Czy tu naprawdę chodzi o zwiększenie prywatności, czy może tylko o poprawę wizerunku?
foto: NSA
Amerykańska Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) jest jedną z najbardziej znienawidzonych instytucji przez internautów z całego świata. Po cichu prowadzi liczne programy inwigilacyjne i kolekcjonuje informacje o użytkownikach – nic więc dziwnego, że nie jest zbyt lubiana. W tym roku uchwalona została jednak Ustawa o Wolności Stanów Zjednoczonych – następstwem tego będzie utrata przez NSA możliwości przechowywania i monitorowania licznych danych o użytkownikach.
Najpóźniej 29 listopada agencja musi ponadto usunąć wszelkie niepotrzebne już informacje zebrane do tej pory. Od grudnia (a nawet trochę wcześniej) NSA nie będzie mogła gromadzić między innymi telefonicznych metadanych, a wszelkie informacje będą mogły pozostawać na serwerach agencji najdłużej trzy miesiące.
To wszystko brzmi pięknie, prawda? Jest jednak kilka „ale”. Po pierwsze, trzy miesiące to wciąż bardzo długo, a na pewno wystarczająco, by przeanalizować sylwetkę któregokolwiek z użytkowników. Zdaje się, że lepszym rozwiązaniem byłoby zmuszenie NSA do usuwania danych w momencie zakończenia postępowania sądowego, a w przypadkach pozasądowych – najpóźniej po tygodniu.
Druga sprawa jest jeszcze bardziej niepokojąca. Jak wspominaliśmy we wstępie humanitaryzacja agencji jest owocem uchwalenia Ustawy o Wolności Stanów Zjednoczonych. I tu właśnie leży problem – przepisy te oficjalnie dotyczą bowiem tylko Amerykanów. Oczywiście NSA powinna przestrzegać tych samych reguł w ramach całej swojej działalności, ale można domyślać się, że rzeczywistość nie będzie taka kolorowa. Przydałaby się też jakaś ustawa o jawności działań, nie sądzicie?
Źródło: Digital Trends
Komentarze
8Należy oficjalnie uznać ich za nielegalną i terrorystyczna organizację i tyle w temacie.
Tego czytać się nie da.