Najlepsze mini seriale na Netflixie do obejrzenia w weekend (lub długi wieczór)
Nie zawsze ma się ochotę na niekończące się seriale liczące po kilkadziesiąt odcinków. Czasem lepszym wyborem jest miniserial, który szybko wciąga, sprawnie się rozwija i kończy się zanim zdąży znużyć.
W zależności od tego, ile mamy czasu i na co mamy ochotę, można zdecydować się na jeden z polskich seriali na Netflixie, ekranizację gier wideo lub film SF. Możliwości jest ogrom, zresztą czasem ten wybór jest zbyt duży, co powoduje, że trudno się zdecydować na coś konkretnego. Traci się wówczas mnóstwo czasu na przewijanie oferty serwisu w poszukiwaniu najbardziej odpowiedniego tytułu.
Kolejny raz wychodzimy Wam zatem naprzeciw i ułatwiamy życie. W tym artykule zebraliśmy krótkie seriale. Produkcje liczące kilka odcinków stanowiących zamkniętą całość. W sam raz do obejrzenia w długi wieczór, bezsenną noc lub spokojny weekend. Oczywiście zawsze można też w jeden wieczór łyknąć wszystkie odcinki nowego sezonu "Domu z papieru", co zresztą jego fani zapewne zrobili. Sam tytuł oczywiście nijak się ma do kategorii miniseriali, ale w sekcji binge-watching ma zdecydowanie jedną z mocniejszych pozycji.
Mini seriale mają tę zaletę, że szybko wciągają w wykreowany świat, a jednocześnie nie trwają zbyt długo. Dzięki temu frajda i przyjemność z ich oglądania utrzymuje się przez cały czas, znużenie nie zdąża się pojawić, a twórcy fabuły mogą odpowiednio ją pogłębić i opowiedzieć znacznie szerzej niż w przypadku klasycznego filmu.
Właśnie jako taką rozbudowaną wersję filmu można mini seriale traktować. Oczywiście jest również ryzyko, że więcej miejsca i czasu na ekranie może mieć negatywny wpływ na tempo narracji i niepotrzebne wypełniacze, ale od tego już jesteśmy my, aby ostrzec was przed takimi tytułami.
Najlepsze mini seriale na Netflix
- Gambit Królowej
- Unorthodox
- The Eddy
- Godless
- Russian Doll
- Jak nas widzą
- Spy
- Grace i Grace
- Maniac
- Ostatni taniec
Gambit królowej - 7 odcinków
Chyba nie mogę zacząć od innego serialu niż największego hitu ubiegłego roku. "Gambit królowej" okazał się (nie)spodziewanym hitem platformy i jednym z lepszych tytułów, jakie Netflix zaoferował swoim widzom w pandemicznym roku. Dlaczego nie do końca spodziewanym? Chyba niewiele osób spodziewało się, że opowieść osnuta wokół szachów może okazać się tak wciągająca, angażująca i budząca emocje. Twórcy serialu znaleźli jednak na to przepis, którego głównym składnikiem jest oczywiście charyzmatyczna postać głównej bohaterki. Kryjąca w sobie szachowy geniusz i łącząca młodzieńczą niepokorność, seksapil i przebojowość postać grana przez Anya Taylor-Joy przykuwa wzrok do ekranu i nie pozwala odejść choćby na chwilę. Trzeba się przecież przekonać, czy zdoła pokonać swojego arcyprzeciwnika, którego gra Marcin Dorociński. Siedem odcinków trzyma tempo i zgrabnie spina wszystkie wątki, dzięki czemu seans jest więcej niż satysfakcjonujący.
Unorthodox - 4 odcinki
Klasycznym przykładem miniserialu jest "Unorthodox". Ta licząca zaledwie cztery odcinki historia oparta jest na autobiograficznej powieści Debory Feldman i opowiada o losach młodej Żydówki, która decyduje się wyrwać z zamkniętej ultraortodoksyjnej społeczności. Nie jest to proste, gdyż jako kobieta nie ma praktycznie żadnych praw i swobody. Jej życie jest sterowane przez rodziców i starszyznę religijną, co oznacza bezwzględne posłuszeństwo. Przejawem tego jest m.in. aranżowanie małżeństw, całkowite podporządkowanie mężowi i brak przestrzeni dla siebie samej i swoich pragnień i marzeń. Historia Esty jest wstrząsająca i przejmująca do szpiku kości. Jeśli jeszcze nie mieliście okazję jej zobaczyć, to gorąco zachęcam.
