Jeśli trzeba byłoby wymienić świętą trójcę exclusive’ów PlayStation, niemal każdy z miejsca wskazałby na Uncharted, inFamous i Killzone (wersja prehistoryczna – Spyro, Medievil i Crash Bandicoot). Kiedy next-genowa kontynuacja przygód Nathana Drake’a dopiero raczkuje otrzymując jedynie małą wideo zajawkę, a nowe inFamous wciąż szykuje się do ataku z początkiem 2014 roku, to właśnie na barkach żołnierzy ISA i Helghan spoczął niemal cały ciężar ukazania mocy i potencjału PlayStation 4. No skoro zaczęła się era nowej generacji sprzętu do grania to wypadałoby pokazać, że warto było na nią czekać.
Fabularnie Killzone: Shadow Fall zabiera nas w przyszłość, ukazując czasy bardzo kruchego sojuszu pomiędzy odwiecznymi stronami konfliktu – Helghastami i Vektanami. Po latach wyniszczającej wojny zmęczona planeta Helghan nie bardzo nadawała się już na miejsce do dalszego życia, więc skłócone stronnictwa musiały osiągnąć pewien kompromis. W ten oto sposób wesoła ekipa o hełmach ze świecącymi na pomarańczowo gałami przeniosła się na Vektę, szukając nowej nadziei na wspólną egzystencję. Latka mijały, a temperatura rosła, bo pokrzywdzeni obywatele Imperium Helghan tak naprawdę wcale nie mieli zamiaru zapomnieć o dawnych urazach. Ponowny konflikt był więc tylko kwestią czasu.
Nie ma jednak co się oszukiwać - historia opowiadana w Shadow Fall na branżowego Oscara w temacie najwspanialszej narracji szanse ma naprawdę nikłe. Opowieść standardowo próbuje chwycić nas za serce i zbudować więź z prowadzonym bohaterem poprzez wrzucenie nas w jego kilkuletnią skórę i ukazanie śmierci troskliwego ojca, ale grube FPS’owe ramy produkcji robią tutaj swoje. Postacie są mało wyraziste, a główny bohater - nijaki. No, ale Killzone: Shadow Fall to wciąż FPS pełną gębą, i raczej mało kto poszukiwać tu będzie emocjonalnych uniesień. Co nie oznacza, że nie byłby mile widzianeJ.
Samo zasuwanie od jednej lokacji do drugiej i plucie ołowiem na prawo i lewo jest całkiem podobnie jak w każdej innej klasycznej strzelaninie FPS. Fakt ten to w zasadzie największy zarzut, jaki postawić można nowemu Killzone’owi. Rozgrywka w żadnym miejscu nie zapracowuje bowiem na łatkę następnej generacji, którą to z taką dumą nosi na swej klacie. Zmiany w postaci większych lokacji, mniejszej ociężałości prowadzonej postaci czy zwiększonej szybkostrzelności broni, doprawione pomagającym nam w boju dronem to raczej nie coś, co usprawiedliwia niemałą kwotę wyłożoną w dniu premiery na nową konsolę.
Na szczęście jest jeszcze oprawa graficzna, która tutaj może faktycznie zachwycić. Killzone: Shadow Fall może pochwalić się natywną rozdzielczością 1080p i stałymi 30 klatkami na sekundę w kampanii dla pojedynczego gracza oraz 60 klatkami podczas starć wieloosobowych. Oczywiście większe zadymy mogą uszczuplić te liczby o kilka klatek, jednak wynik wciąż potrafi być bardziej niż zadowalający. Nie ważne jednak ile wybuchów i eksplozji przewinie nam się przez ekran, produkcja nie ma zamiaru obniżać rozdzielczości swoich ostrych jak żyleta tekstur. Pod tym względem Shadow Fall nie ma się czego wstydzić. Co prawda bogatsze w detale twarze postaci i tak widzieliśmy już przy okazji trzeciej części Crysisa na komputerach osobistych, jednak jakościowy skok w kwestii oprawy graficznej w dalszym ciągu pozwala z nadzieją patrzeć na przyszłość tej konsoli. Killzone to w końcu tytuł startowy.
Pomimo wad Shadow Fall to i tak bardzo mocna pozycja. Co prawda trudno uznać go za system-sellera, który zagna do sklepów wszystkich niezdecydowanych i zmusi ich do opróżnienia portfeli, ale i nie jest też tytułem, z którym PlayStation 4 musi kryć się po kątach. I choć rozgrywka nie wnosi tu w zasadzie nic nowego, bo w podobne produkcje graliśmy już setki, jeśli nie tysiące razy, to jednak od strony technicznej next-genowe Shadow Fall to piękny przedsmak tego, co nowa konsola Sony może zaprezentować nam w nie tak odległej przecież przyszłości. Jeśli na swoim świeżym PlayStation szukasz solidnych potyczek sieciowych, doprawionych długą i poprawnie zrealizowaną kampanią dla pojedynczego gracza, do nowej odsłony Killzone i tak nie trzeba cię namawiać. Cała reszta właścicieli PS4 również powinna się skusić - tak w końcu zaczyna się nowa generacja.
Co wyróżnia Killzone: Shadow Fall?
- doskonała oprawa audiowizualna (natywna obsługa 1080p)
- stała płynność gry (w lwiej części rozgrywki) – 30 klatek na sekundę w trybie dla pojedynczego gracza i upragnione 60 klatek w multi
- pomagający w walce dron bojowy
- ciekawe wykorzystanie możliwości DualShocka 4 (głośnik, gładzik)
- tryb wieloosobowy świetny…
Zauważone niedoskonałości:
- …ale bardzo chaotyczny
- mało porywająca fabuła
- nierówne tempo rozgrywki w kampanii z bardzo frustrującymi miejscami o znacznie wyższym poziomie trudności
- twarze postaci nie trzymają równego poziomu
- niezbyt udana polska wersja językowa
Podsumowanie - starcie PC vs PS4?
Shadow Fall to tytuł na wyłączność dla PlayStation 4 i jako taki prezentuje się nadzwyczaj okazale. Świetna oprawa graficzna, obłędne oświetlenie i efekty cząsteczkowe robią swoje. Szkoda tylko, że podczas zabawy potrafi dopaść nas nuda. Twórcom nie udało się utrzymać dobrej dynamiki rozgrywki wskutek czego bywają miejsca, gdzie więcej jest szukania dalszej drogi niż walki. Co gorsze momentami poziom trudności gry staje się frustrujący. Nie zmienia to jednak faktu, że na dzień premiery nowy Killzone jest tym co każdy konsolowy gracz chciałby zobaczyć odpalając swoją nową maszynkę. Czy dorównuje on graficznie tytułom pecetowym? Na to powinniście odpowiedzieć sobie sami.
Moja ocena: | |
Grafika: | super |
Dźwięk: | dobry |
Grywalność: | zadowalający plus |
Ogólna ocena: | |