Niektórzy kupują Prey w ciemno, inni podchodzą do tego tytułu z większą rezerwą. Zatem w czyje gusta trafi ten kosmiczny horror? Oj, są tacy, co go pokochają!
- klimat, klimat i jeszcze raz klimat!,; - mroczna, świetnie prowadzona, niezwykle intrygująca fabuła,; - różne drogi prowadzące do celów kolejnych zadań,; - drzewko umiejętności z nietypowymi zdolnościami obcych,; - abstrakcyjny arsenał broni,; - doskonałe udźwiękowienie,; - niezła polska wersja językowa (dubbing),; - eksplorowanie stacji Talos-1 daje olbrzymią frajdę,; - stosunkowo wysoki poziom trudności...
Minusy...który niektórych może nadmiernie frustrować i zniechęcać,; - nierówna oprawa graficzna,; - koncepcja neuromodów i rozwoju postaci mogła być potraktowana nieco oryginalnieje).
Prey krzyżuje gatunki
Nie tylko tyfony potrafią zmieniać kształty. Sam Prey też to robi. Kiedy tylko zamknąć go w szufladce, zaraz ją otworzy, wypełźnie i ulegnie jakiejś zaskakującej metamorfozie. Raz to strzelanina, innym razem survival horror, skradanka, RPG, gra przygodowa… Cechy różnych gatunków mieszają się w tym tytule, jak w laboratoryjnych okazach ze stacji Talos-1.
Jednak już teraz narosło wokół tego sporo emocji. Oczekiwania niektórych rozminęły się z tym, co obiecuje Prey, a znowuż inni nie wiedząc, jak zaetykietować nową produkcję Arkane Studios na wszelki wypadek krzywo na nią patrzą. Podczas mojej przeprawy przez stację Talos-1 w mig zrozumiałem, że to całe zamieszanie jest zgoła niepotrzebne i dlatego postanowiłem, jeszcze przed napisaniem recenzji, „na głos” zastanowić się nad tym, czyje gusta zaspokoi Prey.
Bo czy można ten tytuł podsumować wyświechtanym hasłem „dla każdego coś dobrego”? Czy raczej ta mieszanina jest tak unikalna, że trafi w smak tylko największych smakoszy, ewentualnie ekscentryków świata gier? Prawda, jak zwykle, leży pośrodku. I dlatego też trzeba ją rozebrać na części, żeby ustalić, dlaczego tam akurat znalazła sobie miejsce.
Nigdzie nie jest tak ciemno jak w kosmosie
Zacznijmy od tego, co rzuca się w oczy jako pierwsze. W oczy, w uszy, a nawet czujemy to jakoś podskórnie, pozazmysłowo. Chodzi o klimat, rzecz jasna. Opustoszała stacja dryfująca gdzieś daleko w kosmosie, a na niej zgraje krwiożerczych kosmitów.
I co? To wszystko? Oczywiście, że nie. Jest jeszcze tajemnica naukowych badań, bohater dotknięty amnezją i gęstniejąca z minuty na minutę intryga. Dopiero cała ta mozaika elementów tworzy atmosferę, w której trudno wziąć głębszy oddech, ale wydostać się z niej też nie sposób. W każdym razie trudno sobie na to pozwolić przed uzyskaniem wszystkich odpowiedzi.
W zdewastowanych korytarzach Talos-1 znajdziemy więc ducha takich serii Dead Space, jak i Alien: Isolation. Wprawdzie groza w Prey nie jest tak paraliżująca jak we wspomnianych horrorach, ale nastrój osaczenia, bezsilności i ciągłego niepokoju zgadza się jeden do jednego.
Prey nie jest typowym survival horrorem (bo i daleko mu do jakiejkolwiek typowości!), ale jeszcze co najmniej jedną cechę tego gatunku posiada. Chodzi o walki z przeciwnikami. Często bezpośrednia konfrontacja z tyfonami musi zakończyć się porażką i trzeba nieźle się naukrywać, nakombinować lub w inny jeszcze sposób namęczyć, żeby ją przetrwać.
Pamiętacie potyczki ze starym Bakerem w Resident Evil VII? Tutaj znajdziecie coś podobnego, choć, rzecz jasna, na mniejszą skalę i w bardziej kosmicznym, a mniej perwersyjno-rodzinnym klimacie.
I chociaż w gruncie rzeczy do „residenta” Preyowi daleko, parę punktów stycznych się znajdzie. Między innymi dreszcze na plecach, które niekiedy i przy tym drugim tytule się pojawią. Oj, pojawią!
Raz zgaśnie światło, kiedy indziej z sufitu spadnie jakaś rura, czasem coś zaskrzypi, czasem zastuka, a w głowie przewija się jedno pytanie: zobaczył mnie czy nie zobaczył? Nie zobaczył? Można iść dalej!
Ciii!