The Eddy - 8 odcinków
Przyznaję, że na ten tytuł czekałem ze sporymi oczekiwaniami. W końcu nie co dzień ma się okazję zobaczyć polską aktorkę grającą jedną z głównych ról w obrazie oscarowego reżyseria. Dokonała tego Joanna Kulig, która zachwyciła świat rolą w "Zimnej wojnie", czego efektem był angaż do serialu Damiena Chazelle (zdobywcy Oscara za "La la land"). "The Eddy" to kolejna podróż w świat muzyki i jazzu, w jaką reżyser nas zabiera. Tym razem lądujemy w Paryżu, w tytułowym klubie, gdzie śledzimy losy utalentowanego pianisty starającego się pozbierać swoje życie, rodzinę i zespół w coś, co można nazwać całością. Każdy z ośmiu odcinków opowiada o losach innego członka zespołu, co może wprowadzać nieco chaosu w opowiadaną historię, ale czyż właśnie nie tym właśnie jest jazz? Muzyka opierająca się na sztuce improwizacji świetnie oddaje to, jak nieprzewidywalne bywa życie i ludzkie losy. Jak bardzo trzeba być elastycznym i umieć dopasowywać się do zmieniających się okoliczności. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to opowieść dla każdego, ale nie sposób odmówić twórcom ambicji i sprawności warsztatu oraz świetnej oprawy muzycznej. Ja odnalazłem tutaj również klimat i autentyczność historii poszczególnych postaci.
Godless - 7 odcinków
Czy mamy tutaj fanów westernu? Kto zagrywał się (lub wciąż to robi) w Red Dead Redemption 2? Dla tych wszystkich oraz przede wszystkim dla miłośników ciekawych historii mam kolejną propozycję. Niech za pierwszą rekomendację posłuży nazwisko Scott Frank. Wciąż nic? No to może "Gambit królowej"? Tak, to właśnie on stoi za sukcesem szachowego miniserialu. W "Godless" lądujemy na Dzikim Zachodzie, a to oznacza sporą dawkę przemocy, mocno zarysowanych postaci i walki dobra ze złem. Jest czarny charakter świetnie zagrany przez Jeffa Danielsa, jest utalentowany rewolwerowiec i jest miasto zamieszkałe niemal wyłącznie przez kobiety. Jak do tego doszło, wiem, ale oczywiście nie zdradzę, ale jasne jest, że losy tych wszystkich postaci muszą się oczywiście przeciąć. Jak to w westernie nie braknie strzelanin, efektownych pojedynków i zgranych dzikozachodnich motywów podanych na nowy sposób. Warto.
Russian Doll - 8 odcinków
Lubicie "Dzień świstaka"? Pytanie retoryczne - czy jest ktoś, kto go nie lubi? W takim razie koniecznie musicie zobaczyć "Russian Doll". Jest to bardzo udana wariacja na temat motywu pętli czasowej. O ile jednak Bill Murray to chodząca definicja postaci wzbudzającej sympatię, tak Nadia (grana przez rewelacyjną Natashę Lyonne) jest na drugim biegunie tej skali. Jest bezczelna, arogancka, wulgarna, ale też rozkosznie ironiczna i obdarzona wyjątkowo czarnym poczuciem humoru. Słowem - doskonała bohaterka do tego, aby ginąć na dziesiątki różnych sposobów. I właśnie to będzie robić. Uparcie dążąc do wyrwania się z przeklętego zapętlenia, pakować się będzie w dziwaczne sytuacje, aby za każdym razem ocknąć się w środku pewnego przyjęcia i zacząć raz jeszcze. Będziemy jej kibicować przez osiem odcinków, ale ponieważ trwają one nie więcej niż pół godziny, jest spora szansa, że całą historię poznamy w jeden wieczór. No prawie całą, bowiem twórcy zapowiedzieli drugi sezon. Dopóki go jednak jeszcze nie ma, wciąż można traktować "Russian doll" jako mini serial.
Jak nas widzą - 4 odcinki
Kolejny tytuł, którego po prostu nie wypada nie znać. Uprzedzam jednak, że nie będzie to lekki, łatwy i przyjemny seans. To opowieść na faktach przedstawiająca losy piątki czarnoskórych chłopaków, którzy niesłusznie zostali oskarżeni, a przede wszystkim skazani za coś, czego nie popełnili. To wstrząsająca historia pokazująca jak systemowy rasizm, uprzedzenia i łatwość w ferowaniu wyroków jest w stanie zniszczyć ludzkie życie. Kiedy system nie działa właściwie, każdy, kto nie mieści się w akceptowanej większości, jest narażony na to, by stać się ofiarą bezdusznej machiny wymierzającej "sprawiedliwości".
