Polaryzacja, zamachy, hejt… Podziękujmy mediom społecznościowym [OPINIA]
Wszystko, co kontrowersyjne, wszystko, co budzące powszechne zainteresowanie w całym spectrum skrajnych emocji i postaw znajduje dziś swoją reprezentację w mediach społecznościowych. Social media są przyczółkiem skrajności, co jest im bardzo na rękę!
W jednym z odcinków SięKlika, czyli wiecie, naszego formatu wideo, w którym przedstawiam najnowsze newsy i publikacje, jakie ukazały się na benchmarku, robiąc z siebie przy tym umiarkowanego idiotę, wspominałem o tym, jak wielcy świata technologii solidaryzowali się z Donaldem Trumpem po nieudanym zamachu na jego życie. Wspomniałem o tym i wyśmiałem ten fakt, po czym pomyślałem, że podejmę ten temat na spokojnie, tłumacząc swoje stanowisko. To zaś wydaje się nieszczególnie skomplikowane - ot uważam, że internet stał się realnym narzędziem walki politycznej, wyzwalając pełny potencjał klasycznej już strategii spod znaku “dziel i rządź”.
Media społecznościowe to zaś oręż w tej walce nieprzeceniony - z jednej strony pozwalają one na toczenie walk na wielu frontach, z drugiej formalnie same starają się zwalczać mowę nienawiści, żywiąc się nią, gdyż przyciąga ona użytkowników, generuje zainteresowanie, stanowiąc iście życiodajny surowiec na tym bezideowym pustkowiu, za które wszyscy pociągający za sznurki w social media chcą je postrzegać.
Internet, ze wszystkimi swoimi narzędziami, implementowanymi na potrzeby całego potężnego sektora e-commerce, który przecież jest bytem nieprawdopodobnie dochodowym, jest dziś polityczną ziemią obiecaną. Za pomocą kierowanych działań i to kierowanych dokładnie do takich grup odbiorców, jakie sobie ktoś tylko wyśni i wymarzy, można w internecie zrobić wszystko. Aktywizacja własnych wyborców? Nie ma problemu! Sprawdzenie trendów i sympatii politycznych? Luźno! Podważenie wartości kluczowych dla drugiej strony sporu politycznego? Na spokojnie! Podburzenie, wywołanie społecznego niepokoju, nawoływanie do hejtu lub czynów określanych przez kodeks prawny jako zabronione? Potrzymaj mi piwo!
Internet jest lepszy niż wiece i pikiety. Tańszy niż sympozja, odczyty, konferencje. Wdzięczniejszy i uderzający bardziej punktowo niż telewizja. Ten, kto dobrze rozkmini prowadzenie politycznej wojny w sieci, ten wygrywa. Może nie zawsze i może nie wybory, bo tu już trzeba zerknąć na cyfrowe zaangażowanie całego społeczeństwa, ale na pewno wygrywa w wyścigu o to, kto najgłośniej krzyczy i kto w opinii publicznej staje się heroldem narodu. A przynajmniej jakiegoś wycinka narodu.
Jaką rolę pełnią w tym partykularnym korzystaniu z sieci pełnią social media? Hybrydową. Stanowią z jednej strony sposób na docieranie dokładnie do tego, do kogo chcemy dotrzeć, pozwalając na konsolidację “swoich” i antagonizowanie “innych”, z drugiej strony sprzeciwiając się i walcząc ze wszystkim, co nieetyczne, co niepoprawne politycznie. Sprzeciwiają się jednak na miękko, bo trochę tego nie chcą, bo wiedzą, że takie zagrywki są śmierdzące, a trochę są im one potrzebne, bo bez nich zainteresowanie konkretnymi platformami poleci na łeb na szyję. O ile bowiem Instagram da sobie radę, bo każdy lubi oglądać ładne zdjęcia ładnych ludzi, o tyle bez hejtu i kakofonicznego “ciśnięcia wszystkim przez wszystkich” Facebook, a zwłaszcza X mogłyby spokojnie zawinąć się z rynku.
Grupy na Facebooku wylęgarnią hejtu?
