• benchmark.pl
  • Gry
  • Pograłem w Call of Duty: Black Ops 6 i… Coś złego stało się z grami FPS [OPINIA]
Pograłem w Call of Duty: Black Ops 6 i… Coś złego stało się z grami FPS [OPINIA]
Gry

Pograłem w Call of Duty: Black Ops 6 i… Coś złego stało się z grami FPS [OPINIA]

przeczytasz w 7 min.

Call of Duty: Black Ops 6 to niezła strzelanka. Dynamiczna, ładna, w której dużo się dzieje i która pokazuje, że gry FPS są dzisiaj jakimś dziwnym tworem. Czymś między serialem a grą, a jednocześnie czymś, co w żadnej mierze nie zostaje z człowiekiem po zakończeniu zabawy.

Call of Duty 4: Modern Warfare to jedna z tych gier, która została ze mną na dłużej. Tytuł, który wspominam do dziś i, w moim osobistym rankingu, najlepsze Call of Duty w historii. Wzór niedościgniony, ot co! Medal of Honor z 2010 roku - ajajajaj, co to był za tytuł cudny! Jak ja się wczuwałem tam w żołnierzy, którymi grałem! Z innej beczki, z innej parafi - klasyczny Return to Castle Wolfenstein! Dalej Blood, Quake 2, Soldier of Fortune II, Red Faction, Half-Life 2, Painkiller, niedoceniony Quake 4… Mógłbym wymienić kilkadziesiąt FPS-ów, które zrobiły na mnie wrażenie w ciągu ostatnich 20 lat i kilkanaście, których nie zapomnę nigdy. Które zostaną ze mną na zawsze. W żadnej z tych list nie zagościłoby Call of Duty: Black Ops 6

Po co ta nostalgia i po co ten przydługi wstęp? Po pierwsze po to, by wszyscy wiedzieli, że Call of Duty: Black Ops 6 to gra, która jest jak oceniany na 6 w 10-stopniowej skali serial Netfliksa. Do pogrania i zapomnienia. Żebyśmy mieli jasność, odpalając ten tytuł, nie oczekiwałem czegoś niezwykłego, nie liczyłem na jakieś podniosłe momenty, na przełomowe rozwiązania, na growy odpowiednik Zbrodni i kary. Nie oczekiwałem też jednak zmaterializowanego w postaci kolejnej odsłony superpopularnej serii gier epitafium militarnych FPS-ów. Liczyłem zaś na to, że będę się więcej niż dobrze bawił z tytułem ponadprzeciętnym, bo fakt, że Call of Duty: Black Ops 6 wleciało na Game Pass, zagrzewał branżę od dawna, niepokoił Sony i w ogóle miał sprawić, że Microsoft wygra konsolową wojnę i że po tym to już “nie będzie niczego”, cytując klasyka.

Call of Duty: Black Ops 6

Dziwny to twór, ten nowy CoD

Nie będę wam opisywał, co tam się w tym Call of Duty: Black Ops 6 dzieje, czy tam, o co w grze chodzi. Nie rozpiszę się też o grafice i mechanikach, bo nie planuję tu wątku recenzenckiego. Podkreślę, co mi w tej grze nie siedzi, a później refleksyjnie odniosę się do starości gracza. Wszystko to po to, by się z materią rozprawić, ale nie pozwolić jej na granie pierwszych skrzypiec, bo koniec końców najnowszy (chyba, bo trudno nadążyć za tymi premierami) Call of Duty to tylko pretekst do głębszego namysłu. 

Gry z serii Call of Duty zawsze były bardzo dynamiczne, zawsze hollywoodzkie, spektakularne w formie i wywołujące emocje w treści, i Black Ops 6 z grubsza te cechy serii zachowało. Z perspektywy kogoś, kto w ostatnią odsłonę CoD-a grał na PS4 w +/- 2018 roku, coś się tu jednak pozmieniało i to niekoniecznie na plus. Oto lista rzeczy, fenomentów, których doświadczyłem, a które zmiotły mnie z planszy i sprawiły, że tak refleksyjnie podchodzę do tego, co Black Ops 6 powiedziało mi o współczesnych grach FPS. 

