Najtańszy obecnie systemowy aparat Fujifilm z serii X dostępny jeszcze w te wakacje. Zobacz co potrafi i jak się prezentuje.
Miesiąc temu informowaliśmy was o premierze nowego systemowego kompaktu Fujifilm X-M1. Ten niewielki, w porównaniu z wyższymi modelami Fujifilm, aparat przeznaczony jest dla mniej zaawansowanych odbiorców. Cena nie będzie niska, a wiemy już, że w ofercie przedsprzedażowej aparat z obiektywem 16-50 mm wyceniono na 3399 złotych. Fujifilm to jednak solidna marka i można być pewnym, że X-M1 znajdzie chętnych. Tymczasem prezentujemy wam nasze pierwsze spostrzeżenia dotyczące tego aparatu i przykładowe zdjęcia.
Kilka dni temu w słoneczne popołudnie Fujifilm X-M1 wpadł na dwie godziny w nasze ręce. To świetna okazja by zaprezentować aparat od innej strony niż tylko przy pomocy studyjnych fotografii. Na pierwszy ogień poszło porównanie rozmiarów z niewielkim Panasonikiem Lumix GF6.
Wszystko zależy od perspektywy. Trzymając aparaty w dłoniach poczujemy różnice w wielkości, patrząc się na aparaty z daleka już nie będzie ona tak oczywista.
Jak widać na pierwszym z załączonych zdjęć, Fujifilm X-M1 jest sporo większy. Czy to wada? Naszym zdaniem nie, bo aparat trzyma się bardzo komfortowo, a skóropodobne wykończenie przedniej części korpusu jeszcze tylko poprawia wygodę uchwytu. Warto podkreślić, że pomimo różnych rozmiarów, Fujifilm X-M1 waży prawie tyle samo co wspomniany Panasonic. Oczywiście waga dotyczy jedynie korpusu. Obiektywy to już inna sprawa. W przypadku aparatu Fujifilm kitowym szkłem będzie uniwersalny obiektyw XC 16-50 mm f/3,5-5,6 OIS. Daje on pole widzenia odpowiadające obiektywowi 24-76 mm. Fujifilm szykuje do tego aparatu również odpowiedni teleobiektyw, XC 50-230mm F4,5-6,7 OIS, ale to inna historia i dodatkowe koszty.
Jak już wspomnieliśmy, aparat trzyma się bardzo wygodnie. Przyciski są rozmieszczone w typowy dla kompaktów sposób. Czyli wyłącznie po prawej stronie ekranu LCD. Ten z kolei jest odchylany, a jego jasność… No właśnie, dzień był bardzo słoneczny i z pewnością w pełnym słońcu ekran miał kłopoty, ale gdy tylko słońce chowało się za chmurką, było już dużo lepiej. Do rozdzielczości ekranu i płynności wyświetlanego obrazu LiveView (aparat nie ma niestety innego wizjera) nie mieliśmy większych zarzutów.
Widok od przodu na bryłę aparatu o typowym charakterze retro.
Aparat, jak widać na zdjęciach, oferuje standardowy zestaw przycisków i pokręteł sterujących. W menu, które przypomina układem pionową wersję poziomego układu menu z lustrzanek Canon, znajdziemy ogromną liczbę ustawień. Można dostosować nawet takie drobiazgi jak kierunek, w którym należy obracać pierścień ostrości na obiektywie.
Do pomocy mamy dwa pokrętła. Główne, bardzo wygodne w dostępie, standardowo korygujące ekspozycję podczas fotografowania, i pomocnicze tuż obok kciuka. Nieco trudniej z niego korzystać, ale można szybko się przyzwyczaić. Przycisk Fn można dowolnie zaprogramować, na przykład do zmiany czułości.
Ekran odchylany jest w pionie, w górę i w dół.
Szkoda, że gwint nie jest w osi obiektywu. Taki mały feler, a rzuca się w oczy.
Fujifilm X-M1 jest aparatem, który zadowoli i profesjonalistę, z racji wspomnianych licznych ustawień i opcji korekt, a także amatora głodnego ciekawych efektów. Oprócz manualnych trybów w menu znaleźliśmy także tradycyjne opcje symulacji klisz Fujifilm, filtry obrazu i ciekawą funkcję wielokrotnej ekspozycji.
Po obejrzeniu aparatu wykonaliśmy nim zdjęcia testowe, które możecie obejrzeć na następnej stronie (po kliknięciu można pobrać oryginał). Co spostrzegliśmy? Aparat ma przyjemny dźwięk migawki jak na bezlusterkowiec, a zdjęcia wychodzą poprawnie naświetlone. Choć to poprawnie, po bliższym im przyjrzeniu się należałoby skorygować na minus (czyli minimalne niedoświetlenie) w przypadku zdjęć wykonywanych w pełnym słońcu. Zdjęcia wykonywane były z funkcją korekty zakresu dynamicznego ustawionej na tryb Auto.
