ESA będzie prosić o fundusze na rekonfigurację łazika Rosalind Franklin. Misja ExoMars 2022 będzie musiała zmienić nazwę na ExoMars 2028
Rosalind Franklin musiała rozwieść się z Roskosmosem
Łazik Rosalind Franklin (nazwany na cześć brytyjskiej biochemiczki) miał polecieć na Marsa we wrześniu tego roku. Niestety rosyjska agresja na Ukrainę i spowodowane nią sankcje gospodarcze i polityczne doprowadziły do zawieszenia projektu na czas nieokreślony. Mariaż Europejskiej Agencji Kosmicznej z Roskosmosem zakończył się i teraz ESA musi podjąć się zastąpienia rosyjskich komponentów, aby misja mogła dojść do skutku.
Po rozstaniu z „towarzyszami ze Wschodu” ESA musi zwrócić się ku Zachodowi, a więc ku Stanom Zjednoczonym i NASA, aby doprowadzić do finalizacji założeń misji ExoMars. Kluczowym jest zapewnienie rakiety nośnej, która wyniesie misję na orbitę oraz zapewnienie lądownika na którym łazik opadnie na powierzchnię Czerwonej Planety. Te dwa kluczowe elementy w pierwotnym zamyśle były zapewniane przez Rosyjską Agencję, ale poza nimi na pokładzie łazika zainstalowano też dwa rosyjskie instrumenty badawcze, które teraz muszą zostać rozmontowane.
Pieniądze na dobry start
Na ostatniej konferencji po posiedzeniu rady ESA zostało ujawnione, że Agencja zwróci się do europejskich ministrów właściwych ds. badań naukowych w celu pozyskania funduszy w wysokości „do 360 mln euro”. Będzie to kwota wystarczająca na zapoczątkowanie prac nad mechanizmem lądowania oraz zapewniająca pokrycie bieżących nakładów na funkcjonowanie Trace Gas Orbiter, czyli będącego częścią ExoMars satelity pozostającego na orbicie Czerwonej Planety od 2016 roku. TGO jest domyślnym przekaźnikiem komunikacyjnym dla Rosalin Franklin, kiedy ta wreszcie dotrze na miejsce.
Rakieta, która wyniesie ładunek poza ziemską atmosferę zapewne będzie konstrukcją NASA, gdyż aktualnie trwają rozmowy na temat współpracy transatlantyckiej dwóch agencji. Amerykanie mają swój interes w wysłaniu Rosalind Franklin na Marsa, bo kluczowe narzędzie badawcze na jej pokładzie, czyli MOMA (Mars Organic Molecule Analyser) zostało częściowo opracowane w USA. Po wyniesieniu na orbitę, w dalszą drogę na Marsa ładunek zostanie zabrany przez niemiecki statek kosmiczny, jednak zmiany jakich wymaga misja nie zostaną dokonane przed 2028 rokiem, a niewykluczone, że misja będzie mogła wyruszyć dopiero w 2030 ze względu na okres w jakim cyklicznie pojawiają się okna startowe (szansa na start zachodzi na kilka tygodni co dwa lata).
Naukowcy i inżynierowie planują wykorzystać czas jaki mają nie tylko na dostosowywanie misji do braku komponentów rosyjskich, ale planują też wdrożenie pewnych modernizacji. Interesującą propozycją wydaje się instalacja mechanizmu wstrząsowego, który służyłby łazikowi do otrząsania się ze zgromadzonego marsjańskiego pyłu (tak, jak taki kosmiczny robo-pies). Na pokładzie łazika znajdują się też już elementy produkcji polskiej.
ExoMars jeszcze nie upadł
Do tej pory łazik Rosalind Franklin i Trace Gas Orbiter kosztowały państwa członkowskie ESA ponad 1 mld euro. Z tego powodu zarzucanie projektu, który nie ma jak na razie odpowiednika wśród innych planowanych przez ludzkość misji byłoby bezzasadne. Łazik ma wykonać głębokie nawiercenia w powierzchni Czerwonej Planety i przebadać zgromadzone w ten sposób próbki w poszukiwaniu śladów materii organicznej. Założenia misji pozostają aktualne i według przewidywań nie zostaną zrealizowane przez inną agencję do końca bieżącej dekady.
Źródła: bbc.com, ESA
Komentarze
2