O ile atak Rosji na Ukrainę opóźni podbój Marsa? Bo w jakiś sposób na pewno wpłynie
Roskosmos wycofał się ze współpracy ze światową społecznością naukową i astronautyczną. Inwazja Rosji na Ukrainę o ile nie zakończy się szybko może wpłynąć na planowanie projektów kosmicznych. Czy w tym wszystkim podbój Marsa będzie największym poszkodowanym?
By znaleźć dobrą odpowiedź na powyższe pytanie, musimy wiedzieć dwie rzeczy. W jakim stopniu eksploracja Marsa prowadzona przez różne kraje na świecie była zależna od rosyjskich technologii, działań Roskosmosu, tudzież wzajemnej współpracy.
A także, jak wpłynie inwazja rosyjska w Ukrainie na funkcjonowanie agencji kosmicznych, takich jak NASA, i firm prywatnych, takich jak SpaceX. Bo to wszystko jest ze sobą powiązane. NASA jako agencja finansowana poprzez rząd USA, może odczuć konsekwencje zmiany priorytetów w budżecie, z kolei SpaceX może zaangażować się silniej w projekty bliżej związane z Ziemią, odkładając na później ambitne plany wysłania człowieka na Czerwoną Planetę.
Ech, czerwoną to dziś źle się może kojarzy, ale nie warto generalizować. To kolor, który ma wartość dla wielu kultur i nie pozwólmy, by źle się kojarzył przez szalone plany prezydenta Rosji.
Pogróżki szefa Roskosmosu mogą brzmieć śmiesznie, ale nie można ich lekceważyć
Programem, który najbardziej ucierpi na zerwaniu wszelkich więzi przez Roskosmos ze światem technologii kosmicznych, jest oczywiście europejska misja łazika Rosalind Franklin. Jeszcze niedawno naiwnie podejrzewałem, że współpraca w kosmosie okaże się czymś ponad podziałami, ale widać, że tak nie jest. Pogróżki Dmitri Rogozina (szef Roskosmosu) co do niezapowiedzianego odłączenia rosyjskiej części Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, a nawet zmuszenia całej konstrukcji do deorbitacji, sugestie, że amerykanie zamiast rakiet maja co najwyżej miotły, wydają się jedynie kąsaniem obecnego wroga.
Niestety, niepokój został zasiany i współczuję atmosfery jaka pewnie panuje teraz na pokładzie MSK. Przebywa tam teraz dwóch Rosjan (jeden z nich, Anton Szkaplerow, pełni rolę dowódcy stacji), trzech Amerykanów i jedna Amerykanka oraz jeden Niemiec.
Rosja nawet jeśli nie wpłynie bezpośrednio na funkcjonowanie MSK, może jej zagrozić na przykład poprzez kolejne niezapowiedziane niszczenie satelitów na orbicie. Ich fragmentacja stwarza pośrednie zagrożenie dla MSK o czym przekonaliśmy się w listopadzie 2021 roku. A także dla innych obiektów na niskiej orbicie wokółziemskiej, których jest jak wiemy sporo i wciąż ich przybywa.
Czy to już koniec wspólnych lotów w kosmos? To i tak kiedyś musiało się stać
W przypadku nieuregulowanej sytuacji jest wątpliwym, by zapowiadane loty kosmonautów na MSK w ramach misji SpaceX Crew doszły do skutku. W misji Crew-5 miała lecieć Anna Kikina, obecnie jedyna rosyjska kosmonautka. A także sytuacja odwrotna, by część astronautów latała wciąż Sojuzami. Atmosfera stężała do tego stopnia, że pojawiły się nawet pogłoski, że astronauta Mark Vande Hei, który już jest na MSK, zostanie pozostawiony na stacji zamiast być zabranym na Ziemię rosyjski pojazd, którym przyleciał. Zostały one zdementowane przez NASA.