The Spy - 6 odcinków
Borat szpiegiem? Czy to ma prawo się udać? Cóż, nie tylko może, ale się udało. "The Spy" to kawał solidnie opowiedzianej historii, która opiera się na prawdziwych (choć fabularyzowanych) wydarzeniach. Zamknięty w sześciu odcinkach miniserial zapoznaje nas z Elim Cohenem, izraelskim szpiegiem, który przenika na teren Syrii. Lawirując między prawdą a kłamstwem, żyjąc w ciągłym niebezpieczeństwie, służy swojej ojczyźnie, płacąc za to bardzo wysoki rachunek. Jeśli nie zdawaliście sobie dotąd sprawy, jak sprawnym aktorem jest Sacha Baron Cohen, to "The Spy" ostatecznie was o tym przekona. Wykreowana przez niego postać jest autentyczna, budzi emocje i przyciąga do ekranu niczym magnes.
Grace i Grace - 6 odcinków
Dla fanów historii zamkniętych w formie miniserialu godnym polecenia jest również produkcja "Grace i Grace". To niejednoznaczna opowieść o służącej skazanej na dożywocie za zabójstwo swojego pracodawcy. Serial nieustannie myli tropy, dając duże pole do popisu wyobraźni i domyślności widzów. Czy główna bohaterka jest faktycznie winna zarzucanych jej czynów? Czy może w całej historii jest drugie dno? Serial jest doskonale zrealizowany z dużą dbałością o historyczne detale, a przy tym świetnie i przekonująco zagrany. Dla miłośników prozy Margaret Atwood (autorka książkowego oryginału i zarazem producentka serialu) to pozycja obowiązkowa.
Maniac - 8 odcinków
Warto też dać szansę miniserialowi "Maniac". Opowiada o dwójce zagubionych życiowo młodych osób (Emma Stone i Jonah Hill), którzy biorą w eksperymentalnym badaniu nowego leku na schizofrenię i inne zaburzenia. Rzeczywistość nieustannie miesza się tu z fikcją, wspomnienia z halucynacjami, a na tej drodze główni bohaterowie są równie zagubieni jak widzowie. W formie krótkich odcinków zdołano z powodzeniem połączyć wiele gatunków filmowych - od sci-fi, przez fantasy, aż po kino akcji. Ciekawy eksperyment, który dobrze znać.
Ostatni taniec - 10 odcinków
Na koniec coś, co może trudno nazwać miniserialem, bo liczy aż 10 odcinków, ale pozwolę sobie nieco nagiąć reguły (tylko nieznacznie - sam obejrzałem całość w jeden weekend). "The last dance" to niepowtarzalna okazja cofnięcia się w czasie do momentu, kiedy Michael Jordan i Chicago Bulls byli na szczycie NBA. Towarzysząc im przez cały ostatni wspólny sezon, poznamy mnóstwo historii najważniejszych graczy (z Jordanem na czele), zakulisowych rozgrywek i nieznanych faktów, o których kibice wówczas nie mogli mieć pojęcia. Przede wszystkim będziemy mogli podziwiać, jak kiedyś wyglądała rywalizacja na parkietach NBA, a patrząc na dzisiejsze standardy, można pokusić się o stwierdzenie, że był to zupełnie inny sport. Znacznie bardziej kontaktowy, ostry i dynamiczny, gdzie liczyło się coś więcej niż sprawność w rzucaniu za trzy punkty.
Dobre mini seriale na Netflix
Oczywiście to nie wszystkie krótkie seriale, które warto obejrzeć na Netflixie. Mój wybór jest mocno subiektywny, dlatego jestem pewien, że w komentarzach pojawią się dodatkowe propozycje tytułów szczególnie godnych uwagi. Sam zresztą na to liczę, bo wartościowych rekomendacji nigdy za wiele.
Komentarze
9Dodałbym kilka innych tytułów, ale są dostępne na innych platformach streamingowych.
Serwisy typu NF mają wadę polegającą na braku szerokiej oferty dobrych pozycji, zazwyczaj mają po kilka przyciągających tytułów i masę wypełniaczy słabej jakości.
Na szczęście łatwo się z subskrypcji tych serwisów rezygnuje. Ja przeszedłem na "model mieszany" z NF, HBO i Amazonem. Subskrybuję dany serwis na 1-2 miesiące, po czym zazwyczaj robię przerwę z VOD, a następnie subskrybuję na podobny czas kolejny. Średnio wracam do danego VOD co rok, co pozwala oglądać tylko najlepsze wybrane pozycje.