Surfing z dala od wybrzeża?
W Polsce surfing nie jest zbyt popularny – przynajmniej jeżeli mowa o jego uprawianiu. Wydaje się, że więcej jest osób surfujących po sieci w poszukiwaniu filmików z wodnymi akrobacjami niż faktycznie bawiących się w ten sposób. Jedną z przyczyn jest bardo ograniczony dostęp do falistych wybrzeży. Z myślą o nich powstała deska Waterwolf MXP-3. Jej zadaniem jest przekształcenie lokalnych jezior i rzek w areny do surfingu.
Waterwolf MXP-3 to deska surfingowa wyposażona w śmigło, dzięki któremu na płaskiej tafli wody możemy rozpędzić się nawet do 35 km/h. Właściwie nie jest ona nawet przeznaczona do klasycznego surfingu, który jest uzależniony od wiatru i innych warunków. Pozwala bowiem tworzyć – jakkolwiek abstrakcyjnie to brzmi – własne fale.
Jednostką napędową deski MXP-3 jest 5kW silnik chłodzony wodą. W wodoszczelnej obudowie znajduje się litowo-jonowy akumulator o pojemności 20 Ah. Jedno jego naładowanie zajmuje około trzech godzin i pozwala na jakieś 20-25 minut zabawy lub 8-kilometrową przejażdżkę.
Moto-surfer, bo tak chyba należałoby nazwać użytkownika deski MXP-3, kontroluje prędkość za pomocą przenośnej przepustnicy, która łączy się z systemem pokładowym przez Bluetooth. Na trzymanym w ręce „pilocie” znajduje się też wyświetlacz LCD, na którym znajdziemy informację o aktualnej prędkości oraz poziomie naładowania akumulatora.
Podobnie jak większość samochodów elektrycznych, deska Waterwolf MXP-3 ma poważną wadę, o której zresztą wcześniej już wspominaliśmy. 20 minut zabawy bez wątpienia pozostawia niedosyt. Producent zapowiada jednak, że akumulator jest wymienny. Pozostaje więc żywić nadzieję, że wkrótce pojawią się pojemniejsze opcje.
Model jest stosunkowo lekki – waży 24 kilogramy i będzie dostępny w dwóch wersjach – o długości 240 i 245 centymetrów. Niemiecka firma Waterwolf planuje wprowadzić na rynek deskę MXP-3 już w maju bieżącego roku. Sugerowana cena detaliczna wyniesie 6990 euro.
Źródło: Gizmag
Komentarze
8