Alpenföhn Alpine Touch – powiew wiatru w dotyku.
Austriacka firma Alpenföhn, która powstała w 2009 roku i w Polsce nadal jest średnio rozpoznawalna, jakiś czas temu wypuściła na rynek dotykowy regulator obrotów – model Alpine Touch. Czy bez żadnych oporów można go kupić jako zamiennik dużo droższych regulatorów tego typu? Już za chwile się o tym przekonamy.
Rzut oka na dane techniczne:
Alpine Touch to kontroler obrotów wyposażony w dotykowy panel o przekątnej 4,6 cala, przystosowany do montażu w zatoce 5,25”. Za jego pomocą możemy sterować maksymalnie sześcioma wentylatorami z 3-pinowymi złączami oraz na bieżąco kontrolować temperaturę dzięki dołączanym czujnikom. Maksymalna moc wyjściowa na kanał to 15W, a za zasilanie odpowiada 4-pinowe złącze typu Molex.
No dobra, a co w pudełku?
W pudełku? Oprócz zakupionego kontrolera z niezbędnym okablowaniem – „bieda”. Żadnych ulotek, instrukcji czy dodatkowych przewodów. Przyzwyczajony do jakichkolwiek dodatków, większych czy mniejszych, w przypadku np. kart graficznych czy wentylatorów trochę się zmartwiłem – no ale to co miało być to jest więc co się czepiam? Według mnie mogliby dołączyć przejściówkę Sata>Molex, gdyż większość użytkowników z modularnymi zasilaczami nie używa już wiązek ze starszym złączem, a kontroler wymusza na nich dodatkową wiązkę z kablami. Ale to tylko moje czepianie – to co powinno być jest. I działa.
Po otwarciu pudełka możemy czuć się trochę zawiedzeni.
Bliższe spotkanie...
Po wyjęciu z folii antystatycznej ukazuje nam się urządzenie z obudową wykonaną z dwóch różnych materiałów. Front panel to szczotkowane, anodyzowane na czarno aluminium dość dobrej jakości – użytkownicy obudów zrobionych z tego samego materiału nie będą musieli się wstydzić nowo zakupionego sprzętu. Ramka ekranu to ścięta pod kątem część panelu i wypolerowana na tak zwane „lustro” – całość komponuje się świetnie. Obudowa utrzymująca wszystko w jedną całość to plastik wątpliwej jakości. Nie zrobił na mnie dobrego wrażenia – często miałem wrażenie, że kontroler rozsypie mi się w rękach. Ponoć ta powierzchnia pokryta jest warstwą gumy, tak jak wentylatory serii WingBoost, ale osobiście jej nie „widziałem” na moim egzemplarzu. No cóż, nie wszystko może być doskonałe.
Front prezentuje się nadzwyczaj dobrze!
Patrząc na stronę „hardware’ową” nie mam wątpliwości co do jakości urządzenia – wszystko zrobione jest w miarę solidnie i nie mam obaw co do sprawnego działania całości. Na jednej, małej płytce PCB znajdziemy całą elektronikę sterującą, głośnik systemowy (o którym parę niemiłych słów później) oraz odpowiednie wejścia na przewody: sześć złącz dla przewodów wentylatorów (złącze pozwala podpiąć wentylatory z 3-pinowymi a także 4-pinowymi wtykami) oraz dwa dla czujników temperatury i zasilania. Na każdy kanał przypada jeden czujnik temperatury. Wiązki kabli są dobrze opisane, każdy przewód ma osobną etykietę i nie da się ich pomylić. Długość pojedynczego przewodu to ok. 50cm, jakość przewodów oraz złącz jest średnia, jednak najważniejsze że wszystko jest w jednolitym, czarnym kolorze i spełnia swoje zadanie. Płytka PCB oraz ekran zajmują bardzo małą powierzchnię całego urządzenia, reszta to puste, niezagospodarowane miejsce.
Tym razem pozują nam: złącze wentylatora oraz czujnik temperatury.
Dochodzimy do głównego atutu urządzenia czyli ekranu z dotykowym panelem. Sam wyświetlacz podświetlany jest na niebiesko, a za efekty dotykowe odpowiada panel oporowy. Jest on trochę toporny w działaniu, ale też w miarę precyzyjny i nie włączymy niczego przez przypadek. W każdy dotyk musimy włożyć trochę siły – użytkownicy przyzwyczajeni do smartfonowych paneli będą musieli się przestawić, lekkie muśnięcia ekranu tu nie działają ;)
Odpalamy!
