Szybka akcja przed pracą
Niektórym graczom może być trudno wyrobić sobie opinię na temat estetycznej wartości prezentowanych w Overwatch map. Głównie dlatego, że trudno znaleźć dłuższą chwilę na ich podziwianie. Mecze są rozgrywane błyskawicznie, a do tego są tak napakowane akcją, że nie sposób zrobić postoju na oglądanie widoczków.
Jedni uznają to za zaletę, inni za wadę, ale rzadko kiedy partyjka w Overwatch trwa dłużej, niż kwadrans. Chociaż występuje tak zwany syndrom „jeszcze jednego meczu”, tęskni się czasami za dłuższą strzelaniną.
Szkoda, że nie pokuszono się o zaprojektowanie ogromnych misji do kooperacji, jakie widywaliśmy w kultowym Destiny albo cieplutkim jeszcze Battlebornie. Oczywiście, rozumiem argument, który mówi o tym, że Overwatch to w zamyśle zupełnie inna produkcja, adresowana do odmiennej grupy graczy i że musi uwzględniać specyficzne tylko dla niej potrzeby czy preferencje.
Jednak na tę chwilę sytuacja rysuje się w taki sposób, że przy Overwatch świetnie będą się bawić osoby, które mają ochotę na szybką bieganinę między punktem A i B, zanim same „w realu” pobiegną do pracy. Długodystansowcy pozostają skazani na rozgrywanie całych serii błyskawicznych meczy.
Rodzi się pytanie, czy taka formuła mimo wszystko podbije serca graczy (zwłaszcza tych bardziej wymagających) czy raczej negatywnie wpłynie na żywotność tytułu. Trzymam kciuki, żeby zwyciężyła ta pierwsza opcja, bo Overwatch zdecydowanie zasługuje na szacunek FPS-owych zapaleńców.
Bilans balansu
Overwatch pierwotnie miał być darmowym tytułem z systemem mikropłatności. Jednak, jak dobrze wiedzą wszyscy, którzy po ten produkt sięgnęli lub zamierzają to zrobić, stało się zupełnie inaczej.
Bez pogrzebania w portfelu się nie obędzie! Uzasadnienie? Jak twierdzili twórcy, tylko takie rozwiązanie marketingowe może zagwarantować odpowiedni balans drużyn.
A na tym ostatnim Blizzardowi zdaje się szczególnie zależeć. Do tego stopnia, że przed rozpoczęciem każdego meczu otrzymujemy wskazówki, jakie postaci powinny znaleźć się w drużynie, tak żeby przeciwnik nie zbił nas na kwaśne jabłko już w pierwszych sekundach rozgrywki.
Niestety, podążanie za tymi podpowiedziami nie zawsze się opłaca, a zrównoważenie drużyn często jest jakimś mglistym ideałem, który nijak nie przystaje do rzeczywistości. Nie raz byłem członkiem składu, który z największym namaszczeniem rekrutował pełniących różne role żołnierzy, żeby koniec końców zostać zmiażdżonym przez bandę czterech identycznych konusów z przenośnymi cekaemami.
Widać to również na poziomie porównań między poszczególnymi postaciami. Różnią się one między sobą nie tylko rolami, jakie pełnią na polu bitwy, ale też siłą uderzeniową.
Nie mam tutaj na myśli tego, że snajper będzie zadawał większe obrażenia, a „tank” posiadał lepszą tarczę. To byłoby zupełnie zrozumiałe i naturalne. Sęk w tym, że niektóre postacie, takie jak chociażby migająca w czasie i przestrzeni Smuga, zdają się zostawiać w tyle całą resztę rywali.
Jak widać, mimo prób zlikwidowania problemów z balansem jeszcze przed premierą, wciąż można zauważyć pewne niedopatrzenia. Trudno to jednak uznać za poważniejszą wadę Overwatch, bo kolejne łatki mogą sprowadzić wszystkich do jednego poziomu równie skutecznie jak swego czasu uczynił to Robespierre za pomocą swojej gilotyny.
...i jeszcze skarpetki od cioci Jadzi
Zanim zabrałem się za sieciowe mecze, przeszedłem tutorial. Tak, pochwalę się tym! A co, nie wolno? Owszem, było to zadanie banalnie proste i beznadziejnie nudne, ale i tak uważam, że zasługuję na nagrodę za jego wykonanie. A ponieważ Blizzard nie odpalił mi za to żadnego trofeum, muszę się dowartościować we własnym zakresie.
Pomyślicie, że jestem jednym z tych, którzy tylko czekają aż konsola piknie lub Steam da o sobie znać i pojawi się tabliczka obwieszczająca, że oto w moje ręce wpadł kolejny pucharek. Nic bardziej mylnego! Co nie zmienia faktu, że – tak jak chyba każdy gracz – lubię być nagradzany za swoje postępy.
Przyznanie mi chociaż malutkiego brązowego trofeum za ukończenie szkolenia wydało mi się tak oczywiste, że jego brak naprawdę mnie oburzył. I nie roztrząsałbym tego na łamach recenzji, gdyby nie fakt, że był to pierwszy zwiastun całkiem sporego mankamentu Overwatch.
Jak się okazuje, twórcy spod znaku zamieci nagradzają nas za udział w kolejnych bojach równie hojnie, jak ZUS za regularne uiszczanie składek. Niby dostajemy z każdym nowym poziomem skrzynkę pełną fantów, ale znajdujemy w niej jedynie nowe pozy bohaterów, wypowiadane przez nich kwestie, godła do malowania na ścianach (których na polu bitwy i tak nie użyjemy, bo nie ma na to czasu) czy – w najlepszym razie – skórki postaci.