Izolacjonizm Roskosmosu może nie od razu, ale w końcu zakończy loty rosyjskimi Sojuzami czegokolwiek innego niż rosyjskie konstrukcje i kosmonauci
Dziś jedynie SpaceX Dragon poza Sojuzem jest w stanie dostarczyć ludzi na orbitę, ale to w najbliższych latach się zmieni. W tym roku ma odbyć się lot Dream Chasera, który jest niewielką wersją wahadłowca kosmicznego. Podobny pojazd o nazwie Space Rider szykuje też ESA.
Powrót do stosunków sprzed wojny? Za wcześnie, by dziś o tym myśleć
Odbudowanie zaufania do Roskosmosu może w przyszłości być szybkie, ale też powolne. Nie ma co tu w tej chwili debatować, bo dziś nie wiemy nawet jaką politykę wobec tzw. zachodu obiorą nowe władze, nawet w przypadku odsunięcia Putina od władzy. Jak pamiętacie zmiana prezydenta i administracji USA wcale nie spowodowała cofnięcia sankcji wobec chińskiego Huawei, a wręcz z czasem przybrały one na sile. Z drugiej strony, Rosja to wciąż spory rynek zbytu dla wielu zachodnich dóbr.
Europejski łazik raczej nie poleci na Marsa w 2022
ESA już teraz myśli o tym co począć bez rosyjskiej rakiety Proton i prawdopodobnie bez rosyjskiego lądownika Kozaczok. Jeszcze nie ma oficjalnego stanowiska, wszystkie okoliczności są analizowane, ale odpowiedzcie sobie sami…, czy warto teraz współpracować z Rosją, nawet w sferze naukowej? Co ciekawe, ESA w rosyjskie ramiona została pchnięta przez prezydenta Baracka Obamę, który obciął w 2012 roku budżet NASA przeznaczony na wspólną realizację misji ExoMars wraz z ESA.
Naukową misją, która może najwięcej stracić na inwazji Rosji w Ukrainie, jest europejski program ExoMars i łazik Rosalind Franklin
Brak współpracy z Roskosmosem wywróci plany europejskiego lotu na Marsa do góry nogami. Bo do dyspozycji pozostaje tylko łazik i platforma z której zjedzie, ale lądownika znów brak. Można więc prawie z pewnością orzec, że misja ExoMars 2022 stanie się niedługo misją ExoMars 2024 i to tylko jeśli wszystko pójdzie dobrze.
Łazik Rosalind Franklin w trakcie testów na Ziemi
Planowany obecnie start misji ExoMars 2022, przy niezakłóconej współpracy ESA z Roskosmosem, wydaje się mało prawdopodobny. Chyba że jakimś cudem do początku jesieni 2022 roku sytuacja ulegnie normalizacji. Musiałoby się to zacząć szybko zmieniać, bo przygotowanie pojazdu do startu nie jest działaniem, które da się przeprowadzić w kilka dni, a nawet tygodni. Kompletowanie całego zestawu miało rozpocząć się już w kwietniu po ostatecznej ewaluacji łazika Rosalind Franklin i lądownika przez ESA.
Rosyjskie rakiety służyły od dawna także nie rosyjskim programom kosmicznym
Przy okazji warto wspomnieć, że od rosyjskich rakiet Sojuz czy Proton obecnie uzależniony jest nie tylko europejski program eksploracji Marsa. Rosyjskie rakiety miały wynieść w przestrzeń kosmiczną w najbliższych latach kilkanaście misji, które nie są rosyjskie. Wśród nich były satelity europejskiego systemu nawigacji Galileo, teleskop kosmiczny Euclid przeznaczony do obserwacji w podczerwieni, a także Sentinel 1C, satelita radarowy do obserwacji Ziemi. A także satelity południowokoreańskie, szwedzkie i japońskie.
Każdy z tych projektów w przypadku powstania „nowej” żelaznej kurtyny, do czego dąży obecnie Putin, zdaniem Rosjan może być wymierzony w ich bezpieczeństwo.