Nie zamierzam analizować tu wszystkich platform społecznościowych, bo co jakiś czas w jakimś felietonie dostaje się to temu, to tamtemu. Poza tym, wyszłaby mi z tego tekstu praca dyplomowa, a tych napisałem już w swoim życiu dość. Skupię się na rzeczy niepozornej, która stanowić może przykład tego, jak to lubimy wylewać na siebie pomyje i wokół siebie żale w sieci. Tę naszą skłonność wykorzystują później możni tego świata, by sterować dyskursem i jeśli ktoś myśli, że ogólnoludzkie plucie na siebie nawzajem nie ma nic wspólnego z późniejszymi zamachami na kandydata na prezydenta najpotężniejszego państwa na świecie, to jest w wielkim błędzie. Kropla drąży skałę, moi drodzy!
Rozmaici specjaliści od kreowania opinii bazują na naszej naturalnej skłonności ku niezgodzie, a skłonność ta ujawnia się w najbardziej podstawowych formach międzyludzkiej interakcji - w tym w dyskusjach o współdzielonych zainteresowaniach. Na Facebooku pojawiam się od święta, od wielkiego dzwonu, ale nigdy nie usunąłem się (zabawnie to brzmi) z żadnych z facebookowych grup zainteresowań: od grupy zrzeszającej fanów SAAB-ów, po grupy z miłośnikami rowerów wszelakich i jazdy na rowerze tu i ówdzie. Nie korzystam z tych grup, nie obserwuję ich, ale jak już się na Facebooku pojawię, to rozmowy, które się tam toczą, dają mi mnóstwo radości.
Obśmiewam wszystkie te wątki, w których jakiś żółtodziób prosi o radę, pytając o absolutnie podstawowe kwestie, a później znosząc dziesiątki komentarzy, które krytykują go od góry do dołu i od dołu ku górze. Ludzie wytykają takiemu delikwentowi lenistwo, niewiedzę, nawet fakt bycia żółtodziobem. Zawsze znajdą się ze dwie, może trzy pomocne osoby, ale znaczna większość odpowiada głównie po to, by poprawić sobie dzień i obśmiać nieszczęśnika, który odważył się na zadanie pytania. Podobnie jest na każdej w zasadzie grupie, której jestem członkiem, od grup skupionych wokół tematów, zagadnień hobbystycznych, po grupy zawodowe. Gdzie można napluć jadem na bliźniego, tam się jadem pluje i koniec dyskusji.
Skąd tyle złości w narodzie?
Oto jest pytanie za milion punktów - skąd w nas tyle jadu? Codzienność nas przytłacza? Rzeczywistość, w której żyjemy, nie pozwala na oddech pełną piersią? Cierpimy za grzechy socjalizmu? A może po prostu brakuje w nas żywej tkanki społeczeństwa obywatelskiego i brak nam odpowiedniej, społeczno-kulturowej kindersztuby? A może jesteśmy po prostu sfrustrowani dla zasady i musimy wyrzucić z siebie to i owo, raz na jakiś czas, co lepiej zrobić w sieci?
Nie szukałem odpowiedzi na zadane powyżej pytania, bo musiałbym sczytać jakieś badania na ten temat, a nie mam na to czasu, lub musiałbym przeprowadzić własne - na co nie mam ani czasu, ani ochoty. Opinie specjalistów z telewizji lub influencerów po lekturze Wikipedii, nieszczególnie mnie zaś interesowały. Zakładam oczywiście, zdroworozsądkowo, tak na chłopski rozum, że żyjemy w dynamicznych czasach, w ciekawych czasach, więc nagromadzenie sensów i znaczeń i sposobów życia, których nie rozumiemy, jest tak duże, że zwyczajnie sobie z tym nie radzimy, szukając gdzieś ujścia dla naszych emocji… Jest to jednak strzał, jak z procy w stodołę i nie mam pojęcia, czy to przekonanie w jakiejkolwiek mierze koresponduje ze stanem faktycznym hejtu naszego powszedniego.
