Kosma „Carmon” Baniewicz – zawodnik ligi World of Tanks, były lider zespołu Lemming Train (5 miejsce na finałach mistrzostw świata w Warszawie), obecnie WASD Gaming WoT.
Benchmark.pl: Carmonie, to może tradycyjnie – jak zaczęła się Twoja przygoda z e-sportem?
Carmon: Jeśli chodzi wyłącznie o e-sport, moja przygoda z nim rozpoczęła się właśnie z World of Tanks. Wcześniej grało się oczywiście w jakieś Enemy Territory, ale przyszedł czas na studia a w związku z tym – na przerwę. I jakoś tak po nich trafiło się na artykuł o Muzeum Czołgów w Kubince, ktoś w komentarzach napisał, że jest taka gra, w której można tymi potworami postrzelać… i się zaczęło. Oczywiście o e-sporcie myślałem już wcześniej, ale w tamtym okresie dopiero uczył się on raczkować. Co zostało mi jednak w pamięci, chociażby z grupowych wypadów w Lineage 2, to fakt że na różnych czatach i TeamSpeakach pozostać warto. Chociażby w celu poznania naprawdę ciekawych ludzi.
Benchmark.pl: A dlaczego wybrałeś akurat World of Tanks? Próbowałeś swoich sił również w innych produkcjach?
Carmon: Ja po prostu miałem więcej szczęścia, niż rozumu. Znajomy szukał akurat jednej osoby do drużyny na stałe, w moim przypadku stwierdził, że jestem chętny do nauki i zacząłem tłuc. Dużo grałem wtedy w 1 na 1 na ladderach, bo akurat wówczas się pojawiły i tyle. Żaden ze mnie orzeł w tę grę, ale mam doświadczenie i najzwyczajniej w świecie wiem jak to robić.
Benchmark.pl: Chciałbym dowiedzieć się, jak wygląda dzień zawodowego e-sportowca. Powiedzmy nacodzień i bezpośrednio przed turniejem? Ile trwają treningi?
Carmon: W przypadku WoT’a na całe szczęście wygląda to tak, że lwia część drużyny to dorośli ludzie, z pracą itd. Wiedzieliśmy więc co to poświęcenie i na ile możemy sobie na coś takiego pozwolić. W ciągu tygodnia trenowaliśmy więcod 3 do 4 razy, po 2 godziny, zazwyczaj wieczorami. Myślę, że większość osób tę samą ilość czasu przeznacza np. na oglądanie telewizji po pracy. My ten czas spędzamy na strzelaniu do pikseli. Oczywiście w momencie, w którym pojawiły się większe pieniądze grało się nieco więcej, ale wiesz – bez wariactwa.
Benchmark.pl: Widzę, że z dość dużym luzem podchodzisz do całej sprawy – i to pomimo wkładu, jaki razem z kolegami z Lemming Train włożyliście w rozwój polskiej sceny e-sportowej, przynajmniej pod kątem World of Tanks. Bo przecież osiągnęliście naprawdę wiele.
Carmon: Jeśli chodzi o Lemmingi, sprawa wyglądała nieco inaczej. Faktycznie trenowało się i ogólnie rzecz biorąc, poświęcało się grze o wiele więcej czasu. Wciąż jednak brakowało nam nieco do stwierdzenia, że jesteśmy profesjonalną drużyną, treningów w dalszym ciągu było zbyt mało. Dwóch kolegów broniło magisterek, jeden również siedział po uszy w swoich zaocznych studiach, jeszcze inny wracając zza granicy z pracy stwierdzał, że po prostu jest zbyt zmęczony by grać dzisiaj dłużej lub w ogóle. Nie mogliśmy się zatem porównywać do zagranicznej konkurencji, gdzie e-sport wygląda zupełnie inaczej i operuje na innym szczeblu. Co by nie mówić, dla chłopaków z Rosji przelicznik euro jest jeszcze lepszy niż dla nas. Dlatego też my traktowaliśmy to przede wszystkim jako pasję i fajną zabawę. Wystarczającą nagrodą był już wyjazd na zawody i pokazanie się z jak najlepszej strony. Zawsze staraliśmy się zagrać jak najlepiej.