Rosja udostępniała przez lata swoje kosmodromy i rakiety innym państwom i agencjom kosmicznym
Do tego dochodzi ogromny problem OneWeb, które polegało na startach rosyjskich rakiet Soyuz 2-1B. Już było na ostatniej prostej do ukończenia budowy floty swoich satelitów telekomunikacyjnych na orbicie (ostatni z odwołanych startów planowano na 4 marca, kolejne 5 lotów miało mieć miejsce w 2022), a tu nagle taki klops.
OneWeb to największe komercyjne przedsięwzięcie, które już odczuło konsekwencje rosyjskiej inwazji w Ukrainie
Co gorsza przesiadka na inne rakiety nie jest taka prosta. Trzeba ładunek do nich przystosować, co jest chyba niewielkim problemem, ale znalezienie firm, które mają wolne sloty startowe w krótkiej perspektywie czasowej i odpowiednio mocne rakiety będzie znacznie trudniejsze. Dlatego pojawiła się koncepcja, że jeśli nie zadziała współpraca z europejskim Ariane, a także nie sprawdzą się opcje hinduskie czy japońskie, koniec końców OneWeb skorzysta z usług swojej konkurencji w branży internetu satelitarnego, czyli poprosi o pomoc SpaceX.
Z podbojem Marsa w praktyce wiążą się wszystkie dzisiejsze aktywności człowieka w Kosmosie
Wracając do kwestii podboju Marsa jak szumnie określamy jego eksplorację, bezzałogową jak i spodziewaną załogową, nie jest ona kwestią jednego czy dwóch lotów. W zasadzie wszystkie działania jakie teraz podejmujemy w kosmosie, starty rakiet, loty sond kosmicznych, w pewnym stopniu zazębiają się w programem załogowego lotu na tę planetę.
Uzależnienie od Rosji jest większe niż to wygląda na pierwszy rzut oka
Inwazja Rosji na Ukrainę przydarzyła się w dość ważnym dla branży kosmicznej okresie, który można określić mianem przejściowego. Rosja dostarczała przez lata silniki do USA, które wykorzystywane są między innymi w rakietach Atlas III i V (RD-180) oraz Antares (RD-181). Tak, choć brzmi to zaskakująco, to rosyjskie produkty zapewniły sukces takich misji jak Mars Recoinassance Orbiter i umożliwiają dostawy na MSK realizowane przez pojazdy Cygnus produkowane przez Northrop Grumman.
Co ciekawe to właśnie te pojazdy i ich silniki mogłyby zapewnić utrzymanie MSK na orbicie po odłączeniu się rosyjskiej części. Energię zapewnia już amerykańska część stacji.
Utrzymanie kontroli nad MSK po ewentualnym odłączeniu się jej rosyjskiej części jest jak najbardziej możliwe. Wymaga tylko szybkiej reakcji
Często mówi się o kopiowaniu przez Rosjan rozwiązań zachodnich, ale i im czasem udawało się dopracować rozwijane technologie do takiego poziomu, że amerykanie adaptowali je do swoich rakiet. Istotny jest też fakt, że Ukraina dostarcza zbiorniki paliwa do niektórych amerykańskich rakiet, a tocząca się tam wojna może zaburzyć cykl dostaw.
Start rakiety Antares wyprodukowanej przez ULA. Amerykańska rakieta i misja do MSK, ale silniki RD-181 dostarczył Energomasz z Moskwy, a zbiorniki paliwa wyprodukowano w Ukrainie
USA dysponuje wciąż 24 silnikami RD-180, które nie zostały użyte i znajdą zastosowanie w kolejnych lotach rakiet Atlas V. I to pomimo zapewnień Rosji, że nie zapewnią żadnego wsparcia technicznego. Z czasem jednak będzie trzeba zastąpić rosyjskie komponenty czymś własnej produkcji. I właśnie to już się dzieje.