  • W grze mamy bazę. Możemy sobie po niej chodzić, rozbudować ją, by rozbudowywać postać, a nawet pogadać z członkami drużyny, by nawiązać z nimi relacje. 
  • W grze mamy członków drużyny, z którymi budujemy relacje. Tak niewyrazistych i sztampowych, że głowa mała.
  • W grze rozwijamy umiejętności, co mi kompletnie rozwaliło immersję, bo chciałem sobie postrzelać, a nie grać w grę RPG. To jednak moja wina, bom zapomniał, że wszystko ma dziś elementy RPG.

Gra jest niekonsekwentna: prostacko łatwa i głupawo trudna. Łatwa, bo - SPOILER - podczas rozmowy ze strażnikiem w pewnej misji, mamy czas, by obejrzeć sobie kanciapę, w której siedzi, a później przekonać go, na podstawie zdobytej wiedzy, że jesteśmy jego dobrym kumplem. To misja polegająca na infiltracji pewnego obiektu, bazy czy czegoś, która poprowadzona jest w taki sposób, że wszystkie Hitmany czy Splinter Celle wydają się teraz grami ekstremalnie wymagającymi.

Wymieniłem tych kilka cech Black Ops 6, by naszkicować, co może mi w tej grze nie odpowiadać. Teraz wrzucę to wprost: ta gra jest jakimś niezrozumiałym dla mnie hybrydowym tworem. Łączy dynamiczny gameplay z sekcjami gadanymi, w których łazimy sobie po bazie bez ładu i składu. Gadamy z postaciami, które nie zapadają w pamięci. Rozwijamy własną postać i… 

Przyznaję, że nie tego się spodziewałem. Po Call of Duty: Black Ops 6 spodziewałem się konkretnej historii, szybkich, ale nie wariacko opowiedzianych misji, pokazania stawki w tychże misjach, doświadczenia okrucieństwa wojny, wątków splatających poprzednią misję z kolejną misją, które sprawiają, że nie chce się odchodzić od konsoli. Dostałem za to coś, co jest jakimś miksem wszystkiego, co dominuje w branży growej od pewnego czasu, a o czym mówią mi grający czynnie koledzy, bo ja jako gracz niedzielny, nie miałbym o tym pojęcia. Po prostu uznałbym, że coś tu twórcy chcieli wrzucić za dużo do jednego wora. Dzięki kolegom wiem jednak, że teraz gry muszą mieć wątek rozwoju postaci, muszą mieć budowanie bazy, czy np. możliwość kupienia sobie kolorowego karabinu. 

Call of Duty: Black Ops 6

Fabuła? Jakaś jest

Odrzucały mnie pewne mechaniki w grze, nie przekonywały zastoje między misjami poświęcane na źle zaimplementowane budowanie relacji z członkami drużyny, ale najbardziej zmęczyła mnie chyba fabuła tego tytułu. No bo w Call of Duty: Black Ops 6 chodzi o coś, co mogłoby działać, gdyby zostało opowiedziane z jajem, grotestowo tak, prześmiewczo momentami. Historia jest niestety poważna, nadmuchana jak balon i z magii lat 80. ma w sobie styl, ale nie ma klimatu. 

Szkoda, bo wszystko na papierze tu się zgadza:

  • tajna organizacja, 
  • spiski, 
  • Irak, 
  • Związek Radziecki, 
  • zombiaki, 
  • niemiecki spec od komputerów, 
  • broń biologiczna, 
  • drony, 
  • gildie zabójców, 
  • ten jeden typ, który jest w sumie zły, ale i dobry też… 

No film akcji klasy B ze złotych lat 90. Dużo testosteronu, dużo akcji, dużo fabularnych twistów. Przy tym zero emocji, znikome wrażenie walki o jakąś stawkę i wspomnień po skończeniu gry tyle, co po wizycie u stomatologa. 