Benchmark.pl: A właśnie - w rozmowie z Mohamedem sporo powiedziane zostało na temat dzisiejszego e-sportu, już nawet niekoniecznie tego związanego z World of Tanks. Zastanawia mnie jednak jakie zdanie na temat jego kondycji ma e-sportowiec. Co według ciebie jest w nim na plus, a co wymagałoby poprawy – tak na naszym, polskim podwórku?
Carmon: Temat rzeka. Jeśli miałbym jednak wskazać główną cechę i problem polskiej sceny e-sportowej, to jej brak stabilności. Mamy 3 lub 4 organizacje, które próbują i starają się coś robić, jednak w konfrontacji z zagranicą zawsze przegrywać będą pod względem zarobków. Popatrzmy na Team ROCCAT, popatrzmy na chłopaków którzy grali w MYMie w LoLa [MeetYourMakers – dop.red.], popatrzmy na to, jak grają chłopaki ze Złotej Piątki, bo to jest chyba najlepszy przykład. Mimo wszystko trzeba jednak pojechać do Rosji by zobaczyć, jak szanowany jest tam Virtus.Pro i Navi. Tam ludzie po ulicach chodzą w kurtkach z ich logo i jest to najnormalniejsza rzecz na świecie, jeszcze większe szaleństwo niż w przypadku Fnatic, który i tak jest już dla mnie niesamowitym produktem medialnym. Ale wracając do polskiego e-sportu: miałem przyjemność współpracować przy turniejach Wargamingu, Intel Extreme Masters czy EPS, byłem też przez chwilę redaktorem na cybersport.pl. i na podstawie tego wiem, że wszystko w naszym kraju rozwija się w dobrym kierunku. Największym problemem w dalszym ciągu są jednak pieniądze, których brakuje – w Szwecji można pozwolić sobie na wyjazd na DreamHacka, wydać parę tysięcy i pobawić się przez tydzień. U nas ciężko jest na tydzień wyjechać nad własne morze, a gdzie dopiero brać ze sobą cały komputer i pchać się z nim przez kraj. Moim zdaniem fanów mamy najbardziej oddanych, ale naszym, e-sportowym organizacjom jest po prostu ciężko. Takie finały World of Tanks w Warszawie były przecież mistrzowsko zorganizowaną imprezą, w którą ciężko byłoby wbić gdzieś tam szpilę i się do czegoś przyczepić. Potężna sala kinowa, bez przerwy i każdego dnia wypełniona ludźmi. Wciąż jednak Polsce brakuje jakiejś potężnej organizacji, która przekułaby ten sukces i zainteresowanie na wyższy poziom.
Benchmark.pl: A czy bycie takim zawodowcem, który dogłębnie analizuje tytuł, uczy się jego pewnych elementów na pamięć, nie zabija przyjemności płynące z rozgrywki? Czy mimo rywalizacji i napięcia, ciągle odczuwasz radość z gry?
Carmon: Nie, absolutnie, mam trochę inne podejście do tematu. Zresztą, koledzy z drużyny lubią się ze mnie nabijać, bo patrząc na statystyki, jestem też jednym z najsłabszych graczy w lidze. Ale to przez to, że po rozpoczęciu rozgrywki jadę do przodu i dobrze się bawię, a nie siedzę w krzakach dwie godziny i liczę na to, że uda mi się coś ustrzelić. Osobiście staram się teraz przechodzić bardziej w rolę menedżera, który komunikuje się z grupą, doradza, mówi co w ich taktyce należałoby jeszcze poprawić. Szybkie klikanie nie wychodzi mi tak bardzo, a do tego – zdaje mi się – mam talent.
Benchmark.pl: Wspomniałeś o siedzeniu w krzakach, a jedną z najistotniejszych kwestii związanych obecnie z World of Tanks jest wydana ostatnio i silnie ukierunkowana na e-sportowe doznania łatka, mająca właśnie na celu wyeliminować kamping i zwiększyć dynamikę zabawy. Zastanawiam się, jak pomysł ten prezentuje się po drugiej stronie barykady – większość widzów z pewnością się cieszy, jednak czy dla profesjonalnych graczy to również świetna wiadomość?
