Kosztowne wróżenie z kart
Chciałbym, żeby druga część recenzji była trochę cieplejsza w wymowie, ale twórcy nie dali mi wyboru. Może zacznijmy od tego, że loot boxy są obecne w grze pod nazwą Dostaw, w których znajdujemy rozmaite modyfikacje pojazdów.
Równocześnie po wyścigu losujemy tak zwane karty Speed, którymi następnie dopakowujemy swoje fury. Te są jak najbardziej przypadkowe, i nigdy nie wiadomo co nam się trafi. Raz może być to premia do hamowania, innym razem do przyspieszenia bądź nitro.
Karty w Need for Speed: Payback uzyskujemy wygrywając wyścigi, ale możemy je także kupić... oczywiście za realną gotówkę. No, ale przecież nie trzeba ich kupować, prawda? No nie, nie trzeba. I tak naprawdę wszystko rozbija się o naszą cierpliwość, to ile czasu możemy poświęcić na żmudne powtarzanie tych samych wyzwań.
A jak ów system kart sprawdza się w praktyce? Za każdy wygrany wyścig dostajemy kartę Speed i kilkanaście tysięcy dolarów do wydania na fury. Moj Buick dość długo czekał zanim mu zajrzałem pod maskę, a kiedy już to zrobiłem jego poziom wzrósł o kilkanaście punktów, co bardzo szybko dało się odczuć w prowadzeniu.
Niestety wiele wyścigów wciąż miało zalecany poziom o wiele wyższy niż ten mojego auta, co przekładało się na szybszych konkurentów i ciągłe porażki. To rzeczywiście może irytować. Z drugiej strony, dobrze że twórcy nie blokują nam możliwości startu w wyścigach samochodami o kilka klas słabszymi.
W tym miejscu warto zwolnić, bo jak widzicie zachęcanie graczy do kupowania kart za własne pieniądze jest aż nadto ordynarne. Bez tego samochody modyfikuje się dość długo, co więcej gotówki nie zarabiamy w grze aż tyle, żeby mieć jej ciągłą nadwyżkę. Gdyby można było brać kredyty u wirtualnego lichwiarza byłbym pewnie pierwszy w kolejce :)
Niestety, jeszcze gorzej wygląda sytuacja z samochodami kupowanymi w salonach. Te kosztują krocie, zwykle powyżej 100.000 dolarów, a perełki od Lamborghini nawet i trzykrotność tej kwoty. Nie ma zmiłuj i jeśli chcecie się pościgać takim Aventadorem to albo wykładacie kasę z portfela, albo żmudnie ciułacie rekordy prędkości na fotoradarach. Czy trzeba dodawać coś więcej? W grze, za którą już raz płaciliśmy, i to nie mało, twórcy bez żenady sięgają do naszych kieszeni.
Nie da się ukryć, że nie jest to system skrojony pod graczy, a pod wyciąganie z nich kasy. Jednak skutecznie da się go przytępić obniżając poziom trudności rozgrywki (co ułatwia wygrywanie zawodów). Naprawdę, to działa.
Poza tym zarabianie wirtualnej gotówki nie przychodzi z wielkim trudem. Wystarczy wygrać jedne zawody plus zaliczyć kilka dodatkowych wyzwań, aby zarobić kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Niestety szybko nie dorobimy się w ten sposób żadnej nowej fury, a tylko dopakujemy tę już posiadaną.
Mnie osobiście tak bardzo ów system mikropłatności nie przeszkadzał, bo z natury jestem łazikiem i przemierzanie rozległego świata Need for Speed: Payback dawało mi naprawdę sporą przyjemność. Wymaga to jednak zupełnie innego podejścia do gry.
Zamiast się ścigać zwiedzamy, podziwiamy widoki, szukamy nowych wyzwań i tak dalej. Dzięki silnikowi Frostbite gra prezentuje się całkiem nieźle, a dynamiczny cykl doby to miłe urozmaicenie wobec nieskończonej, deszczowej nocy obecnej u poprzednika.
Niestety spędzanie czasu za kółkiem utrudnia fatalny model jazdy. Ja wiem, że Need for Speed: Payback to arcadówka, gdzie pokonujemy zakręty pędząc 200 kilometrów na godzinę, ale z obecnym tu modelem jazdy jest coś naprawdę nie w porządku.
Widać, że nastawiony jest na drifting, ale to nie tłumaczy dlaczego samochody prowadzą się jak wozy z węglem. Pokonywanie zakrętów to jakiś koszmar. Wystarczy chwila, aby obróciło nami o 180 stopni, albo żeby samochód zatrzymał się w poprzek łuku. Autentycznie. Zero frajdy. To nie jest żadne luzacka zręcznościówka, tylko wadliwy, niedopracowany model prowadzenia.
I to właśnie ten aspekt Need for Speed: Payback rozczarował mnie najbardziej. Twórcy zawalili sprawę w kluczowym elemencie gry jakim jest czerpanie przyjemności z jazdy. Owszem, fabuła jest głupia, przestylizowana i efekciarska, system mikropłatności irytujący, ale to wszystko mija w momencie kiedy wyjeżdżam swoim odrestaurowanym Fordem Mustangiem 1965 na trasę i cieszę się jazdą... aż do najbliższego zakrętu.
To nie tak, że wyciąganie pieniędzy od graczy jest mniejszym problemem. Po prostu nie jest jedynym, a i bez dopłacania do gry dałoby się z Need for Speed: Payback czerpać przyjemność. Niestety odechciewa mi się w momencie, kiedy przegrywam wyścig za wyścigiem, ponieważ moje Audi nie daje się normalnie prowadzić.