W Call of Duty: Black Ops 6 wszystko dzieje się niby klasycznie, bo jest budowanie drużyny, jest olbrzymia stawka, są prywatne motywacje, a nawet baza, w której można pogadać z członkami drużyny, by zbudować jakieś więzi. I fajnie, tylko że nic tu tak w gruncie rzeczy nie działa. Nic do człowieka nie mówi i nic z człowiekiem nie zostaje na dłużej.

Call of Duty: Black Ops 6

Sezon? Co to jest sezon?!

Jeszcze jedna rzecz, zanim przejdę do sekcji refleksyjno-podsumowującej. Odpalenie Call of Duty: Black Ops 6 na Xbox Series S trwało ze 3 dni. Zanim gra się włączyła, musiałem się zalogować, obejrzeć jakieś pierdoły, a potem z głównego menu wybrać grę i dopiero potem ją odpalić. Podobno to jakieś sezony są, tak mi kolega powiedział. No, tak, sezony, wiadomo, że sezony… Nie wiem, o co chodzi i nawet tego nie zgłębiam. Nawet nie próbuję. Nie próbuję też zrozumieć, co się podziało z tymi grami, że trzeba przeklikać się przez warstwy marketingowych newsów, zapowiedzi i innych bzdetów, by odpalić sobie gierkę na godzinkę po robocie. Quo vadis świecie gier?

Strzelało się fajnie

Mimo tego, że marudzę strasznie na to całe Call of Duty: Black Ops 6, to przyznam, że w jednym gra dawała radę. Była po prostu przyjemna. Oferowała gameplay, który dowoził, który dawał radość. To chyba najważniejsze, co? By w strzelance fajnie się strzelało? Niby tak i niby przyjemnie biegało mi się po mapach i strzelało do ludzików, tak do pośledniejszych bojowników, jak i do specjalnych żołnierzy specjalnej i nader tajnej organizacji. Organizacji, która, ee, nie będę się powtarzał. 

Nawet jednak do tego strzelania, do całego gameplay’u będę miał drobne zarzuty. Po pierwsze, dziwi mnie nieco fakt, że z jednej strony muszę w typa wpakować cały magazynek, by klęknął, a z drugiej, wystarczy, że podbiegnę do niego, kliknę przycisk, którym daje się wrogowi w papę, a wróg umiera momentalnie. Nie każdy, nie zawsze, ale wiele razy zdarzało mi się położyć gościa na strzała. Może to powinno tak działać, a po prostu ja jestem starym dziadem i tego nie rozumiem? Myślę, że nie można tego wykluczyć. Pamiętajmy też, że biegnąc do tego typu, którego zdejmę na strzała, on cały czas do mnie strzela, ino bezskutecznie, nieefektywnie. To też jest ciekawe, bo kiedy się chowam, kryję i nie chcę, by mnie zastrzelono - przeciwnicy we mnie trafiają, a jak mam to w trąbie - nie trafiają. Wirus szturmowca ze Star Wars szerzy się, jak widać, wśród mięcha armatniego w Call of Duty. 

Po drugie, i będzie to ostatni zarzut do rozgrywki jako takiej, choć strzelało mi się przyjemnie, to jest to gra okrutnie szybka. Diabelsko wręcz. Niby spoko, niby rozumiem takie podejście, bo żyjemy w szybkim świecie i w ogóle, a jak odpali się jakiś filmik na YouTube, na którym to widać rozgrywkę sieciową w jakąś militarną strzelankę (w jakąś, bo każda wygląda dla mnie praktycznie tak samo), to człowiek dostaje oczopląsu: tak szybko tam się wszystko dzieje… Wracając! Niby wszystko spoko, niby fajnie, ale jednak za szybko dla mnie. Gra przypominała mi bardziej jazdę bez trzymanki w Unreal Tournament sprzed dwóch dekad niż walkę o stawkę w realnym świecie, który symulować zdaje się Call of Duty: Black Ops 6. 

