Samodzielna naprawa sprzętu w okresie gwarancyjnym zazwyczaj powoduje jej utratę. Jak do tej kwestii podchodzą producenci i czy da się w ogóle coś z tym zrobić?
Odkąd pamiętam zasady były proste – kupujesz elektronikę, a więc licz się z tym, że przez dwa lata nie możesz ingerować w jej wnętrze. W przeciwnym wypadku utracisz prawo do gwarancji i nieodpłatnej naprawy w razie awarii. Ktoś w końcu chce to zmienić.
Na taki pomysł wpadli urzędnicy z Brukseli, a cała sprawa ma związek z ekologią. Produkujemy bowiem obecnie tony elektrośmieci, a sytuacja z roku na rok tylko się pogarsza. Niskie koszty produkcji elektroniki oraz postępująca miniaturyzacja sprawiają, że znacznie łatwiej o zakup nowego sprzętu niż naprawdę dotychczas używanego. I to stanowi po części symbol naszych czasów – szczególnie, gdy dodamy do tego nieczyste zagrywki, jak planowe postarzanie produktów i ich coraz krótszą żywotność.
Czy producenci pozwolą użytkownikom naprawiać sprzęt?
Spójrzmy na telefony. Większość z nich jest klejona w taki sposób, że uzyskanie dostępu do wnętrza wymaga niemałych umiejętności. Ilość kleju często przechodzi najśmielsze oczekiwania, a to sprawia, że każdorazowa próba ingerencji we wnętrze może zakończyć się uszkodzeniem podzespołów. Specjalizujący się w rozbieraniu i ocenie łatwości naprawy smartfonów, tabletów i laptopów serwis iFixit wystawia topowym urządzeniom coraz gorsze noty.
A producenci? Ci wydają się nic sobie z tego nie robić. Nawet ci najbardziej wytrwali, jak LG, którzy dotąd stosowali wymienne baterie, zaczynają się z nich wycofywać. Tak jest po prostu łatwiej i wygodniej – w końcu przestaniemy narzekać na źle spasowane obudowy (odpowiednia ilość kleju wszystko załatwi).
Komputery? Tutaj temat należy traktować dwojako. Z jednej strony mamy typowe pecety – blaszaki, których konstrukcja ma charakter stricte modularny. Wymiana procesora, pamięci, dysku, karty graficznej – to wszystko przychodzi łatwo, o ile producent nie pokusił się o zastosowanie plomb gwarancyjnych (widuje się je obecnie już rzadko, głównie w budżetowych, gotowych konstrukcjach).
Gorzej sytuacja wygląda w przypadku komputerów przenośnych. Teoretycznie tutaj wszystko było proste, bo użytkownik w najgorszym przypadku miał dostęp do klapy serwisowej. Pozwalała ona po odkręceniu kilku śrubek na wymianę dysku oraz pamięci RAM. W biznesowych modelach mogliśmy nawet posunąć się o krok dalej i dokonać samodzielnej konserwacji układu chłodzenia. Dziś się od tego odchodzi. Producent laptopa z marketu nie przewidział możliwości jakiejkolwiek rozbudowy, a przepiękne ultrabooki są tak smukłe, że ich otwarcie i tak nic by nam nie dało. Zresztą po co mielibyśmy to robić? Po dwóch latach i tak będzie trzeba zakupić nowy sprzęt.
Moglibyśmy tak przyglądać się długo kolejnym kategoriom sprzętu. W końcu problem „jednorazowości” dotyka nie tylko branży IT, ale również RTV i AGD. Pomysł urzędników zakłada nie tylko stworzenie dogodnych warunków do naprawy wszelakiej elektroniki (obowiązek produkcji części zamiennych i serwisowania przez określony czas od premiery), ale wręcz wymusza recykling i wykorzystywanie tych samych podzespołów wielokrotnie. Jedną z propozycji jest też umożliwienie użytkownikowi dokonywania samodzielnych napraw bez utraty gwarancji, co właściwie zmieniłoby wszystko.
Przywodzi mi to na myśl serwis NBD Della, który opierał się na tym, że uszkodzone komponenty były zabierane przez serwisanta, który zjawiał się w domu/firmie w celu naprawy objętego gwarancją sprzętu. Naprawiano je, a następnie instalowano w komputerze innego użytkownika, który zgłaszał awarię. Trudno powiedzieć, na ile było to opłacalne (swego czasu Dell miał przecież duże problemy finansowe). Czego by jednak nie mówić o Dellu, inni producenci mogą mu zdecydowanie pozazdrościć serwisu.
Na przeciwległym biegunie znajduje się Apple. W kilku stanach USA wprowadzono prawo do naprawy sprzętu bez utraty gwarancji. Firma z Cupertino protestuje, tłumacząc to… troską o swoich klientów. Samodzielna naprawa może być bowiem niebezpieczna i wiązać się z ryzykiem utraty zdrowia. Akumulator może eksplodować, szkło pęknąć itd. To dość mocno naciągana argumentacja.
Możemy się spodziewać, że w końcu zapadną stosowne decyzje i urzędnicy postawią na swoim – trudno bowiem o inną skuteczną metodę walki z elektronicznymi śmieciami. Dla użytkowników wcale nie musi oznaczać to samych korzyści. Bardziej restrykcyjne prawo, obowiązek recyklingu i produkcji części zamiennych, a także umożliwienie samodzielnych napraw przyczynią się do znaczących wzrostów cen elektroniki. W końcu firmy jakoś będą musiały zrekompensować spowodowane w ten sposób straty.
Komentarze
12laser nie działa, klawiatura - brak jakiegokolwiek sygnału po podłączeniu do kompa. Myszka hama miała fabrycznie nie przylutowany rezystor na płytce PCB oraz słabe kabelki które łączyły scroll z płytką i działa. Klawiatura po jej otwarciu okazało się że kabel USB był zakończony po drugiej stronie złączem miniUSB i wystarczyło go zmienić na inny i działa! Myszkę sharkoona jeszcze nie miałem czasu sprawdzić co i jak ale z nią może być większy problem. Tak czy inaczej wydałem na wszystko łącznie 20PLN (wraz z wysyłką)... Da się?? Ja jestem zadowolony!