Start i lądowanie SpaceX Falcon 9 - przyjemne zjawisko do obserwacji czy irytująca rzecz?
Nadchodzą czasy gdy starty rakiet wielokrotnego użytku przestaną nas interesować jako kolejne kroki w naszej podróży ku gwiazdom, a staną się elementem życia codziennego. Czy jednak elementem, który polubimy?
Postawiony we wstępie problem wydaje się być zdefiniowanym na wyrost, ale już teraz raczkujemy w tej dziedzinie, a mieszkańcy takiej na przykład Kalifornii ostatnio poczuli się nawet przerażeni za sprawą SpaceX. Oczywiście w dużej mierze z prostej przyczyny - USA to kraj, gdzie zjawiska związane z UFO są bardzo żywym elementem codziennego życia.
Kalifornijczycy lubią się bać
Przyczyną podobno przerażenia niektórych mieszkańców tamtego regionu, ale też okazją do niesamowitych zdjęć i filmów poklatkowych (pierwsze załączone wideo to bardziej artystyczne z nagrań, drugie jest bardziej naturalne) był pierwszy w historii start i lądowanie na terenie Kalifornii (a nie pływającej w jej pobliżu platformy) użytej dosłownie kilka minut wcześniej rakiety SpaceX Falcon 9. A dokładnie modułu napędowego, który jak już doskonale wiemy nadaje się świetnie do ponownego użycia.
Filmy i zdjęcia dowodzą, że zjawisko jakie wywołała lądująca rakieta było istotnie spektakularne, ale też zagadkowe dla osób, które nie są obeznane z tym co potrafi nam zgotować natura, a co dopiero wytwory cywilizacyjne. A też nie pamiętają innych startów, bo pierwszy start SpaceX z platformy w Vandenberg to nie był.
To coś co widać było na niebie przypominało kometę z licznymi ogonami, ale można było dopatrzeć się świetlnego efektu fali uderzeniowej czy wizualnych drgań tkanki czasoprzestrzeni (to już bardziej wydumany opis). Podobne efekty wizualne mogliśmy oglądać w całkowicie wyssanej z palca (to założenie) filmowej adaptacji książki Dana Browna pod tytułem Anioły i Demony.
Moment po separacji członów
Pierwsze lądowanie SpaceX Falcon 9 na kalifornijskiej ziemi
W rzeczywistości był to start SpaceX Falcon9 z kosmodromu w bazie Amerykańskich Sił Powietrznych w Vandenberg. Rakieta SpaceX wyniosła na orbitę satelitę SAOCOM-1A. Ten argentyński satelita przeznaczony do radarowych obserwacji Ziemi (w zakresie mikrofal) porusza się po niskiej orbicie wokółziemskiej (heliosynchronicznej) w odległości około 600-650 km obiegając Ziemię co 97,2 minuty.
Zaraz się zacznie... i już po strachu
SpaceX co warte podkreślenia wykorzystało już wcześniej odzyskany człon główny rakiety Falcon 9 (to najnowszy jej wariant oznaczony Block 5, którego pierwszy start miał miejsce w maju 2018). Wcześniej uzyto tę rakietę do umieszczenia na orbicie satelitów (dokładnie 10) - misja Iridium-7. Tym razem ważący 3 tony ładunek posłuży do monitorowania pozycji klęsk żywiołowych, szczególnie tych związanych z nadmierną wilgotnością. SAOCOM-1A jak i 1B, który trafi na orbitę dopiero w 2019 roku, to sondy, które miały wystartować już kilka lat temu, ale jak zwykle kłopoty doprowadziły do opóźnienia realizacji projektu.
Wszystko zakończyło się (dla pierwszego z satelitów) szczęśliwie, a nam (na razie mieszkańcom Kalifornii) pozostaje zastanawiać się, czy takie starty rakiet z efektami wizualnymi rodem z filmów Spielberga to coś co należy wpisać do kalendarza atrakcyjnych zjawisk astronomicznych. Czy raczej uznać za irytujące wydarzenie, z którego uciążliwością należy walczyć.
Wątpliwe byśmy w Polsce byli świadkami takich startów w nieodległej przyszłości, prędzej zobaczymy je w trakcie turystycznych wojaży za ocean. Osobiście wolałbym od czasu do czasu zobaczyć coś takiego na niebie niż być stale oślepiony blaskiem miejskiego nieba, ale muszę liczyć się nie tylko ze swoim zdaniem.
Źródło: SpaceX
Komentarze
8Dzięki za artykuł :-)