Assassin’s Creed Arena – Tekturowi Asasyni w papierowym Konstantynopolu
Jeśli tęsknisz za Revelations, ale nie chcesz męczyć się z podstarzałym Ezio, Arena jest grą dla Ciebie. O ile tylko lubisz niezbyt skomplikowane planszówki.
Łatwa, przystępna, szybka do ogarnięcia; niezły system przemieszczania się po dachach i patroli straży; obecność kilku „trybów” rozgrywki i możliwość gry jako strażnicy; taktyczny wymiar rozgrywki…
Minusy…który dałoby się jednak jeszcze pogłębić; Brak jakichkolwiek figurek bądź innych, trwalszych od papieru elementów, uzasadniających wysoką cenę zestawu; tekturowe pionki nie powalają jakością; brak zróżnicowania umiejętności poszczególnych bohaterów – każdym gra się tak samo
Moda przenoszenia gier wideo na płaszczyznę karcianek i planszówek trwa w najlepsze. Jakiś czas temu swoją premierę miał World of Tanks: Rush (i już wkrótce przedstawimy co ma on nam do zaoferowania), na dniach zapowiedziany został także planszowy X-Com. Jak widać, wyobraźnia twórców nie zna granic i żaden z wirtualnych światów ostatecznie nie wybroni się przed taką przeprowadzką – nie ważne jak nieprawdopodobna i niemożliwa do wykonania może się ona wstępnie wydawać. Słysząc po raz pierwszy o Assassin’s Creed Arena dokładnie takie myśli zaprzątały moją głowę, bo po prostu nie mogłem uwierzyć, jak dynamiczny tytuł o skakaniu po dachach przetransferować można w uniwersum pionków, kości, kart i figurek. Jak się jednak okazuje – można, ale Arena to przykład jedynie połowicznego sukcesu tak przeprowadzonej operacji, w przeciwieństwie do np. świetnie zrealizowanej planszówki Gears of War, opracowanej przez Coreya Konieczkę.
Prawo ulicy
Wyposażona w logo Assassin’s Creed planszówka Cryptozoic Entertainment (na ich koncie także planszowe The Walking Dead) łącznie składa się z 60 kart wydarzeń, 90 kart akcji, 4 kart postaci i odpowiadających im pionków, 51 żetonów z celami / skarbami, 9 pionków strażników oraz 12 żetonów z punktami zwycięstwa. Zastosowanie tych wszystkich elementów objaśnić stara się nam dołączona do zestawu instrukcja i trzeba przyznać, że wychodzi jej to całkiem nieźle. Podatny na zgniecenia kawałek papieru, choć treściwy, wykonuje przyzwoitą robotę w przybliżaniu nam zasad rozgrywki i tylko niektóre z zagwozdek musiałem tu rozwiązać już w praniu, posiłkując się jak zawsze niezawodnym Internetem.
Same elementy reprezentują już niestety mocno nierówny poziom. O ile nie bardzo da się tu przyczepić do planszy przedstawiającej uproszczony Konstantynopol czy też żetonów z celami, pomalowana „na odwal się” kostka do gry, do bólu plastikowe podstawki pod pionki oraz jakość wydruku niektórych obrazków woła o pomstę do nieba i wywołuje szkaradne grymasy u Odyna. Szkoda, że nawet sylwetki graczy-Templariuszy nie doczekały się tu wizualizacji w postaci figurek, przez co wysoka cena zestawu uzasadniona jest już wyłącznie przez licencję nośnego tytułu Ubisoftu.
Niewątpliwym plusem całego zestawu jest za to jego przystępność i czas potrzebny do oswojenia się z rządzącymi rozgrywką prawami. Jednak ten brak nadmiernego skomplikowania zasad na dłuższą metę potrafi doprowadzić niektórych do znudzenia, bo chociaż w Arenie można i nawet trzeba kombinować, taktycznych możliwości jest tu w finale mniej, niż tak naprawdę mogłoby być. Wybór postaci to na ten przykład czysta kosmetyka, bo gra opancerzonym gladiatorem niczym nie różni się od śmigania nad ulicami zwinną panią szpieg. I zdaję sobie sprawę, że tryb multiplayer Revelations, na którym to Arena nieco się wzoruje, również nie różnicował do tego stopnia dostępnych awatarów. Na tym chyba polega jednak cały sens przenoszenia gry wideo w świat reguł planszówki, by te różnice i taktyczny wymiar naszych wyborów znaleźć i uwydatnić.
