Patrząc na rynek podręcznego magazynowania danych możemy śmiało stwierdzić, że karty pamięci i urządzenia typu pendrive opanowały go doszczętnie. Dziś już mało kto pamięta o dyskietkach 3,5” o zawrotnej pojemności 1,44MB przed sformatowaniem, a jednocześnie mobilny internet nie jest jeszcze w pełni przygotowany na wygodne korzystanie z usług cloud computing. Gdzieś pomiędzy narzędziami przyszłości i archaicznym sprzętem trzeba było znaleźć miejsce dla teraźniejszości. Nic więc dziwnego, że przenoszenie informacji zapisanych w kościach flash ze względu na dużą wygodę stało się wręcz standardem.
Pendrive posiada prawie każdy przeciętny użytkownik komputera, a w przypadku pracy biurowej urządzenia te są niemalże standardem. Różną się przede wszystkim pojemnością, szybkością, rozmiarami, ogólnym wyglądem, zastosowaniem – no i oczywiście ceną. Testowany przeze mnie model Corsair Voyager 32GB GTR należy do grupy pendrive pojemnych, o ciekawym designie i wygórowanej cenie. Czy warto wydać 300zł na jeden gadżet, który zazwyczaj kosztuje trzykrotnie mniej? To z pewnością bardzo trudne pytanie, jednak aby znaleźć na nie odpowiedź zapraszam wszystkich bardzo serdecznie do zapoznania się z całym testem.
| Zawartość pudełka |
Zawsze nadchodzi ten piękny moment, w którym kurier puka do drzwi i przynosi upragnioną „zabawkę”. A samo odpakowywanie to możliwość dobrania się do niej, czyli duża frajda :) Nie inaczej było tym razem:
Pendrive znalazłem w przezroczystej plastikowej wytłoczce. Opakowanie to kwestia gustu – te z pewnością dobrze eksponuje produkt na półce sklepowej. Jednak moim zdaniem przy produktach z wyższej półki warto zadbać o ładne pudełko – łatwe w przechowywaniu (częsty problem konieczności zachowania pudełka do napraw gwarancyjnych), eleganckie (bo przecież pen za 300zł to idealny motyw na prezent) i ekologiczne (a ten kawał plastiku z pewnością szybko się nie rozłoży...).
Patrząc na pudełeczko zacząłem mimowolnie czytać informacje o urządzeniu – warto wiedzieć co się pod port USB podpina ;) Jako 'językowy patriota' z żalem zauważyłem, że niestety brak napisów w naszym rodowitym języku. Ktoś kto weźmie opakowanie do ręki w sklepie będzie musiał niestety wykazać się znajomością angielskiego, niemieckiego, francuskiego, hiszpańskiego bądź rosyjskiego. Dodatkowo obok logo cenionej marki Corsair może „dobić” człowieka napis „Assy in China” - mi natychmiastowo włącza się myślenie: „trzymam w ręku chińską tandetę w plastikowym opakowaniu”. Jednak mimo wszystko znacząco zachęca wykres szybkości pracy pena no i... pojemność! ;)
Wewnątrz opakowania znajdziemy:
- Pendrive
- Smycz
- Przedłużkę USB
Niewątpliwy plus za przedłużkę – mimo braku pochłaniacza fal elektromagnetycznych wygląda na bardzo solidnie wykonaną. Jej przydatność docenią szczególnie Ci, którzy mają utrudniony dostęp do portów USB. Mile zaskoczyła mnie smycz – niby mały dodatek, a cieszy ;) Biorąc pod uwagę, że pen wywodzi się z linii chlubnie nazwanej „Voyager”, jest to gadżet jak najbardziej na miejscu – zamiast gubić w trakcie podróży urządzenie po kieszeniach, możemy zawiesić na szyi i nie martwić się o jego zgubienie.
Po rozpakowaniu zabrakło mi również książeczki, w której oprócz upragnionych, polskich wyrazów można by znaleźć szerszą specyfikację techniczną, kompatybilność czy chociażby informacje na temat gwarancji.
Plusy:
- Smycz i przedłużka w komplecie
- Czytelne informacje dot. prędkości
Minusy:
- Tandetne, typowo chińskie opakowanie
- Brak informacji w języku polskim na pudełku
- Brak szerszej specyfikacji technicznej
| Specyfikacja techniczna |
Jako, że dokładniejszej specyfikacji urządzenia nie znalazłem wewnątrz opakowania, postanowiłem udać się na stronę producenta, podaną na pudełku. Dodatkowo kilka rzeczy znalazłem w googlach.
Model: Corsair Voyager 32 GB GTR
Pojemność: 32 GB
Prędkość odczytu: 34 MB/s
Prędkość zapisu: 28 MB/s
Interfejs: USB 2.0 HiSpeed
Gwarancja: 10 lat wg strony producenta
Wytrzymałość: 10,000 cykli pełnego zapisu
Dodatkowo: Wodoodporny, wstrząsoodporny, niebieska dioda na froncie
Pojemność po sformatowaniu: 30,2 GB
Kompatybilność:
Windows® 7, Vista, XP, 2000, ME
Linux 2.4 i późniejsze
Mac OS X 9 i późniejsze
Poniżej rysunek umieszczony na pudełku, dotyczący (typowo marketingowego) porównania prędkości z innymi pendrive:
| Pierwszy kontakt i instalacja |
Po raz pierwszy trzymałem w ręku pendrive, który pachnie. Albo raczej śmierdzi, bo zapach corsaira można porównać do zapachu dymu, jaki wydobywa się z elektroniki, która właśnie odmówiła posłuszeństwa i postanowiła oznajmić o tym światu wypuszczając jego kłęby z obudowy...
