Dawniej wystarczał Obiektyw Google, czyli co jest przekombinowanego w AI? [OPINIA]
AI potrafi to, AI potrafi tamto… Czy w rewolucję AI trzeba uwierzyć, by stała się faktem, a może już się dokonała, tylko ktoś zapomniał nam o tym powiedzieć? Kilka słów o tym, że marketing to jednak nie wszystko.
Kiedyś nie było AI, a rzeczy i tak działały
Obiektyw Google - kojarzycie rzecz? Od lat służy do wyszukiwania rzeczy w Google. Do identyfikowania kwiatków, robali napotkanych na spacerze, a nawet grzybów. Przydatna rzecz, nie ma co. Circle to Search - kojarzycie? To nowa funkcja w telefonach Samsunga, Google i innych pewnie też, w której telefon zamraża obraz wyświetlany na ekranie, pozwala na zaznaczenie na nim danego obiektu, a następnie wyszukanie informacji o tymże obiekcie w Google. Przydatna sprawa, prawda? Działająca nieco podobnie do Obiektywu Google, a przy tym i nieco inaczej. Co jednak różni obie te funkcje? Świadomość, że za jedną z nich stoi AI.
Circle to Search to świeżynka. Funkcja wprowadzona stosunkowo niedawno, bo gdzieś na początku 2024 roku, która wjechała na rynek z fanfarami, będąc awangardą szarży AI w branży rozwiązań mobilnych. Circle to Search to ucieleśnienie innowacyjności AI, o którym się mówi, tak jak Obiektyw Google to sprawdzone rozwiązanie, z którego się korzysta i o którym mało się słyszy. Circle to Search to AI w najczystszej postaci, a Obiektyw Google to: “a, taka tam rzecz”. Bo to, że za Obiektywem Google też stoi AI to w pewnym sensie wiedza tajemna.
Zresztą, Obiektyw Google to tylko przykład wytrych. Kiedyś zdjęcia na suwakach na smartfonie się po prostu retuszowało, a dziś się słyszy, że to AI je poprawia. Kiedyś pralki ważyły ciuchy przed praniem, a dziś to AI waży ciuchy przed praniem. AI tak mocno wgryzło się w branżę technologiczną, że dziś to AI gasi światło w lodówce po zamknięciu drzwiczek, a nie ten mały typ w rudych włosach, który za dnia biega z garnkiem złota tu i ówdzie, a wieczorem ma dyżur w lodówce.
Co w AI mnie przekonuje?
Żeby nie było, że jestem tylko krytycznie nastawionym do innowacji malkontentem - uważam, że to AI kilka rzeczy ogarnia całkiem nieźle. Może nie tak nieźle, by stać się od razu rewolucją, na którą wszyscy czekamy od momentu wynalezienia krosna, ale tak nieźle, by realnie w czymś pomóc. Tak w pracy, jak i rozrywce. Wypunktuję sobie te rzeczy:
- Generowanie streszczeń i podsumowań: uważam, że czysto pisarsko AI jest odtwórczym głąbem, ale przyznaję, że potrafi ogarnąć całkiem syntetyczne podsumowania artykułów, newsów, opracowań. Podsumowania te czytać trzeba ostrożnie, bo AI często nie wie, co faktycznie w tekście źródłowym było najistotniejsze (no, chyba że jest to jakiś tekst o oczywistym wydźwięku, jak np. test smartfona).
- Generowanie obrazków: to przekonuje mnie po całości, bo np. taki Dall-E 3 robi świetną robotę.
- Rozpoznawanie obrazów, szukanie etc.: tak, wyszukiwanie wspierane przez AI robi robotę, czego przykładem może być Obiektyw Google, choć z tym, czy to AI mam osobny “problem”.
- Nauka języka: wierzę, że AI pomaga w nauce języków obcych, gdy upchnięte jest w odpowiednią aplikację.
- Dłubanie kodu: AI sprawdza się jako pomoc w pracy programisty. Nie znam się na tym, ale mam kolegę, który się zna i powiedział mi to i owo.
- Retusz zdjęć: AI działa tu całkiem nieźle, np. dodając niebo tam, gdzie go nie było.
Czy którakolwiek z wymienionych rzeczy, czynności bądź zadań zasługuje na miarę czegoś rewolucyjnego? Czy to w istocie “the next big thing”? Nooo, nie. Nic tu jakiegoś przesadnego szału nie robi. AI w takim wydaniu wspomaga pracę wielu specjalistów, ułatwia życie grafikom, programistom, copywriterom, ale nie jest czymś, bez czego nie dałoby się żyć. No, chyba, że zapytamy właścicieli agencji SEO, którzy pozwalaniali copywriterów, by to AI pisało parszywej jakości teksty na strony firmowych blogów czy tam inne opisy kategorii w sektorze ecommerce. Ci mogliby stwierdzić, że to prawdziwa rewolucja, bo więcej hajsu zostało im w kieszeni.
Mikrobańka z pęknięciami
O tym, że jestem sceptykiem i marudą to już co poniektórzy wiedzą, ale nie to jest generatorem mojego problemu z AI. A przynajmniej problemu, który poruszam w niniejszym felietonie. W tym konkretnym przypadku problem wygenerowała u mnie bańka informacyjna dotycząca AI oraz olbrzymi, gargantuiczny wręcz balon oczekiwań. Bańka będąca tworem jak z multiwersum, w którym każdy z nas jest w innej. Jedna z nich naśmiewa się z AI, inna agreguje informacje o nadchodzącym buncie maszyn, a kolejna grupuje marudnych dziennikarzy, którzy nie rozumieją, o co tyle hałasu.