Call of Duty: Black Ops 6

Co się podziało z grami FPS?

Po ograniu Call of Duty: Black Ops 6 mam wrażenie, że gry FPS w swojej militarnej odsłonie zbłądziły mocno, zabrnęły w miejsce, z którego nie ma już odwrotu, stając się growym odpowiednikiem sałatki jarzynowej. Literalnie twórcy wrzucają do gry wszystko, co można, podkręcają tempo rozgrywki i zakładają, że to się jakoś sprzeda. Nie ma tu konsekwencji, nie ma budowania mikrokosmosu, nie ma angażującej historii. Jest za to płytkie doświadczenie, za które trzeba zapłacić potężne pieniądze. 

“Za moich czasów” wyglądało to inaczej, a gry FPS dzielił się na dwa główne obozy. Te, które symulują realizm, stawkę, odpowiadają historię, motywują do działania i te, których kluczem do sukcesu jest doskonale zaprojektowana rozwałka, okraszona głupią, ale tak komiksowo przerysowaną, że aż przyjemną historią. Do tej pierwszej grupy należały choćby stare CoD-y, do tej drugiej zaś Painkillery, Bulletstormy, DOOM-y wszelkiej maści. I to było dobre. Człowiek wiedział czego się spodziewać. Dziś zaś mam wrażenie, że wszystko jest tak różnorodne i wielogatunkowe, że jakieś takie sprane i nieciekawe. 

Call of Duty: Black Ops 6

Nie dla starego dziada

Nie będę silił się na recenzowanie Call of Duty: Black Ops 6, bo nie na tym polega moja praca. Brak mi ogrania, brak kompetencji. Gdyby mi ktoś kazał jakąś notę wystawić, to dałbym 3 na 5 w naszej benchmarkowej skali, co pewnie znawcy tematu, gracze czynni i kumający dzisiejsze trendy uznaliby za jakąś potwarz, za ocenę od czapy. Podsumuję te swoje rozważania inaczej, odnosząc się do tematu popkulturowo i siląć się na pewne analogie. 

Jakiś czas temu serial dokumentalny na Netfliksie, traktujący o polskim rapie, o jego początkach, ewolucji i tym, czym stała się ta muzyka dziś, uświadomił mi, że nowy rap, ten newschoolowy rap kompletnie nie jest dla mnie. Nie jestem odbiorcą tych treści, to po pierwsze. Nie rozumiem muzycznych eksperymentów z formą, to po drugie. Wszystko brzmi dla mnie tak samo, to po trzecie. Nie jestem w stanie pojąć, czym poszczególni artyści się wyróżniają i co sprawia, że na ich koncerty chodzą tłumy. Nie potrafię też pogodzić się z twórczą manierą młodych raperów, którzy warsztatowo i lirycznie odstają od artystów siedzących w tej muzyce od kilku już dekad, których treści trafiają do takich dziadów, jak ja. No, pewnym wyjątkiem byłby dla mnie Mata, bo mimo iż treści ze mną nie grają, to całościowo jakoś najmniejszą widzę w tym gościu przepaść między tym, co dziś, a tym co dawniej. 

Po co ta przydługa rozkmina? By pokazać, że nowy rap jest tak bardzo nie dla mnie, jak i nowe Call of Duty. Wszystko tu jest za szybkie, ale nie pod względem intensywności doznań, co tego, jak dany produkt popkultury jest opakowany. Tak po słuchaniu muzyki, która nie jest dla mnie, jak i po przegraniu kilku godzin w Call of Duty: Black Ops 6 łapałem się na tym, że jedno i drugie nie zostaje ze mną na dłużej. Jedno i drugie działa tak, że jak jest, to jest, a jak utwór się kończy albo jak wyłączam grę, to nic mi w głowie z tych “doświadczeń” nie zostaje. 