Prawdę powiedziawszy, taki zestaw jest w stanie podniecić chyba tylko największych blizzardowych fanów. Rozumiem, że niełatwo było wymyślić coś oryginalniejszego (przy takiej koncepcji gry nie sposób odpalić nam, dajmy na to, nową pukawkę), ale to, co dostajemy teraz, cieszy tak, jak skarpetki sprezentowane pod choinkę przez dalekiego krewnego.
Dodatkową nagrodą jest wprawdzie możliwość zwycięstwa w plebiscycie na najlepszego gracza meczu, ewentualnie powtórka pokazująca najskuteczniejsze zagranie w danej partii, ale i to wciąż trochę za mało.
Niektórzy powiedzą, że przecież ekscytująca rozgrywka sama w sobie daje niemało satysfakcji. Jest w tym rzeczywiście sporo prawdy, ale bardziej rozbudowany system nagród miałby szansę trwale przykleić nas do ekranu.
Mały krok dla człowieka, wielki skok dla Smugi
Trochę ponarzekałem, przyznaję. Wytykając Blizzardowi chwiejny balans, sam nie zachowałem równowagi. Zgoda, być może większy nacisk położyłem na drobne mankamenty tej produkcji, niż na jej olbrzymie zalety.
Ale nie bez powodu! To dlatego, że o tych ostatnich w zasadzie nie ma sensu się rozpisywać. Poza kilkoma wadami, wszystko chodzi tutaj jak w zegarku.
Blizzard stworzył od podstaw wspaniałe uniwersum i naprawdę wciągającą strzelaninę. Każdy aspekt Overwatch jest w stanie zachwycić – od przepięknych map aż po obdarzone niezwykłymi umiejętnościami postacie. A całość... Co tu dużo mówić! To prawdziwy majstersztyk.
Choć wzięcie na warsztat pełnokrwistego FPS-a było ze strony Blizzarda krokiem dosyć ryzykownym, koniec końców okazało się, że to prawdziwy strzał w dziesiątkę. Nic, tylko czekać aż przywiana przez zamieć sieciówka obrośnie w nowe mapy, tryby i postacie. To z pewnością nastąpi, bo potencjał jest ogromny i żal byłoby go nie wykorzystać.
Ocena końcowa:
- drużynowa rozgrywka w pełnym tego słowa znaczeniu
- niezwykłe umiejętności bohaterów
- futurystyczne lokacje
- stylowa, komiksowa grafika
- intrygująca otoczka fabularna
- syndrom "jeszcze jednego meczu"
- niezłe spolszczenie
- infantylne motywy fabularne mogą odstraszyć dojrzalszych graczy
- słabo motywujący system nagradzania
- brak bardziej rozbudowanych trybów gry
- balans daleki od ideału
- Grafika:
dobry plus - Dźwięk:
bardzo dobry - Grywalność:
dobry plus
Komentarze
14"Jesteśmy Free2Play" :D
Na takiego FPSa właśnie czekałem dynamiczny, wymagający i zabawny.
Bardzo dobrze przygotowany FPS przez Blizzard, widać dbałość w każdym szczególe, fantastyczne modele, dzwięki, voice acting, na prawde oprawa jest fantastyczna. Nie iwem jak można za to krytykować grę. na prawde inne tytuły z tej półki wypadaja blada a weźmy pod uwage że gra jest bardzo dobrze zoptymalizowana i nie ma kolosalnych wymagań jak w innych przypadkach.
Mechanika i fizyka gry sa wprost wspaniałe, grając Junkratem czy Pharah odnosi sie wrażenie jakby to był stary dobry Quake 3 bo rakiety i granaty lataja tak samo.
Rozumiem natomiast opinie odnosnie balansu , w sensie nie podzielam ich natomiast wiem skąd się biorą. Gra jest wymagajaca - easy to learn and hard to master. Dlatego można odnieść wrażenie że brak w niej balansu gdy gra sie z bardziej doswiadczonymi przeciwnikami którzy wykorzystują wasza niewiedzę. Pewnym jest że będa patche poprawiające balans ale na to jeszcze za wcześnie. Ja natomiast nie widze póki co wielkich przepaści. Oczywiście jest to team brawler więc nie możemy miec pretensji ze niejesteśmy rywalizowac 1vs1 z każdym bo nei o to tu chadzi. Jedni mają lepiej z przodu inni z tyłu.
Faktycznie jest mało trybów, ale ludzie nie szukajmy aws na siłę w CS:GO sa 3 rodzaje map a w szyscy i tak graja tylko defuse. \Na chwile obecną wystarczy, Blizzard zapowiedział dalszy rozwój nad tytułem więc licze na to że nowe tryby, mapy i bohaterowie to tylko kwestia czasu. Przy okazji wspomne też że bardzo sie cieszę że gra nie jest w modelu free2play bo dzięki temu mogę za nią zapłacić poniżej 200 zł i spokojnie czekać na dodatkowy content, a nie farmić mozolnie bohatera op bohaterze ewentualnie wykupywac ich jak w Heroes of the Storm bo w tej sytacji dla kogś kto chce grac w ta grę jej koszty dramatycznie wzrastają. Po za tym najtańsza wersję mozna kupić za około 180 zł i uważam że ot jest uczciwa cena...
Gra stoi na wysokim poziomie, a w dodatku zapowiedziano że będą ja rozwijać.
Nie wiem czy jest sens porównywac grę do
Polecam wszystkim którym znudziły sie dotychczasowe FPSy typu COD, BF, CS itp.
tylko tak naprawde 2 tryby gier (reszta to raczej dodatki).
Chcialbym aby nie zginela po pol roku jak titanfall, gdzie rownie sie rozpisywano o caloksztalcie swietnie, a jak wyszlo ostatecznie kazdy wie.
https://www.g2a.com/r/user-572b30c10507e
Można kupić gierki dużo taniej, niż np w steamie :)