Traveller’s Tales ponownie nie zawodzi, ale i również nie zaskakuje – ich nowy tytuł to bezpieczny produkt, stworzony w oparciu o metodę „kopiuj & wklej”.
klimat; oprawa audiowizualna; ponad 90 grywalnych klockowych pamperków; podział postaci na architektów i budowniczych; projekty poziomów; standardowa porcja „znajdziek” i ukrytych elementów do odkrycia i odblokowania; jak zawsze – kooperacja
Minusyw większości banalna, powtarzalna i na dłuższą metę nużąca; postacie nie tak wyraziste jak w przypadku innych licencji; otwarty świat gry utracił nieco swojej swobody, okazjonalne blokowanie się postaci na elementach otoczenia i czasami zawodzący system przełączania się pomiędzy nimi
Kiedy po raz pierwszy ujrzałem trailer LEGO The Movie, cieszyłem się jak dziecko. Dziecko, które właśnie dobiera się do solidnie zapakowanego pudła, dumnie prezentującego swoje gabaryty pod świąteczną choinką, a skrywającego nowiutki zestaw Lego City. Gdy jednak chwilę później uświadomiłem sobie, iż razem z filmem na półki sklepowe trafi też zapewne powiązana z nim tematycznie gra, zlał mnie zimny pot. Nawet jeśli za tę produkcję zabiorą się magicy z Traveller’s Tales, czy to aby nie o jedną grę LEGO za wiele? Dopiero co człowiek skończył odkrywać sekrety w Marvel Super Heroes i dowiedział się o nowym LEGO Hobbicie, a tu już kolejne kolckowe cudo w drodze. Nie za dużo tego? Nie za szybko? Wbrew wszelkim obawom, odpowiedź na każde z postawionych pytań brzmi „po stokroć nie!”.Ekipa z TT znów udowadnia, że na stawianiu kloca… ekhem, klocków oczywiście, zna się jak nikt w branży. W sklepach ponownie wylądował więc tytuł, który bezproblemowo rozbawi zestaw rodzic + dziatwa, ale też jak zwykle znuży mniej zagorzałych fanów marki obowiązkową dawką powtarzalności i utartych schematów.
Co za dużo to nie zdrowo...
Przy okazji recenzji Lego Marvel Super Heroes naskrobałem, iż zagrać w jedną grę z tej serii, to tak po prawdzie zagrać w nie wszystkie. Z przykrością dla jednych, a przyjemnością dla drugich ogłaszam, iż growa wersja „Przygody” tylko w nieznacznym stopniu wyłamuje się z tego schematu. Podążając za fabułą debiutującego właśnie w kinach filmu wcielamy się tu w skórę Emmeta – najzwyklejszej figurki LEGO w historii – i ze wszystkich naszych klockowych sił staramy się dopasować do przydzielonej nam roli zbawcy plastikowego świata. Oznacza to mniej więcej tyle, iż znów przedzieramy się przez szereg zróżnicowanych tematycznie poziomów (w tym przypadku dokładnie 15 sztuk), wykorzystujemy umiejętności specjalne jednej z ponad 90 grywalnych postaci i od czasu do czasu szczerzymy zęby do ekranu, w wyniku obecności obowiązkowych już dla uniwersum żartów i żarcików mniej lub bardziej wysokich lotów.
Poza standardowym przeskakiwaniem z postaci na postać w celu uporania się z wykreowanymi przez twórców wyzwaniami do rozgrywki wkradły się jednak dwie mini-gierki, wynikające z dualistycznego podziału ludzików na „budowniczych” i „architektów”. Ci pierwsi dysponują unikatową umiejętnością odczytywania i wykorzystywania pojawiających się tu i ówdzie typowych dla LEGO instrukcji obsługi, tworząc nakreślone w ich wnętrzu konstrukcje. Naszym zadaniem w tym niewątpliwie skomplikowanym procesie jest jedynie sporadyczny dobór brakującego elementu z podanej w obrotowym menu puli dostępnych klocków. Opieszalstwo bądź zły wybór prowadzi jednak do srogiego cięcia w wypłacie za wykonaną robotę.
Nieco ciekawiej prezentuje się sytuacja „architektów”, bo ci nie dość, że posiadają standardową dla wszystkich ludków moc składania pożądanej budowli z rozbitej górki wolnych kawałków (a więc budują „poza instrukcją”), to jeszcze od czasu do czasu dowalą do pieca za sprawą umiejętności całkowitego przemodelowania sporej części otoczenia i budowy czegoś naprawdę epickiego. Niestety, cały proces odbywa się tu poprzez prostackie oznaczenie kursorem trzech, z góry definiowanych i silnie podkreślonych zieloną aurą elementów - bez jakiejkolwiek dalszej, twórczej ingerencji. Wizualnie ciekawe i nawet efektowne, ale w wykonaniu prostsze od planu warszawskiego metra.
...ale od przybytku głowa nie boli
Nie licząc dwóch opisanych powyżej dodatków, cała reszta to już dowolna inna produkcja z LEGO w tytule. Co prawda otwarte na eksplorację lokacje przejściowe (tzw. huby) z wejściami do poszczególnych misji są o wiele bardziej kameralne niż w kilku ostatnich odsłonach serii, a odblokowywanym postaciom brak jest jakiejś większej charyzmy i wyrazistości, to jednak w dalszym ciągu trudno jest odmówić Przygodzie specyficznego klimatu i uroku.Obecność przerywników filmowych wyciągniętych prosto z kinowej produkcji jak i doprowadzony już do perfekcji projekt poziomów sprawiły za to, iż perypetie żółtego Emmeta śledzi się z prawdziwą przyjemnością. Sprawnie poprowadzona narracja i odpowiednie tempo rozgrywki to jedne z największych plusów LEGO Przygody.
Koniec końców coraz trudniej jest ukryć fakt, iż twórcy gier spod szyldu LEGO w dalszym ciągu kontynuują swój radosny plan jazdy na zaufanym i sprawdzonym już od lat wózku. Boję się jednak, czy radość ta nie przyćmi im zdrowego rozsądku, bo w tej konstrukcji da się wykryć coraz więcej oznak swoistego zmęczenia materiału. Mimo to, nazwanie ich pracy najzwyklejszym rzemiosłem byłoby małą zbrodnią. Czuć tu bowiem rękę fachowca, który nie spoczywa na laurach i powoli acz skutecznie doprowadza swój flagowy produkt do perfekcji. Gdyby po moim domu krzątała się dorastająca dziatwa, w LEGO Przygodę (jak i zapewne każdą kolejną grę odpowiedzialnej za nią ekipy) pocinałbym bez opamiętania. Gra jest kolorowa, radosna i dopracowana, a przy tym zmusza nasze zaśniedziałe szare komórki do umiarkowanego pobudzenia. Skąd więc tak stosukowo niska ocena? No cóż – tak po prawdzie do potomstwa nie jest mi jakoś śpieszno, a jako stary koń sprawdzonej formuły studia najadłem się już na zapas, z czego większość zaczyna powoli wychodzić mi bokiem. Jednak LEGO-fani śmiało dowalić mogą jeszcze pół oczka do oceny końcowej.
Moja ocena: | |
Grafika: | zadowalający plus |
Dźwięk: | zadowalający |
Grywalność: | dobry |
Ogólna ocena: | |
Orientacyjna cena w dniu publikacji testu: ok 95 zł | |
Komentarze
6Do teraz zastanawiam się, czy to był film poklatkowy czy doskonale udające prawdziwe klocki rendery.