Kiedy i czy w ogóle nastąpi dzień, gdy samochody elektryczne będą stanowić większość poruszających się po drogach pojazdów?
Coraz częściej usłyszeć możemy o samochodach elektrycznych. Pomimo wielu ich zalet i hucznych zapowiedzi na drogach wciąż nie możemy znaleźć zbyt wielu tego typu pojazdów. Jednym z głównych powodów takiego stanu rzeczy jest niewielka dostępność i stosunkowo wysoka cena – za flagowy samochód Tesla Model S trzeba dla przykładu zapłacić aż 69 tysięcy dolarów. I choć nieco rekompensują to dość niskie koszty eksploatacji, to jednak metody „doładowywania” wciąż nie są najlepiej dopracowane.
Już wkrótce na rynku powinny pojawić się tańsze modele, które nie będą aż tak drastycznie odstawać od S-ki. Na rok 2015 zaplanowana jest na przykład premiera budżetowego samochodu Tesla. Model E cechować ma się podobnymi gabarytami i pozwalać ma na przejechanie dystansu 320 kilometrów na jednym naładowaniu, a jego cena wyniesie około 100 tysięcy złotych. Czy samochody elektryczne zaczną więc wreszcie odgrywać ważną rolę w branży motoryzacyjnej?
Tesla Model S.
Niekoniecznie – przynajmniej według prognoz EIA (Energy Information Administration). Według organizacji samochody elektryczne nie zyskają popularności przed 2040 rokiem, jako że wzrost zainteresowania idzie bardzo pomału. Zgodnie z jej raportem w przyszłym roku nadal 78 procent sprzedawanych pojazdów lekkich będzie korzystało z silników benzynowych. Dla porównania pojazdy elektryczne stanowić mają tylko 1 procent, podobnie jak samochody hybrydowe typu plug-in. Standardowe hybrydy (jak na przykład słynna Toyota Prius) to kolejne 5 procent.
Sytuacja może jednak drastycznie się zmienić, jako że wielu liczących się w branży producentów decyduje się na własne modele elektryczne. Ford, Chevrolet, Nissan, Toyota, BMW, Honda, Mitsubishi – między innymi ci właśnie producenci wypuścili już lub chociaż zamierzają wypuścić zaawansowane technologicznie, nowoczesne (w dosłownym tego słowa znaczeniu) samochody, które przyspieszyć mogą wzrost zainteresowania tego typu pojazdami. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie jedna mała przeszkoda.
Otóż większość producentów wciąż woli zachować ostrożność i konstruować zaawansowane silniki benzynowe, zamiast drastycznie zmieniać swoją ofertę. Według EIA lepszą opcją wydaje się dla nich produkcja silników efektywniej wykorzystujących paliwo oraz „mieszańców”. Najprężniej rozwijaną technologią mogą być tak zwane mikrohybrydy, czyli samochody wykorzystujące technikę Start&Stop (automatyczne wyłączanie silnika podczas postoju) oraz hamowanie rekuperacyjne. Pozwalają one bowiem na znaczne ograniczenie zużycia paliwa i zmniejszenie emisji spalin.
Takie pojazdy będą stanowić 42 procent w roku 2040 według EIA. Przewiduje się także, że za 27 lat zużycie paliwa mocno zmaleje i wyniesie średnio 15 kilometrów na litr (dla porównania w ubiegłym roku było to 9 km/l).
W pełni elektryczny silnik samochodu Ford Focus 2014 Electric.
Samochody elektryczne – aby mogły się liczyć – muszą więc oferować naprawdę zaawansowane technologicznie rozwiązania. W związku z tym coraz częściej będziemy prawdopodobnie świadkami interesujących nowinek, których zadaniem będzie zwiększenie zainteresowania takimi pojazdami. Liczymy na inwencję producentów, którzy niejednokrotnie już udowodnili, że w kwestii samochodów wciąż jeszcze można zaskoczyć.
Jaka więc czeka przyszłość samochody elektryczne? W dużej mierze zależy to od samych producentów. Jeśli jednak wciąż będą oni stawiać na ostrożność, to nieprędko sytuacja ulegnie zmianie, a wizja EIA o roku 2040 może stać się faktem. Pożyjemy jednak – zobaczymy.
Źródło: TheVerge, TrueCar, Ford, Tesla, inf. własna
Komentarze
59Dobry pomysł, to wymiana ogniw na stacjach. Samochody elektryczne musiały by mieć zunifikowany system mocowania bloku akumulatorów. Samochód podjeżdża na stację, z pod spodu podnośnik wyciąga blok akumulatorów, ładuje na podajnik do magazynu gdzie blok jest testowany i ładowany. Do samochodu wkłada blok akumulatorów wcześniej naładowany. Tak jak z butlami gazowymi propan butan, butla na wymianę.
Silniki elektryczne w porównaniu do spalinowych mają same zalety - o wiele wyższa sprawność, maksymalny moment obrotowy dostępny już od 0 obrotów, wyższa elastyczność, mniej części ruchomych itd itp.
Samochód może mieć prostszą skrzynię biegów (lub nie mieć jej wcale).
Jedynym powodem są obecnie kwestie techniczne dotyczące zasilania - wielkości i czasu ładowania akumulatorów.
Czy ktoś obecnie wyobraża sobie zastosowanie silnika parowego w samochodzie? Nope - nada - zero - nikt. Silniki elektryczne stosuje się w lokomotywach, bo jest łatwy dostęp do nieograniczonego w zasadzie zasilania. Ale nawet tzw. lokomotywy spalinowe to w istocie lokomotywy hybrydowe - silnik spalinowy zasila tylko generator, który z kolei wytwarza prąd dla silnika elektrycznego napędzającego lokomotywę.
