Jest to prawdopodobnie jeden z najbardziej absurdalnych i bezużytecznych gadżetów jakie tylko pojawiły się w sprzedaży. Osoba, która zaprojektowała to „niezwykle przydane” urządzenie, musi mieć naprawdę potężne uszczerbki w psychice. Dlaczego? No sami popatrzcie. Oto zabawka w kształcie pieska, która po podłączeniu do portu USB zaczyna... hmm.... jak to ująć, powiedzmy, że zaczyna „trykać” port. Co więcej, to jest jedyna funkcja Humping Dog USB. Może ma rozgrzać port przed innymi pendrive'ami? Czy może być coś bardziej bezsensownego? Tak czy inaczej w kategorii „Najbardziej idiotyczne urządzenie ostatnich lat” niewyżyty piesek otrzymuje od nas 10 na 10 punktów. A tak przy okazji – zbieramy datki na przymusowe leczenie twórców tego jakże przydatnego gadżetu.
W czasie gdy wielu światowych producentów usilnie pracuje nad telewizorami i monitorami, które umożliwią oglądanie trójwymiarowego obrazu bez potrzeby posiadania specjalnych okularów, firma Toshiba próbuje zrewolucjonizować rynek swoimi błyskotliwymi pomysłami. Jednym z takich „przebłysków geniuszu” okazało się rewolucyjne, przynajmniej zdaniem jego twórców, urządzenie o wstępnej nazwie Toshiba Gaming Helmet. Zgodnie z zapowiedziami to niecodzienne ustrojstwo, oparte na idei zapomnianych już hełmów Virtual Reality i ważące niemal 3 kilogramy, miało zapewnić graczom iście kosmiczne doznania wizualne. Miało, bo na szczęście projekt ten nigdy nie wyszedł poza zaawansowaną fazę projektową. Jestem ciekaw kto chciałby założyć na głowę coś, co przypomina kineskopowy telewizor tylko po to, aby sobie pograć. Kto wie jednak – może ten pomysł sprawdziłby się podczas rozgrywki w BioShocka 2, w którym wcielamy się w postać Big Daddy’ego? Prawdziwie doskonałe złudzenie wirtualnej rzeczywistości.
Chyba nie trzeba nikogo przekonywać, że huby (rozgałęziacze) USB to urządzenia bardzo praktyczne i pomocne w redukowaniu ograniczeń wynikających ze zbyt małej ilości portów USB. Dzięki nim w każdej chwili możemy podpiąć do komputera więcej urządzeń USB, a na dodatek dostęp do nich staje się znacznie łatwiejszy. Trudno się więc dziwić dosłownemu zalewowi rynku tego typu produktami. Znaczna większość z nich to urządzenia zestandaryzowane, o określonym kształcie i funkcjonalności. Zdarzają się jednak i „perełki”, które nie dość, że przyciągają oko, to jeszcze świerzbią palce, aby popukać się nimi po głowie. USB Cow Hub to jedno z takich cudeniek. No dobra, nikt nie powiedział, że hub USB nie może być w kształcie krowy. Jeden lubi lody, a drugi kiszone ogórki z dżemem. Jeśli więc uważasz, że standardowe rozgałęziacze USB nie odpowiadają twojemu wyrafinowanemu gustowi, to polecamy tę... krowę. Niezawodna, szybka, kolorowa….i nie mam pomysłu co jeszcze. :-)
Ileż to już razy na łamach benchmarka pokazywaliśmy totalnie odjechane, przenośne pamięci flash, które swoim wyglądem albo nas czarowały, albo wywoływały uśmiech politowania. Niestety, tych drugich było znacznie więcej. Myśleliśmy więc, że przynajmniej w tej materii już nic nas nie zdziwi (szczególnie po pendrive'ie w kształcie piły spalinowej). A jednak… komuś się to udało. Hacked! The OH!*#% Flash Drive, bo tak brzmi pełna nazwa urządzenia, jest pamięcią flash w kształcie... urwanego kabla USB. Trzeba przyznać, że pomysł jest bardzo oryginalny, ale nic poza tym. Owszem, wykorzystanie takiej pamięci w miejscu publicznym z pewnością zwróci na nas uwagę, ale co z mobilnością. Noszenie „urwanego kabla” w kieszeni to nie jest szczyt moich marzeń.
Oto produkt będący szczytem pomysłowości, myśli technicznej i wyrafinowania. Podstawka kompatybilna z praktycznie dowolnym urządzeniem to coś, obok czego nie można przejść z pełną obojętnością. Stworzenie tej absolutnie niezwykłej rzeczy wymagało zastosowania technologii kosmicznej i stanowiło prawdziwe wyzwanie dla najlepszych inżynierów. Dziś można już powiedzieć, bez obawy o swoje życie, że do tej pory jedynie NASA miała dostęp do sekretnego patentu na to urządzenie. To chyba wystarczający powód, aby cieszyć się z udostępnienia tego jakże genialnego wynalazku wszystkim narodom świata. No dobra, koniec żartów. iPlunge to po prostu drewniany kijek z przyssawką przypominający mini przepychacz do rur. Ciekawe jak długo twórcy nad tym myśleli.