Szybcy i kiepscy
To mogła być całkiem udana produkcja, gdyby trochę stonowano fabułę i ułatwiono graczom zarabianie wirtualnej gotówki. Jeżdżenie po górskich autostradach o zmierzchu potrafi zauroczyć i dać mnóstwo przyjemności. W zasadzie dla mnie Need for Speed: Payback mógłby się ograniczyć wyłącznie do zwiedzania pustkowi, ponieważ samo Fortune City jest tak samo nudne (i puste) jak growa opowieść.
Niestety, od strony audio Need for Speed: Payback wypada równie blado. Ścieżka dźwiękowa jest mdła i poza jednym, czy dwoma kawałkami naprawdę nie miałem w niej czego szukać. Na szczęście muzykę w grze można wyłączyć. Jest trochę trudniej jeśli chcielibyście zrezygnować z polskiej lokalizacji i posłuchać drewnianego slangu bohaterów w oryginale.
Czemu ? Bo, aby usłyszeć oryginalną ścieżkę dialogową musimy zmienić język całego systemu konsoli, inaczej gra będzie automatycznie zlokalizowana w języku polskim.
Mimo wszystko przydałaby się taka opcja w ustawieniach samej gry. Jeszcze pół biedy, gdyby sam dubbing był znośny, a niestety taki nie jest. Niewiele wnosi obecność takich postaci jak Joanna Jędrzejczyk czy O.S.T.R. skoro ewidentnie słychać, że wszyscy starają się trochę za bardzo.
O dziwo, wszystko to pasuje jednak do ogólnej, przesadzonej fabuły i jeśli komuś nie przeszkadza taka stylizacja powinien się bawić lepiej ode mnie. Niestety, jeśli nie podoba się wam pomysł na rozgrywkę polegająca na szwendaniu się po mapie, jeśli bardziej od podziwiania widoków chcecie się ścigać i przepychać wściekle na trasie odejmijcie jeden punkt od głównej oceny.
Need for Speed: Payback jako całość to chybiony projekt. Wielka szkoda, że zamiast nad modelem jazdy skupiono się na wszystkim, tylko nie na nim. Gra błyszczy dopiero tam, gdzie zbytnio nie wtrącali się twórcy, w tych długich momentach kiedy jesteśmy na trasie tylko my i nasz wóz. Szkoda, że zapomniano, że w Need for Speed od zawsze chodziło o prędkość, a nie o pieniądze.
Ocena końcowa:
- dający poczucie wolności otwarty świat
- odczuwalny tuning osiągów
- mnóstwo aktywności pobocznych
- sporo samochodów do odblokowania
- urzekające widoki
- niezła oprawa wizualna
- nastawienie na mikropłatności
- uporczywy grind
- wołający o pomstę do nieba model jazdy
- słabiutka fabuła
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
dostateczny - Grywalność:
dostateczny
Komentarze
19Byle kasa się zgadzała :) Po co mają zmieniać coś, co przynosi zyski... To samo jest z innymi "tasiemcami", CoD itp.
Głównie do czego chciałem się odnieść jeśli chodzi o autora artykułu , sporo krytyki w pana ocenie, a w gry online Giera ma zaniżona ocenę w porównaniu chociażby do ps4 .
The Crew owszem jest niezła ale jakoś mnie niezbyt przekonała, czekam na the crew 2 co pokarze ;
Forza Horizon 3 np jest tylko na xboxa, i posiadaczy win 10, niestety wyrzuciłem nowy system , ponieważ do zadań profesjonalnych kompletnie się nie nadaje ; także win 10 tylko dla ludzi wykorzystujących komputer do rozrywki ; a wiec pozostaje nam tak naprawdę Project cars zwłaszcza cz. 2 z fajnych tytułów , a pozatym mamy Gran turismo sport ale to tylko na ps4 , no i Nascar
ale dla mnie gry w których wyłącznie lub głownie można jeździć w kółko po torze wyścigowym to porostu nuda , dlatego nigdy tez nie chwycę za F1 .
Pozdrawiam ludzi których naprawdę stać na gry i potrafią czerpać z udanego zakupu pełna satysfakcje . I niestety ale może trzeba mieć wolny zawód jak ja żeby pocisnąć dzień po dniu w fajna grę zęby w pełni czerpać satysfakcje heheh
Jednym slowem jeden wielki skok na kase gdzie zeby pograc duza iloscia samochodow lub odpicowac sobie 3-4 samochody nalezaloby wydac na dodatki 2 krotnosc ceny samego tytulu. Czy to juz nie jest zlodziejstwo? Niestety sprawa rozbija sie o podejscie ludzi do tego typu akcji.
Obserwuje co raz czesciej zjawisko, pt SNOB - ludzie ktorzy maja pieniadze, koniecznie musza w kazdy mozliwy sposob pokazac innym ze sa "lepsi" i to samo wpajaja dzieciom, dlatego kupia im wszystko chocby bylo najdrozsze. Egoizm zaczyna byc wartoscia najwyzsza, a cierpia na tym ci rozsadni klienci. Skoro kupa ludzi daje sie wciagnac w takie gierki kupujac np smartfony na kredyt, to producenci zacieraja rece i podbijaja ceny, smiejac sie ze te snoby daja sie tak doic. No coz, wolnoc Tomku w swoim domku...