Moja mikrobańka to ta, w której AI ma być czymś iście rewolucyjnym, a w praktyce sprowadza się toto do bota, z którym można pogadać i asystenta, któremu można powiedzieć, by napisał za nas SMS-a, bo tak jest wolniej, ale inteligentniej niż w sytuacji, w której sami tego SMS-a napiszemy. Ta mikrobańka ma milion pęknięć, bo składa się z buńczucznych zapowiedzi firm upychających AI, gdzie się da, które w praktyce jakoś wybitnie ludzkiej egzystencji nie poprawiają.
Wspomniałem jeszcze o balonie wypełnionym oczekiwaniami. O balonie napuchniętym jak ego przeciętnego freak fightera, który karmiony jest wynurzeniami firm rozmaitych o tym, jak to nowa generacja tego i owego zmieni nasz świat. O tym, jak to teraz piekarnik sam się wyłączy i nie przypali ciasta. O tym, że AI pomoże napisać do podwładnego wiadomość na firmowym komunikatorze o treści: “dobra robota”. W przekazach marketingowych AI urasta do rangi mitycznego lekarstwa na katar, a jak dostałem do łapy komputer z układem ARM i Microsoft Copilot z własnym przyciskiem na klawiaturze, to komputer ten okazał się… Komputerem. Tyle było w nim rewolucji, co w wódce sprzedawanej w kolorowych tubkach.
Co najgorsze zaś to fakt, że jakoś nie mogę pojąć, że kiedyś się o AI nie trąbiło, a Obiektyw Google działał świetnie. Kiedyś nie było w obiegu pojęcia AI, a np. w smartfonach z Windows Phone można było sobie odpalić aparat i podejrzeć lokalizacje sklepów w okolicy (a może to były mapy HERE?). Jak to ogarnąć rozumem? Czy w rewolucję trzeba uwierzyć, jak w jednorożce, by faktycznie się zadziała, a nie tylko czekać i obserwować?
Posypuję głowę popiołem, dystansuję się i wsadzam kij w mrowisko
Kiedy tak sobie rozmyślałem nad tym tematem, a nawet przygotowywałem się nieco do niego i omawiałem rzecz z ludzi, co się znają, dostałem info, że Google od dawna komunikował, że Obiektyw Google działa w oparciu o sztuczną inteligencję. Mało tego, Google od lat podobno, rzekomo informuje wprost o korzystaniu z AI tu i ówdzie. Ten merytoryczny wsad dostałem od Mirona, a Miron się zna, bo śledzi rynek technologii mobilnych od mniej więcej 130 lat. Trochę mi to zepsuło “bajerę” na ten felieton, ale uznałem, że skoro się nie znam, to się wypowiem - stanowisko to dość powszechne w polskiej polityce, nauce i nie tylko, więc zdecydowałem, że sprawdzone strategie mają sens i dobrze jest je respektować.
Obchodzę więc temat tego, że Google od dawna mówi o Obiektywie Google jako o narzędziu AI w ten sposób, że może i mówi, ale do wiedzy powszechnej to mówienie nie dociera. Poczytałem sobie w sieci stare teksty traktujące o Obiektywie Google, a nawet pogadałem ze znajomymi (bo takowych mam), którzy ze smartfonami są dość obyci. Jakie wnioski wyciągam z tej umiarkowanie szeroko zakrojonej, raczej jakościowej niżli ilościowej wiedzotwórczej heurezy badawczej? Takie, że nikt o AI w Obiektywie Google albo nie słyszał, albo go to nie interesowało w takim powiedzmy 2021 roku. Nie dowodzi to, rzecz jasna, tego, że Google coś tam sobie zmyśla o tym AI, ale pokazuje, że nawet jeśli faktycznie wątek sztucznej inteligencji w tym narzędziu był żywy, a może i dla niego kluczowy - mało kto o tym wiedział i mało kogo to interesowało.
Fakt tej powszechnej recepcji zagadnień związanych z AI na przykładzie Obiektywu Google pokazuje w mojej opinii dobitnie, że sztuczna inteligencja marketingiem dziś stoi. AI potrafi robić rzeczy, co do tego nie mam żadnej wątpliwości, tylko że sporo tych rzeczy można było robić i przed laty. To raz. Dwa - sporo tych rzeczy to rzeczy umiarkowanie raczej przydatne. Trzy zaś - nie wszystko w nowym zagadnieniu, które wypozycjonowane jest jako “the next big thing” jest w istocie przełomowe, a wszyscy i tak o tym AI rozpowiadają obiecując cuda na kiju. Pytanie otwarte na koniec, czy lepiej przymknąć oko na dyskusyjną rewolucyjność rewolucyjnych z założenia rozwiązań, czy przyjąć, że jedyną niepodważalną dziś wartością AI jest jej marketingowa nośność? Moją opinię znacie, wasza najlepiej wybrzmi w wynikach finansowych firm upychających wszędzie sztuczną inteligencję.
Komentarze
3