Steve Jobs był pracodawcą wymagającym, stanowczym i konkretnym. Miał własną wizję i nie pozwolił, by ktoś pokrzyżował jego plany.
Nie było i nie jest łatwo pracować dla największych wizjonerów, stojących na czele gigantów branży technologicznej. Równocześnie praca dla nich (a może z nimi?) potrafi być niezwykle motywująca, satysfakcjonująca i pouczająca. W najbliższym czasie postaramy się wam to udowodnić. Pierwszy z serii krótkich odcinków zaczynamy od wspomnienia człowieka, którego szefem w Apple był Steve Jobs.
„Pewnego dnia Steve Jobs pojawił się w moim boksie z mężczyzną, którego nie znałem. Nie zamierzał go przedstawiać, zamiast tego zapytał: «co sądzisz o firmie Knoware?». Odpowiedziałem, że jej produkty są przeciętne, nudne i zbyt proste – nic, co pokrywałoby się ze strategią Macintosha, ta firma więc nie ma dla nas znaczenia. – «Chciałbym, abyś poznał dyrektora generalnego Knoware, to Archie McGill», odpowiedział Jobs”.
Guy Kawasaki, jeden z byłych inżynierów Apple, będący bohaterem tej anegdoty, dodał, że swoją odpowiedzią zaliczył przygotowany przez Jobsa test IQ. Gdyby powiedział o słabym oprogramowaniu, że jest dobre, jego szef uznałby, że nie ma pojęcia o czym mówi lub próbuje się podlizać.
„Praca dla Steve’a Jobsa nie była łatwa i nie była przyjemna. Żądał doskonałości albo przegrywałeś. Nie zamieniłbym na nic doświadczenia pracy u niego. Nauczyło mnie to, że zawsze trzeba mówić prawdę i mniej martwić się konsekwencjami z trzech powodów: mówienie prawdy jest testem charakteru i inteligencji; ludzie chcą ją słyszeć, bo same komplementy nie pozwolą im niczego poprawić; jest tylko jedna prawda, więc jeśli raz skłamiesz, musisz o tym pamiętać” – dodaje Kawasaki.
W podobnym tonie swoją opowieść utrzymuje James Green, dyrektor generalny firmy Magnetic, a w latach 1997-98 pracownik Steve’a Jobsa w Pixar. – „Nie mam wielu bohaterów w swoim życiu, ale Steve był (i jest) jednym z nich. Spotkanie z nim było dla mnie spełnieniem marzeń. Jak to zwykle bywa, rzeczywistość mocno się od nich różniła, Nie żałuje czasu spędzonego na pracy u Steve’a, choć bywały trudne chwile. To z nich jednak wyciągamy najwięcej”.
Jego rozmowa kwalifikacyjna odbyła się w domu Steve’a Jobsa – „prawdopodobnie możesz sobie wyobrazić jak bardzo kręciło mi się w głowie, gdy podszedłem do jego drzwi”, mówi Green. Jobs zaproponował mu stanowisko polegające na byciu łącznikiem pomiędzy Pixarem i Disneyem, a Green „w jednym z najbardziej surrealistycznych momentów życia” odpowiedział: „nie”. Szef zaproponował mu w zamian posadę w marketingu.
Green przyjął pracę i wspomina, że później już niełatwo było powiedzieć szefowi „nie”. Dlaczego? „Jeśli miałeś pomysł, z którym Steve się nie zgadzał, mówił: «James, oto siedem powodów, dlaczego się mylisz». Nawet jeśli wiedziałeś, że masz rację, niemal niemożliwym było wygrać z jego nieustępliwym intelektem. Jeśli zaś rozmowa miała być szczególnie trudna, padały słowa, które nigdy nie oznaczały nic dobrego: «James, przejdźmy się»”.
James Green przyznaje, że wiele się jednak od Jobsa nauczył. Że jeśli to, czego chce człowiek nie jest tym, czego potrzebuje firma, nie powinno się go zatrudnić. Że pracownicy zawsze powinni wiedzieć, czego się od nich oczekuje. I że najpierw należy budować relacje z ludźmi, potem dopiero przechodzić do interesów.
Nie brakuje opinii byłych pracowników Jobsa, że był on okropnym pracodawcą, który nie dopuszczał proponowanych przez nich pomysłów, a chciał tylko by wykonywali oni kolejne etapy zaprojektowanej przez niego strategi, ale…
Choć Jobs był pewny swoich racji i uparcie ich bronił, potrafił docenić bystrą osobę naprzeciwko siebie. – „Potrafił kłócić się z ludźmi i niemal nazywać ich idiotami. Ale wiesz co? Kiedy oni nie poddawali się tylko tłumaczyli mu dlaczego mieli rację, on się uczył i… nabierał do nich szacunku i ich uprzywilejowywał. Miał respekt do ludzi, którzy wierzyli we własne pomysły”. To wspomnienie Steve’a Wozniaka, inżyniera, który w 1976 wraz z Ronaldem Wayne’em i Steve’em Jobsem założył firmę Apple.
Źródło: Quartz, Quora, Fast Company, Business Insider. Foto: Matthew Yohe/Wikimedia
Komentarze
16Projekty i pomysły pozostały...
----------- Before Jobs -----------
Marki telefonów dominujące na rynku (kolejność do coraz mniej popularnych):
Nokia (FIN)
Sony Ericsson (JP SWE)
HTC (TJ)
Toshiba (JP)
HP (USA)
Palm (USA)
Motorola (USA)
BlackBerry (CAN)
LG (KOR)
Samsung (KOR)
Alcatel (FR)
Sagem (FR)
Ceny telefonów:
HighEdd - 1000 / 1500 zł (drugie max)
MiddleEnd - 650 / 1000 zł
MidEnd - 200 / 650
----------- After Jobs -----------
Marki telefonów dominujące na rynku (kolejność nie ma znaczenia - za dynamicznie się zmienia):
Apple (USA)
Nokia (FIN) - dead
Sony Ericsson (JP SWE)
HTC (TJ)
Toshiba (JP) - dead
HP (USA) - dead
Palm (USA) - dead
Motorola (USA) - dead
BlackBerry (CAN) - dead
LG (KOR)
Samsung (KOR)
Alcatel (FR) - chinol
Sagem (FR) - chinol
Chonle (CHN) - lot of Chinol
Ceny telefonów:
HighEdd - 2300 / 4500 zł (drugie max)
MiddleEnd - 1300 / 2300 zł
MidEnd - 400 / 1300 (może lekko przesadziłem ale popatrzcie ceny u operatorów)
Nie jestem "hejterem" apple czy Jobsa, czy jakimś wybujały sceptykiem. Szanuję że apple rozkręciło rynek komórek który długo przed nim śledziłem, ale trzeba patrzeć obiektywnie. Nie jestem antysemitą ale coś w pamięci się utrwaliło i żydek to żydek. Tam też ostre wałki były, ostatecznie ten wielki amazing apple możemy teraz obserwować w postaci odpowiednio wycenionych produktów :)
Osobiście uważam że wydatek więcej niż 2300 zł za telefon to już przesada. Nie jest on ze złota czy diamentów (zabytkowy zegarek), choć i gdzie nie gdzie takie smartfony się pojawiają.
Czytałem obie więc mam porównanie.
Wielu z nich wręcz twierdziło że to kawał gnoja był.