Choć wydaje się to nieprawdopodobne, to jednak jeszcze nie tak dawno temu telewizory z pilotami znajdowały się jedynie w sferze marzeń większości rodaków. Dziś trudno sobie wyobrazić plazmę czy LCD bez porządnego pilota. Co więcej, wiele firm oferuje specjalne piloty, które oprócz telewizora pozwalają sterować równocześnie odtwarzaczem Blu-ray, radiem, konsolą, żaluzjami, prysznicem czy bidetem. Ups, chyba lekko się zagalopowałem. Tak czy inaczej obecne piloty to bardzo złożone urządzenia. Mimo to jednak pilot to pilot, niemal zawsze wygląda tak samo – ot, czarne bądź szare pudełko z wieloma różnymi przyciskami. Twórcy The Wand Remote Control najwidoczniej doszli do wniosku, że czas z tym skończyć, bo ich urządzenie w niczym pilota nie przypomina. To raczej coś dla miłośników Harrego Pottera, którzy chcieliby siedząc przed telewizorami poudawać czarodziejów, machając różdżką i zmieniając kanał. No tak, kanał to raczej ten pomysł. Abrakadabra, ooo, jest sport.
Producenci przenośnych pamięci flash od kilku lat prześcigają się w pomysłach, by to właśnie ich projekt zwrócił na siebie uwagę potencjalnych klientów, zostawiając w tyle całą konkurencję. Jako że same rozwiązania technologiczne i pojemność to już dziś za mało, na pólkach sklepowych coraz częściej lądują na takie cudaki jak ten. Pendrive Dr. Martens nie poraża może wyglądem, ale dla fana butów tego producenta to wystarczy. Ciekawe, co na to ci najbardziej odjechani miłośnicy obuwia. Jedno jest jednak pewne - przy tym gadżecie nazwa „bootable USB drive” nabiera całkiem nowego znaczenia.
Przeciwnicy produktów spod znaku nadgryzionego jabłuszka często zarzucają im, że jest to sprzęt typowo szpanerski (+3 do lansu), za który dodatkowo słono przepłacamy. Ciekawe co by powiedzieli, gdyby ktoś wyjął przy nich iPada z obudową pokrytą... 22/24-karatowym złotem lub błysnął w oczko jednym z wielu osadzonych na nim diamentów. To idealne dla arabskiego szejka urządzenie wypadałoby jakoś szerzej skomentować, ale... milczenie jest złotem. A zresztą dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach. Szczególnie wówczas gdy ich nie mają. :-)
Pomysłowość ludzka nie zna granic, szczególnie jeśli chodzi o możliwości wykorzystania popularnego złącza USB. Oto przedstawiamy wam kolejne tego typu urządzenie, które z pewnością okaże się niezbędne dla każdego posiadacza komputera. Bo czy może być coś fascynującego niż zdalnie sterowany czołg wyposażony w wyrzutnię rakiet? Wystarczy, że do portu USB podłączamy nadajnik radiowy z anteną i już możemy sterować mobilną wyrzutnią rakiet za pomocą dołączonego do zestawu oprogramowania. Zabawka wyposażona jest w cztery rakiety, za pomocą których możemy... na przykład działać komuś na nerwy.
Jeśli szukacie prezentu dla miłośnika słuchania muzyki zawsze i wszędzie, powinniście zainteresować się tym oto rewolucyjnym gadżetem. Połączenie uchwytu na papier toaletowy ze stacją dokującą dla iPoda i głośnikami to pomysł godny szeregu nagród za innowacyjność i rozwój technologii użytkowej. Ale tak na poważnie – czy wiecie, że produkt ten faktycznie znajduje się w sprzedaży? I to w cenie potafiącej przyprawić o palpitację serca – od 100 do 200 dolarów!!! Dalszy komentarz w tej sytuacji staje się zbędny.
Jak głosi legenda, nigdy nikomu nie uda się wykorzystać wszystkich funkcji doskonałych szwajcarskich scyzoryków. My wiemy, że to tylko przechwałki, bo MacGyver i to potrafił. Najwyraźniej jednak producent najsłynniejszych na świecie wielofunkcyjnych scyzoryków uznał, że należy iść z duchem czasu i wyposażyć je w kolejne, niesamowicie przydatne opcje. Dodano więc latarkę opartą na diodach LED oraz pamięć flash i to z czytnikiem linii papilarnych. Co więcej, zawartość przenośnej pamięci jest dodatkowo szyfrowana za pomocą 256-bitowego algorytmu AES. Nie ma to jak mieć jedno urządzenie do wszystkiego.
Palenie papierosów to - nazwijmy to po imieniu – śmierdzący nałóg. Jak mocno zatruwa on środowisko mogą przekonać się nałogowcy pracujący w oparach dymu przy komputerze. I właśnie dla takich osób przygotowano popielniczkę podłączaną do portu USB, która nie tylko zapobiegnie rozrzucaniu wszędzie popiołu z papierosa, ale i uchroni miejsce pracy przed totalnym zakopceniem. Przynajmniej tak zapewnia producent tego nowatorskiego urządzenia. A wszystko dzięki zastosowaniu filtra oraz wentylatora, który zasysa dym do środka. Brzmi nieźle? Może i tak, ale wygląd ma koszmarny.