Pomijając zapach, to sama obudowa jest naprawdę przyjemna w dotyku. Zawsze ceniłem urządzenia powleczone gumą – to bardzo miła dla ręki odmiana od typowego plastiku, przy jednoczesnym zmniejszeniu wagi w stosunku do obudów metalowych. Chwytając pena do ręki można mieć pewność, że się nie wyślizgnie, dodatkowo już na pierwszy rzut oka widać, że produkt jest raczej wodoodporny.
Dla posiadacza przeciętnego pendrive zaskoczeniem może być rozmiar – mogłoby się wydawać, że linia voyager powinna się cechować przede wszystkim małymi rozmiarami (jak chociażby jedna z pierwszych serii travel od kingstona). Tymczasem Corsair jest o prawie jedną trzecią dłuższy i o połowę grubszy, co dokładnie widać na zdjęciach(porównanie do zwykłego, przeciętnego emteca):
Po raz pierwszy podłączyłem pena do stacjonarki z Windowsem XP – urządzenie nie potrzebowało dodatkowych sterowników i w trybie plug & play zainstalowało się jako masowe urządzenie magazynujące – przenośny dysk. Postanowiłem 'pomęczyć' go trochę 700MB plikiem avi – tak na rozgrzewkę. Przyznaję szczerze, iż byłem ciekaw tej zawrotnej prędkości, jako że jestem zupełnie przeciętnym użytkownikiem 2GB Kingstona to... Faktycznie doznałem szoku. Na oko 30 sekund i plik znalazł się na penie. Lampka zaświeciła na niebiesko aż miło, a ja z utęsknieniem czekałem na benchmarki, które potwierdzą wszystko to, co ja widziałem 'na oko'...
| Benchmarki |
I to właśnie tego podrozdziału najbardziej się obawiam, gdyż jeszcze nigdy nie miałem okazji testować pendrive inaczej, jak mamrocząc 'szybciej, no szybciej' przy przesyłaniu sporego archiwum na dwie minuty przed wyjściem na autobus. Do testów postanowiłem użyć dwóch programów, dostępnego jako freeware ATTO Disk Benchmark i trial HD Tune Pro 4.60.
Jak łatwo zauważyć, wyniki są bardzo zadowalające. Może nie tak porywające jak podaje producent, ale na szybkość zarówno odczytu jak i zapisu narzekać nie można, pendrive w zupełności spełnia swoją rolę urządzenia mogącego w szybkim tempie zmagazynować dużą ilość plików.
| Ale czy warto w tej cenie? |
Od razu samo nasuwa się pytanie, czy potrzebujemy aż tak szybkiego i tak pojemnego pendrive? Jeśli nie, to rynek 4 GB – 8 GB jest naprawdę spory, gdzie ceny są o wiele niższe. Nie warto przepłacać za coś, co się nam nie przyda. Na półce 32GB Corsair konkurentów ma wielu, lecz obecnie najpopularniejszą w Polsce pamięcią przenośną jest Kingston DataTraveler 100 32GB (oczywiście mowa tu o kościach o tej samej pojemności). Wspomniany Kingston kosztuje w okolicach 200zł, co daje 100zł oszczędności w porównaniu z Corsairem. Jednak coś kosztem czegoś – gwarancja nie 10 lat a jedynie 5, do tego wartości odczytu i zapisu nawet pięciokrotnie niższe. Jeśli interesuje nas niezawodność, dobre wykonanie i parametry, to z pewnością nie powinniśmy oszczędzać i wybrać produkt Corsaira.
Plusy:
- Bardzo szybki i pojemny
- Zadowalająca jakość wykonania
- Wodoodporny
- W zestawie znajdziemy smycz i przedłużkę
- Przyjemny w dotyku, ciekawy design
- Gwarancja: 10 lat
Minusy:
- Cena: 300zł
- Duże wymiary - przede wszystkim grubość i szerokość
- Nieestetyczne pudełko
- Lakoniczne informacje na opakowaniu
- Brak informacji w języku polskim
PS: Wszystkich czytelników przepraszam za bardzo długi czas, jaki zajęła mi publikacja tej mini recenzji od otrzymania sprzętu. Naprawdę nikomu nie życzę zmiany operatora BSA na linii TP – jak się przekonałem, w tym kraju to istny horror, dostępu do Sieci nie miałem przez ładnych kilka tygodni... Reszty dopełnił mój wyjazd. Jednakże mam nadzieję, że pomimo tego falstartu moja pierwsza recenzja pomoże komuś w podjęciu decyzji przed zakupem nowej pamięci przenośnej. Wszystkich czytelników bardzo serdecznie pozdrawiam!
Komentarze
16Również w testach brakuje mi testów rzeczywistych - kopiowania plików itp.
Piszesz w minusach, że kosztuje 300 zł, ale patrząc na ceny innych 32 GB penów, to całkiem nie tak dużo to jest.
Jak przeczytam to ocenie ;)
- Chodziło Ci o ten karton z komputronika? ;) Tak na serio blister jak blister, nie wygląda jakoś szczególnie tandetnie. To sposób otwierania jest tandetny nóż|nożyczki|piła|siekiera|przecinak jest zwykle potrzebny.
Dyskietka 3,5" (HD) miała pojemność 1,44 MB PO sformatowaniu. Przed sformatowaniem były to 2 MB :)
(http://en.wikipedia.org/wiki/Floppy_disk#Disk_formats)
Ehhh te czasy... ;)
I zabieram się do czytania reszty :)
Czyli nie jestem sam... u mnie trwało to, uwaga... ponad 2 miesiące...