Po 33 latach echa Czarnobylskiej katastrofy wciąż wybrzmiewają w popkulturze. Swój kawałek tortu postanowiło odkroić rodzime The Farm 51, tworząc kolejną grę osadzoną w zonie. Chernobylite jest jednak dużo bardziej mroczne i niebezpieczne. No i klimat wprost wylewa się ekranu.
- Udane połączenie STALKERa z This War of Mine - Świetnie odwzorowany Czarnobyl,; - Wciągająca, nielinowa fabuła,; - Umiejętnie budowany klimat grozy,; - Intrygujące elementy science-fiction,; - Liczne wybory moralne, które wpływają na fabułę i otaczający nas świat,; - Dowolność w budowaniu bazy i zarządzaniu bohaterami,; - Wyśmienity dubbing.
Minusy- Napięcie towarzyszące rozgrywce szybko spada,; - Walka nie należy do najprzyjemniejszych,; - Problemy z optymalizacją gry,; - Drobne błędy techniczne.
Nie było chyba lepszego momentu, żeby wydać grę z akcją umiejscowioną w okolicach Prypeci i czarnobylskiej elektrowni atomowej. Wszak HBO ponownie rozsławiło katastrofę z 1986 roku, za sprawą mini-serialu Czarnobyl, a fani gier z serii S.T.A.L.K.E.R wciąż nie mogą doczekać się na oficjalną część drugą.
By zaspokoić radioaktywny głód niektórzy na własną rękę wybierają się na wycieczki do "zony", a inni je mozolnie dokumentują, sprzedając w formie wirtualnej rozrywki. Tak właśnie zrobiło polskie studio The Farm 51, z dużą szczegółowością przedstawiając tereny elektrowni atomowej w nadchodzącej grze Chernobylite. Mają zresztą ku temu podstawy, bo w ich portfolio znajduje się już Chernobyl VR Project, w wersjach dedykowanych goglom wirtualnej rzeczywistości, w tym także PlayStation VR.
Groza wieje z ekranu, czyli pierwsze chwile z Chernobylite
Do niedawna nie byłem pewien czego spodziewać się po Chernobylite. Swojskiej kalki gry S.T.A.L.K.E.R z odświeżoną oprawą? Byłoby świetnie, to fakt. A może umiejscowionego w Prypeci, jednoosobowego Escape from Tarkov, z dużą dawką realizmu? Pewnie, chętnie bym w to zagrał.
Oglądając pełne grozy zwiastuny Chernobylite miałem jednak cichą nadzieję na coś w rodzaju produkcji od Bloober Team, czyli Layers of Fear bądź Observer, gdzie klimat i „straszaki” potrafiły budować napięcie na długie godziny.
Teraz, dzięki wczesnemu dostępowi na Steam, wiem już czym Chernobylite jest i czym nie jest. Nim jednak o tym opowiem muszę zaznaczyć, że skupiam się na historii i rozgrywce, bez wgłębiania się w aspekty typowo techniczne.
Chernobylite w obecnej formie, we wczesnym dostępie, to wciąż wersja „robocza”. Ma więc problemy ze stabilnością, płynnością i dostępnością niektórych zaplanowanych elementów. Mam jednak szczerą nadzieję, że wszystko to zostanie poprawione i w dniu premiery dostanę pełną, soczystą wersję tego, co obecnie jest raczej "grywalną zapowiedzią".
Już od pierwszych minut po włączeniu gry i obejrzeniu intro poczułem się bardzo nieswojo - i bardzo mi się to podobało. Zgaszone światła i słuchawki na uszach sprawiły, że melancholijna muzyka, ze wschodnioeuropejskim, kobiecym wokalem, przyprawiła mnie o ciarki na plecach.
Historia zaginięcia ukochanej głównego bohatera, podczas czarnobylskiej katastrofy, przywiodła na myśl opowieści rodem z Silent Hill, a mrok skażonej zony sprawił, że poczułem się jeszcze mniej pewnie, niż w "stalkerskiej" wersji Prypeci.
Chernobylite we wczesnym dostępie to wciąż wersja „robocza”. Ma więc problemy ze stabilnością, płynnością i dostępnością niektórych zaplanowanych elementów.
Ciężki i wypełniony strachem klimat utrzymuje się przez pierwszych kilkadziesiąt minut, podczas trwania prologu. Oto bowiem w otoczeniu dwóch uzbrojonych najemników, z licznikiem promieniowania w ręku, wyruszyłem po kryjomu do słynnego reaktora, gdzie po wybuchu zrodził się tytułowy minerał – Chernobylit. Ponoć to niewyczerpane źródło energii. Trudno się więc dziwić, że taki skarb zrodził ciekawość wielu osób. To jednak oznacza dodatkowe problemy, bo dojścia do skażonych budynków strzegą militarne oddziały.
Brzmi to jak lekkie science-fiction? To jeszcze nic - dodajmy do tego jeszcze fakt, że nasz protagonista potrzebuje wspomnianego surowca do zasilenia miniaturowego pistoletu tworzącego portale czasoprzestrzenne. Już w chwilę po uruchomieniu owego cudeńka, sprawy się komplikują, a naszym tropem podąży tajemniczy czarny stalker. Jest więc mrocznie, zagadkowo i całkiem intrygująco.
