Nie ma żadnej różnicy w wydajności pomiędzy częściami drukowanymi w 3D a wykonywanymi w tradycyjny sposób.
Test wtryskiwacza z drukarki 3D z użyciem ciekłego tlenu i gazowego wodoru / foto: NASA
W ciągu ostatnich kilku lat obserwujemy duży progres w dziedzinie druku 3D, co doprowadziło do postępu technologicznego w niemal każdej branży. Gdybyś jeszcze pięć lat temu powiedział, że ludzie w 2015 roku będą w stanie wydrukować dom (i to w ciągu trzech godzin), niemal idealnie pasujące protezy czy leki, prawdopodobnie reszta uznałaby cię za wariata. Najlepsze jest jednak to, że wszystkie te świetne wynalazki mogą wypaść blado przy projekcie, nad którym pracuje obecnie agencja NASA w swoim Marshall Space Flight Center w Alabamie.
Właściwie projekt ruszył jeszcze w 2013 roku. Wtedy do inżynierowie NASA podjęli się zadania nie tylko drukowania w 3D działających elementów rakiet, ale też poddać je niezwykle rygorystycznym testom, aby zobaczyć jak dobre są one w porównaniu do części wytwarzanych konwencjonalnymi metodami. I wiecie co? Testy zakończyły się ogromnym sukcesem. Elementy poradziły sobie w 11 próbach temperaturowych z ciekłym tlenem i gazowym wodorem, w których temperatura sięgała niemal 6000 stopni Celsjusza.
Nadzorujące badania Sandra Greene oraz Cynthia Sprader / foto: NASA
Sandra Elam Greene, inżynier NASA, nadzorowała każdy test, po czym poddawała szczegółowej kontroli poszczególne elementy. Wnioski z raportu? – „Nie ma żadnej różnicy w wydajności pomiędzy częściami drukowanymi w 3D a wykonywanymi w tradycyjny sposób”. Nie zauważono też żadnych uszkodzeń mechanicznych już po przeprowadzeniu prób. Słowem – jest idealnie.
Dlaczego jest to takie ważne? Ponieważ drukowanie części oznacza ogromną oszczędność – tak pieniędzy, jak i czasu. Produkcja wtryskiwacza metodą konwencjonalną, na przykład, zajmuje sześć miesięcy, a cena wynosi 10 tysięcy dolarów. Z wykorzystaniem drukarki 3D ten sam element można zrobić za połowę ceny i to w zaledwie trzy tygodnie.
Źródło: Digital Trends, NASA
Komentarze
12Niektóre elementy można dostosowywać, na przykład uchwyty na odpowiednią broń, w zależności do potrzeb. Ale drony będą mieć wspólne części, jak elektronika, hydraulika (zakładając, że drony to potrzebują), zbiorniki na paliwo, skrzydła itd. Lepiej to produkować tradycyjnie. A wojsko będzie potrzebować coraz więcej tego, więc produkcja wyniesie setki, a nawet tysiące sztuk.
Idealnie pasujące protezy i implanty drukowano w 3d na długo wcześniej niż 5 lat temu.
Nie chodzi mi tu o głupie skajnety, o których ciągle fani SF nawijają ale chyba faktycznie da się powołać w krótkim czasie duże armie dronów robionych w kompleksie wyposażonym w drukarki 3D. Szybka produkcja, uzbrojenie, wyznaczenie im celów i odpalenie do boju. Też widzicie w całkiem niedalekiej przyszłości takie rozwiązanie czyli kompleks produkujący dużo dronów w krótkim czasie i wysyłanie tego falami na przeciwnika?
Tak więc dostajemy za połowę ceny wielokrotnie gorszy element, a jeśli chcemy porównywalny element (właściwie się nie da) to cena, a nie część leci w kosmos. Boleśnie przekonało się o tym SpaceX gdy musieli zrezygnować z drogiego hobby by ich rakiety nie wybuchały...
Całość to pranie mózgów pospolitym przygłupom w celu uzasadnienia defraudowania gigantycznych sum publicznych pieniędzy (w wypadku spacex również pieniędzy inwestorów oprócz gotówki publicznej pompowanej w tą firemkę przez nasa bo Musk ma chody w Waszyngtonie.