Skoro nastrój osaczenia, skoro konieczność unikania przeciwników, skoro trudność w walce bezpośredniej, to nic dziwnego, że w Prey znajdziemy też skradanie. I to całkiem sporo skradania! W sumie tego można było się spodziewać po twórcach Dishonored 2, toteż fani przygód Corvo mogą już sobie ostrzyć zęby.
Z jedną zasadniczą różnicą! W Dishonored to my byliśmy łowcami, a wróg zwierzyną, natomiast w Prey… No, cóż, w Prey może nie jest odwrotnie, ale w każdym razie aż tak oczywistego podziału między Morganem Yu (lub panią Morgan), a morderczymi tyfonami nie ma.
Czasem zdarzy nam się z satysfakcją zrobić w balona jakiegoś potężnego fantoma, ale za to innym razem znienacka wykończy nas byle mimik, który udawał apteczkę. Nosił wilk razy kilka… Aż owca okazałą się tyfonem!
Ale, tak czy inaczej, w Prey jest zdecydowanie „skradankowo”. I nie zawsze chodzi o zabawy w chowanego, jakie znamy chociażby z Alien: Isolation. Czasem trzeba obmyślić większą strategię, w której skład wchodzi studiowanie mapy, badanie terenu i wybieranie nieoczywistych, a jednocześnie bezpieczniejszych dróg prowadzących do celu.
Już nawet sam interfejs Prey sprawia, że wielbiciele Deus Ex, Hitmana czy jakiejkolwiek innej gry wymagającej ukrywania się przed przeciwnikami, poczują się jak w domu. Tyfon może i jest uosobieniem obcości, ale to jeszcze nie powód, żeby nie umieścić nad jego głową wskaźnika zainteresowania nami. Tak jest, takiego samego, jaki znamy z wielu innych gier taktycznych.
Zaznaczmy też, dla jasności, że amatorzy wielkich spluw i jeszcze większych eksplozji też nie będą mieli, na co narzekać. Bo skradanie, skradaniem, ale i pukawki, i strzelaniny być muszą.
Wprawdzie twórcy Prey A.D. 2017 odchodzą daleko od produkcji o tej samej nazwie z 2006 roku, ale nie zmienia to faktu, że kilo ołowiu wpakowanego w przeciwnika bywa czasem najlepszym z możliwych rozwiązań.
Talos-1 ratuje Ziemię
Wszyscy mówią o recyklingu. To ważny temat! W końcu naszą niebieską kulkę trzeba uratować, zanim stanie się zgniłozielona. Mieszkańcom stacji kosmicznej Talos-1 ta idea nie jest obca, a wręcz przeciwnie – przerabianie śmieci na nowe produkty to ich ulubione hobby (nie licząc uciekania przed tyfonami, rzecz jasna)!
No, dobrze, może nie robią tego dla ratowania Ziemi, bo nawet nie widzą jej z okien swoich biur, ale koniec końców i tak chodzi o recykling. Wszystkie odpadki wrzuca się do urządzenia, które przetwarza je na gotowe do użycia surowce, a te z kolei można władować do fabrykatora, który skleca z nich nowiutkie przedmioty.
Co to oznacza w praktyce? Zbieranie śmieci, panie i panowie! Brzmi to dosyć ordynarnie, ale tak naprawdę jest całkiem ekscytujące. Głównie dlatego, że łączy się z eksploracją olbrzymiej stacji kosmicznej. A z kolei eksploracja prowadzi do zadań pobocznych. A zadania poboczne? Do neuromodów, które pozwalają rozwijać umiejętności naszej postaci i ekwipunku, który zwiększa jej zdolność do przetrwania.
W tym miejscu fani Fallouta pewnie już uśmiechają się pod nosem. Nie bez przyczyny, bo jest coś w Preyu z przetrząsania atomowego pogorzeliska. Albo ruin opanowanego przez epidemię miasta z The Last of Us.
Nawet kiedy staniemy pod ścianą, ze zdrowiem na wykończeniu, zdartym do reszty kombinezonem, bez amunicji i jakichkolwiek zapasów, zawsze możemy wzorem MacGyvera przetrząsnąć sąsiednie pomieszczenia i z pomocą znalezionych fantów odnaleźć wyjście z opłakanej sytuacji.
Ryzyko zawodowe
Macie znajomych naukowców? Jeśli tak, to wiecie dobrze, że ich robota do najbardziej ekscytujących nie należy. Ślęczenie nad papierami, ewentualnie probówkami, czasem wyklepanie czegoś na komputerze… Poparzenie się kawą to chyba największe zagrożenie w tym fachu!
Tak w każdym razie jest w naszym nudnym, prawdziwym świecie. Co innego w filmach i grach! Tam każdy dzień z życia naukowca to igranie ze śmiercią, ratowanie świata lub przypadkowe doprowadzanie do zagłady ludzkości.