Po nitce do kłębka
Wspomniane wcześniej facebookowe grupy hobbystyczne oraz zawodowe stanowią pewnego rodzaju poligon szkoleniowy, na którym ćwiczy się mowę nienawiści i umiejętne żonglowanie hejtem. Ćwiczy się samodzielnie, oddolnie, tak spontanicznie nawet, nie mając pojęcia, że te nasze umiejętności, które doskonalimy od lat, zostaną prędzej czy później wykorzystane przez podmioty kontrolujące narrację. Będąc dobrym słownym szermierzem, a jednocześnie osobą o skonkretyzowanych poglądach staniemy się prędzej czy później albo zatwardziałym PIS-owcem, albo “Silnym Razem” uśmiechniętym Europejczykiem. To generalizacja, jasna sprawa, ale odgórna narracja społeczno-polityczna pada na żyzny grunt i bez ceregieli wykorzystuje nas wszystkich w formowaniu opinii, w tworzeniu wewnętrznie spolaryzowanego społeczeństwa.
Pamiętajmy też, że polaryzacja w Polsce jest potężna, topowa wręcz, ale nie dotyczy ona jedynie wątku społeczno-politycznego. W kraju dzieli nas wszystko. Kibice piłki nożnej nie znoszą tych, którzy sport narodowy ignorują, a miłośnicy samochodów z silnikami Diesla chętnie werbalnie ukamieniowaliby fanów elektryków. Podziały w społeczeństwie generują się systematycznie - to trwała, właściwa społeczności organicznej mechanika, w której w zasadzie nie ma nic złego, bo segmentuje nas na “naszych” i “innych”, czyli na podział będący podwaliną relacji między grupami społecznymi. Cały ambaras polega na tym, że podmioty odgórne wchodzą w te relacje, zawłaszczają je, a nas wykorzystują jako swoich wiernych rycerzy. Wszystko to zaś dzieje się w sieci, a przede wszystkim - w serwisach społecznościowych.
Spokojnie, już prostuję - oczywiście, że podziały te i tożsame im wojenki podjazdowe mają miejsce również w realnym świecie, ale to media społecznościowe są tu główną płaszczyzną do wyrażania opinii. W społecznościówkach jest to łatwe, nie zajmuje wiele czasu, jest przystępne i nieabsorbujące, a wymiana skrajnych myśli i przekonań jest czymś, czego administracja żadnego z serwisów nigdy nie zakaże (blokując tylko tych, co bardziej skrajnych wojowników z obu stron danego konfliktu), bo podtrzymywanie tlącego się ognia dziejowego nieporozumienia napędza interakcje, które to napędzają ruch. Media takie, jak Facebook czy X, które nie żyją z wyświetlania głupich filmików i ładnych zdjęć, potrzebują interakcji, by pozostać na powierzchni i utrzymać pozycję opiniotwórczych lub zarabiać potężne pieniądze na kontraktach reklamowych.
Wnioski, bo odpływam
Myślę sobie, że sami jesteśmy sobie winni i tak długo, jak nie nauczymy się prostego gestu, podstawowego ruchu w dyskusji, jakim jest zrobienie kroku w tył i poreflektowanie nad swoim zachowaniem, będziemy wykorzystywani w walce “dobra ze złem”. Tak długo, jak kolokwialne “pociśnięcie komuś” będzie dla nas najlepszym sportem po godzinach pracy, tak długo social media będą karmiły się trendami, które sami hodujemy, polaryzacja będzie wystrzeliwać pod sufit, a galopujący hejt i zamachy (również te werbalne) będą stałym elementem społecznego krajobrazu.
Szansy na rychłą zmianę tu nie widzę, podobnie jak i szans na społeczne pogodzenie… Niemniej jest jedna rzecz, która powinna nas wszystkich w jakiś sposób zjednoczyć. To historyczna konieczność wykrzyczenia w twarz Zuckerbergom całego świata, że swoje wyrazy współczucia i ubolewanie nad każdorazowym przypadkiem przemocy, która z online`owej dyskusji wylała się do realnej rzeczywistości, mogą sobie wsadzić tam, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Jeśli jakakolwiek gałąź, jakikolwiek zwiędły liść na wielkim drzewie nowoczesnych technologii odpowiada w jakiś sposób za skłóconą tkankę społeczną całej w zasadzie kultury Zachodniej, to są to media społecznościowe i ich sposób na monetyzowanie naszej frustracji.
Komentarze
3To rodzice kształtują dziecko - Albo pozwalają mu się "zapuścić" w titokach czy innych portalach albo ich pilnują i dają taki dostęp raz na jakiś czas albo wcale kierując go na inne zaintrresowania (sport muzyka ...)