Sasha Grey posuwa się za daleko
Okiem Jakuba
Jakub Jakubowicz
Jakiś czas temu Sashę Grey, słynną aktorkę porno, zapytano, jak ocenia przydatność gogli do wirtualnej rzeczywistości dla widzów filmów erotycznych. Odpowiedź była, delikatnie mówiąc, dosyć sceptyczna. Otóż, znana ze swojej ponętności i gibkości gwiazda odparła, że kręcone w ten sposób filmy są „too much, too in your face” (które to wyrażenie w kontekście branży pornograficznej nabiera mocno sprośnej dwuznaczności).
Rzadko kiedy mam okazję w jakiejkolwiek dyskusji podzielać argumentację gwiazd porno, toteż tym bardziej zaskoczyło mnie, że moje wrażenia w przypadku PlayStation VR były podobne. Choć nie identyczne! I teraz już, rzecz jasna, mówię o grach, a nie filmach erotycznych.
Sama technologia potrafi przytłoczyć, ale jednocześnie też zachwycić i tutaj sformułowanie „too much” jest dla mnie stuprocentowo adekwatne. Zwłaszcza, kiedy mowa o horrorach, takich jak dostępne już demo Resident Evil VII. Odnosząc się jednak do samego PlayStation VR, muszę przyznać, że czasami było to raczej „too little”.
Dołączone do zestawu słuchawki
Pomijam już jakość obrazu, która po pierwsze graficznie nie nadąża za ekranowymi produkcjami, a po drugie daje uciążliwy „womitogenny” efekt. Największym jednak mankamentem dla mnie jest miałkość gier tworzonych z myślą o tym sprzęcie. Niby umilają one czas, ale jednak na krótko i wciąż daleko im do pełnoprawnych tytułów, które korzystają z klasycznych rozwiązań.
W tych dwóch obszarach wciąż czekam na radykalny skok jakości. Zastanawiam się tylko, czy względy techniczne nie staną się barierą nie do pokonania. W końcu PlayStation VR zostało stworzone z myślą o konsoli Sony, a ta już teraz jest uznawana za technologicznego staruszka. Czy znaczy to, że gogle tej firmy są jednocześnie zarówno zwiastunem rewolucji, jak i jej efektem końcowym (w każdym razie w wykonaniu japońskiego giganta)?
Tak czy inaczej, warto przemyśleć zakup tego urządzenia. Może PlayStation 4 Pro albo inny sprzęt pozwoli wycisnąć z tego sprzętu znacznie więcej. Albo też zwiększy się obszar jego zastosowań. Zwłaszcza, że przecież wirtualna rzeczywistość daje nam nadzieje nie tylko na coraz to nowe gry, ale też na filmy i seriale, w których będziemy aktywnie uczestniczyć. Czas pokaże, co jeszcze wymyśli Sony, żeby ich gogle nadspodziewanie prędko się nie przeterminowały.
Przyszłość tego sprzętu spoczywa też po części w rękach twórców gier na PlayStation VR. Mam nadzieję, że w najbliższych latach ich produkcje zostaną udoskonalone, a mechanizmy rozgrywki zuniwersalizowane, tak żeby na pierwszy plan mogły się wybić – podobnie jak w przypadku klasycznych gier – takie aspekty, jak naprawdę fascynująca i złożona opowieść czy też oryginalnie zaprojektowane potyczki wieloosobowe.
Już teraz pojawiają się sygnały, mówiące o tym, że tak rzeczywiście się stanie. Pytanie tylko, czy docelowym medium growych projektantów wciąż pozostanie PlayStation VR? Może to pecety o znacznie większych mocach przerobowych przejmą pałeczkę i dzięki wirtualnej rzeczywistości wreszcie wygrają odwieczny bój z konsolami?