Nowa przyszłość eksploracji kosmosu. Rosja mogła się właśnie z niej wypisać na stałe
Jesteśmy w trakcie ważnych zmian w branży kosmicznej. Odchodzi stare, a nadchodzi nowe. To nowe może być już bez jakiejkolwiek współpracy z Rosją. ULA rozwija projekt dwustopniowej ciężkiej rakiety Vulcan, która bazuje na konstrukcji Atlas V (koniec eksploatacji tych rakiet przewidziano na 2025), ale ma wykorzystać silniki dostarczone przez Blue Origin.
Ariane 6, czyli następca bardzo udanej rakiety Ariane 5
Europejskie konsorcjum Ariane kończy swoją wieloletnią przygodę z generacją rakiet Ariane 5 i przygotowuje się do wprowadzenia rakiet Ariane 6, które pozwolą na częstsze starty z ciężkimi ładunkami. Szykowana jest także Vega C, wersja rozwojowa rakiety Vega.
NASA, co by o niej nie mówić, ma swój flagowy program, czyli Artemis (lądowanie na Księżycu i przygotowanie do misji na Marsa), którego podporą jest rakieta SLS i pojazd Orion budowany we współpracy z ESA. Tutaj Rosja nie dokładała swoich pięciu kopiejek, które dziś i tak byłyby niewiele warte.
Branża kosmiczna wkroczyła w okres przejściowy. Trzeba zmienić starą flotę rakiet na nowej generacji pojazdy, ba przydałby się nawet nowy orbiter marsjański, bo obecne to już staruszkowie
A SpaceX i Blue Origin? SpaceX robi swoje, a inwazja Rosji na Ukrainę może jedynie zdeterminować je do przyśpieszenia prac projektowych i testów Starshipa. Elon Musk deklarował nawet wsparcie dla MSK, w razie problemów z utrzymaniem stacji po ewentualnej rezygnacji Rosjan. Z kolei Blue Origin w końcu może dopisać szczęście i będziemy świadkami czegoś więcej niż lotów suborbitalnych.
Wstrząs w branży i może nowy wyścig kosmiczny
Planowane już wcześniej uniezależnienie się od Rosji w kosmicznych projektach nie zmienia faktu, że chwilowo branża kosmiczna odczuje zachwianie. Brak wsparcia ze strony Rosji zmusi do przemyślenia na nowo strategii eksploracji kosmosu.
Możemy wkroczyć też w fazę nowego wyścigu kosmicznego. Być może nie na Księżyc jak to miało miejsce w latach 60. XX wieku, ale właśnie na Marsa. Rosja zdaje się w tym wyścigu być już przegrana, choć szef Roskosmosu wierzy w potęgę prywatnych firm i złoty okres jaki teraz dla nich nadchodzi. Zdaniem ekspertów to tylko demagogia, a realnego potencjału brak.
Chiny nie zajmą miejsca Rosji w wyścigu kosmicznym. One już osiągnęły więcej niż Rosja będzie w stanie
Chiny nie kryją się ze swoimi ambicjami, a jest wśród nich też Mars. I na pewno nie chcą robić tego wespół z resztą świata, co najwyżej współpracując z Rosją, lecz na pewno w roli lidera, a nie pomocnika. Podobnie jak Rosja nie podpisały one dokumentu Artemis Accords, międzynarodowego porozumienia, które ma zapewnić pokojową i wspólną realizację programu powrotu człowieka na Księżyc i eksploracji tego ciała niebieskiego. Wśród sygnatariuszy jest już Polska jak i Ukraina.
Chiny w niedalekiej przyszłości staną się konkurencją dla reszty świata w wyścigu na Marsa
W przypadku Chin słabo z kosmicznym PRem poza rzucaniem kluczowych haseł. W przeciwieństwie do ESA i NASA, które dumnie dokumentują każde swoje działanie. A przecież ten kraj ma własną stację kosmiczną Tiangong, wysłał orbiter i łazika na Marsa, ma też łazika na Księżycu.