Obstawiam, że powyższy fakt wynika z metryki i jakiegoś, mocno odmiennego współczynnika humanistycznego, który starych dziadów odseparowuje od młodych ludzi. Nie ma w tym nic złego, normalna kolej rzeczy. Smutne jest tylko to, że (o czym już kiedyś pisałem) popkultura pozwala nam bardzo wyraźnie odczuć, że nie jesteśmy już, my stare dziady, w głównym obiegu. Nie jesteśmy odbiorcami docelowymi. Tak, Call of Duty: Black Ops 6 uświadomiło mi, że dołączyłem do grona ludzi za młodych, by nazywać ich (nas) osobami w średnim wieku i za starych, by uchodzić za ludzi młodych. Ot przyjdzie dokładniej wybierać sobie gry do ogrania, seriale do obejrzenia i utwory do przesłuchania, bo mainstream odjechał już z peronu bezpowrotnie.

Komentarze

6
Zaloguj się, aby skomentować
avatar
Komentowanie dostępne jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników serwisu.
  • avatar
    q3aki
    3
    a ja jestem typwym starym graczem, ktory ogrywa glownie FPS'y i glownie sieciowo - COD'y ogralem chyba wszystkie do granic mozliwosci (poza WZ). I jezeli o BO6 mozna cos zlego powiedziec, to jest tego CALA LISTA. Zaczynajac od serwerow, na tym ze udowodniono wrecz Activision dobieranie tak meczy, ze jestes z gory skazany na porazke bo masz przegrac i juz (ich zdaniem nie moze byc tak ze jestes dobry caly czas). Komiczne wrecz wciskane na sile kosmetyki rzedu 80-100zl ktore poza tym ze sa kolorowe do gry nic nie wnosza (ot taki Fortnite sie zrobil) no i gwozdz do trumny - MAPY i jeszcze raz MAPY. Sa zwyczajnie slabe, jakby projektowaly je dzieci (choc zakladam, ze i dzieci zrobiliby lepsza robote) - male mapy do młucki sa zle zaprojektowane, respawny tak bezsensowne i dzialaja blednie. Kazdy kto w coda gral wie, jak wiele mozna wrzucic swietnych remasterow starych map - to nie, wrzucili HACIENDE, w ktora praktycznie nikt na serwerach nie chce grac.

    edit. No i zapomnialem wspomniec o optymalizacji, gra na tak starym i badziewnym silniku, ma wymagania naprawde wysokie.
    • avatar
      HD4870
      0
      Ostatnie FPS w jakie grałem to BF2 w 2005 roku na Pentium IV.
      • avatar
        mmalter
        -4
        Ja gram w cody od lat, nie oszukujmy sie te gry robia kase na multi. Skupianie sie i ocenianie tych gier przez kampanie jest naprawde boomerskie, kampania jest dodatkiem majacym na celu nakreslic fabule do ktorej nawiazuja eventy z multi. Cena jest taka sama jak za kazda nowa gre, te gry sie sprzedaja i to dobrze wiec jednak toworcy wiedza co robia.
        Osobiscie lubie grac w nowe gry a nie gadac ze kiedys to bylo, kiedys to bylo bo nie bylo takiego wyboru i gralo sie w to co bylo.
        • avatar
          Duparomana
          0
          Dobra nostalgiczna recenzja. Pozdrawiam starych dziadów i nie tylko!
          • avatar
            powerman1969
            0
            Tylko BF4 i długo nic mam przegrane .......4697 godzin xd

            Witaj!

            Niedługo wyłaczymy stare logowanie.
            Logowanie będzie możliwe tylko przez 1Login.

            Połącz konto już teraz.

            Zaloguj przez 1Login