Odświeżone przygody kobiecego Asasyna z pewnością nie są hitem na miarę Black Flag. Aby nie skazywać tego tytułu na wieczną banicję wystarczy jednak dobra cena.
pierwszy kobiecy bohater w serii Assassin's Creed, znacznie ulepszona oprawa graficzna względem "przenośnego" pierwowzoru; poprawione elementy rozgrywki; efektowna możliwość eliminacji grupy oznaczonych wrogów
Minusyirytujące błędy techniczne; słaba fabuła; nudne i powtarzalne misje; przerysowana gra aktorska większości postaci
Na długo przed przystąpieniem do tej recenzji zastanawiałem się, czy Assassin’s Creed: Liberation HD ocenić w kontekście zmian i poprawek, jakie ten multiplatformowy port wnosić miał względem przenośnego oryginału z PlayStation Vita, czy też do przygód młodej Aveline przysiąść niczym do zupełnie nowej, „dużej” produkcji z assasyńskim logo w tytule. Po kilku godzinach rozgrywki stało się jednak dla mnie jasne, że wcześniejsze rozważania były całkowitą stratę czasu. Nie ważne bowiem, czy Liberation traktujemy niczym świeżą przygodę w uniwersum Assassin’s Creed, czy też decydujemy się na oszacowanie jego wartości względem pozytywnych zmian w stosunku do wersji „właściwej”, nowa odsłona kobiecej Asasynki jest tak samo nudna i najeżona błędami jak ta z 2012 roku. Wspomnianych zmian jest tu tyle co Templariusz napłakał, a wśród listy obecnych i tak brak najistotniejszych z poprawek.
Ubisoft nakruszył
Przykra, szara i jakże smutna rzeczywistość jest taka, iż Liberation HD to dokładnie ta sama produkcja, podczas której to dane mi było na przemian ziewać i zgrzytać zębami nad niewielkim ekranem PS Vity. Ponownie wcielamy się tu w owoc miłości francuskiego szlachcica i czarnoskórej niewolniczki, bierzemy udział w najnudniejszym wątku fabularnym jaki widziała seria, śmiejemy się z przyjmujących komiczne pozy martwych strażników i plujemy jadem na gubiącą się podczas wspinaczki bohaterkę. Plus jest taki, że wszystko to odbywa się w ulepszonej oprawie graficznej, z teksturami w wyżej rozdzielczości, większą liczbą klatek animacji na sekundę, poprawioną mimiką twarzy postaci czy ładniejszą grą świateł. Wciąż jednak jest nudno, irytująco i strasznie „sucho” – pomimo wszechobecnych bagien i wilgotnego klimatu Luizjany.
Nim jednak na dobre rozpocznę mój maraton narzekań i kręcenia nosem, garstka pozytywów. Po pierwsze, brawa dla Bułgarów z Ubisoft Sofia za modyfikacje dokonane przy wizualnej stronie gry. Co prawda nie jest to poziom Black Flag czy też nawet trzeciej odsłony serii, ale śmiało przyznać mogę, iż Liberation HD w kwestii grafiki mistrzowsko kamufluje swoje „przenośne” korzenie i zgrabnie wtapia się w tłum produkcji na stacjonarny sprzęt do grania. Nowy Orlean wreszcie potrafi oczarować, a otaczające go bagna nie odstraszają już monotonną paletą barw obejmującą głównie odcienie szarości i zgniłej zieleni. Facjaty pojawiających się na ekranie postaci również nabrały życia i chęci do większej ekspresji, jednak w tym przypadku skok nie jest już aż tak powalający – posmak Vity wciąż jest wyczuwalny.
Za jeden z większych plusów tytułu uznać należy również jego bohaterkę – pierwszego kobiecego protagonistę asasyńskiej serii. Dobroduszną Aveline ciężko jest nie polubić. Szkoda tylko, że otaczająca ją narracja, jak i wplecione w nią postacie drugoplanowe za żadne skarby nie pozwalają rozwinąć skrzydeł naszej asasynce i tłamszą w zarodku wszystko, co w niej najciekawsze. Niczym za karę oglądamy więc, jak kryjąca spory potencjał postać bierze udział w drętwych dialogach (doprawionych absolutnie tragiczną grą aktorską większości postaci), oraz ładuje się w szereg monotonnych misji, opierających się głównie na emocjonujących inaczej podróżach z punktu A do punktu B, kradzieżach i banalnych zabójstwach. Większość kluczowych wątków nigdy nie nabiera odpowiedniego tempa, a całość, pomimo szczerych starań i chęci, kończy z etykietą najgorzej rozpisanej, a w dodatku niesamowicie poćwiartowanej narracji w historii „zakapturzonej” serii Ubisoftu. Sytuację ratuje nieco krótki epizod w ośnieżonych okolicach Nowego Jorku, lecz obecność stoickiego Connora to nie do końca najlepsze antidotum na nudę i monotonię pozostałych sekcji gry. Za to wielki plus należy się twórcom za motyw ukazania całości jako rozrywkowego produktu Abstergo, skrywającego dodatkowo jeden bardzo ciekawy, fabularny twist, którego wolałbym jednak tutaj nie zdradzać.