Stacja kosmiczna to jeden z kroków przydatnych, w zdobywaniu doświadczenia potrzebnego przy długotrwałych misjach kosmicznych. Tiangong ma być ukończony jeszcze w tym roku, a jego czas przydatności przewidziano na około 10 lat. I mimo wszystko CMSA (czyli China Manned Space Agency, nie należy mylić z CNSA, chińską agencją kosmiczną) liczy na to, że na Tiangong pojawią się astronauci z innych krajów, a dostawy będą realizowane podobnie jak w przypadku MSK pojazdami prywatnych firm.
Przyszłość eksploracji kosmosu i eksploracji Marsa. Ta bliska ucierpi bardziej niż ta odległa
Podsumowując, wszelkie działania, które dążyć mają do eksploracji Marsa, a także innych miejsc w Kosmosie, w krótkiej perspektywie z pewnością odczują konsekwencje wojny w Ukrainie. Konieczne będzie przesunięcie już wpisanych do rozkładu marsjańskiej jazdy terminów, czasem nawet o kilka lat, finansowe zrekompensowanie strat związanych z wycofaniem się Rosji ze współpracy.
W dłuższej, wieloletniej, perspektywie opóźnienia raczej nie będzie, choć same plany wzajemnej współpracy pomiędzy agencjami kosmicznymi, państwami, mogą ulec poważnej modyfikacji. A można nawet spodziewać się przyśpieszenia wyścigu kosmicznego, wynikającego z niezdrowej rywalizacji z Chinami, co wcale nie musi przynieść pozytywnych konsekwencji.
Powyższe wnioski mają sens przy założeniu, że walki Ukrainie nie będą już dalej eskalować. A przecież pojawiły się sugestie, że Rosja szuka wsparcia w Chinach. Te gorliwie zapewniają, że nie jest w ich interesie wsparcie Rosji, ale kto wie co naprawdę planują.
Eksploracja załogowa Marsa to wyzwanie, które wiąże się nie tylko z koniecznością zaangażowania ogromnych środków finansowych i naukowych. To cel, który wymaga przełomowych rozwiązań i mądrych głów
Przy tym wszystkim wielką niewiadomą jest program MSK, ważny element przygotowań do lotu na Marsa. Jak wiemy ma być kontynuowany do 2030 roku, choć brak tu jasnego stanowiska Roskosmosu. Poza takim, że po 2024 roku system komputerowy w rosyjskiej części stacji nie będzie już gwarantował bezpieczeństwa.
Z kolei brak zaangażowania się Rosji w budowę stacji Gateway na orbicie księżycowej, to nie zaskoczenie, bo Rogozin od dawna już był sceptyczny co do tego projektu jako dającego zbyt wielką władzę USA.
Wstyd tak mówić, ale może z tej całej zawieruchy wyniknie coś dobrego
Być może takie otrzeźwienie relacji z Rosją, które zawsze były balansowaniem na krawędzi, nawet po upadku Związku Radzieckiego w 1991 roku, odbije się korzystnie na działaniach ESA, NASA. A w praktyce znajdzie wsparcie w decyzjach państw, które decydują o finansowaniu tych instytucji.
Trzeba dojrzeć. Rosja i Roskosmos w obecnym stanie nie są partnerem, z którym da się na poważnie planować przyszłość eksploracji kosmosu. Może nigdy takim partnerem nie były
ESA sporo ryzykowała bratając się z Roskosmosem, który w eksploracji Marsa wiele nie zdziałał. A ESA potrzeba doświadczonego partnera w przypadku misji na powierzchni, gdyż sama agencja także nie ma tu wielkich osiągnięć. Jednym z wielkich beneficjentów obecnej sytuacji będzie pewnie SpaceX, któremu zerwanie więzi NASA z Roskosmosem pozwoli jeszcze bardziej wdrożyć się w programy kosmiczne.
NASA z kolei utwierdzi się w przekonaniu, że obrana już ścieżka, w której firmy komercyjne odgrywają ogromną rolę w eksploracji kosmosu i są w stanie dziś samodzielnie budować i eksploatować kosmiczną infrastrukturę, była dobrym wyborem.
Doświadczenie Rosjan w długotrwałym przebywaniu w kosmosie, które mogło być kartą przetargową kilka dekad temu, też już nie jest tak potrzebne NASA i komukolwiek, kto planuje misję na Marsa.