Czy kiedykolwiek korzystanie z laptopa w miejscach publicznych sprawiało wam problem? Brak prywatności, zaglądanie przez ramie czy uporczywe wpatrywanie się siedzącej naprzeciw babci w szykownym berecie to w takich sytuacjach norma. Mało kto jest w stanie coś takiego wytrzymać dłużej niż 10 minut, a wówczas awantura gotowa. I właśnie dla pozbycia się takich nieprzyjemnych sytuacji wymyślono Private Laptop Viewer. Od tej chwili możemy surfować w sieci, wyszukując nawet te najbardziej gorszące treści i nikt nie będzie miał pojęcia czym się aktualnie zajmujemy. Niestety, dotyczy to też naszych rąk. O tym najwyraźniej nie pomyśleli twórcy tego cudownego kołnierza. I choć nie wiemy, czy projekt doczekał się realizacji, jego użyteczność wydaje się mocno dyskusyjna. Nieco odstrasza nas bowiem fakt, że znając nasze polskie realia użytkownik tego gadżetu mógłby szybko zostać odesłany na przymusowe badania psychiatryczne.
Czy pamiętacie jak reklamowany był Microsoft Kinect? „To ty jesteś kontrolerem”, słyszeliśmy przy każdej nadarzającej się ku temu okazji. I coś w tym jest, skoro wykorzystanie nowego ruchowego kontrolera giganta z Redmond faktycznie pozwoliło na sterowanie grami bez pomocy dodatkowego sprzętu. Wystarczą gesty i ruchy naszego ciała. Najwyraźniej jednak nie do każdego dotarła ta informacja, bo oto w zeszłym roku na amerykańskich półkach sklepowych pojawił się specjalny ponton do Kinecta. Co w nim takiego specjalnego? Ano zupełnie nic. To najzwyklejsza pompowana łódka, którą po zabawie możemy zabrać nad jezioro. Po co więc mamy ją kupić naszym dzieciom? Żeby zintensyfikować doznania płynące ze spływu pontonowego w grze Kinect Adventures. Większego absurdu wymyślić chyba nie można.
Jeśli mało wam bezsensownych kontrolerów to oto kolejny, wyjątkowy przykład totalnego zmęczenia i braku polotu konstruktorów tego typu urządzeń. Elektroniczna deskorolka dołączana do gry Tony Hawk: RIDE od początku wzbudzała wielkie emocje wśród graczy. I bynajmniej nie chodziło tu o jej potencjalne możliwości. Proste wychylanie się na boki na kawałku plastiku miało zastąpić wyczesane deskorolkowe triki? To nie mogło się udać. Gadżet okazał się wielkim niewypałem, w każdym razie dla zapalonych fanów deskrrolkowego szaleństwa, bo psy pokroju tego na zdjęciu bawiły się przy tym świetnie. No cóż, absurd goni absurd.
W branży gier absurdalnych projektów jest na pęczki. Dziwaczne gry, specjalne kontrolery, nakładki czy szalone akcesoria to coś, do czego zdążyliśmy już się przyzwyczaić. Szczególnie, że sporo zwariowanych pomysłów zrodziło się w Japonii, która dla wielu jest zupełnie niezrozumiała. No cóż, co kraj to obyczaj. Świetnym tego przykładem jest prezentowany właśnie kontroler stworzony tylko w jednym celu – aby zapewnić jeszcze lepsze doznania podczas gry w Dragon Quest Monsters: Battle Road Victory. Zastanawiacie się pewnie do czego służy ta stylizowana na rękojeść miecza gała, prawda? Otóż nie jest to joystick, a specjalny finiszer pozwalający na dźganie wirtualnym mieczem napotykane potwory.
Na koniec zostawiliśmy coś specjalnego – baterie napędzane …. moczem. Tak, tak, dobrze przeczytaliście. W dobie kurczących się zapasów energii, wybuchających elektrowni atomowych i ogromnych kataklizmów warto mieć przy sobie pewne źródło prądu. Czymś takim są właśnie baterie NoPoPo (nie wiem co myśleliście rozszyfrowując ten skrót, ale oznacza on Non-Polution-Power). Mieszanka magnezu i węgla, która znajduje się w tych bateriach wchodzi w reakcje z płynami takimi właśnie jak mocz, generując prąd elektryczny. Brzmi rozsądnie, prawda? Gorzej jeśli przyjrzymy się w jaki sposób baterie te są ładowane. Potrzebna jest malutka pipetka, którą wstrzykujemy mocz (lepiej nie roztrząsać skąd go bierzemy) do baterii. Ilość ładowań – od 2 do 5. Niestety nie wiadomo od czego zależy żywotność tych baterii, a ja nawet boje się o tym myśleć…
Komentarze
29DLACZEGO TAK JEST? (pytam o to 1 kwietnia).
Gdzie jest wolny, wspólny rynek?...