Silniki elektryczne w samochodach to tylko kwestia czasu. Gdy samochody zaczn a oferować zasięg rzędu 500-700km i rozwiązania umożliwiające naładowanie (lub wymianę) ogniw/akumulatorów w ciągu kilku-kilkunastu minut (a nie jest to - IMHO - zbyt odległa przyszłość) to coraz więcej ludzi będzię się decydować na takie auta.
Żadna sieć elektryczna tego nie wytrzyma bez olbrzymich inwestycji i no właśnie elektrowni. Pytam się jakich elektrowni? Sekta ekologów z pewnością zamknie te na węgiel, co z tymi atomowymi - sekta ekologów też chce je zamknąć. Żadna elektrownia eko nie będzie w stanie tego zastąpić. Bo okazuje się że zarówno wiatrowe jak i słoneczne mają sprawność na poziomie kilku kilkunastu %.
Powiedzmy że atomowe - koszt ich zamykania i utylizacji odpadów 10 razy przewyższa koszt wybudowania. A i to dla państw rozwiniętych jest bolesna inwestycja. No i kogo na nie stać po za największymi gospodarkami?
W Polsce to w ogóle tego nie widzę, widząc naszych inżynierów budujących stadion czy drogi nigdy w życiu nie pozwolił bym im wybudować elektrowni atomowej bo Czernobyl byśmy mieli co zimę, albo co ulewę.
Auta elektryczne nie będą więc żadnym rozwiązaniem.
Niech też ktoś postawi sieć stacji ładujących - takie stacje z akumulatorami (żeby z sieci szło ciągłe 10A, a dla samochodu 40 i więcej przez krótszy czas bez zbędnego obciążania sieci).
A samochód elektryczny jest idealny jako drugi samochód w domu - jedziesz 100km lub mniej, to bierzesz elektryka - kosztuje cię wyjazd 10zł, nie masz stresu że braknie energii, po powrocie ładujesz, a jak przyjdzie gdzieś dalej jechać, to bierzesz spalinowego.
Co do żywotności akumulatorów - ciągle narzekamy (najczęściej w kwestii smartfonów), że baterie to najwolniej rozwijający się element elektroniki. Najwolniej, ale jednak rozwijający się. w 2008 laptop ze standardową baterią miał ogniwa 2000-2200 mAh (standardowe 18650). Zobaczcie sobie jaką pojemność mają teraz ogniwa o takich rozmiarach (markowe 2600, 2800).
Do pojemności ogniw dochodzą zaawansowana techniki oszczędzania energii - odzysk energii hamowania, czy nawet LEDy o coraz większej sprawności (dawniej 80lm/W teraz 110).
Ale i tak zaraz ktoś napisze, że samochody elektryczne nie mają startu do pneumatycznych
Wszyscy twierdzą, że meleksy są bardzo ekologiczne itp. Większej bzdury w życiu nie słyszałem. Wyobraźcie sobie ile strat jest od wytworzenia prądu, przez przesył i transformowanie, by potem móc ze stratą naładować akumulator i ze stratą przetworzyć energię z akumulatora na moment obrotowy. Uwzględniając te wszystkie straty okazuje się, że silniki spalinowe są bardziej sprawne.... Do tego całą tablica Mendelejewa w akumulatorach, które przecież trzeba utylizować, nie wspominając już o tym jak trzeba zatruć środowisko, żeby je wyprodukować.
Oczywiście są zastosowania w pojazdach, gdzie silniki elektryczne ze względu na swoją charakterystykę zewnętrzną są lepsze, ale na pewno się są to pojazdy, których używamy na co dzień.
W ogóle cała ta sytuacja, w której jedno lobby próbuje wygryźć drugie lobby używając wątpliwych argumentów jest co najmniej dziwna. Zresztą nawet przytoczone w artykule prognozy mówią, że meleksy będą nawet za kilkanaście lat ledwie marginesem wszystkich sprzedawanych pojazdów i poza bogatymi dziwakami, którym wydaje się, że są "eko" i "trendi" nikt nie będzie ich kupował.
Na temat wad systemu można mówić, ale jak chcemy cokolwiek zmienić zacznijmy od siebie bo dla przykładu podam: dlaczego mamy tak mało spalarni śmieci? Bo obywatel woli krzyczeć że jest to szkodliwe niż zaoszczędzić i do edukować się w tym temacie np. w Wiedniu w centrum miasta jest spalarnia śmieci i jeszcze zarabiają na zwiedzaniu obiektu, ciekawe jakoś nikomu to nie przeszkadza czyli jednak można budować wśród obywateli. Poza tym nikt nie wie o tym że Polska płaci Unii za każdą niewybudowaną spalarnie śmieci 4000 euro dziennie a że miało ich powstać do lipca 2011 roku 10 sztuk to sobie policzcie, a dlaczego bo ekolodzy i obywatele przestraszeni "nowością" nie chcą korzystać z dobroci jaką daje im spalarnia. Przykładów jest dużo ale o nich nikt nie mówi bo jest tak wygodniej.... Zresztą skoro ograniczenie emisji ditlenku węgla wylatującego z komina musi być na poziomie 90% to po co firmie dobić do 100% jak nie ma takiego przymusu z Unii, więc jakiekolwiek gadanie o ograniczaniu CO2 jest głupie bo i tak nikt na najwyższym stołku się na tym nie zna a regulacje są robione pod kogoś.