No dobra, może jeszcze nie odpalamy. Przed włączeniem trochę suchych danych o wentylatorach kontrolowanych podczas pisania tekstu:
Kontroler włącza się automatycznie wraz z uruchomieniem komputera. Podświetlenie można po części wyłączyć. Po włączeniu ukazuje nam się sześć ikon odpowiadających za poszczególne kanały wentylatorów.
Armia wentylatorów w natarciu!
Po wejściu w którykolwiek z nich możemy już sterować danym wentylatorem. W górnych rogach ukazują nam się informacje o aktualnych obrotach wentylatora oraz o temperaturze z czujnika. Istnieje możliwość zmiany wyświetlanych obrotów na napięcie zasilające.. Temperaturę możemy odczytywać w stopniach Celsjusza oraz Fahrenheita. Wszelkich zmian dokonujemy za pomocą przyciśnięcia miejsca wyświetlania danej informacji. Jeśli pod dany kanał podpięty jest wentylator, ikona ze środka ekranu obraca się – sugeruje to pracę wentylatora.
Obracająca się ikona wentylatora podczas pracy to miły smaczek.
Pod ikoną wentylatora znajdują się cztery przyciski – dwa odpowiadające za zmianę obrotów, a pozostałe dwa za zmianę kanału (dzięki czemu nie musimy wracać do głównego menu by zmienić kanał). Kontrolę możemy przeprowadzać ręcznie lub automatycznie.
Manualna regulacja prędkości odbywa się w 10% odstępach. Testowane wentylatory startowały z napięciem 5V (700 obr/min dla Corsaira oraz 800 obr/min dla Noiseblockera) co odpowiadało czterdziestu procentom, zatem regulacja odbywała się w zakresie 40%-100% - niecały 1V na jeden skok (10%). Sposób regulacji trochę niefortunny, bardziej wolałbym regulację przez bezpośrednią zmianę napięcia, jednak idzie się przyzwyczaić.
Automatyczna regulacja zbiera informację z odpowiedniego czujnika temperatury i według niej ustawia obroty. Z tego, co zdążyłem zauważyć to podwyższenie temperatury o około 8*C podwyższa prędkość wentylatora o 20%. Jest to dość ciekawa opcja, wystarczy umieścić czujniki w odpowiednich miejscach i możemy zapomnieć o manualnej regulacji.
Czas propagacji (upływający od momentu dokonania zmiany na wyświetlaczu do faktycznej zmiany obrotów wentylatora) to około 2,5 sekundy.
Wentylatory możemy regulować manualnie...
Niestety urządzenie nie pozwala wyłączyć całkowicie któregokolwiek z wentylatorów, co dla niektórych może być dość poważną wadą. Do minusów zaliczam też „niecałkowite” wyłączenie podświetlenia ekranu – po wyłączeniu ramka ekranu nadal jest podświetlana oraz hałaśliwy głośniczek systemowy – każde dotknięcie ekranu powoduje jego wycie (tak, wycie – głośnik jest bardzo! uciążliwy i nie da się go wyłączyć podczas pracy kontrolera – jedyna opcja to wyciągnięcie zworki z płytki PCB).
Testy testami, ale czy warto?
Dla osób, które lubią prosty, a zarazem świetny design i nie przeszkadzają im wady urządzenia – tak. Urządzenie jest bezproblemowe i zapewnia podstawową regulację wentylatorami. No i cena - niecałe 160zł za kontroler z dotykowym panelem i automatyczną regulacją to kwota niewygórowana. Jednak przed zakupem chętni powinni rzucić okiem na konkurenta testowanego kontrolera – BitFenix Recon, który może nie posiada panelu z ładnego aluminium jednak ma istotną zaletę – możliwość kontroli spod systemu operacyjnego.
W pięciostopniowej skali ocen panelowi Alpine Touch za nieliczne, jednak według mnie dość poważne wady dałbym czwórkę z dużym minusem. W miarę niska cena rekompensuje braki urządzenia, jednak inżynierowie Alpenföhn powinni jeszcze trochę popracować nad udoskonaleniem produktu.
Panel Alpenfohn to nie tylko funkcjonalny regulator obrotów, ale też nieodzowny element moddingu optycznego.
Alpenföhn Alpine Touch | ||
Plusy: Cena: ok 150zł. |
Komentarze
5