Seria Operation Flashpoint gości na naszych komputerach od 2001 roku. Wtedy to ukazała się jej pierwsza część, której kontynuacja - Dragon Rising wydana została jednak dopiero w roku 2009. Już za kilka miesięcy otrzymać mamy z kolei wnoszący do serii kilka nowości Operation Flashpoint: Red River.
Jedną z najbardziej charakterystycznych elementów tytułu jest realizm. Nie inaczej, według zapewnień twórców ma być i w Red River. Gracz czuć ma się jak na prawdziwym polu bitwy. Ma przede wszystkim myśleć, nie zaś strzelać do wszystkiego co się rusza. Mamy tutaj zobaczyć prawdziwą tragedię konfliktów zbrojnych, co skutkować może wzrostem brutalności. To krew i napotykane na każdym kroku rozszarpywane ciała najlepiej ją bowiem ukazują.
Wcielimy się w żołnierza US Marines, który weźmie udział wojnie na terenie Tadżykistanu. Konflikcie zmyślonym przez twórców i dziejącym się w niedalekiej przyszłości. Gracz przemierzyć mógł będzie tereny o powierzchni około 200 km kwadratowych. Spotkać ma na nich wrogów o bardzo wysokim, poprawiomym jeszcze AI, którzy doskonale wiedzieć mają po co znaleźli się w tym miejscu. Do pomocy dostaniemy oczywiście drużynę. Ciekawie zapowiadają się nowe elementy. Nowością będzie możliwość rozegrania kampanii w czteroosobowym trybie co-op. W trybach sieciowych do wyboru dostaniemy z kolei jedną z czterech żołnierskich klas. Każda z nich posiadać ma inne umiejętności i broń. Dostępne mają być też samouczki dla graczy zaczynających dopiero przygodę z Operation Flashpoint.
Według Codemasters nadal będzie to nastawiony na realizm symulator żołnierza, nie zaś klasyczny shooter. Czy jednak w świetle wielkiej popularności gier typu Call of Duty czy Medal of Honor twórcy nie ulegną rynkowym trendom? Oby nie!
Źródło: codemasters
Komentarze
10W pierwszym Flashpoincie unikało się walki za wszelką cenę, jeśli nie była ona konieczna do wypełnienia zadania bo beztroskie strzelanie do patroli wroga kończyło się lokalną obławą i totalnie przes*aną sytuacją.
W Dragon Risingu to już pomału zrobiono z nas jakichś Rambo: "Jest was czterech, idźcie zajmijcie lotnisko opanowane przez wrogi garnizon. Zrobione? Super! A teraz wróg posłał w kontrataku trzy transportery opancerzone i śmigłowiec szturmowy. Zajmijcie się tym. Co to dla prawdziwych Marines! Reszta oddziałów będzie robić za dekorację.". Rozumiem, że takie coś może zdarzyć się w realu - wiecie, bohaterstwo na polu bitwy i takie tam - ale nie w każdej jednej misji! Potem jak patrzyłem na staty z misji (20-60 zabitych przeciwników), to mi się słabo robiło.
Przydałaby się jakaś konkurencja dla Army 2. Monopol w kategorii symulatorów wojskowych to nic dobrego.
Pełen nadziei, odpaliłem w zeszłym roku Dead Rising. Po tym, jak stosując taktykę z Flashpointa, przeszedłem dwie misje nie ginąć ani razu i tłukąc masy wrogów, zniecierpliwiłem się i odinstalowałem tą grę.
ArmA I i II to niestety już nie to samo. A raczej - to samo. Takie podrasowane graficznie Flashpointy z niebotycznymi wymaganiami sprzętowymi i dużo mniejszą dawką tego czegoś, co sprawiało, że w poprzednie części grało się z wielką przyjemnością.