Nie inaczej jest w Prey, którego historia z pewnością przypadnie do gustu wszystkim fanom tego rodzaju opowieści o nieudanych eksperymentach, przypadkiem pootwieranych wrotach do innych wymiarów czy próbach tworzenia utopii, które prędko kończą się w katastrofę. Tak, tak, sieroty po Bioshocku mogą przywitać stację Talos-1 z radością w sercu. Wprawdzie to nie dno oceanu, a kosmos, ale i tak jest w dechę!
No i nie można też zapomnieć o tych, którzy wciąż czekają, choć coraz mniej optymistycznie, na Half-Life’a 3. Do tej grupy twórcy Prey puszczają oko już na wstępie. I to dwukrotnie! Bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że początkowe „Hello, Morgan” to zaszyfrowane „Good morning, Mr. Freeman”. Do tego klucz francuski jako początkowa broń mówi sam za siebie.
A to nie koniec odwołań, aluzji i inspiracji. Pominę już sam kontekst samotnego faceta w stacji badawczej, którą opanowali kosmici, a zamiast tego, wspomnę o mechanice, która pozwala nam między innymi przerzucać różne przedmioty, żeby otwierać ukryte przejścia, bądź atakować nimi z dystansu przeciwników.
Wprawdzie nie robimy tego za pomocą grawitacyjnej spluwy, ale za to do naszej dyspozycji oddano między innymi klejową broń, która też pozwala w ciekawy sposób ingerować w środowisko – a to unieruchamiając wrogów, a to tworząc nowe bryły z zastygającej masy.
Powiedzieć jednak, że Prey to Half-Life 3 wydany pod inną nazwą to przesada. Owszem, sporo elementów wspólnych znajdzie się między tymi tytułami, ale jednak kosmiczne dziecko Arkane Studios to dzieło jedyne w swoim rodzaju, które czasem coś podejrzy, czasem czymś się zainspiruje, ale dodaje też mnóstwo od siebie i łączy wszystkie elementy w oryginalną całość.
Dasz sobie wbić igłę w oko?
Jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B. Innymi słowy, w powietrzu wisi pytanie i domaga się odpowiedzi. Dla kogo więc jest Prey? Czy dla wszystkich? Nie, nie dla wszystkich. Dla wybranych? W żadnym razie tak tego nazwać nie można, bo cuchnie niezdrowym elitaryzmem! Powiedzmy więc kompromisowo – dla wielu.
Dla tych, którzy lubią przemykać poza zasięgiem wzroku przeciwników, dla amatorów kosmicznych zagadek, dla śmiałków rzucających się z kluczem francuskim w paszcze obcych, dla zbieraczy porzuconych przedmiotów i poszukiwaczy ukrytych przejść, dla kolekcjonerów futurystycznych spluw, dla wielbicieli nastroju osaczenia… A przede wszystkim dla tych, którzy pragną zobaczyć coś, czego jeszcze nie widzieli.
Komentarze
6Takie wrażenie odniosłam po przeczytaniu tekstu powyżej...
Pewnie kupię ale poczekam aż stanieje lub promocje będą.
PS. Lubię szperać i zwiedzać okolicę. Gry w których tylko się biega i strzela jak np. Call of Duty: Infinite Warfare czy Battlefront 1 lub Titanfall 2 są głupie.
Przeciez to jest wlasnie duchowy poprzednik Prey 2017.
Nawet technologia wyswiatlania tresci na szybach nazywa sie "Looking Glass", polecam sprawdzic kto stworzyl SS2.
To jest trybut Arkane dla LGS ktore zapoczatkowalo ten gatunek.
Wrocilo nawet inventory, ktorego brakowalo w Bioshockach.
Cos u autora bardzo kiepsko z historia tego typu gier.
>wspomnę o mechanice, która pozwala nam między innymi przerzucać różne przedmioty, żeby otwierać ukryte przejścia, bądź atakować nimi z dystansu przeciwników.
Wprawdzie nie robimy tego za pomocą grawitacyjnej spluwy...
To nie jest z zadnego Half-Life tylko zaczerpniete z SS2 i DeusEx, gdzie tak samo jak w nowym Prey potrzeba bylo miec odpowiednie statystyki/skille aby moc nosic ciezkie przedmioty i nimi rzucac robiac obrazenia
>No, dobrze, może nie robią tego dla ratowania Ziemi, bo nawet nie widzą jej z okien swoich biur
Czy gralismy w ta sama gre?
Po wyjslu z 1 strefy i wejsciu po raz pierwszy do Lobby, dostajemy wiadomosc glosowa zeby popatrzec przez szybe i tam jest bardzo dobrze widoczna ziemia.
Talos 1 orbituje kolo ksiezyca (co tez widac przez ta szybe) wiec Ziemia jak najbardziej jest z okien widoczna.