Hajs się musi zgadzać
Moje narzekania nie oznaczają jednak, że Assassin’s Creed Arena to zwykły Chińczyk. Podobieństwa oczywiście jakieś tam są, jednak tutaj, podróż czterech graczy z rogów planszy do jej wnętrza modyfikuje całkiem spora ilość świeżych zasad i zmiennych. Po pierwsze, podczas przemieszczania się po okolicy ważnym elementem jest tu unikanie wzroku poruszających się w dole strażników. Między dachami przeskakiwać możemy nawet w ośmiu kierunkach, najlepiej tak, by nasza trasa nie przecinała linii złowrogich spojrzeń lokalnych służb bezpieczeństwa. Po drugie, centrum mapy nie jest w Arenie głównym celem, a jedynie możliwością. Znajdujący się tam, zakontraktowany oponent i chroniący go strażnik to po prostu najbardziej opłacalni do ubicia przeciwnicy w grze. Bo to właśnie ilość zebranych skarbów definiuje zwycięzcę tej zabawy, choć podniesiony pieniądz trzeba jeszcze donieść do naszego punktu startowego. Jeśli zginie się nam po drodze (czytaj: stracimy wszystkie karty akcji trzymane w ręce), waluta wypada nam z kieszeni i pozostanie w miejscu naszego zejścia, aż do momentu jej ponownego podniesienia – przez nas, bądź innego gracza.
Dotarcie z wypłatą do budynku, w którym zaczynamy zabawę, pozwala na swoiste zaklepanie jej na stałe w naszej sakwie. Element ten, razem z pobieranymi na początku każdej tury kartami wydarzenia, określa cały rytm gry w Assassin’s Creed: Arena – karty powodują bowiem nie tylko przemieszczanie się strażników po wytyczonych trasach, ale i również pojawianie się nowych, opłacalnych celów czy dodatkowej gwardii na mapie. Razem z koniecznością doniesienia brzęczącej złotem sakiewki do „domu”, Arena staje się intrygującą zabawą w kotka i myszkę, w której to gryzoń dość szybko potrafi stawać się drapieżcą, i odwrotnie. Umiejętne manewrowanie po budynkach, unikanie zbędnych zagrożeń i skuteczny atak na gracza pałętającego się po okolicy z wypchanym portfelem to niewątpliwie lokalny klucz do sukcesu. I by nie atakować Was więcej abstrakcyjnymi hasłami opisującymi tę zabawę, wszystkich zainteresowanych odsyłam do naszego filmu, w którym to prezentujemy cząstkę możliwości i przykładowy przebieg tury opisywanej planszówki.
Pierwsze śliwki, robaczywki
W ostatecznym rozrachunku, Arena to bardzo nierówny pod względem swojego wykonania twór – i to na wielu płaszczyznach. Rosłe i mocne pudło zbiorcze wstępnie nastawia nas tu bardzo pozytywnie, by po dobraniu się do środka niemile zaskoczyć ilością kiepskich kartoników w kształcie kółek i prostokątów, udających strażników i Templariuszy. Nie inaczej jest w przypadku zasad rozgrywki, gdzie witająca nas przystępność po kilku rozegranych partiach zamienia się już w powtarzalność i schemat nie mający przed nami żadnych większych tajemnic. Mimo wszystko, twórcom udało się jednak odnaleźć potencjał ukryty w planszowej odmianie Assassin’s Creed, za sprawą miniaturowej wersji parkuru czy możliwości ukrycia się w budynkach. Dlatego też trzymam kciuki, by przy następnym podejściu do tematu, poza odkryciem, potencjał ten został jeszcze w pełni odblokowany.
Moja ocena: | |
Wykonanie: | słaby plus |
Złożoność gry: | słaby plus |
Poziom trudności: | zadowalający |
Grywalność: | dobry |
Stosunek jakości do ceny: | słaby plus |
Ocena końcowa (jakość, złożoność, grywalność): | |
Orientacyjna cena w dniu publikacji testu: ok. 170 zł | |
Komentarze
5