A więc jeszcze raz. Jakikolwiek plan załogowej eksploracji Marsa i tak wiązał się z przesiadką branży kosmicznej na nowej generacji rakiety i pojazdy, które powstają niezależnie od tego co robi Rosja. Najbardziej szkoda tu wkładu Ukrainy w projekty kosmiczne, który zahamują ogromne już dziś straty jakie poniósł ten kraj. No i wciąż trzeba patrzeć się na ręce Chinom.
Źródło: inf. własna
- Inwazja ziemskich pojazdów na Marsa w lutym 2021 - orbiter, lądowniki, łaziki
- Mars rozgrzewa nasze emocje już od kilkudziesięciu lat, ale kiedy w końcu poleci tam człowiek?
- Elon Musk uruchomił Ukrainie internet Starlink
- Ludziom o ukraińskich korzeniach Rosjanie zawdzięczają swój program kosmiczny, Amerykanie śmigłowce
Komentarze
13Ja bym był jednak skłonny dowiedzieć się o bardziej przyziemnych tematach czyli.. O ile:
1. Wzrosną jeszcze ceny energii
2. Wzrosną ceny paliwa
3. Wzrosną ceny aut
4. Wzrosną ceny produktów, których ceny są ściśle powiązane z cenami energii
5. Wrośnie głupota ludzka
??
Myślę jednak, że największymi poszkodowanymi są Ukraińcy, martwe dzieci, kobiety, starcy, mężczyżni ginący za wolność, nie jakieś piep_one misje na srarsa.
niemencrystal,com/kategoria-produktu/misy-i-wazony/ (Zamieńcie przecinek na kropkę)
Ja bym napisał
Reszta świata stanie się w niedalekiej przyszłości tłem dla Chin
Wystarczy spojrzeć jaki postęp zrobili w krótkim czasie. Natomiast NASA to obecnie stagnacja. Tam jest to tylko polityka. Prezydent Bush zadeklarował że NASA wróci na księżyc do 2020 roku, natomiast kolejny prezydent Obama skasował ten program i zapowiedział inny z którego też nic nie wyszło. To po prostu wielkie organicznie. Już firmy prywatne mają się lepiej niż ta agencja. Natomiast ESA jest wtórna do NASA. Jedynie Chiny nie mają ograniczeń, gdyż mają środki na inwestycje.
Mówię tu o lataniu statków załogowych a nie o wystrzeliwaniu satelit bo JA z jednego tylko korzystam - z systemu GPS no i czasem pewnie jakiś mecz jest przesyłany za pomocą satelity...i tyle co mamy z latania w kosmos a mija już tyle lat od pierwszego wystrzelenia człowieka w kosmos...
Kampania Wrześniowa w 1939 roku - Niemcy w ciągu tylko 2 tygodni wybijają około 300 tys. Polaków.
Agresja NATO na Jugosławię w 1992 roku - około 90 dniowe nieustanne naloty dywanowe na głównie Serbskie miasta przynoszą żniwo ponad 150 tys. zabitych (mówi się o nawet 500 tys.).
Masowe bombardowania NATO mogły zabić nawet 500 tys. cywili w Libii.
Każde życie jest ważne, ale widać tu jednak pewną dysproporcję w ilości zabitych cywili i potwierdzenie, że Rosjanie faktycznie koncentrują się na demilitaryzacji i eliminacji środków bojowych Armii Ukraińskiej, a nie na zmiażdżeniu Ukrainy np. w 2 tygodnie w podobnym "stylu", jak robili to Amerykanie, Niemcy, bez zważania na ilość ofiar.
Ja mam pytanie, czy wcześniejsze napaści na niepodległe, nikomu nie wadzące kraje, jakie dokonywało NATO, czy wręcz samo USA bez żadnej autoryzacji ze strony ONZ, nie powinny nakładać dotkliwych sankcji na USA i w efekcie wymuszać odizolowania USA od reszty świata?