycji satelitów,
- zakłócić transmisje radiowe wysokiej częstotliwości.
Burza o takiej sile może dać zorze polarne widoczne z północnej połowy Polski, ale nie jest to zorza gwarantowana. Dlatego trzeba do obecnych zapowiedzi podchodzić z dystansem.
Skala burz, przewiduje zjawiska kategorii sięgających G5. To ekstremalnie silne burze geomagnetyczne, które mogą prowadzić do pełnego wyłączenia sieci zasilania. Satelity mają wtedy poważnie zakłóconą komunikację z Ziemią, a ich orbity wymagają korekty. Taka burza powoduje zakłócenie transmisji radiowych w szerokim zakresie, a także brak dostępu do usług nawigacji satelitarnej.
Tak silną burzę (kategorii G5) mieliśmy okazję doświadczyć w pierwszej połowie maja w tym roku, co udokumentowały piękne zdjęcia zórz polarnych widocznych nawet z południa Polski. Burza geomagnetyczna, do której dojdzie w najbliższych dniach będzie znacznie słabsza niż majowa. Nie można jej jednak bagatelizować. Poza tym, niebezpieczeństwo dla funkcjonowania np. satelitów na orbicie stanowi nie tylko burza geomagnetyczna, ale także burza radiacyjna, która wiąże się ze energetycznym strumieniem protonów z prędkością bliską prędkości światła. Te docierają do Ziemi ze Słońca po około 10 minutach i moga poważnie uszkodzić elektronikę na orbicie.
Gdzie na Słońcu znajduje się źródło obecnego zamieszania
Prognozowanie burz geomagnetycznych to niełatwe zadanie, choć powoli zyskujemy coraz lepsze narzędzia. Skuteczność prognoz zależy od dokładności modeli zachowania Słońca i propagacji wyrzutów masy, a także precyzji danych wejściowych.
Źródłem spodziewanej obecnie burzy geomagnetycznej jest CME, powiązane z wcześniejszym rozbłyskiem na powierzchni Słońca (21 lipca) w regionie aktywnym numer 3757. Specjalistyczne materiały określają takie skierowane w stronę Ziemi CME, wyrzutem typu pełnego-halo. Tym razem materia z wyrzutu koronalnego osiągnęła maksymalną prędkość w momencie uwolnienia wynoszącą 946 km/s.
Lokalizacja regionu aktywnego 3757 na tarczy słonecznej. Ponieważ Słońce obraca się ze średnim okresem 27 dni, jego położenie z czasem będzie się przesuwało w kierunku prawej krawędzi Słońca. (fot: SDO)
To oczywiście znacznie mniej niż prędkość światła, dlatego taki wyrzut masy potrzebuje kilku dni, by pokonać 150 milionów km dzielące Słońce i Ziemię. Jego prędkość się zmniejsza, ale w okolicy Ziemi wciąż znacząco przekracza średnią prędkość wiatru słonecznego, która wynosi około 300 km/s. Dla porównania, najszybciej poruszający się pojazd jaki człowiek wysłał w kosmos, sonda Parker Solar Probe, osiąga w momencie maksymalnego zbliżenia się do Słońca prędkość niespełna 200 km/s.
Źródło: spaceweather.com, NOAA, inf. własna
Komentarze
3