Na te pytania trudno znaleźć odpowiedź, a PlayStation VR musi je sobie zadawać, jeśli chce zadomowić się na dłużej w życiu graczy. Na tę chwilę PlayStation VR jest bardzo przyzwoicie zaprojektowanym sposobem na poznanie możliwości nowej technologii. Ja sam bardzo chętnie wskakiwałem w wirtualne światy.
Jednak stosunkowo szybko miałem ochotę wrócić już do moich ulubionych produkcji, które nie wykorzystują futurystycznych gogli, nie wymagają ode mnie ciągłego kręcenia się na fotelu i nie próbują na każdym kroku oszołomić mnie nowym kształtem wirtualnej rzeczywistości...
Zresztą, część z tych zarzutów dotyczy sprzętu Sony, natomiast reszta z nich może być z mojej strony zwykłą obroną przed technologiczną nowością. Kto wie, może wciąż jeszcze uciekam przed zapisanym na celuloidowej taśmie pociągiem? Przekonam się, czy chętniej będę sięgał po PlayStation VR, kiedy już do reszty uświadomię sobie, że pędząca w moją stronę lokomotywa to tylko iluzja. O ile gogle Sony w ich obecnym kształcie przetrwają jeszcze do tego momentu.
Z dużej chmury mały deszcz?
Okiem Gamingowego Menela
Maciej Piotrowski
Wirtualny świat PlayStation VR kusi i nie ma co do tego wątpliwości. Raz, że przywraca radość z odkrywania gier na nowo, dwa – że jest świetnie wykonany, a trzy - że nie rujnuje portfela. No może nie tak do końca, bo przecież oprócz zestawu Playstation VR trzeba dokupić jeszcze kamerkę i ewentualnie, o ile ktoś nie posiada, kontrolery PS Move.
Pytanie tylko na ile ta zabawa nam starczy. Jak na razie bowiem faktycznym problemem tego sprzętu nie są ani występujące czasami zawroty głowy, ani słabsza rozdzielczość, ani plątanina kabli, a najzwyczajniej w świecie brak ciekawych gier. Co gorsza, po zapowiedzi BioWare, że nowy Mass Effect nie będzie miał żadnej zawartości przeznaczonej dla VR moje obawy rosną. Oczywiście, to tylko jeden z wielu deweloperów, zaś w produkcji znajdują się kolejne gry dla gogli Sony choćby ubisoftowy Star Trek: Bridge Crew czy nowy Resident Evil.
Kłopot w tym, że my, gracze potrzebujemy ciągle nowych doznań, a nie powielania w kółko tych samych schematów. Jeśli więc twórcy nie wymyślą oryginalnych sposobów wykorzystania Playstation VR technologia ta może zaginąć (ponownie zresztą) w odmętach historii niczym ciekawy, ale dawno porzucony Wonderbook. Obym się mylił.
Ocena końcowa:
- stosunkowo prosta i wygodna konstrukcja
- pierwszorzędna jakość wykonania
- możliwość komfortowej gry nawet w okularach
- ciekawy patent na zabawę w kilka osób
- ze słuchawkami na głowie wrażenie immersji w świat gry jest fanastyczne
- niezła jakość obrazu...
- ... choć do poziomu pecetowej konkurencji jej daleko
- dość zawiły sposób podłączenia
- brak kamerki w zestawie (jest niezbędna)
- możliwe zawroty głowy i nudności (choroba lokomocyjna)
- stosunkowo uboga biblioteka gier
- Jakość wykonania:
dobry plus - Ergonomia:
super - Oferowane możliwości:
dobry
Komentarze
28Dla mnie to porażka roku. Kasa odłożona na Switcha
https://www.youtube.com/watch?v=vY6QRN6hI-Y
A serio, raz że to już było i to nie raz, dwa podzieli los 3D w tv.
to tak jakby napisać ze wadą statku jest choroba morska.
Jak ktoś ma problemy z błędnikiem to będzie miał zawroty głowy, jak ktoś jest mniej wrażliwy to ich miał nie będzie.
Nie jest to na bank wada.