Dajcie popić…
Co gorsza, obok pozbawionej pazura opowieści ułomnie kuśtyka jeszcze mocno niedoszlifowana rozgrywka. W tej kwestii Liberation próbuje zabłysnąć za sprawą swojego systemu „person” – trzech różnych wcieleń lubującej się w przebierankach Aveline. Poza standardowym wdziankiem członków Bractwa mamy tu zatem elegancką suknię damy oraz strój niewolnicy. Każdy z wymienionych kostiumów to różne sposoby radzenia sobie z przeciwnościami i konkretne ograniczenia nałożone na postać. I tak odziana w skórę asasynka targa ze sobą pełen zestaw narzędzi mordu, ale łatwo wpada strażnikom w oczy. Niewolnica wspina się po okolicy z równą łatwością co i skrytobójczyni oraz kryje się w grupkach innych zniewolonych, lecz nie „ugryzie” już wroga na tyle różnych sposobów. Z założenia najatrakcyjniejsza (w podwójnym znaczeniu tego słowa) ma być tutaj dama, jednak w istocie rozgrywka w tym konkretnym wcieleniu była dla mnie okrutną męczarnią. Piękna kreacja służy tu przede wszystkim do bajerowania strażników oraz uwodzenia naszych głównych celów. Brakuje w niej jednak możliwości sprintu oraz wspinaczki, przez co czułem się niczym splątany grubym sznurem. Urodziwa panna przyciąga dodatkowo niepożądaną uwagę włóczących się po okolicy drabów, których do porządku doprowadzić musimy zupełnie sami. Cóż więc ze strażnikami? Ci z drugiej strony, po wykonaniu zalotnego uśmiechu, przepuszczą nas na teren strzeżony, jednak jego opuszczenie wiązać będzie się już z wykroczeniem, bez wyjątków karanym tutaj śmiercią. Oczywiście gra zmusza nas przy tym do częstego żonglowania fatałaszkami (zdarzy się, że nawet i w trakcie jednej misji), od czasu do czasu dając nawet namiastkę swobody w określeniu swojego podejścia do konkretnego zadania. Dzieje się tak jednak zdecydowanie zbyt rzadko, a same spacery do „przebieralni” to już sztuczne wydłużanie zajmującej ok. 12 godzin rozgrywki.
Absurd całej zabawy w przebieranki polega tu na tym, iż ta zamiast rozszerzać możliwości gracza w temacie podejścia do konkretnego wyzwania, tak naprawdę ogranicza go i ciska kłodami pod jego bezbronne nogi. Wiele z misji przejdziemy tu bowiem tylko i wyłącznie tak, jak zażyczyli tego sobie twórcy, a zaimplementowany, trzywarstwowy system poszukiwań (osobny na każdą „postać”) tylko utrudnia poruszanie się po mieście pomiędzy misjami. Sposoby na obniżenie poziomu zainteresowania straży oczywiście też są aż trzy (ponownie, po jednym na wcielenie) co sztucznie i zupełnie niepotrzebnie komplikuje rozgrywkę.
Okiem starego zgREDa |
Pucharu nie będzie
Chciałbym, by lista doskwierających mi w Liberation HD rzeczy kończyła się dokładnie w tym miejscu. Nie mogę jednak pominąć wspomnianych na początku problemów z odnajdywaniem drogi podczas miejskiego parkoura, powolnej i skupiającej się niemal całkowicie na kontrach walce (chłopaki normalne uderzenia blokują tu aż miło), czy też ścieżki dźwiękowej, której powtarzalność utworów wręcz nie przystoi zawsze słynącego ze świetnego OST’u Assassinowi. Nie da się ukryć, iż moja niechęć do Liberation wynika w dużej mierze z faktu, iż na opisanej produkcji zawiodłem się już drugi raz. Co prawda moje oczekiwania względem tego multiplatformowego portu nie były zbyt wygórowane, jednak spodziewałem się chociaż doszlifowania tych technicznych bolączek, które tak bardzo kaszaniły rozgrywkę na PS Vita. Przebudowa, ułatwianie czy też kompletne pozbycie się niektórych misji to jednak nie ten rodzaj zmian, których delikatnie wypatrywałem. Jeśli jednak przygoda rodem z południa wolnej Ameryki nie jest ci jeszcze znana bądź jakimś cudem czujesz niedosyt po Black Flag i dodatkowym Freedom Cry, za obecną cenę Liberation HD i tak warte jest wypróbowania. Przynajmniej można jakoś zabić czas w oczekiwaniu na kolejną część serii.
Moja ocena: | |
Grafika: | zadowalający plus |
Dźwięk: | słaby plus |
Grywalność: | zadowalający |
Ogólna ocena: | |
Orientacyjna cena w dniu publikacji testu: 57,90 zł | |
Komentarze
14Zobaczymy jak szybko stanieje do 9,99
Szajs, szajs, szajs.