Całkiem ciekawych rzeczy można dowiedzieć się z notki zamieszczonej na blogu Muzungu. Autor pokazuje skąd wielkie koncerny odpowiedzialne za ściganie "piratów" mają ich namiary.
Paradoksalnie ów specyficzny "łańcuch pokarmowy" bierze początek u uczciwego nabywcy, który swój plik mp3 zamawia w sklepie zajmującym się cyfrową dystrybucją multimediów. Otóż w trakcie takiej transakcji zostaje on (plik, nie sklep!) podpisany podanymi przez nas danymi osobowymi, co w tego typu wypadkach często wiąże się z pełnym imieniem i nazwiskiem.
Aby dojść do takich danych wystarczy zamiast Winampa, Foobara czy innego dowolnego odtwarzacza posłużyć się poczciwym Notatnikiem. Stosowne dane powinny znaleźć się na samej górze tekstu, który bynajmniej nie przyjmie postaci nut.
W Polsce wciąż jesteśmy bezpieczni, choć rozprowadzanie tego typu plików jest niezgodne z prawem. W każdym razie nie było jeszcze głośnych przypadków ścigania za podobne naruszenia, zaś właściwe organizacje zajmują się łamaniem praw autorskich na nieco innych płaszczyznach (póki co). Zupełnie odmienna sytuacja panuje jednak w Stanach Zjednoczonych, gdzie często ogromne kary pieniężne muszą płacić osoby prywatne o znacznie skromniejszym budżecie.
Źródło: muzungu.pl
Komentarze
10