Militarny zwrot
Okiem Jakuba
Jakub Janowicz
Skoro sztuczna inteligencja się waha, trzeba to wykorzystać i pozatykać węzły między układami. Postąpiłem dokładnie tak samo jak Maciej, bo w nowym Master of Orion jest to w zasadzie jedyna słuszna strategia, jeśli chodzi o obronę naszych gwiezdnych zdobyczy.
Działa Meklarów milczały, więc dozbroiłem się w nowe okręty, a na galaktycznych "skrzyżowaniach" poustawiałem wojskowe posterunki i patrole. To pozwoliło mi odeprzeć kolejne podjazdy czy to wrednych robotów, czy też kosmicznych piratów.
Ponieważ jednak jestem z natury pokojowo nastawiony do świata, spróbowałem wynegocjować rozejm z blaszanymi agresorami. Niestety, trudy te spełzły na niczym i nie pomogła tu nawet magiczna opcja dobierania propozycji, tak żeby zostały zaakceptowane.
Nie pozostało mi więc nic innego, jak zacząć inwestować nie tylko w siły zbrojne, ale i w wojskowe technologie. Na tę chwilę byłem w stanie obronić te kilka planet, które trzymałem w garści, ale nie miałem pewności, jak długo uda mi się zachować bezpieczeństwo.
Prawdę powiedziawszy, taki obrót spraw rozczarował mnie, bo przecież nastawiony byłem na knucie i ukrywanie się w galaktycznym cieniu, a tymczasem zmuszono mnie do podążania wydeptaną militarną ścieżką. Co za tym idzie, okazało się, że w nowym Master of Orion specjalizacja ras tak czy inaczej musi zejść na dalszy plan w obliczu brutalnej siły.
Na szczęście poszczególne technologie, nawet z różnych dziedzin, są ze sobą połączone w jedno drzewko, a co za tym idzie, i tak nasze inwestycje nie są tak zogniskowane, jak można by oczekiwać. Tym niemniej żałowałem, że początkowy wybór rasy nie determinuje bardziej kształtu dalszej rozgrywki.
Piórem i sztyletem
Okiem Starego zgREDa
Maciej Piotrowski
A ja jakoś nie narzekam. Jako ostatni w statystykach, z najmniejszą ilością skolonizowanych planet, niewielkim zakresem możliwego ruchu (przeciwnicy szybko mnie obskoczyli) i dość skromną armadą postanowiłem spróbować knucia i zakulisowych intryg. I tu spore, pozytywne zaskoczenie w nowym Master of Orion – całkiem ciekawie zbudowana mechanika szpiegostwa i dość zaskakująco naturalne przepychanki dyplomatyczne.
Pierwsza niespodzianka czekała na mnie zaraz po wypowiedzeniu mi wojny przez rasę ptaszorów. Niemal natychmiast skontaktowały się ze mną znienawidzone przez Jakuba robociki i z wyraźnie lepszym nastawieniem zaoferowały sojusz. Takiej okazji nie mogłem przepuścić, szczególnie, że moi nowi „przyjaciele” mieszkali znacznie bliżej wroga.
Przy okazji nie omieszkałem wysłać szpiega na odkrytą niedawno planetę ptaków i zlecić mu potrójne zadanie – od zbierania danych, poprzez infiltracje dyplomacji, po bunt mieszkańców. Oczywiście stopień ryzyka rósł z każdą kolejnym etapem, ale czym ryzykowałem? Przecież drugiej wojny mi nie wypowiedzą, no nie?
Oczywiście wcześniej obstawiłem swoje planety szpiegami, którzy zajęli się kontrwywiadem. Większość moich sąsiadów musiała zrobić podobnie, bo „kotki” i „miśki” dość szybko odkryły moje knowania na ich terytoriach.
Co ciekawe jednak żaden z nich nie posunął się dalej niż ostrzeżenie i deportacja szpiega. Wydaje mi się, że to wskutek działań Jakuba, który właśnie w tamtym czasie prowadził wojnę z Bulrathi i mocno wyprzedzał w statystkach Mrrshanów.
Zapewne gdybym grał sam, nie kontaktując się na bieżąco z Jakubem, tych drobnych niuansików bym nie zauważył. Ale nawet i bez tego w wielu miejscach dostrzegałem zmiany, które zaszły od mojego pierwszego kontaktu z grą parę miesięcy temu. Najwyraźniej odzew graczy poskutkował. Niestety, nie we wszystkich kwestiach.
Nowe spojrzenie na Master of Orion
Okiem Starego zgREDa i Jakuba
Zgodnym głosem
O tym, że reanimacja legendy tego kalibru to zadanie karkołomne, Wargaming musiał wiedzieć doskonale. W dodatku trzeba było znaleźć do tego projektu pewien wytrych. Bo jak pozostać wiernym oryginałowi, a jednocześnie innowacyjnym? Czy to jest w ogóle do zrobienia?
Postanowiono więc wiernie odwzorować koncepcję gry, przy zachowaniu jej klimatu i ogólnych zasad rozgrywki, a jednocześnie mocno uproszczono całą mechanikę. Trudno mieć to za złe specom z WG Labs. W końcu współczesny odbiorca nie jest już wychowany na grach, których trzeba było się miesiącami uczyć, bo składały się z kolumn liczb i roju pikseli.