Przetrwaj, buduj i eksploruj – oto rzeczywistość w Chernobylite
Groza jednak szybko mija, gdy w obliczu zagrożenia dwójka pozostałych przy życiu bohaterów ucieka w wytworzony portal i pojawia się w środku lasu, dobry kawałek od elektrowni. Wtedy gra z mrocznej skradanki, połączonej z survival-horrorem, zmienia się w zbieranie surowców i budowanie bazy, przywodzące na myśl pierwszoosobową wersję This War of Mine, z elementami Fallouta 4.
Czy to dobrze? Według mnie nie. Duża dowolność w rozbudowie własnego lokum, tworzeniu mikstur, zup, amunicji i broni sprawiła, że straciłem gdzieś płynność rozgrywki i całe napięcie, na rzecz biegania po lesie i szukania grzybów, złomu oraz benzyny. W tej płaszczyźnie Chernobylite mogło raczej zaczerpnąć rozwiązania ze State of Decay, niż z nowych części Fallouta. W grze o zombie wszystko było bowiem prostsze i robione gdzieś w tle, a rozgrywka skupiała się na emocjonującej walce z przeciwnikami.
W Chernobylite z kolei mam wrażenie jakby mój naukowiec był fizycznie słabym jajogłowym, który nie do końca wie, jak posługiwać się bronią. Kiedy gra nastawiona jest raczej na skradanie i cichą likwidację wrogów, liczyłbym, że strzał z broni palnej (z mocno ograniczoną amunicją), posłany prosto w głowę, załatwi sprawę. Nic bardziej mylnego – pierwszy pocisk w komiczny wręcz sposób zrzuca hełm przeciwnika, by dopiero następny posyła go do radioaktywnego piachu.
Powtarzalność takich mechanik przywodzi raczej stare FPSy pokroju pierwszego Soldier of Fortune, gdzie reakcje na strzał były mocno schematyczne. A szkoda, bo liczyłem na większy realizm w zakresie zadawanych obrażeń.
Gdyby miała to być luźna strzelanka, w której pluje się dookoła „pestkami”, to chciałbym, żeby mój bohater lepiej posługiwał się bronią, szybciej biegał i potrafił strzelać z biodra. Tak jednak nie jest, przez co nie cieszyłem się na walki, a raczej ich unikałem – i to bardziej ze względu na towarzyszącą im frustrację, niż chęć bawienia się w skradanie.
Wspomniałem przed momentem o This War of Mine, pamiętacie? Zamienianie gruzu z bazy w surowce i przekształcanie go w niezbędne do rozwoju stoły rzemieślnicze, rośliny i elektronikę to nie koniec podobieństw do tej gry wojennej.
W Chernobylite członkom zespołu także należy przydzielać jedzenie, a na koniec dnia można ich wysyłać na różnorodne misje, odpowiednie do specjalizacji. Przykładowo, towarzyszący nam Oliwier dobrze poradzi sobie w zadaniach ofensywnych, gdzie prowadzony przez nas naukowiec Igor mógłby nie dać rady. Z klimatycznej wędrówki po Prypeci, Chernobylite zmienia się więc w zarządzanie bazą i jej członkami, wypady po surowce i wypełnianie tych zadań, które stanowią główną oś fabularną.
Przez pierwszą godzinę bawiłem się tu świetnie. Widać więc, że pomysł na grę był dobry. Później mechanika dbania o bazę spowolniła nieco tempo akcji, a klimat grozy trochę się ulotnił.
Chernobylite, czyli „jaka piękna katastrofa”
Jedno trzeba za to twórcom oddać – warstwa audiowizualna Chernobylite stoi na naprawdę wysokim poziomie. Niestety, szczegółowość grafiki okupiona jest płynnością. Osobiście tylko kilkukrotnie aktywowałem najwyższy dostępny poziom detali, żeby nacieszyć oko. Później wracałem do ustawień średnich, bo na swoim kilkuletnim sprzęcie nie byłem w stanie płynnie grać, a wymiana ognia w 10-15 klatkach na sekundę to dość frustrujące doznanie.
Oczywiście, w którymś momencie rozwoju wczesnej wersji, twórcy poprawią jeszcze kulejącą optymalizację. Niezależnie od tego, Chernobylite cieszy świetnym odwzorowaniem samej elektrowni, jak i okolicy Prypeci. Wszystko, co zobaczymy przywodzi na myśl inne dostępne materiały o Czarnobylu – i to zarówno te znane z filmów dokumentalnych Discovery czy podróży rozmaitych śmiałków, jak i to co zobaczyliśmy w serialu HBO.
Widać, że twórcy odrobili pracę domową – wnętrze elektrowni, wraz z pokojem kontrolnym reaktora, piwnicą i słynnymi zaworami, a także okoliczne budynki i lasy wyglądają naprawdę wiarygodnie. Co więcej, The Farm 51 pozwoliło sobie za sprawą wyraźnych nawiązań także na puszczenie oka do tych, którzy oglądali serial Czarnobyl od HBO.