Carmon: Zawsze są dwie strony medalu. Już od pierwszego sezonu uważaliśmy, że coś w tych rozgrywkach zmienić należy, tak, by się lepiej sprzedawały. Bo nie oszukujmy się, e-sport jako produkt ma i musi się oglądać. Skoro HeartStone’a, a więc karciankę, może oglądać średnio ponad 100 tys. osób, dlaczego takich liczb nie można by osiągnąć przy okazji starć trójwymiarowych czołgów? Problemem jest zazwyczaj pierwsza faza rozgrywki. W europejskim LoLu na ten przykład bardzo nudzi mnie pierwsze 10 minut – zazwyczaj oglądamy tam zwykłą farmę pomiędzy wieżami. W World of Tanks było podobnie, bo pierwsze 5 minut opierało się na kampowaniu i jeśli ktoś nie był znawcą, nie widział tych subtelnych ruchów i taktycznych zagrań, realizacji założonych ustawień itd. Dawniej, na samym początku, był taki bardzo fajny okres dynamicznej i zróżnicowanej rozgrywki, któryś z patchy odszedł jednak od tej idei. W wielkim skrócie, bardziej różnorodne set-upy zamienione zostały na ustawienie po 5 ciężkich czołgów i 2 lżejsze do zwiadu. Na całe szczęście Wargaming zobaczył, że nie do końca sprawdza się to właśnie pod względem tempa, posłuchał graczy i obecnie widzimy w grze coś, co oparte jest na zasadach atak-obrona, jak w CounterStrike’u. Atakujemy 2 różne bazy, tak by obrońca nie mógł być całkowicie przygotowany, no wiesz o co chodzi. Były pierwsze testy, był Rumble in the West, teraz rozpoczyna się pierwszy sezon na tych zasadach. Na razie wszystko wygląda fajnie, ale zobaczymy jak to wyjdzie w praniu. Jako czołgiści miewamy bowiem straszne pomysły, które skutecznie ubijają grę. Rosjanie powiedzieli zresztą kiedyś wprost – oni grają o kasę. Jeśli siedzenie w krzakach zapewni im wygraną, na tym będą się koncentrować. Teraz jest już to niemożliwe, ale potrzeba czasu by określić, czy pomysł „zaskoczy”.
Benchmark.pl: A co z przyszłością ligi, jak maluje się ona w Twoich oczach? Czy uważasz, że z czasem ma ona szansę objąć także inne produkcje z tego studia?
Carmon: Myślę, że tak. W ogóle fajnie byłoby wybrać się na coś takiego jak BlizzCon, ale z grami Wargamingu – i myślę tu nawet o World of Tanks: Blitz, bo coraz więcej osób pogrywa właśnie na tabletach. Czy pozostałe gry nadają się jednak do zawodowej rywalizacji? Samoloty na pewno. Statki? Nie grałem zbyt dużo, ale potencjał jest a do tego, kilka ciekawych pomysłów. Całość należałoby tylko dobrze opakować. Ja za to przedsięwzięcie trzymam kciuki. Ostatnia aktualizacja to zresztą taki restart e-sportowej sceny World of Tanks i ma wszelkie predyspozycje, by sporo w niej namieszać, zachęcając przy tym nowych graczy. Zdaje mi się, że sporo grupa zraziła się do oglądania potyczek za sprawą tego nieszczęsnego siedzenia po kątach mapy praktykowanego przez zawodników. Teraz to już przeszłość więc na sto procent coś się zmieni i coś się ruszy. Bardzo tego bym chciał, bo organizacja wydarzeń tego typu na terenie Polski czy świecie, to wspaniała rzecz. Po zobaczeniu na żywo walczących Virtus.Pro podczas CeBITu sam zapragnąłem wziąć udział w takich zawodach. A od marzeń i pragnień przecież wszystko się zaczyna.
Za możliwość przeprowadzenia wywiadów dziękujemy Konradowi Rawińskiemu – PR Managerowi Wargaming w Polsce.
Komentarze
17Jak dla mnie ta gra nie została stworzona do tego i na siłę Wargaming forsuję jej turniejową drogę, aby zdobyć nowych graczy.
Wiodące tytuły byłyby lepsze, mogliście zrobić wywiad z neo, Tazem, albo Pashą :D
Już wyścigi patyków są bardziej emocjonujące niż ten E-Sport w którym stawka tyczy się tylko forsy... Forsy za nic i reklamy na które nikt nie patrzy