Tak właśnie narodził się Master of Orion na miarę naszych czasów. I niejeden mógłby powiedzieć, że dlatego właśnie legend nie należy ruszać. Lata dziewięćdziesiąte się nie wrócą, a co najwyżej można zepsuć nieco podstarzały, ale jednak świetny produkt.
Z drugiej strony – takie odświeżanie ma pewien sens. Młodzi poznają klasykę gier, dobre pomysły nie gniją w lamusie, weterani z łezką w oku powspominają dawne czasy... Zaraz, zaraz. Tutaj muszę się na chwilę zatrzymać.
Weterani... No właśnie. Sęk w tym, że oni akurat nowego wcielenia Master of Orion zapewne nie powitają oklaskami. I chociaż produkcja Wargamingu jest znacznie bardziej przejrzysta, niż ostatnia cześć oryginalnej trylogii, to i tak jej nie dorówna.
Klimat oryginału, jak już wspomnieliśmy, został zachowany, dyplomacja w wykonaniu sztucznej inteligencji wygląda nie najgorzej, sporo opcji strategicznych przetrwało okrajanie tytułu z nadmiernych komplikacji... No tak, ale to nie wszystko.
Do tej listy plusów trzeba dorzucić jeszcze garść wad. Bo nie da się ukryć, że symulator kosmicznych bitew wciąż mocno kuleje (nawet jeśli zyskał dodatkowy tryb pełnej kontroli, gdzie gracz podejmuje wszelkie decyzje) i bije po oczach swoją prostotą oraz brakiem typowej walki na tury.
Komputerowi przeciwnicy, mimo że w dyplomacji całkiem bystrzy, miejscami zachowują się tak nierozsądnie, że można ich posądzać nie o sztuczną inteligencję, ale o autentyczną głupotę.
Wspomnijmy dla formalności, że do tego dochodzi również niemała paleta błędów, które zaowocowały między innymi twardym lądowaniem na pulpicie. Kiedy zestawimy ze sobą te wszystkie elementy, okaże się jednak, że Master of Orion to całkiem niezła pozycja na długie jesienne wieczory, które już za pasem.
Warto do niej przysiąść nie tylko w pojedynkę, ale też razem ze znajomymi. Bo akurat tutaj naprawdę łatwo delektować się syndromem "jeszcze jednej tury", nawet o 5 nad ranem. Trochę szkoda jedynie, że w nowym Master of Orion wciąż brakuje trybu gorących krzeseł.
Pomimo całkiem niezłych wrażeń płynących z gry nie da się ukryć, że to produkcja zaledwie dobra. Z pewnością też nie może się mierzyć ze swoim pierwowzorem. Przynajmniej na tę chwilę. Być może w przyszłości, o ile twórcom będzie nadal chciało się bawić w ulepszanie gry, nowy Master of Orion stanie z podniesionym czołem obok legendarnej „jedynki” i „dwójki”.
Na razie patrzy się na niego z przyjemnością, ale nam, weteranom, trudno będzie zapomnieć, że te jaśniejące na monitorze gwiazdy to tylko światła dawno wygasłych słońc.
Ocena końcowa:
- różnorodność dostępnych ras + dowolność tworzenia własnych
- hiponotyzująca rozgrywka
- stylowa i dowcipna warstwa wizualna
- świetne udźwiękowienie
- wyczuwalny klimat dawnego Master of Orion
- duża liczba zdarzeń losowych
- rozgrywka potrafi być wymagająca
- w wersji kolekcjonerskiej - w zestawie ze starą trylogią Master of Orion
- polska lokalizacja (kinowa)
- uproszczone zasady rozgrywki....
- ...które dla wielbicieli serii i gatunku mogą być zbyt daleko idące
- wpadki sztucznej inteligencji
- utrudniające zabawę błędy
- stosunkowo słaby system walk taktycznych
- brak możliwości zabawy w trybie "gorących krzeseł", na jednym komputerze
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
bardzo dobry - Grywalność:
dobry
Komentarze
9Uproszczone zasady rozgrywki jako zaleta...
Do czego to doszło ;)
Natomiast jeśli szukacie gry może nie idealnej w tym momencie, ale wyznaczającej nowe kierunki w kosmicznej grand strategy, to zdecydowanie radzę przyjrzeć się Stellaris.Bije ona zarówno MoO jaki ES pod względem taktycznym, uniemożliwiając właściwie bunkrowanie się i blokowanie 1-2 kluczowych układów, które zapewniają "wjazd" na nasze terytorium, a to za sprawą istnienia 3 odmiennych rodzajów napędu nadświetlnego. Owszem, są hiperlinie jak w MoO, ale jest też napęd warp umożliwiający dowolne poruszanie się po galaktyce, a także napęd nadprzestrzenny, dający szansę na wykonanie skoku z flotą niemalże w środek wrogiego terytorium. Wymusza to zupełnie inne podejście do obrony i dystrybucji naszych sił na wypadek wojny. Dodatkowo, nie zawsze optymalne i wciąż do poprawy AI ze Stellarisa, jest i tak o niebo lepsze od tego co oferuje właśnie MoO czy ES, nie wspominając już o babolach, które są w takiej np. Galactic Civilizations 3.
Wracam do rimworld i dota2 :)