Muzyka też jest niezwykle klimatyczna – śpiewana po rosyjsku, spokojna, ale przytłaczająca ballada, od początku buduje atmosferę niepewności. Z kolei odgłosy czasem nie załączają się w odpowiednim momencie, ale zrzucę to na karb wczesnej wersji gry.
Szkoda tylko, że Tatyana, której poszukiwanie jest jednym z centralnych elementów fabuły, we wstępnym filmie mówi po angielsku, a później, w pozostałej części gry posługuje się już rosyjskim. Przydałoby się nieco więcej konsekwencji.
Chernobylite – nasza wstępna opinia. Czy jest na co czekać?
Co tu dużo pisać, przed twórcami z The Farm 51 jest jeszcze dużo pracy. Przez pierwszą godzinę bawiłem się świetnie, widać więc, że pomysł na grę był dobry. Później mechanika dbania o bazę spowolniła nieco tempo akcji, a klimat grozy trochę się ulotnił. Uratować go może chyba tylko zwiększenie ilości rozmaitych rozpraszaczy – nadawanych komunikatów radiowych, duchów które zdarza nam się spotykać, czy radioaktywnych anomalii.
Po tym co doświadczyłem we wczesnej wersji gry obawiam się nieco, że Chernobylite będzie tytułem zwyczajnie średnim. Ciekawe połączenie intrygującej koncepcji science-fiction (portale czasoprzestrzenne) ze znaną historią, o wybuchu elektrowni atomowej, ma naprawdę niezły potencjał, ale na tę chwilę nie został on dostatecznie wykorzystany.
Pozostają także problemy z płynnością i stabilnością gry, ale myślę, że wyeliminowanie ich okaże się czystą formalnością. Warto więc pilnie śledzić losy Chernobylite, bo kto wie czy w momencie premiery tytuł ten totalnie nas nie zaskoczy. Mam taką nadzieje. Wierzę w kreatywność ludzi z The Farm 51 i mocno trzymam za nich kciuki.
Ocena wstępna Chernobylite (wczesny dostęp):
- świetnie odwzorowany Czarnobyl
- umiejętnie budowany klimat grozy
- intrygujące elementy science-fiction
- dowolność w budowaniu bazy i zarządzaniu bohaterami
- naprawdę niezła oprawa audiowizualna
- napięcie towarzyszące rozgrywce szybko spada
- walka nie należy do najprzyjemniejszych
- we wczesnym dostępie wciąż jest sporo problemów technicznych
Oto co jeszcze może Cię zainteresować:
- Get Even - pod ciężarem ambicji
- This War of Mine: The Little Ones - mocne spojrzenie na wojnę
- Najlepsze survival horrory ostatnich lat - TOP 10
Komentarze
7Wizualnie CHB wygląda obłędnie, zona odwzorowana perfekcyjnie, jest mega klimat, który wręcz wylewa się z ekranu można się zanurzyć i chcę to zobaczyć na moim komputerze Jednak.....oglądam gameplaye i nie rozumiem twórców dlaczego poszli w stronę zbieractwa i łowiectwa ? Po kiego bata tak dramatycznie spowalniać rozgrywkę rozglądaniem się co 2 metry za rumiankiem pospolitym czy borówkami ? Przecież to całkowicie odbiera fun z eksploracji i powoduje to ,ze zamiast wczuć sie w klimat...rozgląda sie po bokach. . Nie lepiej było postawić na klasyczny horror-shooter ? Do tego jak zobaczyłem podstawową giwerę rodem z ,,łesternu'' to ręce opadły...żeby to jakiś makarov chociaż .... Ogólnie chyba kupię żeby zobaczyć te fajerwerki graficzne na ,,anril endżinie'' i poczuć klimat, ale chyba zgodzę sie z wnioskami recenzenta.
Chciałbym się mylić, ale to co przeczytałem nie napawa optymizmem..
Wizualnie CHB wygląda obłędnie, zona odwzorowana perfekcyjnie, jest mega klimat, który wręcz wylewa się z ekranu można się zanurzyć i chcę to zobaczyć na moim komputerze Jednak.....oglądam gameplaye i nie rozumiem twórców dlaczego poszli w stronę zbieractwa i łowiectwa ? Po kiego bata tak dramatycznie spowalniać rozgrywkę rozglądaniem się co 2 metry za rumiankiem pospolitym czy borówkami ? Przecież to całkowicie odbiera fun z eksploracji i powoduje to ,ze zamiast wczuć sie w klimat...rozgląda sie po bokach. . Nie lepiej było postawić na klasyczny horror-shooter ? Do tego jak zobaczyłem podstawową giwerę rodem z ,,łesternu'' to ręce opadły...żeby to jakiś makarov chociaż .... Ogólnie chyba kupię żeby zobaczyć te fajerwerki graficzne na ,,anril endżinie'' i poczuć klimat, ale chyba zgodzę sie z wnioskami recenzenta.