Przykładowe foto z Fujifilm X-M1.
Uwagi do działania układu AF? Tutaj mamy trudny orzech do zgryzienia. Zdjęcia nie są na pewno tak wyraziste jak z Fujifilm X-E1, aczkolwiek może to być wina obiektywu (kitowe szkło, z którym nie mieliśmy wcześniej styczności). Niemniej warto przyjrzeć się celności AF podczas bliższych testów. Nie powiemy oczywiście o niej w tej chwili złego słowa, bo to tylko pierwsze wrażenia. Fujifilm dla modeli X-E1 i X-Pro1 wypuściło aktualizacje, które poprawiają między innymi działanie układu AF, można więc spodziewać się, że i ten aparat otrzyma poprawkę.
Wbudowana lampa błyskowa, typu pop-up, dysponuje liczbą przewodnią 7. Niewiele, ale i tak okazuje się przydatna na przykład przy fotografii portretowej do wypełniania cieni przy fotografowaniu pod światło, co widać na poniższym przykładzie. Lampy nie umieszczono w osi obiektywu, ponieważ aparat dysponuje gorącą stopką dla zewnętrznych lamp.
A jak prezentują się pliki RAW (RAF) z tego aparatu? Poniżej przykład zdjęcia JPEG i przekonwertowanego za pomocą dołączonej do aparatu aplikacji SilkyPix pliku RAW. To na razie bardzo wstępna ocena. Użytkownicy Adobe Lightroom lub Photoshopa muszą jeszcze poczekać na aktualizację, która pozwoli na otwieranie plików RAW w tych programach.
Oryginał JPEG po lewej był mocno prześwietlony. Korekta naświetlenia pliku RAW o 3EV w SilkyPix pozwoliła otrzymać rezultat taki jak po prawej stronie.
Nie omieszkaliśmy także sprawdzić jak działają różne ustawienia czułości. Aparat domyślnie pozwala zmieniać ISO w zakresie od 200 do 6400. Rozszerzony w dół zakres ISO 100 i w górę ISO 12800 oraz 25600 dostępne są jedynie w przypadku fotografowania w formacie JPEG. Fujifilm zastrzega w instrukcji użytkownika, że korzystanie z tych czułości zmniejsza zakres dynamiczny, i nie zaleca ich nadużywania.
Zdjęcia wykonane na każdej z czułości od ISO 200 do 3200 prezentują się bardzo dobrze (wykonano je z ręki bez stosowania statywu). Widać powolny spadek jakości i szczegółowości, ale w zasadzie każda z tych czułości jest używalna. Przy ISO 6400 zdjęcia nadal wyglądają przyzwoicie, choć na powiększeniu widać już wpływ szumów i obróbki obrazu.
Fujifilm X-M1, podobnie jak większość wprowadzanych obecnie bezlusterkowców, oferuje funkcję bezprzewodowego przesyłania zdjęć. Nie mieliśmy czasu sprawdzić jak transfer poprzez Wi-Fi wpływa na akumulator, ale zakładając, że producent uniemożliwia transfer zdjęć RAW i zaleca wybór funkcji zmniejszenia rozmiaru do 3 Mpix, nie jest to superenergooszczędna funkcja. Samo przesyłanie pomiędzy aparatem i smartfonem Samsung Galaxy S3 przebiegało bezproblemowo.
Pierwszy kontakt (zastrzegamy, że pod żadnym pozorem nie jest to test) z aparatem oceniamy pozytywnie, podobnie jak w przypadku innych systemowych kompaktów tej firmy, z którymi mieliśmy do czynienia. Oczywiście należy liczyć się z konsekwencjami, że Fujifilm X-M1 nie będzie tak dobry jak wyższe modele z rodziny X, ale czy na pewno i w których elementach, to pokażą dopiero pełne testy.
Ponownie potwierdzamy, że skoncentrowanie się Fujifilm na produkcji bezlusterkowców to dobra decyzja. Kompakty tej marki nie grały tak dużej roli na rynku (choć niewątpliwie były wśród nich dobre konstrukcje) jaką mogą odegrać aparaty systemowe tego producenta. Najbardziej martwią nas ceny aparatów z serii X, które nadal dla wielu potencjalnych klientów są za wysokie. Wspomniany Panasonic Lumix GF6 kosztuje dużo, dużo mniej. Obniżając ceny, ewentualnie wprowadzając jeszcze tańszy model, Fujifilm może sporo zyskać.
Kto ma odpowiednie fundusze, może zainteresować się już teraz Fujifilm X-M1. Przedsprzedaż potrwa w dniach 2-18 sierpnia, a aparaty będzie mozna odbierać po 9 sierpnia. Zostanie jeszcze sporo lata by wykorzystać aparat.
Źródło: Inf. własna, Fujifilm, modelka: Joanna Czechowska (Fujifilm)